Gdyby Suwerenna Polska startowała w wyborach z hasłem uczciwie oddającym to, na czym polega władza tego ugrupowania, to powinno ono brzmieć „niech rozkwita tysiąc Funduszy Sprawiedliwości!”.

Kolejne informacje spływające do nas po utracie władzy przez PiS ponad pół roku temu pokazują bowiem, że Fundusz Sprawiedliwości nie był wyjątkowym wypadkiem, że cały szereg instytucji, gdzie partia Ziobry miała cokolwiek do powiedzenia, działało w podobny sposób. Niedawno dowiedzieliśmy się, jak kontrolowane przez Ziobrystów Lasy Państwowe hojnie wspierały prawicowe media, teraz okazuje się, że „mały Fundusz Sprawiedliwości” działał także w Alior Banku.

Alior został przejęty przez kontrolowaną przez Skarb Państwa grupę PZU jeszcze pod koniec rządów koalicji PO-PSL. Po zmianie władzy w 2015 roku dobrze płatne posady znalazły w nim osoby związane z nowym układem władzy. W tym brat Zbigniewa Ziobry, Witold.

Witold Kornicki – pod tym nazwiskiem zatrudniony był w Aliorze – pracował w banku między czerwcem 2022 a czerwcem 2023. Pełnił funkcję doradcy zarządu ds. cyberbezpieczeństwa. Ziobro vel Kornicki do Alioru trafił z innego kontrolowanego przez skarb państwa banku Pekao SA. W 2017 roku prezesem Pekao SA został Michał Krupiński, uważany za osobę związaną z Suwerenną Polską.

Ziobro vel Kornicki miał zarobić w Aliorze blisko 700 tysięcy złotych, łącznie z odprawą. Według ustaleń dziennikarzy „Newsweeka” miał się w ciągu roku pracy logować w systemie informatycznym banku zaledwie kilkanaście razy. Rodzi to pytanie czy etat nie miał charakteru fikcyjnego. Jeśli tak było, to mamy do czynienia ze skandalem, nawet biorąc pod uwagę szorujące po dnie standardy rządów Zjednoczonej Prawicy.

Nawet jeśli Ziobro vel. Kornicki wykonywał swoją pracę sumiennie, to kontekst, w jakim ludzie związani z Suwerenną Polską znajdowali i tracili zatrudnienie w państwowych bankach, budzi liczne wątpliwości co do tego, czy faktycznie należące do skarbu państwa spółki zatrudniały najlepszych dostępnych na rynku fachowców, czy dobrze płatne posady nie były sposobem wynagradzania politycznych sojuszników. Dziennikarze znający dobrze stosunki w środowisku bliskim Ziobrze wielokrotnie pisali, że brat byłego ministra sprawiedliwości – sam z własnego wyboru pozostający w cieniu – był zawsze jednym z najbliższych politycznych doradców lidera Solidarnej/Suwerennej Polski.

Jak wynika z ustaleń „Newsweeka”, etat Kornickiego vel. Ziobry nie jest jedynym problemem z Aliorem w czasach PiS. Bank poprzez swoją Fundację wspierał cały szereg bliskich prawicy inicjatyw. Pieniądze trafiały między innymi do organizacji związanych ze SKOK-ami oraz do Lokalnej Organizacji Turystycznej Inter-gra, która wcześniej załapała się na program Willa+, czy klubu strzeleckiego kierowanego przez kolegę posła Dariusza Mateckiego ze Szczecina.

Podobnie jak Fundusz Sprawiedliwości Fundacja Alior Banku rozdawała też pieniądze takim organizacjom jak Ochotnicze Straże Pożarne, działające w okręgach polityków Suwerennej Polski. Rekordzistką w pozyskiwaniu środków Fundacji Aliora miała być Ewa Wendrowska, radna sejmiku województwa łódzkiego z partii Ziobry.

Informacje o tym, co działo się w Alior Banku potwierdzają, że to, co działo się w Funduszu Sprawiedliwości, nie było wypadkiem przy pracy, anomalią rządów Zjednoczonej Prawicy, jednym zepsutym jabłkiem w koszyku pełnym świeżych i soczystych owoców, ale modelem, wedle którego działały rządy w okresie 2015-23.

Jak wskazują kolejne ustalenia dziennikarzy, w wykorzystywaniu tego systemu najbardziej bezczelne było środowisko Solidarnej/Suwerennej Polski, partia Ziobry nigdy nie byłaby jednak w stanie „sprywatyzować” i zawłaszczyć dla realizacji własnych politycznych celów środków Funduszu Sprawiedliwości, Lasów Państwowych czy Fundacji Alior Banku, gdyby przyzwolenia i zachęty dla podobnych praktyk nie dał Jarosław Kaczyński.

