Marcin Romanowski szykował się na to, że pójdzie do aresztu, ale prokuratura nie zadbała o zdjęcie immunitetu. Gdy go uchylono, to polityk wyjechał z Polski, a to uniemożliwia postawione mu zarzutów. Do aresztu iść nie chce.

— Teraz chcą sprowokować prokuraturę do jakichś drastycznych działań. Wtedy będą pokazywać, że Romanowski jest ofiarą. To sprawa na lata i na tworzenie legendy męczennika — mówi „Newsweekowi” sympatyzujący z Romanowskim polityk prawicy.

Widać, jaka jest polityka prokuratury wobec osób rozdzielających w czasach rządów PiS pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości. To bardzo twarda polityka.

W marcu na wniosek prokuratury sąd orzekł, że podejrzani w sprawie Funduszu Sprawiedliwości pójdą tymczasowo za kratki. Sąd zdecydował o aresztowaniu na trzy miesiące ks. Michała O., Karoliny K. oraz Urszuli D. Duchowny dostał dotację z Funduszu, Urszula D. była dyrektorką departamentu Funduszu, a Karolina K. jej zastępczynią. Do aresztów trafiły więc osoby z niższych szczebli.

Prokuratura chciała wtedy aresztować przede wszystkim wiceministra sprawiedliwości, który ten Fundusz nadzorował, czyli Marcina Romanowskiego z Suwerennej Polski. Na razie to się śledczym nie udało. Nie zadbali bowiem wcześniej o zdjęcie immunitetu delegata Sejmu do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Krajowy immunitet uchylił Sejm, ale na uchylenie tego europejskiego przyszło czekać parę miesięcy. W końcu i to się udało prokuraturze.

Romanowski i jego adwokat, związany z Ordo Iuris mec. Bartosz Lewandowski, wyraźnie szykowali się do batalii z prokuraturą. Już samo to, że Romanowski został wskazany na delegata przez klub PiS, a przyklepany bezrefleksyjnie przez prezydium Sejmu, było przygrywką do tej batalii.

Gdy jednak wyszły na jaw taśmy Tomasza Mraza, a do aresztów trafiły wspomniane wyżej osoby, to sam Romanowski szykował się na to, że może trafić do aresztu. — On się już nawet przygotowywał do tego, że pójdzie siedzieć w areszcie. Myślał o tym, jak logistycznie zorganizować najróżniejsze rzeczy, gdy nie będzie na wolności — przekonuje jeden z polityków Zjednoczonej Prawicy.

Prokuratura dąży teraz do tego, by posadzić go na ławie oskarżonych. To, czy będzie chciała aresztowania, nie jest przesądzone. Obóz Romanowskiego uważa z kolei, że prokuratura pod wodzą Dariusza Korneluka nie jest prokuraturą.

Obóz Romanowskiego — to nie tylko jego obrońca, ale też druhowie z Suwerennej Polski — szykuje się na długą batalię prawną z obozem rządzącym i śledczymi. Arsenał mają szeroki: od podważania pozycji Korneluka, po twierdzenia, że nie można po raz drugi stawiać zarzutów czy aresztować człowieka, a kończąc na stwierdzeniach, że pieniądze z Funduszu wydawano zgodnie z prawem. Jednak prokuratura stoi na stanowisku, że Romanowski musi usłyszeć zarzuty ws. ustawiania konkursów na dotacje z Funduszu. Zarzuty wobec niego — w zamierzeniu prokuratury — mają objąć kwotę ponad 112 mln zł. Działania prokuratorów dotyczyły w sumie 11 zarzutów.

Śledczy wezwali byłego wiceministra, by przedstawić mu — tym razem już skutecznie — zarzuty. Ale Romanowski się nie zjawił. Wyjechał na Węgry, gdzie — jak tłumaczy jego obrońca — ma prowadzić działalność naukową. Zbieg okoliczności?

— Działania prokuratury wobec innych osób w tej sprawie są bezpardonowe. Nie dziwię się, że Romanowski bardzo nie chce iść do aresztu — mówi nam człowiek związany ze Zjednoczoną Prawicą.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version