– Komornik bezradnie rozłożył ręce, były mąż unika płacenia – mówi Natalia, która próbuje wyegzekwować należne synowi 80 tys. zł. „Były” nie wyjechał, nie ukrywa się, ale konsekwentnie nie płaci. W Polsce dramatycznie rośnie liczba ojców, którzy unikają płacenia alimentów.

Szybki ślub, szybka ciąża, rok po urodzeniu dziecka pozew rozwodowy i od tej pory ciągły problem z wyegzekwowaniem alimentów.

– Jak na warunki warszawskie nie są wysokie: 1500 zł – mówi Natalia. Pracuje w marketingu, były mąż, z zawodu mechanik, jest na tak zwanej własnej działalności. Ich syn ma sześć lat. – Przez pierwszy rok nie wpłynął ani grosz. Komornikowi udało się trochę ściągnąć, ale szybko były mąż założył konto za granicą, komornik nie jest w stanie ustalić gdzie. I już nic nie ściąga – mówi Natalia. Dług alimentacyjny urósł do 80 tys. zł.

Już ponad 290 tys. rodziców unika płacenia na utrzymanie swoich dzieci. 94 proc. dłużników to ojcowie, ale matki po zasądzeniu alimentów stosują te same uniki co mężczyźni. Przeciętne zadłużenie alimentacyjne przekroczyło 50 tys. zł. Rekord pobił 46-latek z Wielkopolski, który zalega prawie milion.

Z raportu Krajowego Rejestru Długów wynika, że suma zaległości sięga już 15,5 mld zł. Dla porównania: Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy przez 32 lata zebrała 2,3 mld zł.

– Przyjeżdża drogim samochodem, dobrze ubrany, ale oficjalnie oczywiście nic nie ma. Samochód był jego, ale teraz jest już siostry, brata albo matki. Nieruchomość też przepisał. Jest dumny z tego, że nic nie posiada. I wie, że ja wiem, że ukrył to, co miał – mówi Przemysław Małecki, rzecznik Krajowej Rady Komorniczej. – To, że dłużnik ma wsparcie w rodzinie, nie dziwi mnie tak bardzo, jak to, że wciąż biorą w tym udział pracodawcy. Część wynagrodzenia płacą pod stołem, żeby komornik nie miał z czego potrącić i przekazać dziecku, albo idą na taki układ, że dłużnik oficjalnie traci pracę, a nieoficjalnie nadal pracuje, tyle że na czarno.

Komornik ma sporo narzędzi do prześwietlenia dłużnika.

– Sprawdza się go we wszystkich dostępnych elektronicznych systemach. W Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych: czy jest zatrudniony i gdzie. W urzędzie skarbowym: czy prowadzi działalność, czy ma wierzytelności i czy może w ostatnim czasie dostał spadek. Sprawdza się księgi wieczyste, żeby ustalić, czy ma nieruchomości. W systemie Ognivo, czyli centralnej informacji o rachunkach bankowych, ustala się, czy i gdzie ma konta. W Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców: czy ma zarejestrowany na siebie lub firmę samochód – wymienia Małecki.

To, co w ciągu ostatnich pięciu lat dłużnik na kogoś przepisał, też może podlegać egzekucji, ale wymaga dodatkowego postępowania sądowego.

– Mamy coraz większe możliwości, a mimo to skuteczność egzekucji jest na poziomie około 20 proc. Podobnie jak 20 lat temu – mówi Robert Damski, komornik przy Sądzie Rejonowym w Lipnie koło Włocławka.

Justyna Żukowska-Gołębiewska, psycholożka, prezeska Stowarzyszenia Poprawy Spraw Alimentacyjnych – Dla Naszych Dzieci prowadziła badania dotyczące przyczyn niealimentacji w Polsce chcąc wyjaśnić, dlaczego ten problem u nas nie gaśnie, a narasta. Okazało się, że jedną z przyczyn są postawy społeczne i sposób postrzegania niealimentacji jako prywatnej sprawy dwojga rozstających się ludzi. Wciąż mówimy o dzieciach, jakby były własnością rodziców. – Mówi się: „mam dzieci”, „posiadam dzieci”. Rodzic ma „władzę rodzicielską”. Dlaczego nie mówimy: rodzicielską odpowiedzialność? – pyta Justyna Żukowska-Gołębiewska. I tłumaczy, że gdybyśmy wszyscy byli odpowiedzialni, to też bardziej wyczuleni na przemoc wobec dzieci, przejawy niedbania, w tym na niealimentację.

