Były pracownik jednego z kasyn Las Vegas opowiadał, jak „wieloryb” zażądał damskiego towarzystwa, lecz był tak wybredny, że zdecydował się dopiero, obejrzawszy blisko setkę potencjalnych partnerek. Pomysłowość bogaczy bawiących się w kasynach zdaje się niewyczerpana.
Dawno temu w Ameryce obowiązywały rygory tak zwanej moralności publicznej. Wszystkiego, co grzeszne wedle religii – prostytucji, pornografii, nienormatywnego seksu, hazardu, narkotyków – zakazywało prawo. Przez 13 lat na mocy 18. poprawki do konstytucji nie wolno było nawet pić alkoholu. Jeszcze nim prohibicja została zniesiona, w 1931 r. zalegalizowała hazard Nevada. Jej śladem poszły 23 stany, choć zezwalają tylko na tworzenie niewielkich enklaw wyłączonych spod ogólnych przepisów, jak Atlantic City (New Jersey), powiaty Calvert, Charles i Saint Mary’s (Maryland), Detroit (Michigan).
Pod koniec lat 70. XX w. kasyna zaczęli otwierać w swoich quasi-suwerennych rezerwatach Indianie, a rząd federalny niewiele miał do gadania. Istnieje ponad 300 takich przybytków. Przełom nastąpił wiosną 2018 r., kiedy Sąd Najwyższy orzekł, że lokalne władze mogą licencjonować przyjmowanie zakładów sportowych przez internet. Dziś na terenie 34 stanów i stołecznego Dystryktu Kolumbii obstawiać da się właściwie wszystko, wyniki ligi futbolowej, Tour de France, głosowań Akademii Filmowej bądź Komitetu Noblowskiego. Obroty bookmacherów wyniosły w zeszłym roku 93,3 mld dol., czysty zysk 7,5 mld.
Zmiany, zmiany, zmiany, a jednak Las Vegas nadal rządzi.
Od milionera do zera
Hazard – niegdyś elitarna rozrywka arystokracji rodowej czy finansowej – zdeklasował się i strywializował. Na pierwszy rzut oka stanowi domenę jaskrawo odzianych staruszek, które mozolnie wrzucają monety lub żetony do jednorękich bandytów. Kasyna dla szerokich mas demokratycznego społeczeństwa celują w upodobania kiczowatymi ozdóbkami, nęcą darmowymi chrupkami.
Tymczasem za kulisami bezguścia i taniochy wre bezpardonowa walka o serca oraz portfele utracjuszowskiej elity: kilku tysięcy bogaczy, których każde kasyno chciałoby widzieć wśród stałych klientów. Naganiacze, w tej lidze profesjonalizmu noszący tytuły dyrektorów do spraw promocji, dzielą hazardzistów na trzy grupy: motłoch, gracze pierwszego sortu oraz wieloryby.
Graczami pierwszego sortu są na przykład Denis Rodman i Bruce Willis. Aktor potrafił przepuścić w ciągu godziny 200 tys. dol., popijając bynajmniej nie darmowy screwdriver, tylko – fundowanego przez zarząd swojego ulubionego kasyna Mirage – szampana Louis Roederer Cristal. W tym samym lokalu przy 3400 S Las Vegas Boulevard lubił pozbywać się nadmiaru gotówki koszykarz Rodman. Z reguły zostawiał w ciągu nocy od 100 do 250 tysięcy.
Michael Jordan przyznał się do uzależnienia od hazardu dopiero parę lat temu, kiedy ponoć je zwalczył. Plotki na temat mrocznych predylekcji koszykarza znalazły potwierdzenie, gdy reporterzy tabloidów nakryli go w kasynie tuż przed finałowym meczem Konferencji Wschodniej. Chicagowskie Byki umoczyły wówczas za sprawą kiepskiej formy kapitana. A szef centrum sportowego San Diego Richard Esquinas ujawnił, że Michael ma długi golfowe rzędu 1,25 mln dol.
Jednak koszykarskie ani hollywoodzkie sławy nie mogą liczyć na takie traktowanie jak wieloryby – goście umiejący wydać za jednym posiedzeniem milion, a dysponujący u krupierów kredytem nierzadko przekraczającym 20 mln. Jednym z najsłynniejszych był zmarły siedem lat temu magnat naftowy Edward „Tiger Mike” Davis. Ponad 20 milionów przepuścił w samym tylko kasynie Wynn Las Vegas. Właściciel przybytku Steve Wynn pozwalał mu mieszkać we własnej, luksusowej willi nieopodal. „Tygrys” słynął z wulgarnego ubliżania obsłudze, ale nie wylatywał za drzwi, nawet gdy zaczynał machać pistoletem.
