Osoby cierpiące na zaburzenia lękowe pragną zrozumieć mechanizmy oddziaływania lęku na ich zachowanie, by skutecznie z lękiem walczyć. Nieliczni jednak zdają sobie sprawę z tego, że o wiele większe znaczenie dla zdrowienia ma zrozumienie, jak nasze zachowanie wpływa na lęk.

Lęk jest pierwotną emocją, która pełni ważną rolę ostrzegawczą, zabezpieczając nas przed czyhającymi w świecie niebezpieczeństwami. Kiedyś lęk miał klarowniejsze zadanie, ponieważ łatwiej było zidentyfikować niebezpieczeństwa. Krzyczał w środku nas: „Uwaga, drapieżnik! Uwaga, burza!”, a my szybko, niemal automatycznie ocenialiśmy sytuację i albo uciekaliśmy, ile sił w nogach, albo walczyliśmy na śmierć i życie. A jeżeli żadna z tych opcji nie wchodziła w grę, mogliśmy jeszcze udawać, że nas nie ma, lub zawołać po pomoc. Udawanie, że nas nie ma, polegało głównie na wstrzymaniu oddechu i mistyfikacji bycia martwym w nadziei, że niebezpieczeństwo nas nie zauważy i sobie pójdzie. Dawne zachowania na sytuacje zagrożenia przejawiamy i dziś, tyle że obecnie świat jest nieporównywalnie bardziej złożony.

W czasach, w jakich teraz żyjemy, nasze zmysły atakowane są niebotyczną wręcz ilością informacji oraz bodźców. Te zaś trafiają nie tylko do ośrodków w mózgu odpowiedzialnych za pierwotne reakcje naszego ciała, ale też do wyższych ośrodków, m.in. do kory mózgowej, dzięki której staramy się logiczne zrozumieć to, co wokół nas się dzieje, i podjąć decyzję o naszym zachowaniu. Właśnie w tym najbardziej złożonym miejscu, gdzie prawdopodobnie mieści się umysł, oceniamy i rozmawiamy z lękiem zrodzonym na niższych poziomach naszego układu nerwowego. Często nie umiemy precyzyjnie określić, co powoduje nasze napięcie w ciele. W takich sytuacjach umysł stara się znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie. Jeśli takiego nie znajduje, radzi sobie, kreując. Opowiada nam jakąś historię, która niekoniecznie musi odpowiadać rzeczywistości. Na skutek takiej kreacji możemy np. tłumaczyć sobie podenerwowanie pogodą lub kolorem ścian, który niekoniecznie przypadł nam do gustu. Dziwaczne? Owszem, ale umysł dąży do tego, by uzasadnić napięcie w ciele spowodowane nieświadomym bodźcem skojarzonym przez nas lękowo. Jak to może wyglądać?

Na przykład wchodzimy do kawiarni i już na wejściu coś nam nie odpowiada. Mamy ochotę wyjść, bo robi nam się duszno. Ulegając temu doznaniu, głęboko nabieramy powietrza w płuca i myślimy, że w lokalu była ciężka atmosfera. W rzeczywistości to nie atmosfera w lokalu była ciężka, ale ciężar pojawił się w nas wraz ze wspomnieniem jakiejś sytuacji budzącej w nas obawy.