Grupą, w której niespłacone zobowiązania rosną ostatnio najszybciej, są najmłodsi – mają od 18 do 25 lat, malutkie dzieci. – W ciągu trzech lat ich zadłużenie wzrosło prawie 10-krotnie – twierdzi Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej. Nierzetelność w grupie, która jest dopiero na starcie, będzie rodzić poważne problemy. Ci ludzie zaczną wchodzić w kolejne związki z dużym bagażem alimentacyjnym.

Niepłacenie alimentów usprawiedliwia niemal 38 proc. Polaków i ponad 18 proc. Polek

– I bez zamiaru spłaty. Typ Piotruś Pan nie dorósł, żeby być ojcem – mówi Robert Damski. Prowadzi sprawy alimentacyjne od dawna i zauważył, że wiek dłużników się zmienia, a zachowania wciąż są podobne. Piotruś Pan ma poczucie krzywdy, przychodzi do komornika najczęściej z mamusią, a ta już od progu go usprawiedliwia, mówiąc, że syn nie płaci, „bo synowa to zła kobieta była”.

Są też Smerfy Ciamajdy – zapewniają, że kochają swoje dzieci i chcieliby płacić, ale nie mogą, nie mają pracy. „A poza tym, panie komorniku, pójdę do roboty, a pan mi ściągnie z pensji 60 proc. na alimenty, to mi się nie opłaca”. Jest też grupa Lisków Chytrusków – świetnie ustawiona. Żyją dostatnio, niczego im nie brakuje, ale na pytanie komornika „Z czego pan się utrzymuje” Chytrusek odpowiada: „Z niczego”.

I jest jeszcze Sindbad Żeglarz – znikający we mgle, najczęściej młody ojciec. – Opuszczają kraj, uciekając od zobowiązań. Chcą rozpocząć nowe życie, udając, że mają czystą kartę – mówi Damski.

Ostatnio trafił do matki Sindbada. – Powiedziała, że syn rzadko się odzywa, kontakt z nim jest utrudniony. Gdy przekazała synowi, że komornik go szuka, kazał jej się tym nie interesować. Nie po to przecież uciekł z kraju, żeby teraz wracać choćby myślami do tego, co tu zostawił – opowiada Damski i dodaje, że jeszcze kilka lat temu ludzie wyjeżdżali za granicę, żeby zarobić i spłacić dług. Zamierzali wrócić, nie urywali kontaktu z krajem, nie zrywali relacji z dzieckiem. – Teraz palą za sobą mosty. Nie myślą o powrocie, nie chcą ani płacić na dziecko, ani się z nim spotykać. Dziecko kojarzy im się z alimentami, a więc z nieprzyjemnym kłopotem. To zrywanie więzi jest nowym zjawiskiem, ale coraz częściej spotykanym – mówi Damski.

– Komornik bezradnie rozłożył ręce, były mąż nadal unika płacenia – mówi Natalia, która próbuje wyegzekwować należne synowi 80 tys. zł. „Były” nie wyjechał, nie ukrywa się, ale konsekwentnie nie płaci. W ubiegłym roku zgłosiła przestępstwo z art. 209 kodeksu karnego, który dotyczy niealimentacji – za uchylanie się od płacenia grozi grzywna, kara ograniczenia, a nawet pozbawienia wolności.

Natalia myślała, że to zmieni stosunek jej byłego męża. – Są ojcowie, na których już sama groźba zastosowania kodeksu karnego zadziałałaby mobilizująco, staraliby się zmniejszyć dług – mówi Natalia.

Ale nie on. – To, że sięgnęłam po art. 209 kk, tylko go rozwścieczyło. Zabiega o opiekę naprzemienną i w pismach do sądu przedstawia siebie jako fantastycznego ojca, a mnie jako beznadziejną matkę. Gdy jedną sprawę przegrywa, zakłada kolejną i znów wysyła pisma, z których sąd ma się dowiedzieć, że on jest dobry, a ja jestem zła. Gdy dostaję powiadomienie, że znów złożył jakieś pismo, ręce mi się trzęsą. Każdy wniosek wymaga odpowiedzi, więc muszę zapłacić kancelarii, która się tym zajmie. Jak jest rozprawa, muszę wziąć wolne. On mi tym swoim działaniem zabiera pieniądze, czas, energię – mówi Natalia.

