Widok odwożonych do aresztu kolegów, którzy przez lata wydawali się nietykalni, musiał być szokiem dla oderwanych od koryta polityków PiS.
Głowa państwa ukrywająca w Pałacu Prezydenckim przestępców to wydarzenia bez precedensu w historii III RP. Realizując polityczny plan Jarosława Kaczyńskiego obliczony na wywołanie społecznych niepokojów i polityczno-prawnego chaosu, Andrzej Duda stanął po stronie bezprawia i niesprawiedliwości kompromitując urząd, który sprawuje. Zupełnie jakby nie zauważył, że wraz ze zmianą władzy w Polsce nadchodzi nieuchronny kres państwa, w którym wykładnią prawa były ustalenie biura politycznego z Nowogrodzkiej, a sprawiedliwość miała być tylko dla wybranych z partyjną legitymacją PiS w kieszeni.
Prezydent, który chciał zagrać na nosie Donalda Tuska, sam został ograny i wystawiony na pośmiewisko, gdy pod jego nieobecność policja wyprowadziła z Pałacu Prezydenckiego ukrywających się w nim skazańców. Akcja zatrzymania Kamińskiego i Wąsika została przeprowadzona sprawnie, bez siłowej konfrontacji i w miarę okoliczności dyskretnie. Podobno Andrzej Duda, który przebywał wówczas w Belwederze na spotkaniu z białoruską opozycją, chciał ruszyć z odsieczą kolesiom przestępcom. Jednak, jak powiedział Onetowi prezydencki minister Wojciech Kolarski, akcja ratunkowa została udaremniona przez miejski autobus, który stojąc na światłach awaryjnych, miał blokować bramę wyjazdową. — Jestem przekonany, że to była celowa akcja — stwierdził Kolarski.
Jeśli prezydencki minister ma rację i nie był to przypadek, tym większe uznanie należy się tym, którzy zaplanowali zatrzymanie przestępców z PiS i uniemożliwili Dudzie dalsze naigrywanie się z prawa obowiązującego w Polsce. Dla prezydenta jest to bez wątpienia nowe, nieznane doświadczenie po ośmiu latach bezkarnego, wspólnego z Jarosławem Kaczyńskim demolowania demokracji i wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Stosują brutalną polityczną siłę, PiS ramię w ramię z Dudą budowali nad Wisłą prywatne państwo dla partyjnych notabli, które miała zapewnić im bezkarność także po utracie władzy. Wielogodzinny żenujący spektakl z ukrywaniem przestępców w Pałacu Prezydenckim to smutny obraz państwa bezprawia, jakie chcieli ufundować Polakom prezes z prezydentem. I pewnie, gdyby nie zryw milionów wyborców i „cud 15 października” ziściłyby się marzenia Jarosława Kaczyńskiego o własnym „folwarku zwierzęcym”, w którym wszystkie zwierzęta są równe, ale świnie są równiejsze.
Widok odwożonych do aresztu kolegów, którzy przez lata wydawali się nietykalni, musiał być szokiem dla oderwanych od koryta polityków PiS. Dla nich wszystkich to wyraźny sygnał, że żarty się skończyły. Stąd budowana na potrzeby własnego elektoratu narracja o „więźniach politycznych reżimu Tuska”, którzy są prześladowani za „bezkompromisową walkę z korupcją”. I choć przekaz ten nie ma nic wspólnego z prawdą, będzie powtarzany przez politycznych hochsztaplerów w nadziei na wylanie fundamentu pod kolejny, wielki mit na miarę kłamstwa smoleńskiego. O to tak naprawdę idzie gra i temu ma służyć zamęt prawny, który próbuje wywołać prezydent przy wsparciu usłużnych neosędziów z politycznego nadania, którzy pracują w Sądzie Najwyższym.
Prezydent, którego meliniarskie zachowanie nie uchroniło Kamińskiego i Wąsika przed aresztowaniem, wciąż może uratować polityków PiS przed odsiadką i żaden autobus prowadzony nawet osobiście przez Rafała Trzaskowskiego go nie powstrzyma. Wystarczy, że skorzysta z prawa łaski, zamiast udawać monarchę, który aktem swojej wszechmocnej woli uczynił to jeszcze przed prawomocnym skazaniem. Jednak jak zapowiedziała w mediach społecznościowych szefowa prezydenckiej kancelarii Grażyna Ignaczak-Bandych, prezydent Duda nie zamierza „po raz drugi” uniewinniać Kamińskiego i Wąsika. Zamiast tego „zwróci się do głów państw i szefów instytucji międzynarodowych z pismem informującym, że mamy do czynienia z łamaniem polskiego prawa i Konstytucji przez władzę wykonawczą”. Pozostaje już tylko czekać, kiedy Andrzej Duda poprosi o pomoc Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.