Nie ustają rosyjskie ataki w Donbasie. Najciekawsze jednak dzieje się na głębokim zapleczu – obie strony tworzą nowe oddziały, szykując się do kolejnej rundy walk.

Rosjanie nadal utrzymują wysoką częstotliwość uderzeń, prowadząc na całym froncie ok. 130-150 ataków dziennie. Aż 60 proc. z nich ma miejsce pod Pokrowskiem i Kurachowym, które są głównym celem kremlowskiej ofensywy. Najcięższe walki toczą się pod Sełydowym, które jest kluczem do zdobycia Pokrowska.

Putinowskie wojska tracą przy tym ponad 1,2 tys. żołnierzy dziennie. Broń pancerna wykorzystywana jest coraz rzadziej. Najsilniejsze uderzenie grup pancerno-zmotoryzowanych w ostatnich tygodniach liczyło 25 pojazdów opancerzonych z piechotą, wspieranych przez pięć czołgów. Rosjanie stracili w nim siedem BMP-2 i dwa czołgi.

Czasy, kiedy w uderzeniach brało kilkadziesiąt pojazdów, dawno minęły. Ostatnim razem ponad setkę pojazdów jednocześnie można było zobaczyć w marcu 2023 r., kiedy pod Wuhłedarem batalionowe grupy bojowe z 155. i 40. Brygady Piechoty Morskiej straciły pod miastem co najmniej 130 czołgów i pojazdów opancerzonych.

Teraz ciężko byłoby Rosjanom zebrać takie siły. Piechota atakuje niczym podczas pierwszej wojny światowej, szturmując ukraińskie okopy przy wsparciu artylerii i karabinów maszynowych, osłaniani na skrzydłach przez żołnierzy na motocyklach lub buggy. Zupełnie jak przed ponad stu laty piechotę osłaniała kawaleria.

W nie lepszej sytuacji są Ukraińcy, którym również brakuje pojazdów pancernych. W dodatku mają problemy z uzupełnianiem strat osobowych i rotacją żołnierzy, którzy są coraz bardziej przemęczeni. W tej sprawie nie zmieniło się nic od półtora roku.

Obie strony próbują kwestie braków rozwiązać dość pilnie. Rosjanie, sięgając już bardzo głęboko do magazynów, a Ukraińcy, prosząc sojuszników o sprzęt, bo własnych magazynów nie mają, a fabryki nie są w stanie produkować nowych pojazdów.

Od początku konfliktu Rosjanie stracili ok. 90 proc. czołgów wykorzystanych w pierwszym rzucie uderzenia i ok. 55 proc. wszystkich czołgów, jakie znajdowały się w pierwszej linii. Już jesienią 2022 r. w składzie brygad marionetkowych republik pojawiły się w charakterze samobieżnej artylerii czołgi z rodziny T-54/55 i nieco młodsze T-64.

Rok później zabytkowe pojazdy, wyciągnięte z magazynów zaczęły się pojawiać we frontowych brygadach zmechanizowanych na mniej istotnych kierunkach frontu. Im dłużej trwa wojna i rosną straty, tym na front zaczął trafiać starszy sprzęt.

Od kilku miesięcy zaczęto wyciągać pojazdy z drugiej i trzeciej rezerwy. Pojazdy w drugiej rezerwie wymagają mniejszych remontów i czas do wprowadzenia ich do linii może zająć do kilku tygodni, w zależności od skali napraw, jakie trzeba przeprowadzić.

W trzeciej rezerwie znajdują się pojazdy, które stoją pod chmurką i często rdzewieją, są rozbierane na części, albo najzwyczajniej w świecie są rozkradane. To one stanowią znakomitą większość zmagazynowanych czołgów. I tutaj znajduje się wąskie gardło rosyjskiej armii.

W ostatnim czasie na podstawie rozpoznania satelitarnego zauważono, że Rosjanie zaczęli z magazynów wyciągać opancerzone samochody rozpoznawcze BRDM-2. Oznacza to, że na froncie zaczyna brakować już nie tylko BTR-80 i samochodów opancerzonych Tigr, ale i starszych kołowych pojazdów opancerzonych, które od roku wyciągają z magazynów.

