Trzy lata temu niewiele osób stawiało na to, że Ukraińcom uda się odeprzeć rosyjski atak. Tym bardziej nikt nie wierzył w to, że uda im się odzyskać więcej terenu niż Rosjanie zdobyli. Rosyjski atak na Ukrainę przede wszystkim obalił mit drugiej armii świata. Okazało się bowiem, że Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej są olbrzymem na glinianych nogach, zacofanym technologicznie, niedojrzałym taktycznie i bardzo opornie uczącym się.

Wojna pokazała także, że wszelkie doświadczenia, jakie zostały wyniesione z działań asymetrycznych w Afganistanie i Iraku, zdają się na nic, ponieważ intensywność działań, sposób prowadzenia walki i rodzaj użytego sprzętu wojskowego znacząco odbiega od tego, z czym się spotykali żołnierze NATO podczas misji.

Dla NATO ogromnym szokiem było przede wszystkim masowe wykorzystanie artylerii lufowej i rakietowej na froncie i jego bezpośrednim zapleczu. Państwa sojuszu od lat kładły większy nacisk na lotnictwo. Uwidoczniło się to zwłaszcza w latach, gdy walczyli w Afganistanie i na Bliskim Wschodzie. Lotnictwo stanowiło główną siłę uderzeniową, która spoza zasięgu obrony przeciwlotniczej niszczyła wszelkie cele z dużą precyzją.

Doktryna NATO kształtowała się głównie podczas wojen w Wietnamie i Zatoce Perskiej.

Gdy piechota potrzebowała wsparcia, najczęściej wzywała lotnictwo, które precyzyjnymi uderzeniami powstrzymywało natarcie przeciwnika. Artyleria odgrywała drugorzędną rolę.

Używano jej najczęściej podczas przygotowania uderzenia na umocnione pozycje. Ta taktyka dość dobrze sprawdzała się przeciwko nieregularnym oddziałom albo armiom zacofanym technicznie jak Iracka w 1991 r. Gorzej się sprawdza, kiedy przeciwko sobie stają dwie równorzędne armie, a wojna przybiera postać pozycyjnej.

Wojna na Ukrainie już od pierwszych dni pokazała niewiarygodną rolę artylerii. Najpierw podczas rozbijania rosyjskich kolumn poruszających się do Charkowa, Kijowa, Czernihowa, czy Odessy. Zużycie amunicji na froncie jest tak duże, że Amerykanie z ogromnym zaskoczeniem w 2022 r. przyjęli wiadomość, że miesięczna produkcja amerykańskiej amunicji starczyłaby na dzień intensywnych walk.

Nie było to jedyne zaskoczenie dla NATO. Kolejnym stało się powszechne użycie bezzałogowców. Już nie tylko tych dużych rozpoznawczo-uderzeniowych, ale przede wszystkim niewielkich rozpoznawczych, które wyniosły świadomość pola walki na poziom znany dotychczas jedynie z gier komputerowych.

To jest największa innowacja, jaką wprowadziły na wojnie. Przekazywane w czasie rzeczywistym informacje o położeniu i ruchu własnych żołnierzy u przeciwnika sprawiły, że dziś nawet pojedynczy żołnierz może mieć taki sam poziom świadomości, jak dowódca. Na Ukrainie na razie takich rozwiązań nie wdrożono powszechnie, ale niektóre jednostki walczące na kluczowych kierunkach już z takich rozwiązań korzystają. Zwłaszcza jednostki wojsk specjalnych i artylerii.

Drony ciągle wiszące nad polem walki nie tylko prowadzą rozpoznanie, ale przede wszystkim polują na żołnierzy i sprzęt przeciwnika. Do tego są tanią bronią, którą można złożyć z gotowych lub wydrukowanych komponentów bezpośrednio na froncie. Armie NATO takie rozwiązanie testowały już przed dekadą, jednak nie zdecydowano się na powszechne wprowadzenie go do służby. Dopiero teraz ponownie próbują je wdrożyć.

Tocząca się wojna także doskonale pokazała, jak istotna jest ochrona wozów bojowych przed amunicją krążącą, czy nawet najzwyklejszymi dronami z improwizowanymi ładunkami kumulacyjnymi podwieszonymi pod kadłubem. Obecnie pojazdy NATO niemal w żaden sposób nie są w stanie się obronić czy to przy wykorzystaniu środków elektronicznych, czy fizycznych. Te rozwiązania również dopiero są wprowadzane. Niestety wciąż idzie to opornie.

W niektórych zachodnich armiach zauważono również, że cywilne rozwiązania, dostosowane do potrzeb wojskowych również mogą być dość przydatne na polu walki i „komunijne drony” w razie potrzeby mogą być wykorzystane na froncie.

Od początku wojny obie strony używają improwizowanego uzbrojenia. W najcięższym okresie walk obronnych każdy posiadacz drona pomagał armii ukraińskiej prowadzić rozpoznanie i wspomagał artylerzystów. Dzięki cywilnym dronom udało się powstrzymać natarcie pod Browarami. To właśnie przy ich pomocy kierowano ogniem haubic.

Wkrótce zaczęto wyposażać bezzałogowce w wyrzutniki drukowane na drukarkach 3D, pod które można było podwieszać granaty ręczne i moździerzowe. Ukraińcy przy ich pomocy bardzo często atakowali pozycje rosyjskie. Dość szybko i Rosjanie przyswoili sobie ten sposób prowadzenia walki.

