— Parkieciarz w ostatniej chwili podwoił cenę swoich usług i musiałam szybko szukać kogoś innego — mówi Magda. Edycie i Pawłowi zdarzało się brać wolne dni, żeby pilnować fachowców. Opowiadają o swoich tegorocznych remontach i związanych z nimi przeprawach.

Inspirowaliśmy się tylko naszym budżetem, który i tak przekroczyliśmy o kilkadziesiąt tysięcy — uśmiecha się Edyta. Razem ze swoim narzeczonym Pawłem, w listopadzie zeszłego roku kupiła 45-metrowe mieszkanie w bloku z lat 60. — Udało nam się nam je kupić jeszcze przed tym wielkim boomem cenowym, ale było w naprawdę fatalnym stanie, do generalnego remontu. Zanim jednak tego remontu się podjęliśmy, wyczyściliśmy je i chcąc oszczędzić jeszcze trochę pieniędzy, wynajęliśmy na pół roku — wspomina.

W tym czasie ustalali logistykę — jakie ekipy będą z nimi pracowały i w jakich terminach. Edyta z zawodu jest architektką, dlatego projekt mieszkania zrobiła sama. — Remont zaczęliśmy w majówkę. Z pomocą rodziców Edyty i mojego przyjaciela wyburzyliśmy w mieszkaniu to, co wyburzyć trzeba było. Potem weszli fachowcy, a my postępami w pracach dzieliliśmy się na naszym kanale na YouTube „Edzikowsky” — opowiada Paweł.

Hydraulika i elektryka, których zatrudnili, Edyta znała z pracy. — Ale z fachowcami jest tak, że trzeba ich pilnować, wydzwaniać, kiedy czegoś nie zrobią. Mimo że przygotowałam im dokładny projekt, nie zrobili go najpierw tak, jak trzeba — wspomina Edyta.

— Dlatego potem siedzieliśmy z fachowcami w mieszkaniu w kurzu i pilnowaliśmy, żeby robili zgodnie z projektem. Czasami brałem wolne i tak spędzałem urlop — dodaje Paweł.

W późniejszych etapach prac remontowych zatrudnili wykonawcę, który pilnował ekipy. — Ale nie przywoził sprzętów. Dostawy należały do nas, czasami jak wariaci kilka razy jeździliśmy w tą i w tą. Rzucaliśmy wszystko i jechaliśmy na budowę, żeby dostarczyć coś wykonawcy, bo inaczej zrezygnowałby z pracy u nas — opowiada Paweł.

Największym remontowym problemem, jak tłumaczą, były wszystkie sytuacje, które działy się niespodziewanie. — Dokupowanie materiałów, bieganie, pilnowanie fachowców i dostaw, które były wyjątkowo nieterminowe. Zdarzało się, że nowe rzeczy przychodziły uszkodzone. Albo dostawy były w innych godzinach niż planowane i na przykład dostawca zostawiał karton gipsy na deszczu. Musieliśmy wtedy organizować kogoś, kto to zgarnie. Przez opóźnienia w dostawach, czasami wszystko działo się naraz — tłumaczy Paweł.

Ostatecznie remont przedłużył się o pół miesiąca. — Wiedzieliśmy, że musimy się wprowadzić do naszego ślubu, ale szczęśliwie się udało, chociaż nerwy były — mówi Edyta. Na wszystkie materiały, sprzęty i pracę wydali ponad 150 tys. zł. — Wykorzystaliśmy każdy centymetr mieszkania, dlatego zdecydowaliśmy się na kuchnię od stolarza. Tak, aby na wymiar wykorzystać przestrzeń i dać jak najwięcej miejsca. Znaleźliśmy dodatkowe miejsce na spiżarkę, w małej łazience mamy szafkę, do której chowamy wszystkie kosmetyki. Inwestowaliśmy w dobre jakościowo materiały i dobry sprzęt. Mamy czujnik otwierania drzwi, inteligenty dom — wymienia Edyta. Chociaż do wyremontowanego mieszkania Edyta i Paweł wprowadzili się kilka tygodni temu, zostały im do dokończenia małe rzeczy. — Stolarz nie dokończył kilku spraw, ale to są drobnostki, niewidoczne na pierwszy rzut oka. Przeorganizowaliśmy totalnie trzy miesiące naszego życia. W centrum był remont i wszystko z nim związane, ale wiemy, że było warto — dodaje Paweł.