Na froncie już pojawiły się haubice M-20 kal. 122 mm, które opracowano w 1938 r. Do dziś w magazynach znajduje się ok. 2 tys. sztuk w różnym stanie technicznym. W rosyjskich mediach społecznościowych można przeczytać, że „biły faszystów pod Berlinem w 1945, to mogą bić i faszystów teraz”.

Wbrew pozorom Kremlowi brakuje także ludzi. Władimir Putin stoi obecnie w obliczu najwyższego wskaźnika strat w swojej armii – dzienne straty regularnie przekraczają 1,2 tys. żołnierzy. Mimo to nie planuje się wysyłać poborowych na front po zakończeniu szkolenia, aby nie musieć ogłaszać stanu wojny. Oficjalnie przecież jej nie ma, a na Ukrainie toczy się „specjalna operacja wojskowa”.

Dlatego armia nadal opiera się na mobilizowaniu rezerwistów po 30 roku życia, ochotnikach, bezdomnych i skazańcach. Zachodnie wywiady informują, że dzięki zachętom Kremlowi, wedle oficjalnych danych MO FR, udaje się wcielić ok. 30 tys. żołnierzy każdego miesiąca, co ledwie pozwala uzupełnić straty.

Stąd pomoc ze strony Korei Północnej. Południowokoreański wywiad twierdzi, że do Federacji Rosyjskiej przetransferowano co najmniej 10 tys. żołnierzy północnokoreańskiej armii, którzy teraz szkolą się na poligonach przed trafieniem na front.

Nie jest jasne, czy trafią na Ukrainę jako zwarta grupa, czy też zostaną przydzielani jako samodzielne bataliony, czy nawet kompanie do rosyjskich oddziałów. Można jednak przypuszczać, że raczej zajmą się służbą tyłową, a najwyżej trafią na spokojne odcinki frontu, np. wzdłuż północno-wschodniej granicy rosyjsko-ukraińskiej, czy na Zaporoże, gdzie działania wojenne od roku niemal ustały.

Pozwoli to Rosjanom zwolnić własnych ludzi, którzy będą mogli być wykorzystani na kluczowych odcinkach w Donbasie, gdzie zacięte walki kosztują Kreml bardzo dużo.

Po spóźnionej o rok mobilizacji Ukraińcy sformowali minimum dziesięć nowych brygad. Mówi się o sześciu brygadach zmechanizowanych, trzech piechoty w ramach Obrony Terytorialnej i jednej Jegrów. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski mówił w sierpniu o czternastu brygadach. Dodał przy tym i wspomina przy każdej okazji, że jedynie cztery z nich posiadają dedykowane wyposażenie w pojazdy opancerzone, sprzęt inżynieryjny i artylerię. Pozostałe otrzymały jedynie ciężarówki i samochody terenowe oraz broń i wyposażenie żołnierza piechoty.

Etatowo w brygadzie zmechanizowanej, piechoty górskiej czy Jegrów powinno znaleźć się 39 czołgów, 114 bojowych wozów piechoty lub transporterów opancerzonych, 45 ciężarówek, 75 pojazdów specjalnych i 54 samochody osobowo-terenowe. Ukraińcy sami takiej liczby sprzętu nie wyprodukują, a sojusznicy z NATO nie kwapią się, by je wysyłać, bo sami mają niewielkie zapasy sprzętu ciężkiego.

Wyjątkiem są Amerykanie, którzy posiadają jeszcze ok. 3450 czołgów M1A1 i M1A2 Abrams oraz drugie tyle transporterów opancerzonych M113 w magazynach. Waszyngton jednak nie jest skory do przekazywania pojazdów Ukraińcom. Zwłaszcza teraz, tuż przed wyborami prezydenckimi, których wynik nie jest pewny.

Z drugiej strony Ukraińcy mówią wprost, że nie wyślą na front piechoty pozbawionej wsparcia, ponieważ każdy wyszkolony żołnierz jest na wagę złota. Zwłaszcza że rezerwy ludzkie Ukrainy są niewielkie. Już teraz z 37 mln mieszkańców ponad milion osób służy w armii. Dlatego w Kijowie coraz mocniej trzymają kciuki za wygraną Kamali Harris.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version