W starym mózgu przechowujemy katalog wspomnień, obrazów, zapachów, doznań dotyku połączonych z zapamiętanymi emocjami. Gdy po wejściu do kawiarni odczuwamy ciężar, zapewne jakiś nieświadomy bodziec zmysłowy uruchomił w nas lękowe skojarzenia i włączył reakcję ucieczki. Człowiek rozumny musi sobie jakoś wytłumaczyć tego typu własne zachowanie i to przekonująco – tak, by brzmiało ono wystarczająco poważnie, a nie jak u jakiegoś jaskiniowca, co to wszedł do jaskini i wystraszył się własnego cienia. Rozumnemu człowiekowi nie wystarcza wyjaśnienie, że o jego zachowaniu współdecyduje pierwotna reakcja przestrachu. Reakcja zapisana dawno temu, w głębokich strukturach organizmu (w pamięci, w ciele, w genach), sięgająca czasów okresu dziecięcego, ciąży i porodu, a nawet prehistorii. Z tej ostatniej pochodzi wiele naszych programów lękowych, np. lęk przede wszystkim, co pełza, co ma więcej niż cztery nogi czy co potrafi chodzić prawie po każdej powierzchni i kąsać (tu choćby: węże czy pająki, na które większość ludzi reaguje podobnie jak małpy, czyli trudnym do ukrycia wstrętem).

W większości przypadków posiadanie rozumu nam pomaga, a jego działania są dla nas korzystne. Niekiedy jednak rozum staje się źródłem lękowych problemów i kieruje naszym zachowaniem w sposób, który niekoniecznie jest dla nas dobry. Otóż mózg – nieustannie interpretując bodźce dochodzące do nas za pośrednictwem narządów zmysłów – generuje tzw. myśli automatyczne. Te myśli są wynikiem m.in. wprogramowanych we wczesnym okresie życia (przez opiekunów i środowisko, w jakim się wychowywaliśmy) sposobów widzenia i oceny tego, co do nas dociera. Na przykład, jeżeli rodzice często mówili nam o zagrożeniach, chorobach itp., to istnieje duże prawdopodobieństwo, że odgłos karetki będzie powodował u nas myśl automatyczną o niebezpieczeństwie, a ta sprawi, że poczujemy lęk: „Coś się komuś stało? Czy czasami nie komuś z moich bliskich?” – myślimy, słysząc karetkę i zaczynamy mieć obawy, sięgamy po telefon, by sprawdzić, czy u naszych bliskich wszystko w porządku.

Lęk ma wiele twarzy i w bardzo różny sposób wpływa na nasze zachowanie. Często jest adekwatnym ostrzeżeniem przed niebezpieczeństwem i ratuje nam życie, ale potrafi też nastraszyć nas trochę na wyrost. Nierzadko też zagrożenie kreujemy sobie w głowie sami przez nasze zaprogramowane sposoby interpretacji tego, co widzimy i czujemy. Kiedy tak się dzieje, ciało reaguje, jakby zagrożenie było rzeczywiste – napina się, szykując do walki lub ucieczki, ponieważ bezkrytycznie wierzy w to, co podpowiada mu rozum. Wchodząc w tę opowieść rozumu bezkrytycznie, emocjonalnie, włączamy program przetrwania. Granica między tymi naturalnymi reakcjami organizmu a zaburzeniami lękowymi jest płynna i zależy od indywidualnych predyspozycji każdego z nas. Kiedy maszyneria lęku funkcjonuje tak, że nie powoduje przewlekłego dyskomfortu, nasz lęk pełni swoją ewolucyjną funkcję. Jednak gdy maszyneria zaczyna pracować na zbyt wysokich obrotach, wówczas negatywnie wpływa to na naszą psychikę, ciało i relacje – a to już sygnał, by skorzystać z pomocy specjalistów.

Nadmiarowy lęk, którego komunikaty są zaburzone, wpływa na nasze zachowania, zaburzając komfortowe życie, samorealizację i poczucie dobrostanu fizycznego. Lęk jednak nie jest czymś złym. Jest potrzebny, by informować nas o zagrożeniu. Choć jego odczuwanie nie jest przyjemne, można nauczyć się z nim żyć i nim zarządzać – odczytywać jego sygnały i przesłanie, starać się z nim dogadać (zamiast z nim walczyć). Lęk chce nas chronić, trzeba tylko nauczyć się, jak go okiełznać, by w dobrej intencji nie chciał on za mocno ingerować w to, jak działamy.

