Pierwsza porządna fala upałów tego lata sprawiła, że kto nie ma jeszcze klimatyzacji, z pewnością o niej zamarzył. Ale dziś instalowanie klimatyzatora to strzał w plecy tym wszystkim, których na niego nie stać.

Przez wiele lat mieszkałam w niewielkim, dwupokojowym mieszkaniu na jednym z warszawskich osiedli. To te „gomułkowskie” bloki z maleńkimi balkonikami i oknami całego mieszkania wychodzącym na tę samą stronę — u mnie okna wychodziły na wschód. W tego typu mieszkaniach upały to katastrofa.

Mimo otwierania okien nie ma możliwości stworzenia przeciągu i skutecznego przewietrzenia pomieszczeń. Mieszkanie nagrzewało się do południa bezlitośnie, uniemożliwiając sen już o szóstej rano, ale przy upałach wieczorem wcale nie było lepiej (choć i tak współczułam sąsiadom, którzy mieli okna od zachodu). Czasami w przypływie desperacji odgrażałam się, że wezmę karimatę i pójdę spać do klimatyzowanej redakcji.

Do dziś bywam na tym osiedlu i widzę przy kolejnych balkonach zainstalowane klimatyzatory. Na ten wydatek zdecydowała się między innymi moja sąsiadka, dziś 88-letnia pani z wieloma chorobami. — Nie byłam już w stanie wytrzymać przy samym wiatraku, serce mi wysiadało, miałam duszności — tłumaczy sąsiadka. Dziś płaci o wiele wyższe rachunki za prąd, ale jest przynajmniej w stanie skutecznie odgrodzić się od wielkomiejskiego żaru. Podobnie jak tysiące ludzi w warszawskich, krakowskich czy poznańskich blokach, którzy w tym roku postanowili zainwestować w klimatyzację.

Czy można dziwić się mieszkańcom betonowych osiedli, że chcą jakoś przetrwać coraz wyższe letnie temperatury? Ja się nie dziwię. Ale jednocześnie z niepokojem czytam doniesienia naukowców, że to właśnie olbrzymi popyt na klimatyzację i używanie jej na potęgę w czasie upałów napędza efekt cieplarniany.

Nie ma już wątpliwości, że te niepozorne i tak przecież potrzebne urządzenia przyczyniają się do globalnej katastrofy klimatycznej. Naukowcy mają na to liczby i dowody. Jak podaje „MIT Technology Review”, chłodzenie pomieszczeń będzie odpowiadało za prawie 40 proc. całego oczekiwanego wzrostu zapotrzebowania na energię od chwili obecnej do roku 2050.

Już w 2018 r. użycie klimatyzatorów na całym świecie około pochłonęło 2000 terawatogodzin energii. To połowa tego, co produkuje przez rok cała amerykańska sieć energetyczna. W 2050 r. zużycie energii przez klimatyzatory wzrosnąć do 6200 TWh. Liczba klimatyzatorów na świecie potroi się do tego czasu, osiągając zawrotną liczbę 6 miliardów działających i pobierających energię urządzeń. A klimatyzatory zużywają jej mnóstwo jedno urządzenie zasysa tyle prądu co cztery lodówki, powodując już dzisiaj ogromne przeciążenia sieci energetycznej.

I jest niewielka szansa, żebyśmy cały ten rosnący gwałtownie popyt na energię do chłodzenia domów i miejsc pracy wyprodukowali z odnawialnych źródeł energii, zwłaszcza w krajach, w których energia z elektrowni wiatrowych, słonecznych czy jądrowych wciąż jest w powijakach. One na pewno w produkcji energii dla klimatyzatorów będą musiały wspomagać się wspomagać źródłami kopalnymi — gazem ziemnym, węglem i ropą naftową. A to dla świata fatalna wiadomość, bo oznacza kolejne tony dwutlenku węgla wtłoczone do atmosfery. Ale nie tylko o energię chodzi. — Większość istniejących urządzeń chłodniczych wykorzystuje czynniki chłodnicze wodorofluorowęglowe, które są silnymi gazami cieplarnianymi — mówi Mark Radka, szef Oddziału ds. Energii i Klimatu Programu Narodów Zjednoczonych ds. Ochrony Środowiska (UNEP)*.

