W Polsce dostawa mefedronu bywa szybsza niż przyjazd policji – lub dojazd kuriera z jedzeniem. Bez wychodzenia z domu każdy może zamówić dowolny narkotyk. Aplikacja Telegram stała się platformą reklamową dla setek dilerów. Skala zjawiska jest ogromna.
W ramach wspólnego śledztwa FRONTSTORY.PL, OKO.press, RadioZET.pl, „Newsweek” oraz „Gazeta Wyborcza” zebraliśmy setki tysięcy wiadomości, w których dilerzy oferują narkotyki
- Do internetowej dilerki służą m.in. dwie typowo polskie, popularne platformy: paczkomaty i płatności BLIK-iem. Tylko w ubiegłym roku sam InPost w przesyłkach odkrył pół tony narkotyków.
- Obie platformy wiedzą o problemie. Choć współpracują z policją, to kontrola nad tym, kto i co dzięki nim przesyła, jest ograniczona.
- Zbadaliśmy skalę zjawiska: jest gigantyczna. Odnaleźliśmy setki tysięcy ogłoszeń sprzedaży narkotyków.
- Epidemia handlu w sieci przynosi śmiertelne ofiary, ale policja łapie dilerów wyrywkowo albo wcale. Część komend w ogóle nie widzi problemu. Władze nie mają planu, co robić z sytuacją.
„Siema, chciałbym ogarnąć matiego” – tak zaczyna się nasza rozmowa z dilerem narkotyków w aplikacji Telegram. Odpowiedź nadchodzi po kilku sekundach: „Siemano, ile potrzebujesz?”.
„Mati” to jedna ze slangowych nazw mefedronu, narkotyku, który powoduje silne uzależnienie. W ramach dziennikarskiego eksperymentu próbujemy zamówić go przez Telegram. W aplikacji wszystko dzieje się szybciej, niż w sklepach online. Ale tak jak w sklepie diler pyta o numer paczkomatu i adres e-mail. Zapłacić można BLIK-iem.
Z Telegrama, rosyjskiej aplikacji na telefon, korzysta regularnie ponad pół miliarda ludzi. W Polsce 2,8 miliona. Jest w pierwszej dziesiątce światowych social mediów, korzystają z niego przede wszystkim młodzi (blisko 30 proc. użytkowników ma od 25 do 34 lat).
Poprzez Telegram, jak ogromne, anonimowe targowisko, przestępcy mają bezprecedensowy dostęp do klientów. A klienci do dostawców. Zwolnienie L4? Klik. Prawo jazdy? Klik. Rosyjski sabotaż? Klik. Narkotyki? O tym jest ta historia.
Grafika: Mariusz Kula
Foto: Mariusz Kula
Wybierz miasto i metodę dostawy
Anna, mama Jaśka: Wszystko zaczęło się od Telegrama. Tam Jasiek kupował oksykodon. Przedawkował. W szpitalu zaczęłam przeglądać jego telefon, to były grupy tematyczne nazwane od konkretnych narkotyków, „oksykodon” albo coś innego. Najpierw tam kupował, po jakimś czasie, już jako uzależniony, zaczął sprzedawać. Na Telegramie używał profilu „uliczny farmaceuta”. Miał piętnaście lat, gdy wszedł w kontakt z benzodiazepinami. Dostał wiadomość z propozycją: spróbuj, to fajniejsza bomba.
Raz do szpitala dowiozłam go sama, za drugim razem karetka. Z powodu narkotyków miał epizod padaczkowy. Dziś ma siedemnaście lat, jest uzależniony.
W ramach wspólnego śledztwa, z udziałem reporterów Newsweeka, Radia Zet, Gazety Wyborczej i OKO.press, koordynowanego przez FRONTSTORY.PL, przeanalizowaliśmy 300 wiadomości z popularnych grup na Telegramie. Z ich pomocą wytrenowaliśmy model językowy, czyli specjalny algorytm komputerowy, który automatycznie rozpoznaje wiadomości dotyczące sprzedaży narkotyków i zasysa z nich ważne informacje: rodzaje substancji, metody dostawy, płatności. Dzięki temu, co zrobił dla nas model – choć zaczęliśmy od przeszukiwania Telegrama ręcznie – mogliśmy przeanalizować 500 tys. wiadomości, które pochodziły z grup oferujących narkotyki.