Są po długim, burzliwym rozwodzie, chciałaby już mieć trochę spokoju, a tu wciąż niezałatwiona sprawa alimentów, nieruszony jeszcze podział majątku. On się wyprowadził, ale wciąż jest zameldowany tam, gdzie ona i dziecko. Ona – poza tym, że utrzymuje syna – płaci raty za kredyt, który razem z „byłym” zaciągnęli na mieszkanie, do tego czynsz, rachunki. Na buty dla dziecka musi pożyczyć od rodziców. Były mąż ostatni raz dał na dziecko pół roku temu – 200 zł.

– Twierdzi, że więcej nie ma. Zaproponowałam, żebyśmy sprzedali mieszkanie i spłacili kredyt, resztę podzielimy na pół. Ale nie chce się zgodzić, bo wie, że jak tylko dostałby swoją część, komornik przejmie to na spłatę długu alimentacyjnego – mówi Natalia.

– Ostatnio wymyślił, że się do nas wprowadzi. Kiedyś, gdy mnie nie było, włamał się. Wracam z pracy: siedzi. W pierwszym odruchu pomyślałam: no i dobra, niech sobie weźmie to mieszkanie w cholerę. Spakuję dziecko, coś wynajmę. Jednak szybko przyszło otrzeźwienie: przecież on chce mieć mieszkanie, ale nie przejąłby się tym, że trzeba na czas przelać ratę do banku. Nigdy nie przelewał. Nie opłaciłby czynszu, bo kiedyś – gdy jeszcze byliśmy razem – mieliśmy taką umowę: ja biorę na siebie raty, on czynsz. I nie płacił. Narobiłby długów, a ich spłata oczywiście spadłaby na mnie. Gdyby się wprowadził, a ja z synem byśmy się wyprowadzili do wynajętego mieszkania, to musiałabym płacić za oba. Jest jak wrzód. Jak smoła, która oblepia wszystko, czego dotknie. Chciałabym się od niego uwolnić, ale nie mogę, bo przecież syn chce się z ojcem widywać. Kocha go, jakikolwiek by ten ojciec był – mówi Natalia.

Z ubiegłorocznego raportu Związku Przedsiębiorstw Finansowych „Moralność finansowa Polaków” wynika, że niepłacenie alimentów usprawiedliwia niemal 38 proc. mężczyzn i ponad 18 proc. kobiet. Dla części dopuszczalnym powodem niepłacenia jest to, że inni nie płacą, dla reszty niskie dochody, a cztery osoby na dziesięć uważają, że można nie płacić, bo alimenty nie zawsze są zasądzane sprawiedliwie.

– Są ojcowie, którzy myślą tylko o tym, jak uniknąć płacenia, ale są też tacy, którzy byliby gotowi gryźć trawę, żeby ich dzieci miały, co trzeba – mówi Ireneusz Dzierżęga, prezes Narodowego Centrum Ojcostwa, w którym mężczyźni szukają porad. Narzekają, że system alimentacyjny mamy koślawy. Jak idą do sądu w sprawie ustalenia wysokości alimentów, to jakby szli na pole minowe.

– Sąd wyznaczył wysokość alimentów na rozprawie bez mojego udziału – mówi Adam (dziennikarz z Warszawy, dwoje dzieci). Wystarczyło oświadczenia matki. – Podając sądowi moje dochody, zawyżyła je o kilkadziesiąt procent. Dostałem decyzję, zgodnie z którą miałem płacić ponad połowę mojej pensji. Poszedłem z tym do prawniczki, zapytała, czy bardziej mi zależy na pieniądzach, czy na kontaktach z dziećmi. Poradziła, żeby się nie odwoływać, bo wpiszę się w stereotyp ojca, którego interesują pieniądze. Nie miałem z czego żyć, zapożyczyłem się, ale płaciłem. Po czym dostałem podwyżkę alimentów, bo mama dzieci poinformowała sąd, że zarabiam jeszcze więcej, niż jej się wcześniej wydawało. Sąd w ogóle nie sprawdził, jakie naprawdę mam dochody. Dostarczyłem zaświadczenie z pracy, PIT, wyciąg z konta, ale okazało się, że nie jest ważne, ile naprawdę zarabiam. Ani to, że aby płacić alimenty, zacząłem się zadłużać. Po rozstaniu z żoną musiałem wyprowadzić się z domu, zacząć wszystko od zera: kupić talerze, sztućce, pościel, bo wszystko zostawiłem żonie i dzieciom.

