W pracy łatwo się zatracić, szczególnie gdy zarządzamy dużym projektem lub mamy własną firmę. Sprzyjają temu nasz perfekcjonizm i niechęć do delegowania zadań. Warto nauczyć się rozpoznawać sygnały, które mogą nas prowadzić do wypalenia zawodowego, by jak najszybciej zareagować.

Najpierw w pracy wszystko mnie cieszyło – mówi Marta, 34-latka, szefowa dużego oddziału firmy kosmetycznej. – Gdy minęła pierwsza ekscytacja, zdałam sobie sprawę, że sukces nie przychodzi tak łatwo, jak mi się zdawało. Obwiniałam się o niepowodzenia, a gdy osiągałam jakiś dobry efekt, mówiłam sobie, że to tylko dzięki mojej ciężkiej pracy. I pracowałam na wysokich obrotach. Nie brałam urlopów, bo wydawało mi się, że jestem niezastąpiona. Po roku takiej pracy rozstałam się z partnerem, przyjaciółki przestały się do mnie odzywać, bo nie miałam dla nich czasu. Po dwóch latach straciłam energię, motywację do pracy i pasję. Czułam się przytłoczona i wypalona. Wpadłam w taki dół, że musiałam wziąć zwolnienie.

W Polsce co piąty pracownik narażony jest na długotrwały stres, który może się przyczyniać do professional burn-out, czyli syndromu wypalenia zawodowego. Ponadto co piąty menedżer i niemal co drugi pracownik deklarują, że na pewnym etapie swojego życia przeżywali wypalenie zawodowe (dane z raportu i badań Związku Przedsiębiorców i Pracodawców „Wypalenie zawodowe problem naszych czasów”, 2022 r.). Okazuje się też, że co czwarty ankietowany, który dostrzega symptomy wypalenia, szuka pomocy.

– Radość z nowych wyzwań zawsze napędzała mnie do działań – mówi Robert, 42-latek, właściciel firmy w branży audio. – W biznesie pojawiają się trudniejsze dni, które wymagają większego zaangażowania i działania pod presją czasu. Firma wciąga, a jej rozwój, pozyskiwanie klientów, problemy z urzędami, podatki, niepewność wywołują niepokój. Stres zaczyna towarzyszyć na co dzień. Gdy chcesz więcej osiągnąć, poświęcasz pracy cały czas. Naczelnym zadaniem staje się realizowanie celów i ambicji biznesowych. Firma staje się ważniejsza niż zdrowie i życie rodzinne. Byłem tego bliski, ale się zatrzymałem dzięki rozmowom z moją mądrą żoną – dodaje Robert.

– Wypalenie zawodowe to przede wszystkim rezultat nadmiaru pracy i obowiązków – mówi Anna Marchlik, psycholożka, psychoterapeutka, coach, współzałożycielka Fundacji Dobra Przestrzeń. – Gdy prowadzi się własną firmę, trzeba załatwiać wiele spraw z różnych obszarów, często pracując po kilkanaście godzin dziennie. Sama doświadczyłam wypalenia zawodowego i wiem, jakie to trudne przeżycie. Wcześniej prowadziłam inną firmę, ale w pewnym momencie straciłam poczucie sensu tego, co robię. Uznałam, że pieniądze i prowadzenie biznesu to za mało. Potrzebowałam satysfakcji z pracy i poczucia skuteczności, bo przecież ważne jest to, co się robi i czy to lubimy. Zaczęłam się uczyć nowego zawodu i założyłam kompletnie inną działalność, która wynika też z mojej pasji. Przy własnym biznesie można kształtować kulturę organizacji, którą się tworzy. Natomiast osoby pracujące dla biznesu, niezależnie, czy na umowę o pracę, czy B2B, zwykle nie mają na to wpływu. Czasem to wypalenie wynika właśnie z niezgodności między wyznawanymi wartościami, kulturą organizacji a potrzebami danego człowieka. – Znam historie, gdy ktoś uległ wypaleniu zawodowemu, bo pracował w firmie kosmetycznej testującej na zwierzętach, a sam był ekologiem i weganinem – dodaje Anna Marchlik.

W każdej pracy towarzyszy nam stres. Działanie pod wpływem adrenaliny bywa pociągające, ekscytujące i napędzające. Niektórzy radzą sobie z codziennym stresem nieźle. Są w stanie zachować tzw. work-life balance, czyli praca nie staje się ich jedynym zajęciem, mają czas dla rodziny i na odpoczynek.