Dzięki temu dostaliśmy wiarygodną statystykę. Co z niej wynika? Że ilości narkotyków, które można w Polsce kupić przez Telegram, wahają się od kilku gramów po kilogramy i sprzedaż hurtową. W botach aplikacji jak w sklepie online można wybrać miasto, rodzaj narkotyku, metodę dostawy oraz sposób płatności. Ogłoszenia zachęcają do kupna substancji psychoaktywnych – benzodiazepinów, opioidów i opiatów, popularne są też tabletki na odchudzanie. Najpopularniejsze narkotyki to mefedron, marihuana i amfetamina.
Narkotyki na Telegramie
Foto: Grafika: Mariusz Kula / Mariusz Kula
Z zebranych danych możemy stwierdzić, że bez wątpienia najpopularniejsze metody dostawy to paczkomaty InPostu i taksówki (hasło „InPost” zawierało aż 26 proc. wiadomości). Według policji i prokuratury klienci płacą głównie BLIK-iem – my hasło „BLIK” znaleźliśmy w zaledwie 5,5 proc. wiadomości. Pozostałe płatności, które akceptują dilerzy, to przelew, wpłata we wpłatomacie, transfer kryptowalut.
Te same ogłoszenia powtarzane są w różnych grupach nawet tysiące razy. Analitykom FRONTSTORY.PL udało się zidentyfikować 9 tys. unikalnych ofert i 1075 unikalnych dostawców. Nie da się ustalić na pewno, czy wszyscy związani z tymi komunikatami handlują, czy tylko są pośrednikami. Z dyskusji na Telegramie, które obserwujemy, wiemy, że często zdarzają się oszustwa (np. diler przyjmuje pieniądze, ale nie dostarcza towaru).
Ewidentnie handel, który kiedyś odbywał się na ulicy, bardzo dobrze odnalazł się w formie cyfrowej. Klienci, aby uniknąć oszustwa, sprawdzają dilerów przez kanały „LC” (Legit Check,) przeznaczone do weryfikacji handlarzy i produktów. Zgłaszają sobie nieuczciwych handlarzy i wymieniają się wskazówkami, jak ich rozpoznać.
Badacze ze znanej na rynku firmy Intel471, zajmującej się cyberbezpieczeństwem, twierdzą, że Telegram to miejsce handlu przestępców niższego szczebla. Kanał może założyć każdy, wystarczy mieć smartfona, a treści nikt nie kontroluje. Część kanałów dilerskich szybko znika, oszustwa są na porządku dziennym.
Wbrew powszechnej opinii ustalenie, kto kryje się za pseudonimami użytkowników Telegrama – czyli również handlarzy i klientów – jest trudne, choć nie niemożliwe.
Niektóre z przestępczych kanałów Telegrama mają swoje lustrzane odbicia np. na Facebooku czy Instagramie. Na obu tych platformach handluje się narkotykami na prywatnych czatach – ale wiemy, że między innymi na nich dilerzy reklamują kanały z Telegrama, aby przekierować potencjalnych klientów właśnie tam.
Dla młodych użytkowników kupowanie narkotyków w internecie jest wygodniejsze, szybsze i bezpieczniejsze niż chodzenie po ciemnych bramach. Trudno zmierzyć skalę, ale z dostępnych danych wynika, że staje się coraz popularniejsze. Meta przyznała, że tylko w 2023 usunęła 9,3 mln związanych z narkotykami treści z Facebooka i 10 mln z Instagrama.
Według badań z tego roku reklamy narkotyków stanowiły nawet 13 proc. postów na wszystkich mediach społecznościowych.
