Autorzy raportu zapowiedzieli bowiem skierowanie do prokuratury 41 powiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa, w tym aż 24 dotyczących Antoniego Macierewicza. Zespół MON zarzuca członkom komisji m.in. przekroczenie uprawnień, działanie wbrew przepisom, poświadczanie nieprawdy w dokumentach, fałszerstwa, niewykonywanie wyroków sądów, a nawet łapownictwo.

Ujawniony w czwartek przez kierownictwo Ministerstwa Obrony Narodowej raport na temat działania podkomisji MON ds. ponownego zbadania wypadku lotniczego samolotu Tu-154 pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r. – popularnie zwanej „podkomisją smoleńską” albo „komisją Macierewicza” – jest druzgocący zarówno dla komisji, jak i dla jej lidera, Antoniego Macierewicza. Dla tego ostatniego ustalenia zespołu MON mogą stanowić źródło nie tylko wizerunkowych, ale i prawno-karnych kłopotów.

Jeśli prokuratura postawi Macierewiczowi zarzuty i będzie domagać się od Sejmu odebrania mu immunitetu, to PiS może mieć spory polityczny problem z obroną byłego szefa MON.

Zespół MON negatywnie ocenił działanie komisji Macierewicza w czterech kluczowych aspektach: gospodarności, legalności, celowości oraz legalności. Komisja, jak twierdzi raport, zamiast rzetelnie badać różne możliwe hipotezy na temat przyczyn tego, co stało się 10.04.2010 r. na lotnisku pod Smoleńskiem, próbowała udowodnić z góry powziętą tezę o zamachu. W tym celu wybiórczo traktowała dowody i ekspertyzy, ignorowała niepasujące jej głosy ekspertów i korzystała jako z ekspertów z osób nieposiadających do tego odpowiednich kwalifikacji. Pieniądze na tę działalność wydawane były w dodatku poza wszelkimi regułami gospodarności i – jak twierdzą autorzy raportu – sprzecznie z przepisami.

Każdy, kto nie jest wyznawcą „religii smoleńskiej” albo kto nie akceptował jej rozwoju w imię cynicznych, politycznych kalkulacji, mógł wyciągnąć podobne wnioski na temat prac komisji Macierewicza, obserwując jej działalność z zewnątrz. Teraz jednak te intuicje potwierdza oficjalny raport MON, sporządzony przez zespół złożony z posiadających kompetencje do wydawania podobnych sądów ekspertów.

Jednocześnie nawet osoby uważnie przyglądające się działalności Macierewicza z ostatnich ośmiu lat mogą być zaskoczone niektórymi ustaleniami raportu. Wielkie wrażenie robią same wyliczenia kosztów działania komisji smoleńskiej, zamykające się w kwocie 80 mln zł – z czego połowa to koszty zniszczenia tupolewa, bliźniaczego modelu do tego, jaki rozbił się w Smoleńsku. W ramach badań przyczyn katastrofy dokonano bowiem „demontażu krytycznych części samolotu”, co miało być konieczne do wykonania kluczowych pomiarów i testów. Niestety, w ich wyniku maszyna została zniszczona nie do naprawy.

Jeszcze większe zdumienie budzi to, że jak ustalił zespół MON, Macierewicz nie tylko wybiórczo traktował ustalenia ekspertów i pomijał te, które nie pasowały mu do tezy, ale też naciskał na ekspertów, by zmienili wnioski ze swojej pracy, tak by potwierdzały tezę do zamachu. Prezentując raport minister Cezary Tomczyk, przytoczył wymianę maili z brytyjskim ekspertem, który uznał, że naciski Macierewicza, uzależniającego wypłatę wynagrodzenia w wysokości 5 tys. funtów od wprowadzenia określonych zmian w jego konkluzjach, za formę korupcji.

Najbardziej szokujące są jednak informacje o podejrzanych kontaktach szefa podkomisji. W grudniu 2020 r. Macierewicz spotkał się z Rosjaninem, który przekazał mu napęd USB rzekomo zawierający ważne informacje na temat wydarzeń w Smoleńsku. Macierewicz spotkał się z gościem ze wschodu, nie powiadamiając kontrwywiadu wojskowego, a więc bez ochrony służb, która w takim wypadku powinna być standardem. Macierewicz spotykał się także kilkukrotnie z Brytyjczykiem posługującym się fałszywym paszportem na nazwisko Roman Roskiewicz – naprawdę miał się nazywać Andriej Bablewski – nie znając jego prawdziwej tożsamości. Roskiewicz / Bablewski miał mieć dostęp do prac komisji i spotykać się z jej ekspertami na terenie brytyjskiej stolicy.