Przez rozpędzający się kryzys klimatyczny do 2100 r. aż trzy czwarte ludności świata może być narażona na upały zagrażające życiu. A świat robi się gorętszy, nie tylko u nas, w Europie, ale również w miejscach, gdzie na klimatyzację mało kogo stać. Jak wyliczają naukowcy z International Energy Agency (IEA), w najgorętszych rejonach świata zaledwie jedna osoba na dziesięć ma dostęp do klimatyzacji. A w nękanych obecnie koszmarnymi upałami Indiach w klimatyzowanych pomieszczeniach ma szansę odpocząć zaledwie 5 proc. ludności.

Ale to się zapewne wkrótce zmieni, bo schłodzenie powietrza staje się w tych krajach sprawą życia i śmierci. Jak przewidują specjaliści z IEA, do 2050 r. dostęp do klimatyzacji zyska ⅔ ludności Chin, Indii i Indonezji. Kolejne miliardy ludzi podłączą do prądu swoje urządzenia chłodzące. Błędne koło zacznie się obracać jeszcze szybciej.

Czy jest z tego jakieś wyjście? Głowią się nad tym tabuny specjalistów. Indyjskie Ministerstwo Nauki i Technologii we współpracy z niezależnymi instytutami badawczymi RMI oraz Mission Innovation rozpisało nawet światowy konkurs na opracowanie nowych metod chłodzenia „Global Cooling Prize” z nagrodą 1 miliona dolarów dla zwycięzcy i po 200 tys. dolarów dla finalistów. Mogły w niej wystartować zespoły naukowców i inżynierów, które zaproponowały metody chłodzenia mające co najmniej pięć razy mniejszy wpływ na środowisko niż obecne.

Jury nagrody wyłoniło osiem projektów finałowych i dwóch zwycięzców. Jeden z nich to firma Daikin, japoński producent klimatyzacji, który opracował nowy system na bazie istniejących urządzeń. Po pierwsze, zastosował metodę multi-split w celu połączenia dwóch jednostek wewnętrznych z jedną jednostką zewnętrzną, co pozwala efektywniej wykorzystać ilość zużytego czynnika chłodzącego, a po drugie wykorzystanie zjawiska chłodzenia wyparnego do zmniejszenia zużycia energii. Drugi zwycięzca, chiński producent klimatyzacji Gree współpracująca z chińskim Uniwersytetem Tsinghua zaproponował połączenie kilku technologii — chłodzenia wyparnego, sprężania pary, bezpośredniego zasilania przez instalację fotowoltaiczną oraz innowacyjną wentylację.

Wśród finalistów znalazł się także start-up z amerykańskiej uczelni MIT, który we współpracy z chińskim Haierem opracował urządzenie, które łączy cechy wysokowydajnego klimatyzatora pokojowego z osuszaczem powietrza do zastosowania w regionach o gorącym i wilgotnym klimacie. Dzięki oddzieleniu procesów kontroli temperatury i wilgotności klimatyzator ten może zmniejszyć zużycie energii aż o 70 procent w porównaniu ze standardowymi klimatyzatorami — zapewniają jego twórcy. Z kolei zespół z angielskiego University of Cambridge, kolejny finalista, poszedł inną drogą — zaproponował wykorzystanie do chłodzenia innowacyjną technologię chłodzenia barokalorycznego, wykorzystującą zamiast gazów cieplarnianych materiałów krystalicznych z tworzyw sztucznych.