Magda, informatyczka z Warszawy, niedawno zakończyła remont swojego pierwszego, własnościowego mieszkania. — Trochę nerwów straciłam przez ostatnie kilka miesięcy — mówi. Do zagospodarowania miała 39 metrów kwadratowych, dwa pokoje w układzie sypialnia i salon z aneksem kuchennym. Mieszkanie kupiła z rynku pierwotnego, więc „wykańczała” je ze stanu deweloperskiego. — Architekt nie bardzo się mieścił w moim budżecie, a do tego nie znam nikogo, kto by był zadowolony z takiej współpracy. Dlatego większość planowałam sama, jedynie przy kuchni skorzystałam z pomocy projektantki pracującej w sklepie, w którym zamawiałam zabudowę — tłumaczy. Przestrzeń zaplanowała w stylu minimalistycznym, z elementami art deco.

— Na początku stresowałam się logistyką, terminy dostaw zmieniały się dynamicznie, a fachowcy materiałów potrzebowali „na wczoraj”. Niekomfortowe było dla mnie też to, że musiałam zostawiać klucze do mieszkania w rękach osób, które zobaczyłam po raz pierwszy i nie wiedziałam nawet, jak się nazywają. Poza tym często się przejmowałam, czy prace będą wykonane poprawnie — wspomina. Niestety, nie zawsze były. Magda tłumaczy, że doświadczenia z fachowcami ma różne. — Niektórzy terminowo i sprawnie wywiązywali się ze swoich prac, a inni partaczyli i zrzucali winę na projekt, producentów, dewelopera. Częstym problemem było zostawianie bałaganu. Zaskoczyło mnie też, że branża budowlana to w dużej mierze szara strefa — fachowcy nie spisują umów, nie podają swoich nazwisk i proszą o płatności w gotówce.

Myślę, że specjaliści mają świadomość dużego popytu na ich usługi i wykorzystują to. Miałam taką sytuację, że parkieciarz w ostatniej chwili podwoił cenę swoich usług i musiałam szybko szukać kogoś innego — opowiada. Innym razem fachowcy umawiali się na konkretną datę i nie przychodzili, a na telefony nie odpowiadali. — Nie lepiej jest z dużymi firmami i sklepami, pewien market odrzucił moją reklamację na kuchnię, nawet jej nie oglądając. Niewiarygodne, jak mało odpowiedzialności można brać za swoją pracę — zaznacza. Magda na wykończenie i wyposażenie mieszkania wydała około 120 tys. zł. — To był mój pierwszy remont, nieraz zaskoczyłam się cenami. W tym roku zrezygnowałam z wakacji, ale poza tym mogłam utrzymać mój dotychczasowy styl życia — mówi.

— Do tej pory klienci prosili o coś uniwersalnego, coś, co się nie znudzi. Królowała drewniana, lub imitująca drewno podłoga, białe ściany, szarości i beże. Chcieli, żeby wnętrze było uniwersalne, ponadczasowe, żeby dobrze się sprzedało, gdyby zdecydowali się na taki ruch za kilka lat — mówi Iwona Durka, architektka wnętrz, prowadząca autorski program w HGTV Home & Garden. I chociaż nadal w urządzaniu wnętrz króluje minimalizm, zmieniają się potrzeby aranżacyjne Polaków. — Wchodzimy w czasy indywidualizmu i otwierania się na nowe rozwiązania. Klienci coraz częściej rezygnują z popularnego minimalizmu i odważnie decydują się na mniej popularne style. Chcą, żeby ich mieszkania były wyjątkowe, częściej kolorowe. Żeby wnętrze odzwierciedlało ich osobowość, pasje i gusta — tłumaczy. Zmiana w podejściu do urządzania wnętrz, jak wyjaśnia architektka, podyktowana jest nieograniczonym dostępem do inspiracji. — Jesteśmy obyci z tematyką wnętrz.

