Rosjanie po wyczerpujących walkach w obwodzie kurskim i Donbasie musieli zrobić kolejną przerwę operacyjną. O ile na lądzie złapali zadyszkę, tak w powietrzu po ponad dwóch miesiącach przerwy, wznowili ataki lotnicze na ukraińską infrastrukturę energetyczną.
Pierwszy raz bojowo został użyty międzykontynentalny pocisk balistyczny. 7 listopada Rosjanie rozpoczęli kolejną fazę operacji w obwodzie kurskim w oparciu o zdobytą w październiku Nowoiwaniwkę. Kreml liczył, że tym razem powiedzie się lepiej. W międzyczasie pojawiły się bowiem zreorganizowane jednostki, które zostały przerzucone z innych kierunków operacyjnych i brygada północnych Koreańczyków. Po dwóch tygodniach walk widoki dla Rosjan nie są najlepsze.
W pierwszym ataku rejonie Pogrebka-Orłowka-Nowa Soroczyna batalionowa grupa bojowa ze składu 810. Samodzielnej Brygady Piechoty Morskiej Gwardii straciła dziesięć z 14 kołowych transporterów BTR-82, do 30 zabitych, kilkudziesięciu rannych i kilkunastu wziętych do niewoli. Rosyjskie oficjalne kanały poinformowały, że w tej samej walce „wróg stracił do 40 osób zabitych i rannych, a cztery opancerzone wozy bojowe zostały zniszczone”.
Słabo wyszkoleni Rosjanie
Kolejne ataki również nic nie przyniosły. Ukraińcy ze względu na warunki terenowe – brak dużych terenów zurbanizowanych i dużych obszarów leśnych oraz otwarte, płaskie przestrzenie – preferują obronę manewrową, w której są znakomicie wyszkoleni. Pokazują to od początku wojny, czego nie można powiedzieć o Rosjanach. Ci ze względu na niski poziom wyszkolenia niezbyt radzą sobie z bardziej skomplikowaną taktyką. W tym przypadku nawet przewaga pięć do jednego niezbyt Rosjanom pomaga.
Oddział prasowy 95. Samodzielnej Brygady Powietrzno-Szturmowej opublikował na swoim kanale telegramowym film podsumowujący rosyjskie próby przebicia się pod Orłówką. „W ciągu dwóch dni szturmu wróg nie zrobił nic poza zniszczeniem swoich jednostek i sprzętu. Stracili 28 jednostek sprzętu i ponad 100 orków z 810. Brygady Piechoty Morskiej. Poważnie rannych zostało ok. 100 okupantów. Nasi spadochroniarze wybili im z głowy chęć kontynuowania ataku. Orkowie zaczęli się wycofywać, ale nie wszystkim się to udało” — napisali w opisie filmu.
Rosjanie kolejny raz zostali zmuszeni do rozpoczęcia przerwy operacyjnej i ograniczenia działań zaczepnych. Powód jest taki sam, jak w każdym dotychczasowym przypadku – wyczerpali zasoby ludzkie i sprzętowe, więc muszą podciągnąć rezerwy. Dotychczas tego typu przerwy trwały ok. dwóch tygodni. Zapewne więc wznowią działania na początku grudnia.
Ofensywa lotnicza
Rosjanie na przeprowadzenie kolejnego dużego ataku przy użyciu pocisków manewrujących potrzebowali aż 73 dni. Jeszcze gorzej wygląda sprawa w przypadku ataków ultranowoczesnymi, wychwalanymi przez rosyjską propagandę, pociskami balistycznymi Ch-47M2 Kindżał. Pomiędzy uderzeniami Kindżałów minęło aż 145 dni, a podczas ostatniego ataku wykorzystano zaledwie trzy pociski, z których dwa zostały zestrzelone.