Grafika: Mariusz Kula
Foto: Mariusz Kula
Diler w świecie hybrydowym
Anna, mama Jaśka: Skąd się dowiedział? Środowisko, szkoła, znajomi. Jeden od drugiego się po prostu dowiaduje. Pan pyta jak to się, jak to się dzieje? To jest środowisko plus Telegram.
Trudno o pełen obraz rynku handlu narkotykami przez internet, szerokich, międzynarodowych badań na ten temat wciąż brakuje. Polscy eksperci, z którymi rozmawialiśmy, wskazują, że niemal każdy kraj ma inną kulturę używania sieci do dilerki. W Szwecji i Islandii popularny kanał to należący do Mety Messenger. W Ukrainie – Telegram.
Profesor Piotr Siuda, socjolog, profesor uczelni Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, bada sposoby, jakimi handluje się narkotykami w Polsce i sprawdza, kim jest przeciętny użytkownik. Jego zespół dociera do posiadaczy kont na Telegramie, użytkowników i handlarzy.
– Narkotyki są różnorodne, ale my trafiliśmy na respondentów, którzy szukali czegoś więcej niż tylko marihuany, tę łatwo kupić wciąż na ulicy – mówi prof. Siuda. – Chodziło np. MDMA, mefedron, kokainę. Wszyscy deklarowali, że stronią od fentanylu (popularnego w USA – red.).
Choć do końca badania (finansuje je Narodowe Centrum Nauki) jeszcze daleko, już wiadomo, że Telegram w Polsce był od dawna, lecz wystrzelił w pandemii. W raporcie z 2023 roku pt. „Uzależnienia w Polsce” Krajowe Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom (KCPU), nadzorowane przez ministra zdrowia, również wskazuje na pandemię jako moment, w którym zaczął rozkwitać handel narkotykami w sieci.
Raport potwierdza ustalenia ekipy prof. Siudy: „Ogólnokrajowa izolacja wymusiła na handlarzach zmianę modus operandi dystrybucji oraz przenosiny na rynki internetowe. Rynki te błyskawicznie poszerzyły katalog dostępnych środków, zapewniając wysoki profesjonalizm oferowanych usług i wręcz przykładowy kontakt z klientem” – raport jest suchy jak korporacyjna notatka. – „Obecnie, kiedy obostrzenia pandemiczne już nie obowiązują, wstępne obserwacje sugerują na umocnienie pozycji tego sposobu sprzedaży na rynku polskim”.
Również KCPU od 2023 r. prowadzi własne badania handlu narkotykami w sieci. Projekt, który prowadzi Adam Stasiak, potrwa do grudnia. – W Polsce wciąż wiemy stosunkowo niewiele o osobach zajmujących się handlem narkotykami przez internet. Prowadzimy tak zwane wywiady pogłębione, aby poznać lepiej strukturę zjawiska – mówi nam Stasiak.
Główny Inspektorat Sanitarny publikuje co roku dane o zatruciach dopalaczami. Raporty wyglądają uspokajająco: w 2023 r. takich zatruć było tylko 264. A z narkotykami innych rodzajów? Poprosiliśmy o te dane NFZ. Okazuje się, że od 2018 r. zatruć narkotykami innymi niż dopalacze przybyło o 41 proc., w ubiegłym roku było ich prawie 90 tysięcy.
Również od 2018 r. liczba osób leczących się z uzależnień od narkotyków zwiększyła się o 32 proc. W ubiegłym roku było ich ponad 52 tys.
Co jakiś czas za kontrole związane z narkotykami czy narkomanią bierze się NIK. I nie zostawia złudzeń: profilaktyka walki z uzależnieniami odbywa się w Polsce pod znakiem festynów i pogadanek.
Co najmniej w dwóch kontrolach po 2013 r. NIK poruszał problem handlu narkotykami przez internet. Reakcji władz nie było.