– Gdy stresu jest za dużo, przestajemy sobie radzić z obowiązkami i obciążeniem, wtedy bardzo łatwo osiągnąć stan wypalenia zawodowego – mówi Anna Marchlik. – Nasz organizm nie jest w stanie dźwigać tak dużej ilości stresu przez dłuższy czas. Dla układu nerwowego nie ma znaczenia, czy dopada nas jednorazowa trauma, katastrofa życiowa, czy to suma drobnych codziennych stresorów. Układ nerwowy najpierw reaguje podwyższoną gotowością do działania, a po jakimś czasie się wyczerpuje. Długotrwały stres może prowadzić do pojawienia się objawów psychosomatycznych. Jeśli nie zareagujemy w odpowiednim czasie, może to się skończyć kryzysem lub chorobą.

Zjawisko wypalenia zawodowego pojawiło się w literaturze psychologicznej w 1993 r. Zostało opisane przez amerykańską psycholożkę Christinę Maslach, która wraz ze współpracownikami z Uniwersytetu Berkeley prowadziła badania ludzi pracujących w stresujących zawodach społecznych, m.in. wśród pracowników opieki społecznej, psychologów klinicznych, psychiatrów, pielęgniarek, nauczycieli, prawników. Po badaniach Maslach opisała wypalenie jako stan wyczerpania pracownika spowodowany regularnymi, stresującymi warunkami pracy i opracowała trójwymiarową koncepcję wypalenia zawodowego.

– To najsłynniejsza i wciąż aktualna teoria, na której opierają się różne programy profilaktyczne – podkreśla Anna Marchlik. Maslach opisuje wypalenie zawodowe jako proces, w którym zachodzą po sobie konkretne zmiany. W pierwszym etapie na skutek przeciążenia pracą i obowiązkami następuje wyczerpanie emocjonalne. Możemy odczuwać bardzo subiektywne sygnały, m.in. obniżenie nastroju, zmęczenie, zniechęcenie pracą, brak sił, energii i zapału do niej, zwiększony poziom impulsywności i drażliwości. Może pojawić się nieuzasadniony lęk, np. przed utratą firmy, klientów.

– Często zdarza się, że gdy wracamy do domu, stres tłumimy wieczornym popijaniem alkoholu. To bardzo popularne uzależnienie białych kołnierzyków – profesjonalistów, którym wydaje się, że piją umiarkowanie, bo nie wpadają w ciągi, a rano wstają do pracy i działają na pełnych obrotach. Jednak gdy musimy sięgać po używki, aby uregulować swoje emocje, odpocząć, to powinna nam się już zapalić czerwona lampka! W pierwszym etapie nasze odczucia są subiektywne i mogą być mniej dostrzegalne przez innych. Ale zdarza się, że już wtedy bliscy zauważają pogorszenie naszego nastroju, zły stan psychiczny, drażliwość, wybuchy złości. Ale gdy starają się nam to sygnalizować, nie słyszymy, bo wciąż jesteśmy w biegu – dodaje Anna Marchlik.

Kolejny etap wypalenia zawodowego początkowo nazywano fazą depersonalizacji, obecna nazwa to faza cynizmu. – Na skutek nieradzenia sobie z obciążeniem emocjonalnym przestajemy traktować podmiotowo naszych klientów i współpracowników. Aby odciąć się emocjonalnie, zaczynamy dystansować się od innych ludzi, traktować wszystkich przedmiotowo. Wielu z nas doświadcza takiego traktowania, choćby w kontakcie z ochroną zdrowia – nie przychodzi człowiek, tylko przychodzi objaw. W biznesie jest dokładnie tak samo, a relacje interpersonalne stają się bardziej bezosobowe. W firmie zaczynamy traktować pracowników z cynizmem, surowością, pojawiają się krzyki, sytuacje mobbingujące – mówi Anna Marchlik. To pogarsza atmosferę w pracy, ale też może wpływać negatywnie na kontakty biznesowe. W tej fazie zaczynamy też traktować przedmiotowo samego siebie, czyli unieważniać swoje potrzeby.

Ostatni etap to wypalenie zawodowe. Charakteryzuje się obniżonym poczuciem dokonań osobistych, brakiem zadowolenia i satysfakcji z pracy, poczucia własnej skuteczności, kompetencji, sensu swoich działań, spadkiem zadowolenia z relacji społecznych. Popadamy w stan lęku, depresji. Ten etap zwykle kończy się zwolnieniem lekarskim, bo dłużej nie możemy pracować i coraz trudniej nam żyć.

