W czasach mojej młodości spędziłem niemal dwa lata, ukrywając się w nazistowskim Berlinie, a potem osiem miesięcy w piekle Auschwitz i Buchenwaldu – rozpoczyna swoje wspomnienia Lothar Orbach, Niemiec żydowskiego pochodzenia. Jego relacja z berlińskiego półświatka, w którym zmuszony był się schronić, to tylko jedna z książek historycznych, które polecamy tej jesieni.

Oto kilka reportaży, biografii i wspomnień, które zdecydowanie warto przeczytać.

Pierwsze wydanie własnych wspomnień z powstania warszawskiego Jan Kurdwanowski opłacił z własnej kieszeni. Wyszło w niewielkim nakładzie, w Nowym Jorku, w latach 80., gdzie powstaniec osiadł na emigracji. Nie jest to dziś łatwo dostępna książka, dlatego cieszy jej wznowienie. Kurdwanowski – działający w konspiracji pod pseudonimem Krok – walczył na Woli, na Starym Mieście, w Pasażu Simmonsa, a potem na Czerniakowie. Choć spisywał relację z perspektywy czterech dekad, zwraca ona uwagę nietypową jak na kombatanckie pamiętniki narracją – bezpośrednią, śmiałą literacko, przesyconą emocjami, działającą na wyobraźnię. Emil Marat we wstępie zauważa, że to tak, „jakby Miron Białoszewski włożył panterkę i poszedł walczyć”. Dodatkową wartością wspomnień Kurdwanowskiego jest uwaga poświęcona szczegółom – niezależnie, czy opisuje ciało dziewczyny przywalonej fragmentem budynku, czy dramat ojca, którego córka zginęła w bombardowaniu, czy śmierć kolegów z oddziału, jest skrupulatny, sugestywny i do bólu autentyczny.

Jan Kurdwanowski, „Mrówka na szachownicy. Wspomnienia powstańca warszawskiego”, Wydawnictwo Filtry

To gotowy scenariusz na film, a także poruszające świadectwo, do czego zdolny jest człowiek zdeterminowany, by przeżyć. „W czasach mojej młodości spędziłem niemal dwa lata, ukrywając się w nazistowskim Berlinie, a potem osiem miesięcy w piekle Auschwitz i Buchenwaldu” – rozpoczyna swoje wspomnienia Lothar Orbach. Spisać je pomogła jego córka Vivien, współautorka książki, choć jak przyznała, zmierzenie się z historią ojca nie było łatwe. Młody Lothar – Niemiec żydowskiego pochodzenia – w Wigilię 1942 r. wymyka się ze swoją matką z rąk gestapowców. Następnie, by przetrwać, musi stać się banitą, oszukiwać, kraść, a jednocześnie starać się nie zatracić swego człowieczeństwa. Jego relację można czytać na dwóch poziomach – historycznym, opowiadającym o życiu w berlińskim półświatku, pokazującym od środka jego najciemniejsze zakamarki, ale także psychologicznym, jako dokument dorastania na granicy życia i śmierci.

Larry Orbach, Vivien Orbach-Smith, „Młody Lothar. Żydowski uciekinier w półświatku nazistowskiego Berlina”, tłum. W. Łyś, Dom Wydawniczy REBIS

Bernard Newman to niezwykła postać. Brytyjski podróżnik, pisarz, reportażysta, autor przewodników, a także szpieg. Do tego zestawu trzeba dodać, że poruszał się na rowerze o imieniu George. Objeżdżał na dwóch kółkach Europę i publikował relacje z tych wypraw. Latem 1938 r. objechał Morze Bałtyckie, przemierzając leżące nad nim kraje, w tym również Polskę. Zaglądał do miast i na prowincję, rozmawiał z mieszkańcami, dokumentował etapy podróży zdjęciami. Obraz, jaki pozostawił, nie był wcale sielankowy. Wręcz odwrotnie, z jego relacji bije niepokój, obawa przed nadciągającą wojną. Newman spogląda przekrojowo na społeczeństwa bałtyckie, ale udaje mu się ustrzec przed pewnymi błędami faktograficznymi czy nazewniczymi. Pozwala sobie nawet na paternalistyczne czy wręcz rasistowskie uwagi. Warto brać na to poprawkę. Co ciekawe, to czwarta książka z jego dorobku poświęcona Polsce. Poprzednie wydane w tej serii to „Rowerem przez II RP”, „Rowerem przez Polskę w ruinie” i „Rowerem przez Polskę ludową”.

