Najbogatszy człowiek świata pomógł w zwycięstwie Trumpowi, teraz promuje skrajną prawicę i chce obalać rządy w Europie.

Tuż przed końcem roku dziennik „Die Welt” opublikował tekst Elona Muska, najważniejszego powiernika Donalda Trumpa i właściciela platformy X. Najbogatszy człowiek na świecie nazwał w nim skrajnie prawicową AfD „ostatnią iskierką nadziei” dla Niemiec, które „znalazły się na krawędzi upadku gospodarczego i kulturowego”. Stwierdził, że ma prawo wypowiadać się na temat wewnętrznych spraw Niemiec, ponieważ zainwestował tu wielkie pieniądze (w 2022 r. w pobliżu Berlina została otwarta gigafabryka Tesli).

AfD promuje tak brutalną ksenofobię i rewizjonizm historyczny dotyczący III Rzeszy, że większość europejskich partii prawicowych nie chce być z nią kojarzona. Nawet Marine Le Pen dystansowała się od AfD po wypowiedziach jej liderów wybielających SS czy plany masowych deportacji imigrantów. Ale Musk twierdzi, że „przedstawianie AfD jako prawicowych ekstremistów jest oczywiście fałszywe”. Wystarcza mu jeden dowód: „Alice Weidel, liderka partii, ma partnerkę tej samej płci ze Sri Lanki”.

To nie był koniec ze strony szefa Tesli. Zaraz potem nazwał kanclerza Scholza „niekompetentnym błaznem”. Zapowiadał też – pogardliwie przekręcając jego imię i nazwisko – że „kanclerz Oaf Schitz, czy jak mu tam, przegra następne wybory” („oaf” to po angielsku niedołęga, „shitz” brzmi niemal jak „shit”). Przypuszcza atak na prezydenta Niemiec Franka-Waltera Steinmeiera, opisując go jako „niedemokratycznego tyrana”.

Niemieccy politycy reagowali różnie. Scholz zalecał, aby „pozostać cool” i „nie żywić trolla”. Biuro Steinmeiera odmówiło komentarza. Szef liberalnej FDP zalecał się do Muska, próbując przypomnieć mu, że to on, a nie AfD, doradzał przeniesienie gospodarczych recept Muska do Niemiec i proponował spotkanie (Musk nie zareagował). Wiceprzewodniczący SPD porównał Muska do Putina: „Obaj chcą, żeby Niemcy zostały osłabione”.

Jednak dominowała bezradność – co właściwie można zrobić, kiedy najbogatszy człowiek świata dysponuje wielką władzą polityczną jako najważniejszy doradca Trumpa (siłę jego wpływu pokazuje fakt, że uczestniczył wbrew przyjętym zwyczajom w rozmowach telefonicznych prezydenta elekta ze światowymi przywódcami) i wielką władzą medialną (jako właściciel X zaprasza się na swoje własne podwórko i ostentacyjnie zmienia reguły gry)?

Musk nie liczy się z nikim i z niczym. Kiedy na swoim koncie X zapowiadał tekst w „Die Welt”, nie chciało mu się nawet sprawdzić, jak nazywa się gazeta (napisał „Weld”). W innym poście twierdził, że Steinmeier „przegra następne wybory”, choć prezydent Niemiec nie jest wybierany w wyborach powszechnych.

Ale co z tego? Żyjemy w czasach, gdy pisanie lub mówienie rzeczy nie do końca zgodnych z prawdą stało się tak powszechne, że nierzadko trudno nawet zdobyć się na oburzenie. – Niemiecka prasa i politycy mogą udawać, że uwagi Muska nie mają znaczenia, lub nazywać je dziecinnymi, ale on już ma wpływ na sposób postrzegania AfD. Na przykład debata, czy należy partię nazywać „skrajnie prawicową”, nabrała tempa, odkąd stwierdził, że to błąd. Rozmawiałam z redakcjami trzech dużych serwisów informacyjnych w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, które już rozważają, czy zmienić swoją politykę w tym zakresie – podkreśla Katja Hoyer, znakomita niemiecka historyczka i ­publicystka.

23 lutego w Niemczech odbędą się wybory parlamentarne. CDU/CSU ma w sondażach 31 proc. poparcia, co dałoby jej zwycięstwo (byłby to zarazem drugi najgorszy wynik w historii partii). Druga jest AfD z 20-proc. poparciem.

– Zaryzykowałbym stwierdzenie, że wypowiedzi Muska staną się ważniejsze dla AfD w tej kampanii niż jej własny program. Nie mogła sobie nawet wymarzyć bardziej wartościowego pomocnika – twierdzi Johannes Hillje, konsultant polityczny, specjalista od komunikacji politycznej AfD.