Oczywiście, nie należy zachowywać się tu tak, jak zachowałby się Macierewicz i wyciągać z tych spotkań zbyt daleko idących wniosków. Nie da się jednak ukryć, że są one w najlepszym wypadku dowodem skrajnej naiwności i dezynwoltury byłego szefa podkomisji. Cech, które u kogoś na tym stanowisku mogą zostać wykorzystane i zmanipulowane przez służby niekoniecznie przychylnych Polsce aktorów.

Paradoksalnie, ustalenia zespołu MON najmniej zaszkodzą Macierewiczowi w oczach elektoratu koalicji 15 października. W tej grupie były minister obrony ma bowiem tak złą opinię, że trudno sobie wyobrazić, by dało się ją jeszcze pogorszyć. Dla większości wyborców obecnego rządu Macierewicz jest symbolem największych patologii PiS, politykiem, który budował karierę w zasadzie od początku III RP na promowaniu nieodpowiedzialnych teorii spiskowych, kimś, kogo w najlepszym wypadku nie można traktować poważnie. Raport zespołu powołanego przez MON najpewniej tylko potwierdzi to, co elektorat liberalny i lewicowy dawno sobie już o Macierewiczu myślał.

Ustalenia raportu nie zachwieją też pozycją Macierewicza w wiernym elektoracie smoleńskim. On funkcjonuje trochę jak sekta i wielokrotnie pokazał, że potrafi być wyjątkowo odporny na fakty i racjonalne argumenty. Ustalenia raportu potraktuje więc jako politycznie motywowany atak na bohatera, dążącego przez lata do ujawnienia „prawdy o Smoleńsku” i jako kolejny „dowód” na to, że Tusk i jego rządy dążą do tego, by tę prawdę pogrzebać – bo najpewniej mają coś na sumieniu.

Jeśli gdzieś raport może Macierewiczowi zaszkodzić to w umiarkowanie smoleńsko-sceptycznym elektoracie prawicy. Elektorat ten i jego liderzy opinii zawsze patrzyli z wielkim dystansem na teorie zamachu i działania byłego ministra obrony. Rewelacje o tym jak komisja Macierewicza podchodziła do ekspertyz albo o dziwnych spotkaniach z osobami z Rosji mogą wzmocnić w tym środowisku głosy, że postawienie przez Zjednoczoną Prawicę na Macierewicza, danie mu swobody działania oraz umożliwiających je narzędzi i publicznych pieniędzy było fundamentalnym błędem, za który teraz przyjdzie zapłacić spory polityczny rachunek.

Ostateczne decyzje o tym, jakie wnioski wyciągnąć z raportu podejmie rzecz jasna Jarosław Kaczyński. A wpływ na decyzję prezesa będzie miało głównie to, jakie wnioski zostaną wyciągnięte z ustaleń MON. A konkretnie to, czy prokuratura postaw Macierewiczowi zarzuty.

Jeśli na głosowaniu w Sejmie stanie wniosek o pozbawienie Macierewicza immunitetu w związku z naruszeniami prawa, jakich mógł się dopuścić jako szef komisji, to Kaczyński nie będzie miał trochę wyboru i będzie musiał zewrzeć partyjne szeregi w obronie byłego ministra obrony. Bardzo politycznie trudno byłoby odcinać się od Macierewicza w momencie, gdy ścigają go „bodnarowcy”, a Tusk wypowiada się o całej sprawie takim językiem jak w czwartek. Wpis z mediów społecznościowych premiera — „Tak kończy architekt smoleńskiego piekła, prowokator i notoryczny kłamca, Antoni Macierewicz. To on na polecenie Jarosława Kaczyńskiego rozpętał polityczną wojnę domową, która ogarnęła cały kraj na długie lat” – wyglądał tak, jakby Tuskowi zależało, by wepchnąć Kaczyńskiego w obronę Macierewicza.

PiS skupiony na obronie szefa podkomisji smoleńskiej – zwłaszcza gdy oficjalnie potwierdzone zostały jej nadużycia i ekscesy – będzie wygodnym przeciwnikiem dla KO. Macierewicz był bowiem użytecznym politykiem dla Kaczyńskiego, gdy trzeba było zwierać szeregi i funkcjonować w trybie przetrwalnikowym. W momencie, gdy PiS wchodził w fazę ekspansji, gdy walczył o mniej zideologizowany elektorat, Macierewicz był skrzętnie chowany przed wyborcami – co najlepiej widać było w kampanii w 2015 r. Także obecnie z Macierewiczem na sztandarach partii trudno będzie walczyć o wyjście z katakumb. A z nich nie da się walczyć o władzę.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version