Tysiące grup, setki dilerów
Anna, mama Jaśka: Nie wiem, czy pan kojarzy viralowe filmiki: ktoś wsadza 100-200 złotych w różne miejsca. To zawiniątko z tą alfą-PVPT do palenia, na przykład pod rynną na Saskiej.
Telegram oferuje najwyższy poziom prywatności, gdy użytkownik utworzy „tajny czat”. Aktywność wewnątrz takiej rozmowy jest całkowicie prywatna i nawet sam Telegram – jak twierdzi platforma – nie może zobaczyć jej treści. Z technicznego punktu widzenia Telegram mógłby odczytać dowolną wiadomość i przekazać ją policji – ale w swoich regulaminach firma przez lata stwierdzała, że tego nie robi.
Policja w Belgii i Francji skarżyły się od dawna na „prawie całkowity brak odpowiedzi ze strony Telegrama na wnioski prawne„.
Dopiero aresztowanie miliardera Pawła Durowa, dyrektora generalnego i założyciela Telegrama, przez francuską policję w sierpniu ubiegłego roku ożywiło debatę na temat moderacji w aplikacji. Durow został oskarżony o współudział w nielegalnych transakcjach, handlu narkotykami, oszustwach i rozpowszechnianiu zdjęć z seksualnego wykorzystywanie dzieci.
Telegram broni się, twierdząc, że moderacja platformy jest „zgodna ze standardami branżowymi”, oraz że odpowiada na niektóre prośby policji o usunięcie. Ale francuscy prokuratorzy zarzucili Durowowi brak wystarczających działań w zakresie moderacji materiałów przedstawiających seksualne wykorzystywanie dzieci.
W czerwcu Durow zadeklarował, że zatrudnia tylko „około 30 inżynierów” do obsługi platformy. Z kolei we wrześniu, już po wyjściu z aresztu, przyznał, że szybki wzrost Telegrama do 950 milionów użytkowników spowodował „bóle wzrostowe”, które pozwoliły „złym podmiotom” wykorzystać platformę.
Ostatecznie został oskarżony o współudział w prowadzeniu platformy, która umożliwiała działanie zorganizowanych grup przestępczych. Wypuszczono go jeszcze w sierpniu, po wpłaceniu 5 mln euro kaucji. Nie może opuszczać Francji, dwa razy w tygodniu musi się meldować na policji.
W październiku platforma zaktualizowała umowę użytkownika, aby udostępniać władzom adresy IP oraz numery telefonów osób naruszających zasady platformy. – Wyjaśniliśmy, że adresy IP i numery telefonów osób naruszających nasze zasady mogą zostać ujawnione odpowiednim władzom – ogłosił Durow na swoim kanale w Telegramie.
– Żaden z respondentów albo nie słyszał, albo niespecjalnie robi mu różnicę, że Telegram zmienił politykę po aresztowaniu Durowa i dane o takich kontach czy grupach mogą być teoretycznie przekazywane służbom – mówi prof. Siuda. – Temat albo się nie pojawiał, mimo że pytaliśmy, albo był ignorowany.
Zapytaliśmy biuro prasowe Telegrama, ile wniosków o ujawnienie danych dostał od polskich służb. Nie dostaliśmy odpowiedzi. ABW i CBŚP odmówiły nam takich informacji.
Grafika: Mariusz Kula
Foto: Mariusz Kula
Dead drop w rynnie na Zwycięzców
Anna, mama Jaśka: Są też tacy jakby kurierzy. Zakopują te paczki z zamówionymi narkotykami. To musi być na tyle tanie, że akceptują ryzyko, że znajdzie to ktoś postronny. Chowają to za rynnami, w koszach na śmieci. Robią zdjęcie takiej skrytki i gdy klient zapłaci – wysyłają mu fotkę i adres, nie wiem, Zwycięzców 58, druga brama, trzecia rynna z lewej
Lipiec 2024 r., rozmawiamy z Serhijem (imię zmienione), młodym Ukraińcem z Charkowa, który od trzech lat mieszka w Warszawie. Pracuje w gastronomii, po godzinach przynajmniej raz w tygodniu kupuje narkotyki przez Telegram. Według niego to najszybszy i najbardziej anonimowy sposób na zdobycie towaru. Serhij uważa, że w mieście działa 50 telegramowych sklepów, aktywnych dilerów w aplikacji – ponad 200.