Dla Kaczyńskiego sytuacja, gdy pozbawiony udziału w dotacji mikrokoalicjant zależny jest od środków, które jest w stanie „wyciągnąć” ze spółek skarbu państwa oraz funduszy państwowych, mających służyć zupełnie innym celom niż prowadzenie kampanii wyborczej, była po prostu bardzo wygodna. Wzmacniała jego pozycję wobec Ziobry, znacznie ograniczając możliwości działania Solidarnej/Suwerennej Polsce poza obozem Zjednoczonej Prawicy.

Kaczyński zawsze był przy tym przekonany, że jego obóz jest stroną słabszą, a wręcz poszkodowaną w Polsce biznesowo i medialnie zdominowanej przez „postkomunistów i liberałów” i ma pełne prawo użyć zasobów państwa do tego, by „wyrównać szanse”. W Funduszu Sprawiedliwości, Lasach Państwowych, a jak się teraz okazuje najpewniej też w Alior Banku, ziobryści na swój własny sposób, we własnym politycznym i materialnym interesie, realizowali tę filozofię Kaczyńskiego.

Fakt, że grając tak nieuczciwie i wykorzystując przewagę, jaką dawało bycie partią władzy, Zjednoczona Prawica przegrała wybory i straciła władzę, pokazuje wielki rozsądek polskiego społeczeństwa i to jak większość miała już serdecznie dość Kaczyńskiego i jego ludzi.

Utrata władzy, choć bez wątpienia bardzo bolesna dla obozu Zjednoczonej Prawicy, nie powinna być jednak jedyną karą. Wszelkie naruszenia prawa, jakie miały miejsce w kontrolowanych przez ten obóz instytucjach, powinny zostać rozliczone, a winni ich postawieni przed sądem. Choćby po to, by w przyszłości politycy dwa razy zastanowili się, zanim sięgną po środki mające pomagać ofiarom przestępstw, by za ich pomocą sfinansować wóz strażacki w swoim okręgu wyborczym albo dodatek o „walce z chrystofobią” w zaprzyjaźnionym tygodniku opinii.

Potrzebne są też jednak mechanizmy chroniące systemowo państwo przed patologiami, jakie miały miejsce w latach 2015-23. To, co działo się w Orlenie, TVP czy Alior Banku pewnie otworzy ponownie dyskusję nad tym, czy państwo w ogóle powinno posiadać swoje spółki, czy najlepiej nie rozwiązać problemu z zawłaszczaniem ich przez polityków sprzedając je prywatnym podmiotom. Jest jednak wiele dobrych argumentów, dlaczego państwo powinno zachować kontrolę nad niektórymi strategicznymi spółkami — nie tracą na ważności tylko z powodu wyczynów prezesa Obajtka i innych pisowskich nominatów.

Bez wątpienia potrzebna jest nowa „umowa społeczna” w kwestii relacji między spółkami skarbu państwa i władzą polityków: pozwalająca sprawować Skarbowi Państwa efektywny nadzór właścicielski nad spółkami, a jednocześnie chroniąca je przed kolonizacją przez różne środowiska polityczne, traktujące spółki jak partyjny łup do podziału. Gdyby taką umowę udało się wypracować w czasie rządów PiS, to opinia publiczna mogłaby być bardziej skłonna uwierzyć, że brat ministra sprawiedliwości dostał dobrze płatną pracę w państwowym banku tylko ze względu na swoje kompetencje – i być może nawet nie musiałby zmieniać nazwiska.

Warto też uszczelnić przepisy regulujące wspieranie kampanii wyborczej i zmienić ustawę o partiach politycznych, tak by takie partie jak Suwerenna Polska, Nowoczesna czy Razem z automatu dostawały część dotacji od większego koalicjanta – co osłabi zachęty do szukania środków przez podobne partie w takich miejscach jak Fundusz Sprawiedliwości.

Przede wszystkim, opinia publiczna nie może się po prostu godzić na takie praktyki. Dlatego oburzenie na to, co robili ziobryści w Alior Banku i innych miejscach nie jest jałowym biciem piany, choć Suwerenna Polska została odsunięta od władzy – to oburzenie tworzy klimat, w którym także obecni i przyszli rządzący dwa razy się zastanowią, zanim zaczną kopiować praktyki ziobrystów.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version