Zrozumienie, jak lęk wpływa na nasze zachowanie, jest bardzo pomocne, ale jeszcze ważniejsze dla komfortowego funkcjonowania jest zrozumienie, jak nasze zachowanie wpływa na lęk.

Jest to szczególnie ważne w przypadku cierpienia na zaburzenia lękowe, czyli gdy poziom i sposób odczuwania lęku są nadmiarowe i pojawiają się objawy w postaci np. przewlekłego poczucia lęku, ataków paniki czy dolegliwości psychosomatycznych. We wszystkich rodzajach zaburzeń lękowych zachowanie ma bardzo istotne znaczenie w powracaniu do zdrowej równowagi emocjonalnej. W szczególności chodzi tu o zachowania, które podtrzymują bądź potęgują reakcje lękowe oraz te pomagające zmierzyć się z rosnącym poziomem lęku.

Te ostatnie wymagają odwagi, bo wyrzucają nas z wąskiej strefy komfortu i każą ją poszerzać. Wiele osób tkwi w pewnych rutynowych sposobach poruszania się w świecie. Owe sposoby może nie są dla nich satysfakcjonujące, ale mają też swoją zaletę – nie prowokują zbytnio lęku. Dzięki temu niby jest komfortowo, niby jest bezpiecznie, niemniej trudno uznać, że osoby tak żyjące czerpią z życia czy są z tego życia zadowolone. Owszem, czasem potrafią się nawet przekonać, że nie potrzebują wychodzić z lękowej skorupy i jest im dobrze, jednak do czasu, kiedy ich świat nie skurczy się na tyle, że lęk stanie się nieznośnym towarzyszem nawet podczas bardzo ograniczonej życiowej aktywności. Może też zdarzyć się, że życie brutalnie wyrwie nas z bezpiecznego schematu i lęk wybuchnie nagle, z ogromną siłą (tu np. śmierć bliskiej osoby, choroba czy zwolnienie z pracy).

Oczywiście nie uchronimy się przed takimi sytuacjami ani ich nie przewidzimy, ale możemy wyrobić w sobie nawyk odważania się, mierzenia się z tym, co budzi nasze obawy, zanim spotka nas naprawdę coś bardzo trudnego. Tak jak działamy profilaktycznie, stosując odpowiednią dietę czy uprawiając jogging, tak profilaktycznie stawiajmy sobie wyzwania, które leżą nieco poza naszą granicą komfortu. Kiedy wahamy się, czy porozmawiać z osobą, z którą chcielibyśmy zamienić słowo, ryzykujemy, odważamy się i jednak rozmawiamy. Podobnie, gdy chcemy wybiec z zatłoczonej galerii handlowej z obawy, że za chwilę będziemy mieć atak paniki, możemy postarać się wytrzymać jeszcze chwilkę, a potem jeszcze jedną chwilkę, poczekać i zobaczyć, czy czasem lęk się nie zmniejszy i czy nie możemy jeszcze naszego czekania wydłużyć. Za którymś razem, po kilku „zaryzykowaniach”, w końcu dostrzeżemy, że nasz lęk trochę przesadzał w demonizowaniu tej całej galerii oraz tłoku, a sytuacja wcale nie jest tak przerażająca, jak się wydawała. Takie małe-duże kroki w odważaniu się potrafią zdziałać cuda. Odważanie się ma wpływ na poziom odczuwanego lęku, ponieważ możemy go oswajać z nową rzeczywistością. Musimy zaopiekować się lękiem jak dzieckiem i zadbać o to, aby ten wyrósł na przyjaciela. Przyjaciela pomagającego nam bezpiecznie żyć, a nie nadopiekuńczego, który w dobrej intencji zamyka nas w klatce cierpienia.

Jeśli zaś trudno nam samodzielnie zmienić zachowanie tak, by ono służyło dogadaniu się z lękiem i poprawie naszego samopoczucia, warto skorzystać ze wsparcia specjalisty, np. psychoterapeuty czy psychiatry.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version