Pesymiści obawiają się, że Musk będzie ingerował w algorytmy X, aby zwiększyć zasięgi AfD. W USA od czasu przejęcia platformy przez Muska zasięg profili republikańskich znacznie wzrósł, a demokratycznych zmalał. Ale taka ingerencja nie jest nawet konieczna, wystarczy, że jak do tej pory będzie udostępniał wpisy Weidel czy skrajnie prawicowych blogerów: nikt nie ma takich zasięgów jak on. I ignorancja Muska w mechanizmach niemieckiej polityki nie będzie miała zbyt wielkiego znaczenia. W czasie niedawnej dyskusji z Muskiem Weidel stwierdziła, że Hitler nie miał nic wspólnego ze skrajną prawicą, w rzeczywistości „był komunistą”, szef Tesli w nagrodę nazwał ją „bardzo rozsądną osobą”.

„Kordon sanitarny między AfD a Białym Domem oficjalnie zniknął, co sprawia, że niemiecki kordon sanitarny wymierzony w AfD wygląda głupio. Musk nas normalizuje” – cieszył się Tino Chrupalla, współlider AfD.

– To niebezpieczna postać. Nikt nie chciałby go mieć jako wroga – mówił doradca rządu w Londynie, który miał do czynienia z Muskiem. Ale to szef Tesli wyznacza dziś polityczną pogodę w Wielkiej Brytanii.

Notowania Keira Starmera bardzo spadły od wyborów, które odbyły się latem. Premier miał nadzieję, że rozpocznie nowy rok od zapowiedzi reform służby zdrowia. Zamiast tego reporterzy pytali go o Elona Muska, który nie przejmując się faktami, twierdził, że Starmer przed laty, gdy był prokuratorem generalnym, tuszował zbiorowe gwałty i wykorzystywanie seksualne nieletnich dziewcząt przez członków gangu złożonego głównie z Pakistańczyków.

Musk nienawidzi rządu laburzystów. W sierpniu ogłosił, że w Wielkiej Brytanii „wojna domowa” jest nieunikniona. Porównywał Starmera do Stalina. Żądał nawet od króla Karola III, aby ukarał premiera rozwiązaniem parlamentu i rozpisaniem przedterminowych wyborów (król nie może ogłosić przedterminowych wyborów, dopóki Starmer będzie miał większość w parlamencie).

W ostatnich dniach jego napastliwość jeszcze wzrosła. Twierdził, że Starmer jest „współwinny gwałtu na Wielkiej Brytanii”, i domagał się ukarania go więzieniem.

Brytyjski premier usiłował za wszelką cenę uniknąć awantury z Muskiem, by nie dać mu jeszcze więcej paliwa, ale nie miał wyboru: niezwykły zasięg Muska w mediach społecznościowych oznacza, że nie można go ignorować. „Kiedy byłem prokuratorem generalnym, wznowiłem sprawy, które zostały rzekomo zakończone. Doprowadziłem do pierwszego poważnego oskarżenia azjatyckiego gangu gwałcicieli” – odpowiedział.

Ale nie ma co liczyć na to, że Musk powstrzyma się od dalszych pełnych jadu, nieścisłości i kłamstw interwencji. Również dlatego, że jest głównie brytyjskiego pochodzenia i traktuje to wszystko bardzo osobiście. – Postrzega Wielką Brytanię jako Ateny dla Ameryki stanowiącej nowe wcielenie Rzymu – tłumaczy Gawain Towler, były doradca inicjatora brexitu Nigela Farage’a. Jest też przekonany, że „ojczyzna anglojęzycznego świata jest w bardzo poważnych tarapatach pod ­rządami partii głównego nurtu” – jak to ujął sam Farage.

Musk nie cofnie się przed niczym. Wiadomo, że rozmawiał z sojusznikami, czy możliwe jest doprowadzenie do obalenia Starmera przed następnymi wyborami. „Elon jest bezwzględny w wykorzystywaniu słabości. Partia Pracy nie zaczęła dobrze – i to jest ogromna szansa dla Elona, żeby jeszcze bardziej zdestabilizować ten rząd” – powiedział jego były bardzo bliski współpracownik.

I jeśli zechce, może wprowadzić jeszcze więcej chaosu w brytyjskim systemie politycznym. Był największym darczyńcą w ostatnich amerykańskich wyborach – przeznaczył na nie 277 mln dol. W grudniu spotkał się z Nigelem Farage’em w ośrodku Trumpa na Florydzie, gdzie razem pozowali do zdjęcia. Wkrótce potem Farage zdradził, że rozmawiali o darowiźnie na rzecz jego partii Reforma, która może wynieść nawet 100 mln dol. Na wieść o tym wśród torysów zapanowała „totalna panika” (w ostatnich sondażach Reforma, dawna Brexit Party Farage’a, ma 22 proc. poparcia, zaledwie o 1 proc. mniej niż torysi). Musk potem zaprzeczył, że zamierza wydać aż tyle. Zdystansował się też od Farage’a (po tym jak Farage powiedział, że nie chce, aby do Reformy dołączył Tommy Robinson, skrajnie prawicowy aktywista przebywający w brytyjskim więzieniu za obrazę sądu – Musk wielokrotnie domagał się jego uwolnienia). Ale nawet darowizna w postaci kilku milionów całkowicie zmieniłaby sytuację Reformy. W ostatnich wyborach najważniejszy brytyjski darczyńca wydał 2,5 mln funtów.

