Jarosław Kaczyński od rana do wieczora zajmuje się tym, by utrzymać kontrolę nad partią, bo – jak lubi powtarzać – władzę się miewa, a partię się ma. Mimo to, wewnętrzne wybory w kilku miastach wymuszone reorganizacją struktur po połączeniu z Suwerenną Polską, pokazały, że partia coraz bardziej wymyka mu się z rąk.

W Poznaniu doszło do otwartego buntu przeciwko kandydatowi na szefa okręgu namaszczonemu przez prezesa. Ponad 70 działaczy powiedziało „nie” dotychczasowemu szefowi struktur w mieście, Szymonowi Szynkowskiemu vel Sęk, którego mandat chciał przedłużyć Kaczyński. Argumentowali, że za czasów Szynkowskiego poznańskie struktury mocno podupadły, a tak w ogóle to związany z Mateuszem Morawieckim poseł jawnie ich lekceważy, dlatego nie mogą na niego głosować, a nawet mają swojego kandydata, Bartłomieja Wróblewskiego, szefa partii w powiecie. Kaczyński nie wskazał Wróblewskiego, by nie wzmacniać skrajnie konserwatywnej frakcji w PiS.

Awanturą zakończyły się także wybory w Rzeszowie, gdzie część polityków Suwerennej Polski nie została wpuszczona na salę, przez co uniemożliwiono im oddanie głosu. Szefem okręgu został ponownie były marszałek Sejmu Marek Kuchciński, który rządzi tamtejszymi strukturami prawie 20 lat. Jego kontrkandydatką była posłanka Anna Schmidt, była wiceministra w rządzie Morawieckiego, namaszczona przez partyjną centralę. Kuchciński wygrał zaledwie 11 głosami, a więc gdyby na salę wpuszczono około 50 działaczy, którzy przeszli do partii Kaczyńskiego z Suwerennej Polski, wynik mógłby być inny. Ci, którym uniemożliwiono głosowanie, wysłali listy protestacyjne do Warszawy, a część, nie czekając na odpowiedź, złożyła rezygnacje z członkostwa w partii.

Kiedyś jawny, wręcz demonstracyjny sprzeciw wobec lidera był w PiS nie do pomyślenia. Za kwestionowanie przywództwa naczelnika z Nowogrodzkiej wylatywały z ugrupowania takie polityczne tuzy jak Dorn, Zalewski, Ujazdowski czy Ziobro do spółki z Kurskim. Ale tak było drzewiej, gdy prezes był politycznym dominatorem. Dziś coraz bardziej traci siły i staje się bezzębnym starcem. Pierwszym sygnałem słabości prezesa był bunt w krakowskich strukturach, gdzie zwolennicy Beaty Szydło zablokowali wybór na marszałka województwa małopolskiego Łukasza Kmity, kandydata przywiezionego w teczce z Warszawy. Upokorzenie Kaczyńskiego było tym bardziej widowiskowe, że głosowanie w sejmiku przeprowadzano kilka razy, a mimo to Kmita raz za razem odpadał. Nie pomogły groźby i prośby prezesa, osobisty nadzór nad głosującymi karbowego Ryszarda Terleckiego. Kaczyński przegrał z Szydło i, co więcej, nie był w stanie jej ukarać. Mimo iż ludzie prezesa rozpuszczali plotki, że Szydło za karę straci stanowisko wiceprezeski PiS, nic takiego nie nastąpiło. Kaczyński przestraszył się, że zdegradowana Szydło, jedna z najpopularniejszych polityczek PiS, może zacząć gromadzić wokół siebie wewnątrzpartyjną opozycję.

W PiS dla nikogo nie jest tajemnicą, że po roku od wyborów Kaczyński nie ma pomysłu na powrót do władzy. Chwilowo nadzieję wzbudziła wygrana Donalda Trumpa, która – według części komentatorów – miała pozwolić złapać wiatr w żagle PiS. Jednak co bardziej przytomni, jak Przemysław Czarnek, otwarcie mówią w wywiadach o tym, że amerykańskimi wątkami wyborów w Polsce się nie wygra, a PiS musi wymyślić nowy program, który pozwoli mu odzyskać wiarygodność w oczach wyborców. Tyle że ci, którzy są blisko prezesa, przyznają, że nowy program jest akurat tym, co Kaczyńskiego dziś zajmuje najmniej. Jego myśli są zajęte bowiem utrzymaniem partyjnych cugli. To ma być zresztą główne kryterium doboru kandydata na prezydenta. Chodzi o to, żeby to był ktoś bez zaplecza w partii, które w przypadku dobrego wyniku wyborczego dawałoby szansę na to, by ukraść Kaczyńskiemu PiS. Ta myśl stała się – jak mówią niektórzy – wręcz obsesją prezesa.

Dodatkowo sytuację komplikuje decyzja Państwowej Komisji Wyborczej, która odebrała PiS subwencję za nadużycia podczas kampanii parlamentarnej. To oznacza, że największa partia opozycyjna pozostanie przez trzy lata bez dofinansowania z budżetu, czyli straci około 75 mln zł. Bez tych pieniędzy trudno będzie Kaczyńskiemu zrobić kampanię prezydencką i utrzymać struktury. Droga do władzy wydaje się coraz bardziej wyboista. Chyba że z pomocą prezesowi przyjdzie koalicja 15 października, która takimi działaniami jak zaniechania wobec powodzian sama się prosi o polityczną katastrofę.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version