Bernard Newman, „Rowerem wokół Bałtyku 1938”, tłum. E. Kochanowska, Znak Horyzont

Norman Ohler, autor książki „Trzecia Rzesza na haju”, wraca z ciągiem dalszym narkotykowej historii Niemiec, której wcale nie przerwał koniec wojny. Napędzana metamfetaminowym pervitinem nazistowska armia poszła w rozsypkę, ale pozostały po niej magazyny wypełnione heroiną Bayera, kokainą firmy Merck czy eukodalem, ulubionym opioidem Hitlera. Narkotyki zalały czarny rynek i szybko stały się problemem w każdej alianckiej strefie okupacyjnej. Ohler opisuje, jak Amerykanie, korzystając z badań nazistów nad wpływem psychodelików na ludzi oraz ze wspomnianych zasobów, uruchomili tajny program MK ULTRA, w ramach którego chcieli wykorzystywać między innymi LSD na potrzeby służb specjalnych. Projekt ten przez lata owiany był tajemnicą. Ohler opisuje jego szczegóły, ale także przybliża postacie, które pomagały w badaniach. Jak wiadomo, Amerykanie chętnie korzystali z usług niemieckich naukowców służących wcześniej nazistowskiemu reżimowi. Nie zabrakło ich też tutaj.

Norman Ohler, „Odurzeni. Naziści, CIA i sekretna historia psychodelików”, tłum. M. Kilis, Wydawnictwo Poznańskie

Kula, stożek, prostopadłościan – proste formy geometryczne, z których Julia Keilowa potrafiła uczynić dzieła sztuki użytkowej, zapewniły jej ważne miejsce w historii polskiego przedwojennego designu. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych i poszukiwanych do dziś jest modernistyczna cukiernica „Królewskie jabłko”, w której można doszukać się inspiracji piastowskimi insygniami królewskimi. O jej projekty zabiegały największe, najznamienitsze fabryki naczyń – bracia Norblin, bracia Hennenberg czy Józef Fraget. Dziennikarka i historyczka sztuki Małgorzata Czyńska w swojej najnowszej książce opowiada historię Keilowej, która wyznaczała kierunki nie tylko w projektowaniu form przemysłowych, ale także w rzeźbiarstwie. Reportażowa forma, po jaką sięga Czyńska, ułatwia splątanie wątków budujących postać artystki w spójną opowieść. Bo wojna brutalnie dopisała epilog do historii jej życia i twórczości. Julia Keilowa jesienią 1943 r. została aresztowana przez Niemców i prawdopodobnie zakatowana przy przesłuchaniu.

Małgorzata Czyńska, „Julia Keilowa. Metaloplastyczka na nowe czasy”, Marginesy

Od cesarza do niewolnika, od legionisty do gladiatora, od szacownych matron do pracownic seksualnych – brytyjski historyk Philip Matyszak z uniwersytetu w Cambridge przedstawia portret starożytnego Rzymu widzianego oczami jego ówczesnych mieszkańców. Sięga po dość oryginalną konwencję, bo przeprowadza czytelnika przez rzymskie ulice jednego dnia w roku 137 n.e. Bohaterami stają się 24 różne osoby. Opierając się na ich pozycji społecznej i czerpiąc z doświadczeń swoich bohaterów, Matyszak buduje społeczny obraz stolicy imperium w szczycie rozkwitu, rozciągającego się od Tamizy po Tygrys. Czerpie z antycznych źródeł, sięga po anegdoty, fragmenty korespondencji czy przemówień z epoki. Takie pophistoryczne podejście do tematu może spotkać się z oporem klasycznych miłośników starożytności, ale jest to książka skierowana raczej do amatorów historii, w tym także do młodszych czytelników, dla których może to być wstęp do poznawania dziejów starożytnego Rzymu.

Philip Matyszak, „24 godziny w starożytnym Rzymie”, tłum. D. Krupińska, Wydawnictwo Lira

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version