Zła passa sprawiała, że w końcu odchodził od stolika, ale nigdy przed utratą pierwszego miliona. Taki miał limit. Odbił dziewczynę, piosenkarkę Phyllis McGuire, sławetnemu szefowi chicagowskiego oddziału Cosa Nostry Samowi Giancanie. Kiedy mafioso nasłał na rywala płatnych morderców, ten zastrzelił dwóch (trzeci uciekł). Kochance zaś zbudował pałacyk o powierzchni 2,5 tys. mkw. z kuloodpornymi szybami i 14-metrową miniaturką wieży Eiffla. Grywał także w Bellagio, gdzie zostawił około 10 mln.
Naganiacze, noszący w kasynach tytuły dyrektorów do spraw promocji, dzielą hazardzistów na trzy grupy: motłoch, gracze pierwszego sortu oraz wieloryby
Właściciel hurtowni Oriental Trading Company Terrance Watanabe w 2007 r. dostał za pijackie awantury zakaz wstępu do Wynn, lecz z otwartymi ramionami przyjęły go Caesars Palace i The Rio. Przez rok puścił 127 mln. W sumie nałóg kosztował go 204 mln. Komisja kontroli kasyn ukarała konglomerat Ceasars Entertainment Corporation grzywną 225 tys. dol., ponieważ „umożliwiał panu Watanabe grę w stanie skrajnego odurzenia alkoholem, kokainą i marihuaną”.
Po prawdzie nie umożliwiał, ale nakłaniał. Wieloryb dostawał 12,5 tys. dol. miesięcznie na przeloty pierwszą klasą, miał półmilionowy kredyt w luksusowych butikach przy kasynie i 15-procentową ulgę od przegranych powyżej 500 tys. dol. Mimo tego pięknego gestu stracił wszystko, zaciągnął długi, które zdołał spłacić tylko częściowo. W 2017 r. dostał raka prostaty i nie mógł pozwolić sobie na operację. Potrzebne w tym celu 100 tys. dol. usiłował zebrać za pośrednictwem portalu GoFundMe.
Kobiety, wino i śpiew
Najgrubszych ryb jest około 250, a że lubią podróżować, kasyna amerykańskie muszą rywalizować o ich względy z jaskiniami hazardu w Hongkongu, Singapurze czy São Paulo. I rywalizują. Las Vegas Hilton wydał 44 mln na budowę trzech specjalnych kwater dla wielorybów. Mirage zapłacił 150 milionów za same obrazy.
Płótna Renoira, Moneta, Cezanne’a, van Gogha i Picassa zawisły w pałacyku Bellagia, który kosztował miliard 800 mln. Cosmopolitan zaprasza do 21 penthouse’ów z widokiem na bulward. Wnętrza zdobią oryginalne dzieła mistrzów, ale również inne ciekawe artefakty. Na przykład wisząca klatka, a w niej huśtawka. Do czego służy? Możemy się tylko domyślać.
MGM Grand wydał na godne kwaterowanie VIP-ów 700 mln. Powstało 30 willi, których drzwi frontowe wychodzą na ogromny, porośnięty drzewami dziedziniec. Wrażenie, że znajdują się pod gołym niebem, to złuda. W rzeczywistości okrywa je kopuła, do której specjalnie filtrowane i wzbogacone dodatkową porcją tlenu powietrze bezszelestnie tłoczą kompresory. Cóż, temperatura w Las Vegas z roku na rok rośnie. Tego lipca sięgała 48 stopni Celsjusza.
Wspomniani dyrektorzy ds. marketingu oferują wielorybom na zachętę drogie upominki (zwykle złote roleksy za 50-70 tys. dol.), transport prywatnym odrzutowcem, ryzykowne kredyty, rabaty przy uiszczaniu długów. Gdy utracjusz przybędzie do MGM Grand, Mirage czy Caesars Palace, każdą jego zachciankę spełnia przez 24 godziny na dobę armia lokajów i hostess.
Oczywiście wszystkich potrzeb nie zaspokoją. Saudyjski handlarz broni Adnan Khashoggi zjeżdżał do Las Vegas z kilkunastoosobową świtą, m.in. własnym golibrodą, fryzjerem, manikiurzystką i masażystą. Sułtan Brunei przywoził jeszcze więcej osób towarzyszących, głównie ochroniarzy. A przed każdym obrotem ruletki rzucał na stół kilka lub kilkanaście żetonów, uwaga… ćwierćmilionowych.
Najpotężniejszym wielorybem wśród Amerykanów był legendarny producent telewizyjny, założyciel King World Productions, a następnie prezes CBS Roger King. Przybywał bez świty, wszystkie potrzeby zaspokajał u tubylców, więc personel go lubił, mimo że miał słabą głowę. Kiedyś kazał portierowi sprowadzić prostytutkę, lecz zapomniał o zleceniu i zarzucił niefortunnemu stręczycielowi kradzież pięciuset dolarów. Natomiast sprzątacze przykro wspominają, jak zwymiotował na bar i własną małżonkę. Przy czym pani King nie musieli czyścić, bo uciekła.
