Po śmierci ciało nabrzmiewa, potem zaczyna się „przeciekanie”. Mieszkanie po zmarłym wymaga profesjonalnego czyszczenia, które sporo kosztuje, więc wiele osób sprząta na własną rękę. Zwykle niedokładnie. – Nie ma żadnych regulacji ani instrukcji, co robić w takich przypadkach. To przerażające – mówi Małgorzata Węglarz.

Małgorzata Węglarz: Od zawsze gdzieś we mnie tliło się zainteresowanie taką tematyką, ale największy przełom nastąpił, gdy byłam nastolatką. Byłam gotyckim dzieckiem zafascynowanym tą subkulturą. Do tego wtedy zaczęłam interesować się anatomią człowieka, bo uwielbiałam biologię. Wychowałam się w czasach, gdy dostęp do wiedzy nie był tak łatwy jak dziś, więc musiałam szukać informacji w encyklopediach czy bibliotekach, jeszcze przed erą powszechnego internetu. Szczególnie zaintrygował mnie temat rozkładu ludzkiego ciała, ale trudno było znaleźć sensowne materiały na ten temat. Kiedy w końcu miałam dostęp do internetu, zaczęłam poszukiwania, ale nie mogłam znaleźć dokładnych informacji o tym, jak wygląda praca w zakładzie pogrzebowym. To bardzo hermetyczna branża. Postanowiłam dowiedzieć się wszystkiego osobiście. Zdecydowałam się pójść do zakładu pogrzebowego, żeby zapytać o szczegóły, i zostałam z niego… wyrzucona! Pewnie miało to związek z moim gotyckim wyglądem.

– Zaczęłam szukać informacji dalej, tym razem głównie na stronach anglojęzycznych, i tak trafiłam na kanał Caitlin Doughty „Ask a Mortician” na YouTubie. To, co zobaczyłam, całkowicie mnie pochłonęło – sposób, w jaki mówiła o śmierci, był dla mnie fascynujący. Poprosiłam koleżankę z Anglii, żeby kupiła mi jej książkę, w której opowiadała o swoich doświadczeniach operatorki krematorium. Od tego momentu wiedziałam, że chcę zgłębiać ten temat coraz bardziej i przygotowywać się do pracy w tej dziedzinie.

– Myślę, że jednym z największych problemów związanych z branżą pogrzebową jest to, jak bardzo społeczeństwo traktuje śmierć jako sensację. Zamiast podejścia rzetelnego i profesjonalnego często mamy do czynienia z próbami wzbudzenia emocji, zrobienia z tego czegoś szokującego. Pamiętam, jak pewna gazeta opisała incydent na cmentarzu jako „horror”, sugerując jakąś dramatyczną sytuację. Okazało się, że chodziło jedynie o niedopalony znicz, który zapalił śmietnik, i to był ten horror. To pokazuje, jak bardzo media lubią wyolbrzymiać i szukać skandali tam, gdzie ich nie ma. Nawet dziś, kiedy rozmawiam z dziennikarzami, często padają pytania w stylu: „Opowiedz mi jakieś brudne sekrety”, jakby właśnie tego wszyscy oczekiwali.

– Oczywiście, jak w każdej branży, zdarzają się nieprawidłowości, ale w przeważającej większości pracują tam ludzie, którzy chcą pomóc rodzinom w najtrudniejszych momentach ich życia. To nie jest tylko wykonywanie usługi, ale też troska o tych, którzy zostają. Niestety, śmierć wciąż wywołuje strach, a media podsycają stereotypy, przedstawiając pracowników branży w złym świetle. Słynne mity, jak łamanie kości po śmierci, to totalne bzdury, które wciąż się powtarza, a mało kto interesuje się prawdą o tym, jak te procesy faktycznie wyglądają.