– Wybierasz czego i ile chcesz, przelewasz pieniądze – mówi Serhij. – To przelewy na kartę bankową założoną na słupa, fałszywe konto lub kryptowaluty. Diler wysyła ci zdjęcie miejsca i współrzędne geograficzne. To dead drop, tam czeka paczka. Albo wykopujesz ją spod ziemi, albo jest przyczepiona gdzieś magnesem. Miejsce jest nie do zauważenia dla niewtajemniczonych. Może też być dostawa uberem, wszystko zależy od sklepu.
Sklepy reklamują się w mieście tagami. Można je znaleźć na murach, to graffiti z charakterystycznym znaczkiem @, opatrzonym słowem lub kilkoma, i numerkiem. Numerek to indeks sklepu w Telegramie.
Serhij opowiada, że każdy sklep ma własny sposób działania. Niekiedy za kontakt odpowiada elektroniczny bot, innym razem kilka grup podlega pod jednego dilera. Nazwy narkotyków oznaczone są kodami.
Sieć kipi od porad, jak handlować, by nie wpaść. Nie podajemy tu gotowych przepisów, ale nietrudno je znaleźć. Rynek zalany jest wirtualnymi, nieaktywowanymi albo zagranicznymi kartami SIM. Łatwo też trafić na instrukcje w sprawie tego jak zeznawać w razie zatrzymania, aby uniknąć odpowiedzialności.
Serhij potwierdza, że w Ukrainie rynek narkotyków online działa na podobnych zasadach. Z tą różnicą, że w Polsce Telegram jest aktywnie używany do handlu narkotykami zaledwie od kilku lat.
Serhij: – Telegram to dla mnie narzędzie, takie samo jak Uber czy Glovo. Zamawiam, płacę, odbieram. Nigdy nie miałem wpadki, ale też nie zamawiam ciężkich narkotyków, najczęściej trawę albo kilka gram mefedronu na imprezę. Wydaje mi się, że tego jest tak dużo, że nikt nie śledzi drobnego handlu.
Zamawia, płaci, odbiera. W InPoście można nadać lub odebrać przesyłkę bez konieczności rejestracji w aplikacji „menadżer paczek” – wystarczy numer telefonu, a o ten nietrudno. Klienci dilerów korzystają też z generatora kodów QR, który sprawia, że wystarczy przystawić kod do paczkomatu. Generator oferuje m.in. sam InPost.
Aplikacja paczkomatowa wysyła informacje o przesyłce. A przelew za przesyłkę? Najlepiej na poczcie (nie ze swoich danych, na poczcie nikt tego nie weryfikuje). Wystarczy, aby numer konta, kwota i tytuł przelewu się zgadzały.
InPost: wszyscy nam dziękują
Anna, mama Jaśka: Byłam przerażona. Nie byłam stanie mu tego zabrać, po prostu nie byłam w stanie. Najpierw trafił na OIOM, później na pediatrię, był jeszcze niepełnoletni. Wymusił przejście na neurologię, uznał, że będzie pod mniejszą kontrolą. W szpitalu spisał się na telefonie z koleżanką, przyniosła mu oksykodon, uciekł z oddziału, żeby odebrać te leki. Wrócił, poszedł do toalety, tam przyćpał
Z naszego śledztwa wynika, że do internetowej dilerki służą m.in. dwa typowo polskie, popularne wynalazki: płatności BLIK-iem i automaty do odbierania paczek.