To jednak rozwiązania prototypowe, a działać trzeba już, i w naszych domach, i na poziomie całych miast. Jak mówi Mark Radka z UNEP, współautor poradnika zrównoważonego chłodzenia dla miast, sposobem na upały, ograniczającym konieczność używania klimatyzacji, jest wprowadzenie jak największej liczby drzew do centrów miast. Radka zapewnia, że w normalny, słoneczny dzień jedno drzewo może odparować kilkaset litrów wody, co odpowiada efektowi chłodzenia dwóch domowych klimatyzatorów pracującym przez 24 godziny. Badania wykazały, że na całym świecie inwestowanie 100 milionów dolarów rocznie w drzewa uliczne dałoby 77 milionom ludzi obniżenie maksymalnej temperatury o 1°C w upalne dni — mówi Radka. Do tego jak najwięcej terenów podmokłych — stawów, jeziorek, oraz ​​zielone dachy, czyli pokrycie całkowite lub częściowe dachu roślinnością, jak wyliczyli naukowcy z kanadyjskiego National Research Council, mogą one obniżyć koszty klimatyzacji w lecie nawet o 75 proc.

Zmiany powinny też zajść na etapie projektowania budynków. — Popatrzmy, jak od lat wygląda to w krajach południa — mówi prof. Malinowski. — Tam okna nie są szklanymi taflami na całą ścianę. Przeciwnie, są niewielkie, często osłonięte bo schowane w loggiach i wnękach, zasłaniane okiennicami lub markizami. Pozwala to redukować dopływ promieniowania słońca i nagrzewanie wnętrz mieszkań — tłumaczy naukowiec.

To są proste rozwiązania. Innym, tanim i popularnym w wielu miastach (np. Montrealu) rozwiązaniem jest pokrywanie płaskich dachów białymi nawierzchniami – promieniowanie słoneczne nie jest pochłaniane przez ciemne powierzchnie a odbijane. Poprawia to i komfort osób w budynku i redukuje nagrzewanie się murów. Ale można też pomóc sobie od ręki, nawet mieszkając w wielkiej płycie w mieście.

— To przede wszystkim żaluzje, najlepiej zewnętrzne, lub specjalne, odbijajace promieniowanie Slońca folie na szyby. Doraźnie można też od zewnatrz na okna przed szybą nakleić złotym kolorem do środka folię NRC (do kupienia w aptekach za grosze) — radzi prof. Malinowski.

A może po prostu zakazać ludziom instalowania klimatyzacji albo wprowadzić ograniczenia jej stosowania? Na takie rozwiązanie zdecydowali się już w latach 80. XX wieku Szwajcarzy. Zwłaszcza Genewa ma bardzo restrykcyjne przepisy — aby móc założyć w prywatnym domu klimatyzację, trzeba naprawdę sensownie uzasadnić potrzebę jej posiadania, na przykład dokumentacją medyczną. Nawet jeżeli ktoś taką zgodę dostanie, razem z klimatyzacją musi zainstalować specjalne urządzenie ograniczające ilość emisji CO2 oraz innych gazów cieplarnianych.

W innych szwajcarskich kantonach zgoda na klimatyzację jest wydawania tylko pod warunkiem, że zasilanie do niej będzie pochodziło z odnawialnych źródeł energii.

Ale prawo swoje, a zdesperowani upałem ludzie swoje. Jak donosi szwajcarski „Le News”, zakazy instalowania stacjonarnej klimatyzacji sprawiły, że w Genewie rośnie gwałtownie popyt na najmniej efektywne przenośne klimatyzatory.

Regulacje wprowadzają też inne państwa, zwłaszcza w budynkach użyteczności publicznej. Na przykład, we Włoszech budynki rządowe i szkoły mogą być klimatyzowane tylko wtedy, gdy temperatura powietrza wynosi powyżej 25 stopni, we Francji limit ten wynosi 26 stopni, a do tego ostatnio wprowadzono zakaz trzymania otwartych drzwi w klimatyzowanych sklepach.

W domach jednak ludzie wciąż chłodzą się na potęgę. Aby coś się zmieniło, potrzebna jest zwykła ludzka solidarność, świadomość konsekwencji oraz odebranie sobie odrobiny komfortu dla dobra planety i ludzi, którzy mieszkają w krajach, gdzie jest jeszcze goręcej niż u nas. Ale o solidarność i myślenie o innych jak zwykle w naszym konsumpcyjnym, egocentrycznym świecie najtrudniej.

*cyt. za unep.org

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version