To nie wszystko: torysi wtórowali niektórym zarzutom szefa Tesli wymierzonym w Starmera. Pod wieloma względami jest im z Muskiem nie po drodze, ale chcą się wkupić w jego łaski, bo jeśli pomoże finansowo Reformie, ich szanse wyborcze zmaleją. Nie mają też nic przeciwko temu, by Starmer został jeszcze bardziej osłabiony. Wróg ich wroga stał się ich ­przyjacielem.

W prognozach na koniec 2022 r. były prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew wieszczył, że Kalifornia i Teksas oderwą się od USA, a Musk wygra wybory prezydenckie „po zakończeniu nowej wojny domowej”.

Wkrótce po tym, jak Musk ogłosił chęć zakupu Twittera wiosną 2022 r., napisał, że aby platforma „zasługiwała na zaufanie publiczne, musi być neutralna politycznie, co w rzeczywistości oznacza denerwowanie w równym stopniu skrajnej prawicy i skrajnej lewicy”.

Od tej pory przeszedł wielką ewolucję – z kogoś, kto nie identyfikuje się z żadną ze stron (był gospodarczo na prawo, obyczajowo raczej na lewo), zmienił się w agitatora skrajnej prawicy. Jego biograf Walter Isaacson podkreśla, że największe znaczenie miała tu tranzycja jego córki, która zmieniła nazwisko z Xavier Musk na Vivian Jenna Wilson i zerwała z nim wszelkie więzi. Odrzucenie Muska jako ojca skierowało go na ścieżkę, która sprawiła, że stał się jednym z liderów twardej prawicy w toczącej się wojnie kulturowej. Zdaniem Muska druga strona myli się we wszystkich podstawowych kwestiach. On sam pozostał tam, gdzie był zawsze – w centrum. Natomiast większość świata przeszła nagłą ewolucję w kierunku skrajnej lewicy.

Od kiedy Donald Trump wygrał wybory, Europa jest w stanie szoku. Szykuje się na administrację w Stanach Zjednoczonych, która może przynieść kres tradycyjnego Sojuszu Transatlantyckiego. To poczucie niepewności zostało teraz zwiększone przez nowy przełomowy czynnik: nadejście Elona Muska, który jasno dał do zrozumienia, że zamierza odcisnąć swoje piętno na polityce, nie tylko we własnym kraju, ale także w Europie. Były strateg Trumpa Steve Bannon próbował zbudować sieć partii radykalnie prawicowych w Europie – z bardzo ograniczonym skutkiem. Musk, dzięki Twitterowi i bogactwu, może odnieść sukces.

Niektórzy się będą z tego cieszyć. Już wcześniej pozycja Giorgii Meloni w UE była bardzo silna, sojusz z Muskiem (są tak blisko, że podejrzewano ich o romans) może sprawić, że to ona stanie się rozmówcą numer jeden Waszyngtonu w Europie.

Na pewno nie wyjdzie z tego nic dobrego dla Europy. Musk nie jest w stanie zapewnić zwycięstwa AfD w Niemczech ani obalić Keira Starmera, którym tak pogardza. Ale od chwili, gdy ruszył do walki, partie centrowe, które już były słabe, są jeszcze słabsze. Nie wiemy, co jeszcze ma w zanadrzu. I co się stanie, jeśli postanowi zabrać głos np. w sprawie wyborów prezydenckich w Polsce, twierdząc, że Trzaskowski zasługuje na wieczne potępienie, ponieważ ucieleśnia ducha ­wokeizmu? Jak polski rząd może zareagować, pomijając potępienie „obcej interwencji” w wybory?

Nie wiemy też, czy UE ma jakiekolwiek narzędzia, by powstrzymać Muska w jego krucjacie. 6 stycznia prezydent Francji Emmanuel Macron powiedział: „10 lat temu nikt sobie nie wyobrażał, że właściciel jednego z największych na świecie portali społecznościowych będzie wspierał nowy międzynarodowy ruch reakcyjny”. Ale na wszelki wypadek nawet nie wymienił Muska z nazwiska. To wiele znaczy. Głosy dochodzące z ­Brukseli, że w razie naruszenia unijnych reguł X może zostać czasowo zablokowany, to puste groźby. Czy Europa, która za nic w świecie nie chce, aby Trump nałożył na nią cła, którymi od dawna grozi, rozpocznie wojnę z jego najbliższym powiernikiem?

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version