Robert, fizjoterapeuta z Krakowa: do niedawna na dwoje dzieci płacił 1500 zł, ale po ostatniej podwyżce: 3700. A zarabia tyle, co wcześniej. Teraz jeszcze była żona zażądała 50 tys. zł wyrównania.

Ostatnio u prezesa Dzierżęgi był po poradę kasjer – dostał pozew o alimenty na dziecko, którego jeszcze nie ma na świecie. – Termin porodu za dwa miesiące, ale kobieta wolała już w ten sposób je zabezpieczyć – mówi Dzierżęga. Albo niedawno: właściciel niedużej firmy, która wcześniej przynosiła zyski, teraz ma 11 tys. zł strat. A była żona zażądała na dwoje dzieci co miesiąc właśnie 11 tys. zł – mówi Dzierżęga. Przypomina sobie też gońca o mizernych zarobkach, któremu sąd nakazał płacić alimenty dwa razy wyższe, niż wynosiła jego pensja.

– Stąd też tyle nerwów, walka albo poddanie się, niepłacenie, obrzucanie się inwektywami – tłumaczy prezes Dzierżęga. Ojciec o matce swojego dziecka mówi: alimenciara. Ona o nim: alimenda.

Rafał Wąworek, warszawski adwokat, który często prowadzi sprawy alimentacyjne, twierdzi, że to, co widzi w sądach, przypomina mu niedawny mecz Śląska Wrocław ze szwajcarskim FC Sankt Gallen: nerwy, faule, przepychanki, podejrzenia, że mecz został wydrukowany.

– Gdy idziesz do sądu, też nie wiesz, jaki będzie wynik. Wysokość alimentów ustala się dowolnie – nie ma znaczenia, ile zarabia ten, kto ma płacić. Sąd – poza potrzebami dziecka – bierze pod uwagę nie pensję rodzica, ale możliwości zarobkowe. Ocenia je według własnego uznania, więc zdarza się, że ktoś, kto zarabia 4 tys. zł, dowiaduje się, że ma płacić co miesiąc 5 tys. zł. To oczywiste, że wpadnie w długi – mówi mec. Wąworek. I dodaje, że mamy problem z ustaleniem wysokości alimentów, a później z ich korygowaniem, jeżeli zmieni się sytuacja materialna rodzica zobowiązanego do płacenia. Zgłaszają się do niego ci, którzy byli dyrektorami czy prezesami, zarabiali po 30 tys. zł miesięcznie, z tego połowa szła na alimenty. – Gdy tracą stanowiska i już nie zarabiają tyle, żeby co miesiąc móc płacić na dzieci po 15 tys. zł, występujemy z wnioskiem o zmniejszenie alimentów i jaka jest decyzja sądu? Oddalić! Bo skoro kiedyś był prezesem, musi się postarać i znów nim być, zarabiać tyle, co wcześniej.

– W krajach lepiej od nas rozwiniętych sędziowie opierają się na tabelach alimentacyjnych, w których stawki zależą od wysokości dochodów rodzica i wieku dziecka – tłumaczy mec. Wąworek.

W Niemczech kwota alimentów na dziecko jest ustalana z podziałem na cztery grupy wiekowe i dziesięć grup dochodowych. Wytyczne są regularnie aktualizowane i publikowane przez Wyższy Sąd Krajowy w Düsseldorfie.

– Gdyby wprowadzić taką tabelę u nas, byłoby mniej emocji i poczucia krzywdy, każdy by wiedział, czego może się spodziewać – tłumaczy Robert Damski.

Obecne rozwiązania mec. Wąworek nazywa skansenem. – Dopóki z niego nie wyjdziemy, będziemy czytać kolejne raporty o tym, że mamy coraz więcej alimenciarzy i ich zadłużenie jest coraz wyższe.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version