Na koszt lokalu wieloryb może posłuchać gwiazd śpiewających specjalnie dla niego, palić teoretycznie nielegalne kubańskie cygara, popijać Chateau Petrus rocznik ‘82 lub Lafite-Rothschild ‘61 – wina, które kosztują po 5 tys. dol. za butelkę. Na każdą karafkę polewanego w wielorybiej loży, stuletniego koniaku Remy Martin Louis XIII Black Pearl kasyno Cosmopolitan wydało 56 tys. dol. Wstęp po wykupieniu żetonów za milion. Gości MGM Grand karmi genialny szef kuchni Joel Robuchon. Posiłek, który zwykłego zjadacza chleba kosztuje 600 dol., konsumują darmowo.
Krokodyla daj mi luby
Tajemnicę poliszynela stanowi zamawianie przez najbogatszych hazardzistów do apartamentu pań, a nawet narkotyków. Były pracownik jednego z kasyn Las Vegas opowiadał „GQ”, jak wieloryb zażądał damskiego towarzystwa, lecz był tak wybredny, że zdecydował się dopiero, obejrzawszy blisko setkę potencjalnych partnerek. Panie, które nie przypadły milionerowi do gustu, dostały za fatygę po 300 dolarów.
Pomysłowość bogaczy zdaje się niewyczerpana. Dyrektor marketingu Cosmopolitan Danny Ruiz musiał raz znaleźć klientowi szczenię francuskiego buldoga o specyficznym kolorze oczu i załatwić formalności weterynaryjno-celne, by psiaka dało się wywieźć z USA.
Jak zostało powiedziane, wieloryby nie mieszkają w zwykłych pokojach, lecz zajmują budowane specjalnie dla nich apartamenty, o których istnieniu zwykli gracze nie mają pojęcia. „Żeby dostać zaproszenie do naszych willi, gość musi postawić w kasynie co najmniej milion” – ujawnił eksdyrektor Westgate Las Vegas (dawniej Las Vegas Hilton) Marc Priola.
Kiedyś oprowadzał po hotelu Donalda Trumpa, który na widok 1200 mkw. włoskiego marmuru, fresków, granitowych kominków, basenu, trzech jacuzzi i pokoju z ekranem telewizyjnym na całą ścianę oraz multifonicznym systemem nagłaśniającym zawołał: „Podczas następnej wizyty mieszkam tu i nigdzie indziej”. Życzenie nie zostało spełnione. „Zasady są jasne – tłumaczył Priola. – Jeśli nie możesz wziąć odpowiednio wysokiego kredytu, mieszkasz tam, gdzie wszyscy”.
Choć wielorybów jest niewielu, mają niebagatelny wpływ na wyniki finansowe jaskiń hazardu – rocznie tracą kilka miliardów. Część tych pieniędzy odzyskują rzecz jasna w formie usług i przysług. Prywatne samoloty, ochrona wydzielonych wejść i wind, złote dźwignie spłuczek klozetowych kosztują niemało. Szef kasyna, które stawia na hazardową elitę, nie może być człowiekiem strachliwym.
Tylko niektórzy miliarderzy grają w oczko, większość woli bakarata, przy którym kasyno ma szanse wygranej zaledwie o 1 procent większe niż klient, zaś licytacja może dojść do ćwierć miliona w jednym rozdaniu. Wyjątkowo tłusty wieloryb, któremu się poszczęści, potrafi wręcz zachwiać kwartalnymi wynikami finansowymi firmy, czyli wpłynąć na ceny jej akcji.
Biorący kredyt w wysokości miliona dolarów klient dostaje jako premię żetony warte 100 tysięcy, a jeśli rzeczony milion przegra, kasyno odpisuje mu 20 proc. długu, czyli zarabia brutto 800 tysięcy. Problem w tym, że kiedy wieloryb wygrywa, żąda pieniędzy od ręki, natomiast przegrawszy, dostaje na spłatę 60 dni i często zwleka znacznie dłużej.
Czasem kasyno nie potrafi wyegzekwować należności, bo gracz bankrutuje, zaś egzekutor masy upadłościowej spłaca zobowiązania hazardowe na końcu. Co gorsza, schwytać wieloryba w sieć jest łatwiej, niż utrzymać. Ruizowi niejednokrotnie zdarzało się, że karmił bajecznie bogatego klienta frykasami, a do stolika podchodził dyrektor innego przybytku i roztaczał wizję niesamowitych atrakcji, które czekają u niego.
„Najlepiej nie wypuszczać wielorybów z budynku” – opowiada szef promocji Cosmopolitan. „Wymaga to ogromnej pomysłowości i coraz oryginalniejszych trików. Ale niekiedy gość wprowadza się do darmowego apartamentu, wsiada w darmową limuzynę i każe jechać do konkurencji”.