Wybory prezydenckie w Polsce to konkurs piękności wśród dzwonników z Notre Dame. Każdy z kandydatów to polityczny Quasimodo, a musimy wybrać najprzystojniejszego.

Wejście do gry Krzysztofa Stanowskiego miało spowodować, że będzie wesoło, a będzie jeszcze smutniej, bo od początku wyścigu po żyrandol nie ma się z czego śmiać. Głęboko zasmuca mnie kampania Rafała Trzaskowskiego, a jego słynny obiad z Zenkiem Martyniukiem wpędził mnie w epokowego doła.

Wiem, że są ważniejsze problemy kampanii Trzaskowskiego niż obiad z Zenkiem. Wiem, że do Trzaskowskiego jego liberalny elektorat ma coraz więcej pretensji za przymilanie się do elektoratu prawicowego. Wiem, że coraz więcej ludzi zadaje sobie pytanie, jakie naprawdę poglądy ma Trzaskowski i czy w ogóle posiada jakiekolwiek niezłomne przekonania. I wiem też, że dużo jest zawiedzionych, że nie postawiono na Radosława Sikorskiego. Wiem też oczywiście, że w dziejach świata były ważniejsze biesiady niż obiad Rafała z Zenkiem, chociażby ostatnia wieczerza albo uczta Baltazara. Mnie się jednak wydaje, że obiad w Bielsku Podlaskim będzie miał dalekosiężne reperkusje i przejdzie do historii politycznej Polski.

Trzaskowskiemu bardziej zależało na obiedzie z gwiazdą, to ludzie Trzaskowskiego wyszli z pomysłem tego spotkania, a Zenek się zgodził. To naturalne i nie ma co się zżymać: wszędzie na świecie politycy walczą o poparcie wielkich gwiazd estrady. W Ameryce poparcie dla Kamali Harris wyraziły Taylor Swift i Lady Gaga. U nas z braku poparcia ze strony Sanah musi wystarczyć Zenek Martyniuk.

Na zdjęciu wypuszczonym do sieci przez prezydenta Warszawy obaj panowie uśmiechają się, jak tylko potrafi uśmiechać się Trzaskowski i jak rozbrajająco uśmiecha się Zenek. Niestety nie widać talerzy z zawartością, a jedynie puste kieliszki, sztućce i fioletowy obrus. Mnie by bardzo interesowało, co podano, i spodziewam się, że na stół wjechały dania kuchni regionalnej, czyli kartacze i kiszka ziemniaczana, a panowie suty obiad popili kwasem chlebowym. No bo chyba nie „duchem puszczy”, legendarnym podlaskim bimbrem, n’est-ce pas?

Niestety, nigdzie nie można było znaleźć szczegółowych informacji o przebiegu obiadu, bo chyba nie zezwolił na to Zenek. Gdyby sztab Trzaskowskiego mógł, toby przecież cały film o tej lukullusowej uczcie nam pokazał. Mnie w każdym razie to wydarzenie bardzo ujęło, a wręcz się rozczuliłem widokiem zbratania się kultury ludowej z wielkomiejską inteligencją. Już wielki romantyk Zygmunt Krasiński nawoływał: „Jeden tylko, jeden cud, z szlachtą polską polski lud! Dusza żywa z żywym ciałem zespolone świętym szałem!”. I wreszcie dokonało się! Teraz zwyciężymy!

Powiedzmy otwarcie: obaj panowie są bardzo ładnymi mężczyznami, choć w innym typie urody. Obaj są sympatyczni, więc nic dziwnego, że ich do siebie ciągnie. Sam Zenek na podchwytliwe pytanie, czy zagłosuje na Rafała, powiedział: „Nie wiem”. I jest to salomonowe wyjście z sytuacji, bo Zenek jest biznesmenem, który ma świadomość, że nie powinien opowiadać się po żadnej ze stron, ale czerpać od każdego korzyści. To, że był gwiazdą TVP, nie wynikało z jego umiłowania Kaczyńskiego, ale z umiłowania występowania w telewizji. Nie miejcie za złe Zenkowi, że chce mieć dobrze z każdą władzą – Maryla Rodowicz jedzie na tym od kilkudziesięciu lat. Jeśli dzisiejsza TVP zaproponuje Zenkowi benefis – a czemu nie, skoro kandydat Koalicji z Zenkiem biesiaduje? – to „Król Podlasia” też zapewne wyśpiewa tam swoje nieśmiertelne szlagiery. Będziecie mieli wtedy pretensje do Zenka, że występuje w platformiarskiej telewizji?