Wydaje mi się, że to wynika z naszej zbiorowej niechęci do konfrontacji ze śmiercią. Kiedy zaczynamy o niej czytać lub rozmawiać, nagle dociera do nas, że nie jesteśmy nieśmiertelni. Ludzie często mają podejście, że śmierć i choroby zdarzają się innym, ale nie nam. To sprawia, że temat śmierci i praca w tej branży stają się hermetyczne. A branża ta, zamiast otwarcie mówić o realiach, boi się otworzyć, żeby nie podsycać kolejnych sensacji – zwłaszcza po głośnych sprawach, jak np. afera związana ze „skórami” w łódzkim pogotowiu na początku XXI w.

– Tak. Ludzie nagle zaczęli myśleć: „Oni tylko czekają, żeby nas wszystkich zabić”. Ten skandal, choć ważny, wyrządził branży pogrzebowej ogromne szkody, tworząc wokół niej aurę sensacji i nieufności. Pojawiły się inne afery, jak ta związana z tzw. zimnymi urnami, gdzie w jednym z krematoriów zamiast prochów zwracano rodzinom coś, co przypominało sypki beton. To tylko podsycało strach i niechęć wobec tej branży. Kiedy ktoś interesuje się tą branżą, od razu pojawia się pytanie: „Dlaczego chcesz to wiedzieć, coś jest z tobą nie tak?”. To bardzo problematyczne podejście, a dodatkowo sytuacja prawna w tej branży jest niezwykle archaiczna. Ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych pochodzi z lat 50., a w zasadzie jest kalką tej z lat 30. Choć pojawiają się głosy o potrzebie zmian, to cały proces odbywa się bez konsultacji z branżą. Uważam jednak, że największym problemem jest to, że otwarcie zakładu pogrzebowego jest praktycznie niekontrolowane. Nikt nie sprawdza, czy mamy chłodnię, odpowiednie warunki, a nawet dostęp do ciepłej i zimnej wody – wystarczy dowód osobisty. To usłyszałam od prezesa Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego i muszę przyznać, że byłam w szoku. Wydawało mi się to nie do pomyślenia, bo przecież chłodnia to podstawa. Właśnie takie braki regulacyjne prowadzą do powstawania mitów i stereotypów, a mało kto jest gotowy mówić o tej branży w sposób rzetelny, bez szukania sensacji.

Kiedyś śmierć była traktowana jako naturalna kolej rzeczy, szczególnie na wsiach można było doświadczyć obrządków związanych z pochówkiem. Zmarły był w domu, z rodziną, sąsiadami, płaczkami. Wdowy otaczano opieką, a zmarłego żegnała cała społeczność przez kilka dni.

– Współczesna śmierć stała się sztuczna, odległa, niemal sterylna – jakby za szybą. Kiedyś była nieodłączną częścią życia, ludzie umierali w domach, otoczeni rodziną i bliskimi. Dziś umieramy głównie w szpitalach, a samą śmierć postrzegamy jako coś, co przydarza się komuś innemu, nigdy nam. Staliśmy się społeczeństwem, które nie chce konfrontować się ze śmiercią. Unikamy jej, wypieramy ją z codzienności, gloryfikując młodość, zdrowie i piękno. W mediach i kulturze nie ma miejsca na starość – promujemy wieczną młodość, a starzejące się ciała są traktowane z obrzydzeniem.

Kiedyś, w wielopokoleniowych rodzinach, dzieci widziały starość i umieranie bliskich. W przeszłości śmierć była powszechna, a ludzie poszukiwali jej znaków wszędzie – w wyciu psa, w pojawieniu się kreta pod progiem domu. Obrzędy i przesądy były sposobem na oswajanie tego, co nieuniknione. Nawet zdjęcia zmarłych w trumnach były kiedyś czymś normalnym. Dziś jednak nasze podejście się zmieniło – żyjemy w przekonaniu, że możemy pokonać śmierć, że dzięki technologii i nauce będziemy nieśmiertelni. Ale prawda jest taka, że nie jesteśmy na to gotowi, a śmierć, choć wypierana, wciąż pozostaje nieodłączną częścią naszego istnienia.