Kilka lat temu królowały programy o tematyce wnętrzarskiej, dzięki mediom społecznościowym mamy dostęp do inspiracji z całego świata. Poznajemy różnorodne rozwiązania, obserwujemy trendy, widzimy, jak mieszkają inni i też pragniemy zmian — zauważa. Chcemy również w jak największym stopniu wykorzystać przestrzeń. — Klasa średnia kupuje niewielkie mieszkania, średnio 50 m kw., w przypadku domów te do 120 m kw. Polacy zdają sobie sprawę, jak istotny jest układ funkcjonalny mieszkania. Skupiają się na nim nawet bardziej, niż na stylistyce. Przychodzą do architektów wnętrz i proszą, żeby wycisnąć z mieszkania każdy metr. Są świadomi, jak potrzebne jest miejsce do przechowywania ubrań, szukają miejsca na sprzęty, analizują każdy kąt — podkreśla Iwona Durka.

Z raportu „Nawyki remontowo-aranżacyjne Polaków” wynika, że blisko 3/4 Polaków w ostatnich trzech latach wydało na remonty więcej niż 10 tys. zł. Szacuje się, że na remont metra kwadratowego powierzchni trzeba przeznaczyć od 1,5 do 5 tys. zł. — Klienci kalkulują. Remont mieszkania wiąże się ze sporymi kosztami, a one z zapożyczaniem się lub oszczędzaniem. Inwestorzy dziesięć razy zastanawiają się nad każdym wydatkiem. Z drugiej strony wydając tak duże kwoty, chcą być zadowoleni z efektów. Coraz więcej osób ma świadomość, że współpraca z architektem wnętrz się opłaca. Architekt pomaga ustalić budżet i przygotowuje projekt. Dzięki niemu łatwiej wycenić prace stolarskie i wykończeniowe, a szanse przepłacenia za usługi spadają prawie do zera. Pracująca klasa średnia wie, że nie ma czasu na dodatkowe problemy, dlatego decyduje się na te usługi — tłumaczy architektka.

Szczególną popularnością, jak mówi, cieszy się usługa zaprojektowania pierwszego etapu prac projektowych, czyli ustalenie układu funkcjonalnego i związanych z nim zmian. — A zatem zmian budowlanych, elektrycznych i hydraulicznych, które klienci mogą wprowadzić jeszcze na etapie budowy ich mieszkania. Remont wiąże się z dużymi kosztami, ale nie wszyscy klienci traktują je w kategorii wyrzeczeń, a bardziej jako spełniania marzeń. Jeżeli komuś zależy na komfortowym mieszkaniu, to niektóre rzeczy przestają mieć tak duże znaczenie, a rezygnacja na przykład z wakacji, lub odłożenie ich na przyszły rok, nie stanowi dla nich problemu. — wyjaśnia.

Według wspomnianego raportu, 94 proc. Polaków przy remoncie korzysta z pomocy ekip budowlanych. Trafienie na odpowiednią, okazuje się być nadal niemałym wyzwaniem. — To jest trudna branża. Zawsze powtarzam klientom, że problemy są nieuniknione i trzeba się na to przygotować. Mamy do czynienia ze zbyt dużym czynnikiem ludzkim. Zachęcam do tego, żeby rozmawiać ze znajomymi, pytać o sprawdzone ekipy remontowe, które nie zawodzą, wykonują pracę w terminie, nie obrażają się, bo i to się zdarza, da się z nimi skontaktować, reagują na prośby i uwagi, a ich praca kosztuje rozsądne pieniądze — radzi Durka.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version