Rozmawiałem w ostatnich dniach z dwoma kluczowymi politykami koalicji. I do dziś nie opuszcza mnie zdumienie.
Ważnych polityków koalicji jest nie więcej niż siedmiu. Moi rozmówcy są w tym gronie. Słysząc rozmaite plotki o kondycji obozu władzy, postanowiłem porozmawiać z nimi dłużej na ten temat. I teraz mogę powiedzieć tak: gdyby wyborcy koalicji to usłyszeli, włosy stanęłyby im dęba.
Nade wszystko zaskakujące jest to, jak szybko i łatwo liderzy Platformy, Lewicy, PSL i Polski 2050 roztrwonili wzajemne zaufanie. Tusk, Czarzasty, Kosiniak-Kamysz i Hołownia od miesięcy nie spotykają się we czterech – a tak było na początku rządów.
„Konfliktów przybywa lawinowo”
Dziś koalicja działa tak, że gdy którykolwiek z nich ma coś do Tuska, to jedzie do niego sam lub ze swą świtą. Najrzadziej robi to Hołownia, który coraz ostrzej dystansuje się od rządu. Ostatnio wpadł nawet na pomysł, że premier co trzy miesiące powinien się meldować w Sejmie, by zdać sprawozdanie ze swej działalności – symbolicznie odbierałby je rzecz jasna Hołownia.
Ponieważ liderzy Trzeciej Drogi i Lewicy nie rozmawiają ze sobą, tylko rozmawiają z Tuskiem, konfliktów między ich ugrupowaniami przybywa lawinowo. Do tego dochodzi jeszcze skomplikowana sytuacja w Trzeciej Drodze. Formalnie wspólnym kandydatem Polski 2050 i PSL jest Hołownia, ale to ładnie wygląda tylko na papierze. Ludowcy nie chcą wykładać pieniędzy na kampanię Hołowni. Po pierwsze, sami nie śmierdzą gotówką. Po wtóre – zdają sobie sprawę, że dostanie łupnia, więc wydawanie pieniędzy na jego kampanię nie jest zgodne z ich chłopskim pragmatyzmem. W dodatku, choć centrala PSL kazała ludowcom włączyć się w zbieranie podpisów poparcia dla Hołowni – trzeba ich mieć 100 tys. – to działacze w terenie powszechnie ignorują ten nakaz. Trzecia Droga dogorywa w bólach – taka jest prawda.
Największe me zdumienie wzbudziła jednak nawet nie rozmowa o wyborach prezydenckich, które – jak sądzę – są kluczowe dla losów tej koalicji. Otóż okazało się, że sądzę błędnie. Znacznie większe emocje budzi to, czy pod koniec roku – zgodnie z umową koalicyjną – Hołownia przekaże fotel marszałka Sejmu Włodzimierzowi Czarzastemu z Lewicy. Otóż ani myśli – nawet jeśli efektownie polegnie w wyborach prezydenckich. Tyle że – nie, nie żartuję – Czarzasty ostrzega, że uzna to za złamanie umowy koalicyjnej. Co to oznacza? Lewicę poza rządem i rząd bez większości.
Mógłbym nawet uznać, że to blef. Jednak moje rozmowy wskazują na to, że to wszystko najzupełniej na poważnie. Dość powiedzieć, że trwa poszukiwanie fotela wystarczająco ozdobnego, by zechciał go przyjąć Hołownia w zamian za rezygnację z marszałkowania w Sejmie. Kiedy jesienią 2023 r. powstawał rząd, Hołownia domagał się nawet podpisania tajnego załącznika do umowy koalicyjnej, w którym po rezygnacji z posady marszałka miał mieć zagwarantowany fotel wicepremiera. Dziś, gdy jest kuszony taką ofertą, to fuka. Nie chce wchodzić do rządu Tuska, bo ten rząd mu się nie podoba.
Tym zajmuje się koalicja
Gdy słyszą Państwo premiera, który zapowiada po wyborach prezydenckich wielką rekonstrukcję rządu, to proszę się do tego w najmniejszym stopniu nie przywiązywać.
O wielkiej rekonstrukcji nie wie nikt z liderów innych partii koalicyjnych. Można byłoby rzecz jasna uznać, że Tusk nie będzie ich pytał o zdanie, że jest silny i dla dobra Polski wyrzuci z rządu masę nieudolnych lub zbędnych przedstawicieli Lewicy czy Trzeciej Drogi.
Tyle że to nierealne z prostego powodu. W PSL i Lewicy odbędą się w tym roku wewnętrzne wybory. Kosiniak-Kamysz nie będzie miał rzecz jasna realnych konkurentów do prezesury – trwa poszukiwanie zająca, bo wedle statutu PSL kandydatów musi być co najmniej dwóch. Ale WKK może mieć problem z obsadą drugiej co do wagi fuchy w partii – szefa Rady Naczelnej. Żeby zablokować ponowny wybór swego przeciwnika Waldemara Pawlaka – krytyka koalicji – musi pokazać, że jest twardy wobec Tuska. W tej sytuacji nie może się zgodzić, żeby premier wyrzucił z rządu nadmiar ludowców, choćby z poziomu wiceministrów. Czarzasty kandydować ponownie na szefa Lewicy raczej nie będzie, ale chciałby na tym fotelu obsadzić swą faworytkę Annę Marię Żukowską. To nie będzie łatwe, bo budzi ona kontrowersje w partii. Na pewno jednak Czarzastemu nie pomogłaby zgoda na dużą rekonstrukcję, która objęłaby jego ministrów.
Tak, takimi kwestiami są pochłonięci liderzy koalicji, gdy Nawrocki ściga Trzaskowskiego w sondażach, a ludzie PiS w Trybunale Konstytucyjnym i prokuraturze odgrywają pod dyktando Kaczyńskiego szopkę z Tuskowym zamachem stanu.
![](https://ocdn.eu/pulscms/MDA_/0c1789c9dbb54754c0efd193b2a05d11.png)