Największym operatorem tych drugich jest InPost, który w ogóle wprowadził na rynek automaty do odbierania i nadawania przesyłek a ich nazwę „Paczkomat” w 2009 r. zgłosił w Urzędzie Patentowym jako słowny znak towarowy. W następnym roku uzyskał na niego prawo ochronne – oznacza to, że konkurencja nie może nazywać paczkomatami swoich urządzeń. Nie wiadomo, czy wiedzą o tym dilerzy, ich klienci czy choćby prokuratura – ta, opisując przesyłanie narkotyków przez dilerów, w swoich dokumentach powszechnie używa słowa „paczkomat”.
BLIK i InPost wiedzą o problemie. Nieoficjalnie słyszymy, że przy takich ilościach transakcji, jakie przez nie codziennie przechodzą (przez paczkomaty InPost 1,6 mln przesyłek dziennie) zawsze znajdą się promile, które mogą mieć związek z przestępstwami. Oba podmioty twierdzą, że współpracują z policją i prokuraturą. Ich pracownicy dodatkowo spotykają się z policją na zamkniętych konferencjach. Jedna z nich, Safe E-commerce Conference (SEC), pod patronatem Komendy Głównej Policji i Prokuratury Krajowej, odbyła się we wrześniu. Współorganizowały ją m.in. BLIK, OLX, PayU oraz Inpost.
Wojciech Kądziołka, rzecznik InPostu, zapewnia, że firma szkoli pracowników pod kątem walki z narkotykami (ale nie poda szczegółów). Twierdzi, że nie mają osobnego budżetu na walkę z dilerami. Na pytanie o to, jak walczy z kontami klientów zakładanymi „na słupy”, nie odpowiada. A także na wiele innych. – Procedury związane z bezpieczeństwem są wtedy skuteczne, jeżeli wiedza na ich temat jest chroniona – stwierdza rzecznik. – Od początku działalności InPost ściśle współpracuje z odpowiednimi organami państwa. Efektem tej współpracy są już setki podziękowań kierowanych do InPost oraz duża ilość zakończonych sukcesem przez odpowiednie organy państwowe, poważnych spraw dotyczących m.in. przestępczości narkotykowej.
Przyznaje jednak, że InPost, tak jak innych operatorów przesyłek, krępuje tajemnica korespondencji:
– Nie możemy ingerować w zawartość przesyłek, jesteśmy operatorem, który ma szybko i rzetelnie dostarczyć je od nadawcy do odbiorcy.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że tylko w 2024 r. Inpost wychwycił pół tony narkotyków. W firmie powstała już osobna komórka do walki z przestępczością (czyli jednak jakiś osobny budżet antynarkotykowy w InPoście istnieje). Jak sprawdza przesyłki? Tajemnica korespondencji przestaje działać, gdy podejrzane paczki po drodze ulegają uszkodzeniu.
Gdy pytamy o handel narkotykami Pocztę Polską, ta enigmatycznie odpowiada, że współpracuje z Krajową Administracją Skarbową – w niektórych placówkach (np. sortowniach) pracują funkcjonariusze KAS z psami. Jednak tylko w jednym miejscu, w sortowni w Lublinie, Poczta ma urządzenie do prześwietlania przesyłek spoza Unii Europejskiej.
Nie da się podążać za każdą paczką. A co z pieniędzmi? Co z płatnościami BLIKiem? BLIK ogranicza się do suchego komunikatu: „Jesteśmy świadomi, że BLIK odgrywa ważną rolę w ekosystemie płatności cyfrowych, dlatego dążymy do utrzymania najwyższych standardów bezpieczeństwa i zgodności z przepisami prawa. Zdecydowanie sprzeciwiamy się wszelkim działaniom niezgodnym z prawem. W sytuacjach podejrzeń o nielegalne wykorzystanie naszej usługi ściśle współpracujemy z bankami oraz organami ścigania, dostarczając niezbędne wsparcie, aby BLIK pozostawał narzędziem bezpiecznych i uczciwych transakcji”.
Rzecz w tym, że BLIK nie przetwarza danych klientów banków – jest tylko platformą łączącą inne platformy, które obsługują klientów. Gdy Kowalski wysyła pieniądze Nowakowi, BLIK widzi dane firm (np. banków), które ich obsługują, ale nie ich samych.