– Kiedyś umierało mnóstwo dzieci, a do tego fotografia nie była tak powszechna jak dzisiaj. Czasem to zdjęcie z pogrzebu było jednym z kilku lub jedynym śladem po tym, jak zmarły wyglądał. Nie obawiano się zmarłych. A dziś, gdy umiera osoba, z którą nawet byliśmy związani przez całe życie, nagle nie chcemy mieć z nią nic wspólnego. Boimy się dotknąć ciała, unikamy pokoju, w którym zmarła. Dziś często jest tak, że dostajemy telefon z informacją o śmierci bliskiej osoby, ale nie mamy kontaktu z jej ciałem. Może zobaczymy ją jeszcze raz na pogrzebie, jeśli trumna będzie otwarta, a potem… to koniec. Osoba, która była częścią naszego życia, nagle znika bez możliwości pożegnania, co sprawia, że proces żałoby staje się trudniejszy.

– Współczesne społeczeństwo nie radzi sobie z żałobą. W wielu przypadkach nie mamy nawet czasu, aby przeżyć ją właściwie – jeśli mamy szczęście i jesteśmy zatrudnieni na umowę o pracę, dostajemy może jeden lub dwa dni wolnego, co jest szokujące. To pokazuje, jak bardzo zaniedbujemy proces żałoby. Dlatego zawody związane z jej wsparciem, takie jak asystenci żałoby, stają się dziś konieczne.

– Najbardziej porusza mnie samotna śmierć tych ludzi, która w ogóle nie powinna mieć miejsca. Jak to możliwe, że ktoś umiera i przez lata nikt o tym nie wie? Nie mogę tego zrozumieć, zwłaszcza gdy mówimy o sytuacjach, w których rodziny tych osób istnieją, choć może z różnych powodów nie utrzymują z seniorami kontaktu.

Pamiętam czasy, gdy w społecznościach takich jak moja wszyscy się znali. Kiedy ktoś nagle przestawał wychodzić z domu, sąsiedzi od razu reagowali, pytali, co się dzieje. Dziś natomiast potrafimy nie zauważyć zniknięcia starszej osoby, z którą codziennie mijaliśmy się na ulicy. Ludzie już nie pukają do drzwi, nie interesują się losem sąsiadów. Tłumaczymy to sobie wygodnie, że może ktoś wyjechał, ale gdy mówimy o osobach w podeszłym wieku, jak 90-letnia kobieta, to brzmi to absurdalnie. Takie osoby rzadko wyjeżdżają… I niestety, dopiero gdy pojawią się przykry zapach lub muchy, ktoś zauważa, że dawno nie widział sąsiadki.

– Nie. Poruszające są historie osób cierpiących na patologiczne zbieractwo. Często ich rodziny tracą kontakt, ponieważ opieka nad nimi wymaga ogromnego zaangażowania i czasu, którego wielu z nas nie chce lub nie może poświęcić. Takie osoby umierają w zapomnieniu, otoczone przez przedmioty, których nie mogły się pozbyć. Dopiero po ich śmierci przychodzi smutna refleksja, a my ponosimy konsekwencje tej społecznej znieczulicy. Czasami myślę, że może to jest kara – ignorując tych ludzi za życia, potem musimy się mierzyć z konsekwencjami tego zapomnienia, na przykład kując tynk w całym budynku, po odkryciu długo rozkładających się zwłok.

Pamiętam reportaż w którymś z programów interwencyjnych o takiej sytuacji i – co być może było kwestią montażu – sąsiedzi tego człowieka byli oburzeni nie sytuacją, że przeoczyli czyjąś tragedię, ale tym, że w ich bloku roi się od much. To im najbardziej przeszkadzało.

– Jeśli ktoś zmarł w domu, rodzina lub sąsiedzi zajmowali się uprzątnięciem miejsca śmierci, czasem pomagali strażacy lub zakłady pogrzebowe, zwłaszcza w trudnych przypadkach, jak samobójstwa. Jednak wtedy nie było świadomości tego, jak głęboko różne substancje mogą wnikać w struktury mieszkania. Sprzątano zwyczajnymi środkami i z pozoru było czysto, ale po czasie coś nadal śmierdziało, zdarzało się, że mieszkańcy chorowali, choć nie wiązano tego bezpośrednio z zanieczyszczeniami po rozkładzie ciała.