Improwizowane modyfikacje przechodzą zarówno fabryczne, jak i polowe bezzałogowce. Dron PD-2, który uderzył w rafinerię w Nowoszachtyńsku w czerwcu 2023 r. otrzymał zmodyfikowane wyrzutniki, które napędzane są bateriami od e-papierosów. Są tańsze, łatwiej dostępne i równie skuteczne, jak te certyfikowane.

Wiele z takich polowych rozwiązań zostało potem wprowadzonych do produkcji seryjnej i modernizacji komercyjnych dronów. Modernizacje obejmują przede wszystkim przedłużenie zasięgu i zainstalowanie odpowiedniej optyki, w tym systemów termowizyjnych.

W polowych nadal można spotkać się z najprostszym wyrzutnikiem robionym z uchwytu samochodowego na kubki, haczyków, czy taśmy samoprzylepnej. Dzięki temu można zrzucać wszelkiego rodzaju granaty ręczne, moździerzowe czy pociski z 40 mm granatników automatycznych.

Ukraiński system Obrony Cywilnej w wielu przypadkach może być traktowany jako wzorcowy dla państw wschodniej flanki NATO. Zwłaszcza dla Polski, która Obrony Cywilnej nie posiada. Jedynym porównywalnym rozwiązaniem, jakie można spotkać w Polsce to system powiadamiania o zagrożeniach Alert RCB.

Ukraińcy budowę Obrony Cywilnej na miarę XXI wieku rozpoczęli już przed dekadą. Podczas ataku rosyjskich „zielonych ludzików” infrastruktura i system powiadamiania był w podobnym stanie jak polski. Czyli praktycznie nie istniał. Schrony były zaniedbane. W Kijowie, czy Charkowie w wielu miejscach złomiarze wynieśli niemal wszystko, co tylko dało się wynieść.

Oczywiście same pomieszczenia pozostały, choć były zniszczone i zaniedbane. Nadal większość z nich ma swoje wady, jednak w ostatnich pięciu latach ukraiński rząd zrobił bardzo wiele, aby poprawić sytuację. Wiedząc, że zbliża się pełnoskalowa wojna, pół roku przed rosyjskim atakiem, wprowadzili wiele rozwiązań, które ułatwiły obywatelom życie w chwili zagrożenia.

Został opracowany system komunikacji oparty nie tylko na tradycyjnych napisach „do schronu”, które można spotkać na każdym kroku. Gdyby to nie wystarczyło, można pobrać aplikację, która prowadzi do najbliższego ukrycia. Kod QR do niej jest udostępniany na przystankach komunikacji miejskiej, biletach, a nawet restauracyjnych rachunkach.

Stworzony system znakomicie sprawdził się podczas działań wojennych, a wdrożenie do zadań wojennych służb cywilnych obyło się bez większych zgrzytów. Ukraińcy przy tym modyfikowali go wraz z biegiem działań, rozszerzając niektóre zadania służb cywilnych, jak np. rozminowywanie oswobodzonych terenów i neutralizowanie niewybuchów.

Trzy lata wojny obnażyły również słabość rosyjskiej armii i pokazały, że jest to jedynie dobrze wyglądająca atrapa. Wedle rankingu Global Firepower rosyjska armia jest drugą najsilniejszą armią świata. Bardzo dobrze wygląda to w nagłówkach prasowych, jednak ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.

Ranking bierze bowiem pod uwagę głównie suche liczby, a nie rzeczywistą wartość sprzętu, poziom wyszkolenia, zaplecze logistyczne czy zaawansowanie technologiczne. Dzięki takim kryteriom wedle raportu jedną z najpotężniejszych flot na świecie posiada Korea Północna.

Wszystko dzięki prawie 70. okrętom podwodnym. To nic, że 20 z nich to zbudowane w Chinach okręty projektu 633, z których najmłodszy wszedł do służby w 1975 r., a większość jest niezdatna do użytku z powodu braku części. Najwięcej jednak jest jednostek koreańskiego typu Sang-O. To niewielkie przybrzeżne okręty podwodne z 15-osobową załogą, które wchodzą do służby od 1991 r. Jest ich aż 40.

Podobnie jest w przypadku Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Cóż z tego, że na stanie mają tysiące czołgów, bojowych wozów piechoty i systemów artyleryjskich, jeśli okazało się, że nie wszystkie spełniają wymagania współczesnego pola walki, a gwoździem do trumny okazał się skandalicznie niski poziom wyszkolenia rosyjskich żołnierzy.

Dotyczy to nie tylko zmobilizowanych w ostatnich dwóch latach, ale także wysoko wyspecjalizowanych żołnierzy zawodowych – lotników i marynarzy. Jedni i drudzy wielokrotnie popełniali błędy, które doprowadziły do bolesnych i kompromitujących strat, jak zestrzelenie samolotów wczesnego ostrzegania A-50, czy zatopienie krążownika rakietowego „Moskwa”.

Wojna na Ukrainie dostarczyła ogromną ilość danych i wniosków, jakie można z nich wyciągnąć. Niektóre rozwiązania armie NATO już wcielają w życie. W przypadku innych, jak systemy antydronowe, idzie to opornie. Najważniejszy wniosek, jaki można wyciągnąć, jest jednak taki, że Kremlowi odbudowanie potęgi zajmie wiele lat. Europa powinna zrobić wszystko, aby to utrudnić i samej zwiększyć potencjał obronny.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version