A może BLIK mógłby namierzyć dilera przy bankomacie? Nie. To potrafi policja, ale musiałaby wiedzieć, o której godzinie i gdzie diler wypłacał gotówkę. Na tej podstawie można ustalić, który bank wydał aplikację, z której wygenerowano kod BLIK.
Jedno z naszych źródeł w e-commerce: – Nie wyobrażam sobie, aby walka z handlem narkotykami mogła odbywać się bez udziału instytucji publicznych i prywatnych podmiotów: operatorów telekomunikacyjnych, logistycznych, płatności, banków. To są naczynia połączone. Nawet gdy ktoś ma informacje pomocne w namierzeniu przestępców, to i tak musi współpracować z innym podmiotem lub instytucją. BLIK czy InPost nie poradzą sobie z tym samodzielnie.
Grafika: Mariusz Kula
Foto: Mariusz Kula
Policja: problemu nie ma, czyli jest
Anna, mama Jaśka: Wylądował na OIOM-ie, ja wbiłam na komisariat. Mówię: panowie, kurde, czy wy serio nie jesteście w stanie wniknąć w tę strukturę? Przecież wam pomogę, mam tu telefon dziecka, wejdziecie do tej grupy, podszyjecie się pod niego i już. Wiedziałam, że Lord to jest diler, od którego Jasiek kupuje. Że inny diler ma ksywkę Wieczorynka. Im się po prostu nie chce. Wysłuchali, przejrzeli telefon Jaśka. Komunikat był krótki: niewiele można zrobić.
Problem handlu narkotykami przez Telegram niepokoi przedstawicieli organów ścigania w innych krajach. W Polsce nie ma ten temat żadnej debaty, a w policji i prokuraturze – ekspertów, którzy nadążają za cyfryzacją rynku narkotyków. Od czasu do czasu na podejrzane przesyłki zasadza się Krajowa Administracja Skarbowa (KAS) – tak jak w lipcu 2024 r., gdy w dwa tygodnie skontrolowała ponad 63 tys. przesyłek pocztowych i kurierskich. Urzędnicy tylko w tej jednej akcji znaleźli 116 nielegalnych przesyłek, w tym ponad siedem kilo narkotyków.
W całym 2024 r. jednostki KAS dokonały 199 „ujawnień w przesyłkach pocztowych” o łącznej wadze pow. 98 kg. W przesyłkach krajowych znaleziono 18 dziwnych przesyłek, pozostałe — w 181 zagranicznych.
Centralne Biuro Śledcze Policji (CBŚP), które odpowiada za zwalczanie przestępczości narkotykowej, oficjalnie przyznaje, że nie ma żadnych spójnych danych o handlu na Telegramie. Oficer Biura zajmujący się przestępczością farmaceutyczną nie dostanie zgody przełożonych na rozmowę z nami o Telegramie.
Nieoficjalnie słyszymy, że CBŚP poluje głównie na grube ryby i większe siatki dilerskie. Telegram to dla Biura mało znacząca drobnica. „Jakie w tym zakresie mamy możliwości i w jakim stopniu organy ścigania monitorują działania sprawców oraz klientów pozostanie – i oby jak najdłużej – tajemnicą” – odpisuje nam barwną polszczyzną Piotr Woźniak z CBŚP.
Prokuratora z dużej warszawskiej prokuratury, który prowadził wielkie sprawy dotyczące handlu narkotykami, odwiedzamy w biurze. W pokoju tomy akt leżą nawet na podłodze. Prokurator (woli być anonimowy) przyznaje, że organy ścigania mają problem aby zrozumieć fenomen handlu przez Telegrama, z jego infrastrukturą i specyficznymi kodami: – W większości przypadków prokuratorzy zatrzymują się na postawieniu zarzutów konsumentom – mówi. – Potem sprawy są często umarzane ze względu na niską szkodliwość czynu.
