W Platformie Obywatelskiej nie będzie prawyborów prezydenckich po raz pierwszy od 2010 r. Tym razem decyzja będzie należała wyłącznie do władz partii i największy wpływ będzie na nią miało zdanie Donalda Tuska. A wewnątrzpartyjna rozgrywka właśnie się zaostrza.

Kandydata Platformy w wyścigu do Pałacu Prezydenckiego mamy poznać 7 grudnia. Dzień po Mikołajkach to dobry termin – akurat przed rocznicą zaprzysiężenia rządu, która znowu wymusi serię podsumowań. Argument w postaci kandydata, który ma wygrać i otworzyć w końcu drogę do realizacji wyborczych obietnic Koalicji 15 października, będzie wtedy bardzo użyteczny. Ale powszechne i niezachwiane do tej pory w Platformie przekonanie, że kandydatem będzie prezydent Warszawy, nagle zaczęło się chwiać.

Kandydat na prezydenta wystawiony przez PO to nie jest sprawa wyłącznie PO. Do gry wkraczają koalicjanci, którzy zaczęli suflować partii, kto byłby najlepszy.

– Zapewniam, że Rafał Trzaskowski nie będzie kandydować na prezydenta. Myślę, że Donald Tusk nie będzie chciał, ale będzie musiał kandydować, bo inni nie będą rokowali dobrych wyników wyborczych – mówił Marek Sawicki w RMF FM.

To głębokie przekonanie Marka Sawickiego nie ma żadnych podstaw. Platforma już pogodziła się z decyzją premiera, że nie chce on wystartować. I Donald Tusk wydaje się naprawdę przekonany, że tak będzie najlepiej.

– Mamy badania, w których każdy nasz kandydat w drugiej turze wygrywa z kandydatem PiS – mówi bardzo wysoko postawiony polityk PO. – Poza jednym przypadkiem. W starciu w drugiej turze między Morawieckim a Tuskiem wygrywa Morawiecki.

Oczywiście nie jest to jedyny powód decyzji premiera. Ten najpoważniejszy to przekonanie, że w fotelu szefa rządu nikt nie będzie w stanie go zastąpić. Koalicjanci doskonale to wiedzą. Skąd zatem wciskanie Tuska do wyścigu, w którym nie chce brać udziału? To kalkulacja polityczna części ludowców (trzeba pamiętać, że Marek Sawicki nie reprezentuje PSL-u, tylko głównie Marka Sawickiego). Stoi za nią taka logika: jeśli Tusk wystartuje, to zmobilizuje wszystkich, tyle że każdego trochę inaczej. Elektorat PiS-u, bo Tusk działa na niego jak płachta na byka. Oczywiście także elektorat KO. Ale też wyborców sporą grupę PSL i Polski 2050, którzy na Tuska nie zagłosują za nic na świecie. A to może dać dodatkowe punkty kandydatowi Trzeciej Drogi.

Lewica też myśli w ten sposób, ale kalkuluje trochę inaczej. Dlatego spinuje kandydaturę Radosława Sikorskiego. Problem partii Włodzimierza Czarzastego polega bowiem na tym, że Rafał Trzaskowski jest najbardziej rozpoznawalnym politykiem… lewicy. Wyborcy lewicy wybierają go w starciu z każdym z liderów formacji lewicowych. Zatem jeśli wystartuje Trzaskowski, to lewica znowu zaliczy taki sam zjazd jak w poprzednich dwóch rozdaniach. W 2015 kandydatura Magdaleny Ogórek nie zyskała zrozumienia i sympatii wyborców, ale w 2020 Robert Biedroń też nie zrobił wyniku (dostał niewiele ponad 2 proc.) i zajął 6 miejsce. Teraz może być jeszcze gorzej. Chyba że KO wystawi Radosława Sikorskiego, który jest uważany za konserwatystę.

– Badań nie widziałem, ale intuicja podpowiada mi, że większy potencjał może mieć Radosław Sikorski […]. Widzę, że Radosław Sikorski zmienił swoją postawę, jak jest aktywny w mediach społecznościowych – w Ekspresie Biedrzyckiej mówił Tomasz Trela. – Moje środowisko polityczne miało do Radosława Sikorskiego duży dystans, a ja uważam, że jest jednym z lepszych ministrów tego rządu, bo robi doskonałą robotę na arenie międzynarodowej.

