Po dziewięciu latach prezydentury Andrzej Duda wreszcie osiągnął sukces. Tyle razy się starał, tyle razy zabiegał o uznanie prezesa, ale jakoś mu nie szło.

Jarosław Kaczyński nigdy go nie poważał, bo – jak twierdzą w PiS – nie mógł zrozumieć, jak ten młokos z czwartego partyjnego szeregu, o zupełnie przeciętnym politycznym talencie, mógł zostać prezydentem Polski. Wiadomo, że prezydent był tylko jeden i był nim ukochany brat prezesa Lech Kaczyński. Reszta to uzurpatorzy albo – jak Bronisław Komorowski – wybrani przez nieporozumienie.

Kaczyński sam namaścił Dudę w 2015 r., ale tylko dlatego, że nie wierzył, iż PiS może wygrać wybory prezydenckie i pokonać prezydenta z PO. Jednak Dudzie się udało, czym naraził się na gniew prezesa.

Swój brak szacunku do głowy państwa lider PiS wiele razy demonstrował publicznie, włączając w arsenał upokorzeń nawet odmowę podania ręki Dudzie. Nie powiedział co prawda tak jak Wałęsa do Kwaśniewskiego podczas słynnej debaty, że może mu podać najwyżej nogę, ale na oczach wielu gapiów i telewizyjnych kamer demonstracyjnie nie zauważył wyciągniętej przez Dudę prawicy. W jednym z ostatnich wywiadów prezes przyznał otwarcie, że z prezydentem nie rozmawiał ponad cztery lata. Aż tu nagle w miniony wtorek Duda dostał od Kaczyńskiego w Sejmie owacje na stojąco. Prezes oklaskiwał go wraz z całym klubem, co musiało być dla prezydenta szokiem.

Nie wiem, czy prezes do końca zrozumiał doniosłość tych oklasków i ich polityczne znaczenie, nie sądzę. Te owacje były wszak przyznaniem, że Duda okazał się lepszy od wszystkich Błaszczaków świata, Macierewiczów, Morawieckich i Czarnków razem wziętych, a być może i od samego prezesa, któremu publiczne punktowanie rządu Tuska jakoś nie idzie. Ostatnie mowy prezesa, włączając niedawne wystąpienie na kongresie PiS, są bez pomysłu i bez planu, jakby Kaczyński jechał na jałowym biegu. Do znudzenia powtarza frazy o końcu demokracji, konstytucji i III RP, a teraz się nawet zapędził i ogłosił, że jak wróci do władzy, to powoła radę stanu, która będzie dysponowała własnymi siłami i rozliczy Tuska. To zabrzmiało jak groźby kacyka z PRL.

Trzeba przyznać, że rolę napisaną przez Mastalerka zagrał Kaczyński koncertowo. W końcu oddał hołd Dudzie

Duda nie poszedł w te autokratyczne wykwity intelektu. W rocznicę wyborów 15 października pokazał całemu PiS i ich wyborcom, jakiego lidera mogliby mieć. Nie wygłaszającego coraz bardziej oderwane od ziemi teorie, ale płomiennego mówcę, który punktuje rządzącą ekipę za brak wizji i wielkich infrastrukturalnych projektów. Trzeba przyznać, że kiedy PiS rządziło, a Morawiecki pokazywał kolejne prezentacje w PowerPoincie o samochodach elektrycznych i innych projektach, które nigdy nie powstały, prezydent milczał. Nie wygłaszał orędzi przy okazji kolejnych rocznic wyborów. Nie wzywał do przyspieszenia i ambitnych projektów. Ale wtedy Andrzej Duda nie szukał dla siebie miejsca na politycznej scenie. Prezes był na tyle silny, że nikomu do głowy nie przyszło, że mógłby go z dnia na dzień zastąpić. Dziś, gdy Kaczyński jest coraz słabszy, a do walki o sukcesję ustawili się Błaszczak, Morawiecki i Czarnek, Duda, a raczej jego otoczenie z Mastalerkiem na czele, postanowili zameldować się w tym wyścigu. I trzeba przyznać, że zrobili to brawurowo.

Nie wiem, na ile prezydentowi wystarczy zapału i determinacji, bo Duda ma to do siebie, że zrywa się do lotu, obiecuje swoim ludziom, że teraz będą robić politykę, a po chwili mu się to nudzi i jedzie na narty albo skuter wodny, w zależności od pory roku. Jedno jest pewne – Mastalerek na pewno determinacji nie straci. W przeciwieństwie do Dudy, który po zakończeniu drugiej kadencji dostanie prezydencką emeryturę, szef jego gabinetu będzie musiał z czegoś żyć i utrzymać rodzinę.

Oprócz motywacji finansowej Mastalerek ma jeszcze jedną, może silniejszą – chce się zemścić na Kaczyńskim, który kiedyś wyrzucił go z partii. Trudno sobie wyobrazić lepszą zemstę niż odebranie prezesowi jego ukochanego PiS. Dlatego Mastalerek, który jest politycznym mózgiem Dudy, wymyślił całą akcję z rocznicowym orędziem w Sejmie, a prezes zagrał w spektaklu wyreżyserowanym przez szefa prezydenckiego gabinetu. Trzeba przyznać, że rolę napisaną przez Mastalerka zagrał Kaczyński koncertowo. W końcu po dziewięciu latach tej fatalnej prezydentury, z której nikt nie jest zadowolony – ani demokraci, ani sam prezes – oddał hołd Dudzie. No i Mastalerkowi, który zakrada się do PiS niczym lis do kurnika.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version