Rozwój wypalenia zawodowego nie zawsze przebiega tak samo. Czasem poszczególne fazy pojawiają się w innej kolejności, występują jednocześnie lub któreś z nich mogą zostać pominięte w procesie rozwoju syndromu. Dlatego niezmiernie ważne jest zauważenie, że dzieje się z nami coś niedobrego. – Najlepiej byłoby, gdyby czerwona lampka zapaliła się już na pierwszym etapie, aby można było powstrzymać eskalację tego procesu – mówi Anna Marchlik. Zaniepokoić powinny niemijający obniżony nastrój, przewlekłe zmęczenie czy objawy somatyczne, takie jak bezsenność, napięciowe bóle głowy, brzucha, objawy ze strony układu krążenia. Zdarza się, że osoby doświadczające nasilonego lęku najpierw lądują u kardiologa z podejrzeniem zawału serca.

Wszystko, co się dzieje w naszym ciele i w jakiś sposób nas niepokoi, to już sygnał, że warto o siebie zadbać. Na początku najważniejsze, aby zatrzymać się w biegu i wypocząć. I nie chodzi o to, żeby zawsze pracować maksymalnie osiem godzin, mieć wszystkie wolne weekendy, bo to nie zawsze jest możliwe, ale by nie doprowadzać się do przebodźcowania i przeciążenia. Warto po okresach zwiększonego wysiłku wyjechać, wyłączyć telefon, nie odpowiadać na e-maile. Zazwyczaj naprawdę nic się nie wydarzy w firmie, a pracownicy sobie poradzą. Psychoterapeutka przyznaje, że gdy rozmawia z swoimi pacjentami, większość w pierwszej chwili neguje możliwość takiego wyjazdu, odłączenia się. Anna Marchlik posługuje się wtedy metaforą zaczerpniętą z podróży samolotem – o tym, komu najpierw założyć maskę tlenową. – Zawsze najpierw załóż ją sobie – mówi. – Jeśli nie pomożemy sobie, nie będziemy w stanie ani pomóc innym, ani w ogóle zajmować się czymkolwiek. Bardzo często wysyłam moich pacjentów do fizjoterapeutów na masaż. Warto skupić się na ciele i je rozluźnić. Ważna jest aktywność fizyczna, która przywraca równowagę układu nerwowego i pomaga w nawiązaniu kontaktu ze swoim ciałem, np. zajęcia z jogi czy pilatesu.

Gdy męczy nas rozkojarzenie, mamy kłopoty z pamięcią, nadmiernie się zamartwiamy się i spędzamy coraz więcej czasu w pracy, dobrze skorzystać z pomocy psychologa lub terapeuty. W takich sytuacjach niekoniecznie potrzebna jest terapia. Czasem wystarczy kilka rozmów wzmacniających, uświadamiających, bo łatwiej przyjąć obraz sytuacji od obcej osoby niż od rodziny. To da nam wiedzę, wskaże błędy w naszym myśleniu, które mogą powodować, że się wypalamy. Można skorzystać z psychoedukujących warsztatów, na których uczy się technik relaksacyjnych. W walce z wypaleniem zawodowym ważna jest też obecność wspierających ludzi wokół nas.

Gdy pojawiają się zaburzenia lękowe lub depresja, wtedy już na pewno trzeba sięgnąć po pomoc specjalistyczną: psychoterapeutyczną, a przy depresji też psychiatryczną. Zazwyczaj psychoterapeuci, jeśli widzą, że dzieje się coś niepokojącego, kierują pacjentów do psychiatrów. – Badania pokazują, że najskuteczniejsze w leczeniu depresji, nie tylko gdy jest ona skutkiem wypalenia zawodowego, jest połączenie farmakoterapii i psychoterapii – mówi Anna Marchlik. – Często bez farmakoterapii nie ruszymy z psychoterapią, ale trzeba pamiętać, że leki znoszą tylko objaw. Nie zmienią sposobu myślenia ani strategii, które pchają nas często właśnie w stan wypalenia zawodowego, choćby perfekcjonizmu i chęci kontroli. To dwie strategie, które są bardzo premiowane w biznesie, a łączą się z olbrzymimi kosztami psychologicznymi. Ta kultura „zapierniczania” trochę się dziś zmienia. I całe szczęście, bo jeśli praca jest całym naszym życiem, to prędzej czy później się po prostu wypalimy. Nawet jeśli praca początkowo jest naszym hobby – dodaje psycholożka.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version