W czwartek, 21 listopada tylko z obwodu astrachańskiego Federacji Rosyjskiej wystrzelono pocisk balistyczny Ch-47M2 Kindżał z myśliwca MiG-31K, siedem rakiet manewrujących Ch-101 z bombowców strategicznych Tu-95MS z regionu Tambowa. Co ciekawe na Dnipro został wystrzelony przynajmniej jeden międzykontynentalny pocisk balistyczny RS-26 Rubież.
Pierwszy udany start miał miejsce w 2012 r., kiedy z kosmodromu Plesieck wystrzelono pocisk, który trafił w cel na poligonie Kura, oddalonym o 5,8 tys. km. Rzecznik rosyjskiego rządu Dmitrij Pieskow został poproszony o potwierdzenie tej informacji i odpowiedział, że „nie ma nic do powiedzenia na ten temat”. Nie wiadomo, jaki był cel tego typu działania, gdyż wykorzystanie tak skomplikowanego i drogiego pocisku do uderzenia z wykorzystaniem głowicy konwencjonalnej nie ma sensu militarnego.
Według ukraińskiego analityka Oleksandra Kowalenki Rosjanie nie mieli realnej potrzeby wystrzeliwania tak drogiego i rzadkiego pocisku. Moc międzykontynentalnego pocisku balistycznego Rubież jest tylko 2,5 razy większa od Iskandera oraz tylko półtora raza większa od pocisku balistycznego Ch-22.
— Po co odpalać międzykontynentalną rakietę balistyczną, skoro istnieje już nomenklatura, która może być nośnikiem głowicy nuklearnej? — retorycznie pytał Kowalenko.
Łakomy kąsek dla wywiadów
Prawdopodobnie Rosjanie chcieli przetestować nowy pocisk balistyczny w warunkach bojowych. Wedle niepotwierdzonych informacji pocisk przeleciał ok. 1000 km. Zachodnie źródła twierdzą, że mógł to także być pocisk północnokoreańskiej produkcji, lub jeden ze starszych typów, którym kończyły się resursy. Jedną z przyczyn, jaka jest wskazywana przez zachodnich analityków, może być chęć odwetu za zgodę zachodnich sojuszników na użycie broni dalekiego zasięgu na terytorium Federacji Rosyjskiej. Sama próba zastraszenia Ukrainy czy państw Zachodu, użyciem międzykontynentalnego pocisku balistycznego, który może przenosić głowicę z ładunkiem jądrowym, Rosji się nie udała. — Jest oczywiste, że Putin wykorzystuje Ukrainę jako poligon do testowania najnowszej broni — skomentował czwartkowy atak Wołodymyr Zełenski.
Rosjanom użycie tego typu pocisku w pojedynczym ataku z użyciem konwencjonalnej głowicy może przynieść więcej szkody niż pożytku. Dzięki temu w ukraińskie ręce trafiły elementy międzykontynentalnego pocisku balistycznego. Zapewne w najbliższym czasie zbadają je zachodni naukowcy, co może pozwolić na opracowanie środków zaradczych.
Dotychczas charakterystyki taktyczno-techniczne RS-26 nie były znane na zachodzie. Użycie bojowe pozwoliło obserwować lot pocisku i zaobserwować skutki uderzenia w cel. Jest to już drugi podobny przypadek. Na początku października Rosjanie stracili w rejonie Konstantiniwki bezzałogowiec bojowy S-70 Ochotnik, który spadł po ukraińskiej linii frontu. Utrata Ochotnika to duży problem. Na podstawie zdjęć wiadomo, że zestrzelony został seryjny egzemplarz, wyposażony w docelową konfigurację urządzeń sterujących i szyfrujących. Dlatego niemal natychmiast po upadku wraku Rosjanie ostrzelali rejon katastrofy kilkoma pociskami balistycznymi Iskander.
Każde tego typu działanie pozwala wywiadom technologicznym dokładnie zbadać broń przeciwnika. W podobny sposób Rosjanie zbadali niemiecki czołg Leopard 2A6 zdobyty wczesną wiosną tego roku. Przebadanie międzykontynentalnego pocisku balistycznego jest znacznie większym problemem niż odkrycie tajemnic czołgu.