Nie wiem, co umieścić wyżej w rankingu absurdu: fakt, że przekonania polityczne znajdują wyraz w tym, kogo uważa się za szefa Prokuratury Krajowej, czy pomysł, w jaki sposób dotrzeć z alkoholem do jeszcze szerszej grupy potencjalnych konsumentów.

Jeśli Arystoteles miał rację i to zdziwienie jest powodem, dla którego ludzie niegdyś zaczęli filozofować, to dziś w Polsce powinniśmy wszyscy myśleć bardzo filozoficznie. Bo to, co się u nas dzieje, jest zastanawiające: pokręcone jak izby Sądu Najwyższego, nieoczywiste jak immunitet Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, skomplikowane jak pytanie o to, kto jest prokuratorem krajowym i co to właściwie znaczy neo.

Podejrzewam, że gdyby raper Mata miał dzisiaj nagrać nową wersję swojego słynnego przeboju, neointeligencja mogłaby zastąpić patointeligencję, bo neo jest nowym pato, a ja się w gąszczu interpretacji pogubiłam, chociaż sama pracuję w instytucji, na którą Janusz Kowalski z kolegami mówią „neo-TVP”. Dotarło to do mnie nagle, pomiędzy kolejnymi obrazkami i wypowiedziami dowodzącymi dobitnie, że nikt już się w tym wszystkim nie umie połapać. Dzięki wytężonym wysiłkom rządów Zjednoczonej Prawicy udało się bowiem doprowadzić do tego, że cały system prawny popadł w dwoistość i nieoznaczoność, a wielotomowe opinie prawne trzeba będzie niedługo wydawać w każdej dosłownie sprawie, chociaż i tak nie będą dla nikogo wiążące.

Kiedyś wyrok to był wyrok. I chociaż zawsze ktoś był niezadowolony, to jednak sprawy szły do przodu, sprawiedliwości stawało się zadość, ponoszono konsekwencje swoich czynów. Dzisiaj nic nie wiadomo, bo można zakwestionować tyle elementów procedury, łącznie ze sposobem powołania sędziego, że nie sposób zyskać pewności, czy się człowiek na przykład rozwiódł albo coś odziedziczył. Nie trzeba przesadnie rozwiniętej wyobraźni, żeby sobie uświadomić, jak bardzo może to komplikować życie, bo inaczej funkcjonuje osoba rozwiedziona niż taka, która rozwiedziona nie jest. Kolejne pomysły na naprawienie sytuacji w Sądzie Najwyższym, Trybunale Konstytucyjnym czy KRS są przedstawiane, ale bardzo trudno sprawić, żeby przestrzeń, która miała być ostoją Rzeczypospolitej, przestała rozpływać się w powietrzu.

Z wydarzeń ostatniego tygodnia zostanie ze mną były prokurator krajowy na motocyklu konfrontujący się z zamkniętym szlabanem oraz awantura o tubki z alkoholem, wizualnie do złudzenia przypominające dziecięce deserki, chociaż w smaku z całą pewnością inne. Nie wiem, co umieścić wyżej w rankingu absurdu: fakt, że przekonania polityczne znajdują wyraz w tym, kogo uważa się za szefa Prokuratury Krajowej, czy pomysł, w jaki sposób dotrzeć z alkoholem do jeszcze szerszej grupy potencjalnych konsumentów. W obu wypadkach zresztą najwyższe władze państwowe postanowiły zaangażować się tak niezwłocznie, jak osobiście. Prezydent Andrzej Duda spotkał się z Dariuszem Barskim w pałacu, żeby udzielić mu moralnego wsparcia. Jak dobrze pójdzie, to może da mu nawet pokój, żeby mógł sobie w zaciszu prokuratorować. Pan prezydent jest przecież znany z dobroci dla swoich wyklętych kolegów – zmarzniętych ogrzewa, spragnionych poi, głodnych karmi, a skazanych prawomocnymi wyrokami przytula.

W sprawie alkoholu sprawczy okazał się natomiast premier Donald Tusk, który polecił ministrowi Siekierskiemu, by ten natychmiast zajął się sprawą, który z kolei sprawił, że alkotubki stały się częścią niechlubnej historii rozpijania narodu polskiego. Szkoda, że ogłoszony nie tak dawno temu przez ministrę Izabelę Leszczynę projekt zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych nie zyskał takiego wsparcia. Było o nim przez moment głośno, opozycja wieszczyła ostateczny upadek stacji benzynowych w Polsce. Niestety, sprawa ucichła, być może zadziałało jakieś lobby. Możliwość nabywania na stacjach zarówno benzyny, jak i wysokoprocentowych napojów alkoholowych wciąż przekłada się na przerażające statystyki wypadków powodowanych codziennie na naszych drogach przez nietrzeźwych kierowców. Pokłosiem historii z alkotubkami stało się niezwłocznie wydane rozporządzenie Ministerstwa Zdrowia, nakładające na sprzedawców alkoholu obowiązek weryfikacji wieku osób kupujących, jeśli tylko zaświta im w głowie wątpliwość w tej sprawie. Dotychczas bowiem, co mnie jednak zaskoczyło, takiego obowiązku nie było. Sprzedawca mógł poprosić o dowód, ale nie musiał. To znaczy, że głównym elementem walki z uzależnieniem od alkoholu wśród dzieci i młodzieży były tabliczki z informacją, że osobom nietrzeźwym i osobom poniżej 18. roku życia alkoholu się nie sprzedaje.

Cieszę się, że kolorowe saszetki z wódą uległy wycofaniu, bo równie dobrze mogły zacząć funkcjonować jako „neomałpki”, uzupełniając patologiczny krajobraz naszej ojczystej równiny.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version