W społeczeństwie istnieje też mit dotyczący tzw. trupiego jadu, który według wielu ludzi ma być niezwykle toksyczny i niebezpieczny. W rzeczywistości, by zatruć się substancjami chemicznymi z rozkładającego się ciała, musielibyśmy wypić kadawerynę [tzw. trupi jad – red.] w ogromnych ilościach, co nie jest ani możliwe, ani dostępne. Oczywiście, jeśli zmarły cierpiał na chorobę zakaźną, sytuacja jest bardziej problematyczna. Mimo to ten mit sprawiał, że ludzie w przeszłości nie wiedzieli, jak dokładnie powinni sprzątać po zmarłych, i często robiono to powierzchownie.

Sytuacja zaczęła się zmieniać, kiedy pojawiły się specjalistyczne firmy zajmujące się profesjonalnym sprzątaniem po zmarłych. Pierwszym, który dostrzegł potrzebę takiej działalności, był Dariusz Paliwoda. Dziś niestety ten rynek wygląda różnie, ponieważ są firmy, które za zaniżone ceny oferują niskiej jakości usługi, co skutkuje koniecznością poprawek po nich przez profesjonalistów. Koszty takiego sprzątania mogą być wysokie, ponieważ wymagają wynajęcia specjalistycznych kontenerów, sprzętu i chemikaliów.

W sytuacji, gdy ktoś zmarł w domu, a ciało rozkładało się przez kilka tygodni, pełne sprzątanie, łącznie z usunięciem wszystkich materiałów, które mogły wchłonąć substancje z rozkładu, może być niezwykle kosztowne.

– To zależy od wielu czynników, choćby od pory roku. Ale też od otoczenia. Zmarły, który za życia był zbieraczem, może umrzeć w otoczeniu rzeczy, które wchłoną płyny wydobywające się ze zwłok po kilku dniach od zgonu, a więc nie przenikną dalej, nie zaalarmują sąsiadów odorem, a ciało się zmumifikuje, zasuszy. Ale są przypadki, gdy ktoś umiera w kałuży krwi, a muchy plujki, które pojawią się przy rozkładzie zwłok, są w stanie tę krew roznieść po całym pomieszczeniu.

Tak czy inaczej, myślę, że mówimy o kwocie około 10 tys. zł, dlatego wiele osób nie decyduje się na taką usługę i ma to potem ogromne konsekwencje.

– Wyobraźmy sobie, że w mieszkaniu umiera czyjś dziadek. Rodzina nie chce wydawać pieniędzy na profesjonalne sprzątanie po zgonie. Chce za to szybko sprzedać mieszkanie po dziadku. Sprząta na własną rękę, mieszkanie sprzedaje i nie ma żadnego obowiązku, by poinformować przyszłego właściciela o tym, że chwilę temu w podłogę wlało się kilka litrów płynów ustrojowych, krwi, odchodów. Nie ma żadnych regulacji, przepisów, ale też instrukcji, co robić w takich przypadkach. W książce Mateusz mówi o sytuacjach, gdy sanepid dzwoni do niego z pytaniem, co zrobić z mieszkaniem, w którym odkryto zwłoki. A więc urząd, który powinien takie procesy nadzorować, nie wie, co ma robić. To przerażające. Napisałam w tej sprawie nawet do ministerstwa, ale nie otrzymałam odpowiedzi, potem zmieniła się władza i oto jesteśmy.

– Wszystkie bakterie i drobnoustroje, które normalnie funkcjonują w naszym organizmie, zaczynają działać inaczej, gdy umiera nosiciel. Bakterie, które żyły w jelitach, teraz szukają pożywienia i zaczynają się przegryzać przez ściany jelit, co powoduje powstawanie gazów, a ciało nabrzmiewa. W skrajnych przypadkach może dojść nawet do wybuchu. Dodatkowo organizm człowieka składa się w większości z wody, która paruje, a ta para osiada w pomieszczeniu, w którym znajduje się ciało.