Po biesiadzie w tajemniczej restauracji – podejrzewam, że to mógł być jeden z tzw. domów weselnych – Trzaskowski ujawnił, że „mamy trochę inny gust muzyczny dzisiaj, ale razem słuchaliśmy Trójki, listy przebojów Marka Niedźwieckiego. Kilkadziesiąt lat temu razem nagrywaliśmy na grundigu, i Zenek Martyniuk, i ja, przeboje Maanamu, Lady Pank, Prince’a i Europe. Kiedyś takie były czasy, że wszyscy słuchali dokładnie takiej samej muzyki„. Otóż nie, nie wszyscy słuchali dokładnie takiej samej muzyki. Nawet w Trójce można było znaleźć coś innego, niż słuchali Rafał z Zenkiem, nie mówiąc o tym, że istniał cały obieg z muzyką jak najdalszą od zespołu Europe. Może Martyniuk z Trzaskowskim słuchali Europe, ale ja nie słuchałem i znam wielu ludzi, którzy nagrywali na grundigu zupełnie inną muzykę i nie zmieniali gustów w zależności od tego, co zdawało się dominującą modą. Pomijam to, że nagrywaliśmy raczej na magnetofon Kasprzak, produkowany w Polsce na licencji niemieckiego grundiga, niż na oryginalnym grundigu.

W każdym razie ma Trzaskowski muzycznie szerokie horyzonty: na swoim oficjalnym kanale na YouTube w rozmowie z Ralphem Kaminskim powiedział, że za „Milesa Davisa dałby się pociąć” oraz że w Warszawie są „kluby jazzowe, gdzie można posłuchać fajnej muzy”. Dla mnie gites i ogólnie klawo, bo fajnej muzy zawsze warto posłuchać, ale wolałbym, żeby prezydent mojego miasta i kandydat na prezydenta Rzeczypospolitej nie ciął się z żadnego powodu. Nawet za Milesa Davisa, bo nie chcę pochlastanego prezydenta. Chcę prezydenta z charakterem, a nie broczącego krwią po wysłuchaniu „Kind of Blue”. Jest jednak dobra wiadomość: drodzy melomani! Rafał Trzaskowski jest w stanie słuchać każdej muzyki, jakiej tylko sobie zażyczycie!

Kiedy Trzaskowski bratał się z Zenkiem, Karol Nawrocki w Słupsku wychwalał Ignacego Paderewskiego jako wielkiego artystę, polityka i patriotę – zrobiło nam się zderzenie boksera promującego pianistę z inteligentem wysławiającym piosenkarza disco polo. Tyle że boks – o tym mówił Władysław Frasyniuk w wywiadzie dla „Newsweeka” – jest sportem dla wszystkich, a na sali treningowej spotykają się intelektualiści, kibole, kobiety, cały przekrój społeczny. Sam znam dwie feministyczne pisarki trenujące boks i zgaduję, że ich pierwszym wyborem będzie Magdalena Biejat, a nawet jakby je obdzierano ze skóry, toby na Nawrockiego nie zagłosowały. Jeśli myślicie, droga inteligencjo, że bycie bokserem uwłacza, to możecie się mocno mylić. Nadchodzi czas bokserów, ale jeśli nie uprawiasz boksu, to nie udawaj, że znasz się na pięściarstwie, bo walka na ringu to szybko zweryfikuje.

Klimat światowy robi nam się apokaliptyczny, Europa się za chwilę może sfaszyzować, a gdy faszyzm rośnie w siłę, trzeba Churchilla, a nie Chamberlaina, by mu się przeciwstawić. To nie czasy, gdy Kwaśniewski mógł tańczyć do muzyki disco polo. Nie te czasy, gdy zdawało nam się, że teraz już może być tylko lepiej, bo demokracja liberalna zwyciężyła ostatecznie, historia się skończyła i teraz będzie już tylko więcej demokracji i jeszcze więcej dobrobytu.

Trzaskowski jest jak tramwaj do Wilanowa – nowoczesny, lśniący, niskopodłogowy pojazd mknący do wzorcowego osiedla liberalnej klasy średniej. Ale mknący przez rozkopy, gdzie nie ma chodników, przejść dla pieszych, a pasażerowie usiłujący dostać się na przystanek, brną przez błoto i kałuże. Kto jechał kiedyś tramwajem do Miasteczka Wilanów albo przebijał się samochodem ulicą Sobieskiego, ten wie, że to jest tramwaj potiomkinowski. Ale potiomkinowskie inwestycje działają tylko na krótką metę, bo w pewnym momencie wszyscy się zorientują, że to jedynie fasada.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version