Mniejsze partie walczą o zaistnienie w pierwszej turze, bo druga to jest już zupełnie inna rozgrywka. W pierwszej wyborcy wybierają “swojego”. Tego kandydata, do którego im najbliżej. W drugiej przeważnie głosują na tego, który im mniej przeszkadza. Wyborcy muszą widzieć, że mniejsi koalicjanci nie poddali się Tuskowi bez reszty i mają swoją odrębność.

Ale nagle także w samej Platformie sprawa kandydata zaczęła budzić pewne emocje. Do soboty 12 października dla wszystkich było jasne, że to Rafał Trzaskowski będzie reprezentował KO w tym wyścigu. Ale Donald Tusk w czasie konwencji stanął na scenie z dwoma potencjalnymi kandydatami. To otworzyło pole do dywagacji, a nawet liczenia szabel wewnątrz partii.

– W tej chwili Trzaskowski ma za sobą nie tylko te kilka osób, które były z nim zawsze jak Sławek Nitras czy Baśka Nowacka – tłumaczy nam polityk Platform. – Może to umknęło w ostatnich latach, ale on bardzo precyzyjnie budował koalicję samorządowców wokół siebie, a oni mają w partii znaczenie. Karnowski, Truskolascy, Miszaski, Jaśkowiak – wylicza nasz rozmówca i przekonuje, że to są prawdziwi liderzy w regionach, których partia posłucha.

Jednocześnie dość pogardliwie o środowisku Sikorskiego politycy PO mówią: „kogo on tam ma? Giertycha? No, trochę mało”. Rzeczywiście minister spraw zagranicznych nigdy nie budował się w partii. Zamiast tego skupiał się na sprawach zagranicznych, czy to w MSZ, czy to w Parlamencie Europejskim. Nie wykorzystał też pozycji marszałka Sejmu do budowania sojuszy. W Platformie jest od 17 lat, ale wciąż swobodnym elektronem bez zaplecza.

– Ale Trzaskowski, o ile ma sporo przyjaciół, to ma też wielu wrogów. Najpoważniejszym jest chyba w tej chwili Marcin Kierwiński. Rafał pospieszył się z uprzątnięciem jego ludzi, kiedy ten pojechał do Brukseli. Nie przewidział powrotu Marcina. A on wrócił i nie jest zadowolony – uśmiechają się nasi rozmówcy.

Jest jeszcze jedna rzecz, która w partii jest nieustannie żywa. Czasy między rządami Grzegorza Schetyny a Donalda Tuska. Borys Budka, startując na szefa PO, miał poparcie ludzi Trzaskowskiego. To Budka doprowadził w 2020 r. do zmiany kandydatki wybranej przez Schetynę, czyli Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, na swojego kandydata, czyli Rafała Trzaskowskiego. Zrobił to dlatego, że wtedy grali w jednej drużynie. Jednak kiedy poparcie dla PO zaczęło lecieć na łeb na szyję, a partia nagle w sondażach dostawała po 12 proc., ludzie związani z prezydentem stolicy umyli ręce. Minęły zaledwie trzy lata i partia doskonale pamięta, że to także oni doprowadzili do tej trudnej sytuacji, a potem w wyborach na przewodniczącego w 2021 r. chcieli rzucić Tuskowi rękawicę, na co w końcu się nie zdecydowali.

– Oczywiście oni teraz są starsi i mądrzejsi – no, może bardziej doświadczeni po prostu – ale wiele osób doskonale pamięta, dlaczego Kierownik musiał wrócić i kto wtedy był przeciwko – mówi polityk, który nie zalicza się do grona wielbicieli prezydenta stolicy.

Donald Tusk musi być pewien, że jego kandydat wygra wybory prezydenckie. Na razie politycy PO mówią “jest 50 na 50, nie mamy żadnej pewności”. To nie jest łatwa sytuacja i czas na nieprzemyślane decyzje. Sympatia premiera może być po stronie któregoś z kandydatów, polityczny układ wewnątrz partii może mu mówić, że lepiej wystawić tego czy innego, ale zdecydują sondaże. Platforma robi je na bieżąco, ale pewność będzie miała, dopiero kiedy PiS wyciągnie swojego prezydenckiego asa z rękawa.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version