Uczestniczka ruchu „Droga do domu”, który zrzesza członków rodzin zmobilizowanych do walki w Ukrainie rosyjskich żołnierzy, Maria Andriejewa wraz z innymi działaczami przybyła w sobotę do siedziby wyborczej prezydenta Rosji Władimira Putina w Moskwie. Jak relacjonuje Agencja Reutera, kobieta zaczęła głośno żądać powrotu zmobilizowanych, którzy walczą od ponad roku.

Zobacz wideo
Robert Biedroń: Nawet Lech Kaczyński rozumiał wagę polityki wschodniej, a Duda nie

Rosja. Incydent w sztabie wyborczym Putina. „Mężczyznom na froncie jest lepiej”

– Władimir Władimirowicz Putin wydał dekret, że mój mąż musi być tam [w Ukrainie – red]. Jestem ciekawa, kiedy wyda dekret, że mój mąż musi być w domu – mówiła Maria Andriejewa, odnotowuje Reuters. Nagrania z jej protestu są dostępne w sieci. Nagrywał go m.in. niezależny rosyjski kanał telewizyjny Sota.vision

Działaczka wdała się następnie w ostrą wymianę zdań z obecną w sztabie kobietą, która powiedziała jej, że rosyjscy żołnierze na Ukrainie bronią ojczyzny i powinna się za nich modlić. Jak zauważa Sota, widoczna na nagraniu rudowłosa członkini sztabu to Angelina Sołowjowa. Jak przekazuje Sota, starała się ona przekonać działaczy ruchu „Droga do domu”, że mężczyznom na froncie jest lepiej, bo są „z natury wojownikami”. Na pytanie, czy to prawda, że ma krewnych w „strefie Północnego Okręgu Wojskowego”, kobieta odmówiła odpowiedzi, powołując się na tajemnicę państwową.

– I co dalej? Ministerstwo Obrony wydało swoje pieniądze, teraz musimy wycisnąć wszystko z naszych chłopaków, wydobyć z nich ostatnie życie? Żeby wrócili do nas jako kikuty? – nie dała się zbyć Andriejewa. – Czy oddadzą mi kikut? Co dostanę w zamian? Człowieka bez nóg, bez rąk, chorego? Nie wiesz, co się tam dzieje? – mówiła.

Andriejewa w późniejszej rozmowie z reporterami powiedziała, że jej córeczka cierpi na zahamowanie rozwoju mowy z powodu nieobecności ojca w domu. – Wszystkie problemy mojej rodziny może rozwiązać tylko jedno  demobilizacja mojego męża. Bo kiedy ojciec wraca do domu, [córka – red.] jest zupełnie innym dzieckiem – dodała, cytowana przez Reutera.

Rosja. Żony zmobilizowanych organizują „protesty białej chusteczki”

Tak zwane protesty białej chusteczki, w których uczestniczy ruch „Droga do domu”, rozpoczęły się w listopadzie. W ich trakcie protestujące zakładają na głowę białe chustki. W wielu rosyjskich regionach kobiety zażądały, aby ich mężowie i synowie wrócili z wojny. Jednocześnie oświadczyły, że nie występują przeciwko Władimirowi Putinowi i prowadzonej przez niego inwazji na Ukrainę, a jedynie walczą o prawa rodzin. Reżim mógłby zakończyć protest brutalnymi represjami i pokazowymi procesami, ale obawia się niepokojów społecznych. Kobiety zapowiadają, że będą protestować, dopóki ich żądania nie zostaną spełnione.

Kremlowska propaganda zarzuciła kobietom, że działają na polecenie wrogów ojczyzny. Uczestniczki protestu co prawda nie potępiły agresji na Ukrainę, ale ich żądanie wycofania z frontu synów i mężów wpływa na spadek poparcia dla polityki dyktatora Władimira Putina.

Szef komitetu obrony rosyjskiej Dumy Państwowej Andriej Kartapałow wmawia Rosjanom, że ich ojczyzna jest zagrożona przez wroga tak, jak w czasie II wojny światowej. „Czy wyobrażacie sobie, żeby w 1942 roku, gdy byliśmy przyparci do Wołgi, przyszła na Kreml delegacja kobiet i powiedziała Stalinowi, żeby wycofał z frontu żołnierzy wysłanych w 1941 roku, bo oni już rok walczą?” – powiedział rosyjski deputowany w wywiadzie dla petersburskiego portalu „Fontanka”.

Niezależne media zwracają uwagę, że tego typu retoryka, która ma przekonać Rosjan, że ktoś na nich napadł i trzeba się bronić, coraz mocniej jest przyswajana przez starsze i najmłodsze pokolenie. Powszechna indoktrynacja, w której uczestniczą: szkoły, media i Cerkiew doprowadziła do sytuacji, w której coraz mniej Rosjan otwarcie buntuje się przeciwko wojnie. Dlatego w ocenie niezależnych dziennikarzy Kreml boi się protestu kobiet, który może wywołać zamieszki.

Wojna w Ukrainie. Władimir Putin przypadkowo potwierdził ogromne straty Rosji na froncie?

Rosyjski dyktator Władimir Putin w grudniu miał przypadkowo potwierdzić ogromne straty poniesione przez jego armię w trakcie agresji na Ukrainę. Zwrócił na to uwagę współpracownik Aleksieja Nawalnego – Leonid Wołkow. W trakcie programu telewizyjnego dyktator stwierdził, że obecnie na froncie przebywa 617 tysięcy rosyjskich żołnierzy.

Po tej wypowiedzi opozycjonista Leonid Wołkow przypomniał komunikaty reżimu, z których wynikało, że Moskwa w pierwszej fazie zaatakowała Ukrainę armią liczącą 190 tysięcy żołnierzy. W ubiegłym roku zmobilizowano 300 tysięcy Rosjan, a w tym roku łącznie wcielono do armii 486 tysięcy osób. „190 tysięcy plus 300 tysięcy plus 486 tysięcy daje 976 tysięcy” – stwierdził Leonid Wołkow. „Jeśli od 976 tysięcy wysłanych na front odjąć 617 tysięcy tych, którzy są obecnie na wojnie, to co się stało z 359 tysiącami?” – napisał rosyjski opozycjonista.

W jego ocenie takie wyliczenia potwierdzają dane, które wcześniej publikowały wywiady amerykański i ukraiński podając, że na froncie Rosja straciła około 315 tysięcy żołnierzy. Moskiewski reżim od początku inwazji na Ukrainę ukrywa informacje o swoich stratach i fałszuje rzeczywisty obraz wydarzeń na froncie, w tym cenzuruje informacje o rosyjskich zbrodniach.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version