Proces ten nazywany jest potocznie „przeciekaniem”, ponieważ wszystkie płyny z organizmu zaczynają wyciekać z ciała przez różne otwory lub stare rany. Te płyny i gazy przyczyniają się do dalszego rozkładu ciała. Larwy, muchy i inne owady również przyspieszają ten proces, a krew i inne substancje po prostu zaczynają wypływać z ciała. Krew, która przestaje krążyć po śmierci, zasycha, tworząc coś w rodzaju skorupki, która kruszy się i unosi, co może być niebezpieczne, gdy ją wdychamy.

Jeśli sprzątanie odbywa się powierzchownie, to drobnoustroje, które wniknęły w porowate powierzchnie, takie jak ściany czy fugi w podłodze, nadal tam pozostają. Proces rozkładu „żyje” dalej, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się czyste.

– W zawodach, które mają do czynienia ze śmiercią, takich jak medycyna czy branża pogrzebowa, po pewnym czasie praca może stać się rutyną, czymś w rodzaju „zlecenia”. Jednak są sytuacje, z którymi trudno się pogodzić, szczególnie gdy dotyczą one dzieci. Mateusz, pracujący w branży, wspominał, że choć z czasem większość zadań przestaje tak mocno oddziaływać na emocje, sprawy związane z dziećmi nadal są dla niego trudne. Pamiętam, jak opowiadał o sytuacji, w której kobieta zabiła swoje dzieci, a potem odebrała sobie życie. Wejście do mieszkania i widok zakrwawionych łóżeczek i zabawek… Mateusz miał wtedy dzieci w podobnym wieku, więc można sobie wyobrazić, co musiał czuć.

W branży pogrzebowej wiele osób zmaga się z podobnymi problemami, zwłaszcza gdy chodzi o przygotowanie ciał dzieci. Pani Ania, kosmetolog w zakładzie pogrzebowym, przyznała, że nie jest w stanie przygotowywać zwłok dzieci, i zleca to zadanie innym, ponieważ nie potrafi sobie z tym poradzić emocjonalnie.

Najtrudniejsze są często śmierci młodych osób, samobójstwa lub sytuacje, w których śmierć była wyjątkowo brutalna. Pamiętam opowieść o mężczyźnie, który wysadził się granatem. Jego zęby były wbite w ścianę – to obrazy, które trudno wymazać z pamięci. Oczywiście, kiedy ekipa sprzątająca przychodzi na miejsce, ciał tam dawno nie ma, ale zdarza się, że zostają fragmenty, jak choćby część mózgu. To jedna z tych sytuacji, które wydają się niemal abstrakcyjne. Wyobraź sobie – przesuwasz kanapę i znajdujesz kawałek mózgu osoby, która jeszcze kilka godzin wcześniej żyła, myślała, miała swoje emocje. To uczucie jest surrealistyczne i przerażające.

– Obawiam się, że będziemy coraz mniej wrażliwi na potrzeby innych ludzi, a zapotrzebowanie na usługi sprzątania po zmarłych będzie rosnąć. Coraz częściej ludzie odchodzą po cichu, samotnie, w swoich domach, a obowiązek posprzątania spadnie na firmy, nie na rodziny. Choć chciałabym wierzyć, że sytuacja się poprawi, wszystko wskazuje na to, że będzie tylko gorzej.

Obecnie jesteśmy coraz bardziej odizolowani, nie czujemy więzi z sąsiadami i coraz mniej interesujemy się życiem innych ludzi. Często żyjemy we własnym świecie, obojętni na to, co dzieje się wokół. Nawet w mediach społecznościowych ludzie koncentrują się na narzekaniu na starsze osoby: a to w kolejce do kasy, a to w autobusie… Brak zrozumienia i chęci wczucia się w sytuację drugiej osoby staje się normą.

Społeczeństwo się starzeje, a my nie mamy wystarczającej liczby specjalistów, takich jak geriatrzy, którzy mogliby się zająć starzejącą się populacją. Starsze osoby są coraz częściej pozostawiane same sobie, a młodsze pokolenia nie są przygotowane do opieki nad nimi. To prowadzi do sytuacji, w której usługi sprzątania po zmarłych będą coraz bardziej powszechne, bo nie będzie komu zająć się tymi osobami za życia. Tym bardziej po ich śmierci.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version