Prokurator oblicza, że dilerzy, którymi aktualnie zajmuje się w śledztwie, rozprowadzają około stu przesyłek dziennie.
Sprawdzamy: w 2024 r. prokuratorzy postawili zarzuty o handel narkotykami prawie 2000 osób. O posiadanie – 23,5 tysiącom. W poprzednich latach liczby były podobne.
Zapytaliśmy wszystkie 17 komend wojewódzkich policji o to samo: czy przez ostatnie cztery lata spotkały się z handlem narkotykami poprzez aplikacje i komunikatory? Czy wiedzą o dystrybucji narkotyków przez paczkomaty?
Komendy we Wrocławiu i Szczecinie nas ignorują. Z 15 odpowiedzi, które dostajemy od pozostałych, wynika, że w policji tematem nie zajmuje się nikt lub zajmuje od przypadku do przypadku.
Policjanci z Gdańska chwalą się, że przez cztery lata zatrzymali 6 osób związanych z tego rodzaju przestępczością (w tym dwóch Czechów). Z Olsztyna – 7 przestępstw związanych z handlem narkotykami przez paczkomaty.
Policjanci z Lublina tłumaczą nam, że przestępcy używają komunikatorów – i że niestety policja nie ma statystyk na ten temat. Policjanci z Rzeszowa podsyłają nam link do tekstu o jednym ze swoich śledztw (dotyczy handlu w Darknecie). Komenda z Gorzowa gasi nas krótkim zdaniem: takiej przestępczości nie ma. Kropka.
Podobnie uważa komenda z Radomia. Katowice nie analizują przypadków takiej przestępczości. Policja z Bydgoszczy jest tajemnicza: rozpoznanie kanałów komunikacji dilerów to część pracy operacyjnej, o której publicznie nie można mówić.
Idziemy do Komendy Głównej Policji na spotkanie z oficerami dwóch wydziałów KGP – do walki z przestępczością narkotykową i Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości (CBZC). Na wstępie chwalą się sukcesami w likwidacji fabryk mefedronu. Tylko w ubiegłym roku zamknęli ich 85 i zarekwirowali 38 ton nielegalnych substancji.
A handel w sieci? Naczelnicy rozkładają ręce: wobec handlarzy zwykle policja jest bezradna. W KGP przestępczością narkotykową zajmuje się dziesięć osób. – My nie jesteśmy tu od prowadzenia spraw w klasycznym rozumieniu, tylko od koordynowania i analizowania pewnych zjawisk. Udzielamy też pomocy jednostkom terenowym w zakresie najbardziej skomplikowanych spraw – słyszymy.
Nie dowiadujemy się więc, ilu policjantów w Polsce zajmuje się obecnie sprawami o handel narkotykami. – Nie da się tego określić, bo to kompetencje różnych wydziałów – tłumaczą funkcjonariusze. Kilka dni później obliczają jednak, że to ok. 1600 osób. Sprawę utrudnia fakt, że nie w każdej komendzie wojewódzkiej istnieje pion narkotykowy. – Nie jesteśmy w stanie zatrzymać tej fali informacji i możliwości, które dają nowe media. Jest nas za mało. To fizycznie niemożliwe, żebyśmy się zajęli wszystkimi przestępcami, którzy działają w sieci. Trzeba mieć świadomość, że działalność przestępcza w Internecie zazwyczaj odbywa się z wykorzystaniem serwerów zagranicznych – mówi Wojciech Nagórniewicz, p.o naczelnika Wydziału do walki z Przestępczością Narkotykową Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji.
Obecny na spotkaniu policjant z CBZC prosi o niepodawanie jego personaliów. Na koniec poprzedniego roku w jego wydziale było 500 wakatów (w całej policji — blisko 12 tys.).
Czy łapanie handlarzy narkotyków na Telegramie jest niemożliwe? Rok temu policja na Łotwie utworzyła jednostkę specjalizującą się w monitorowaniu aplikacji czatowych pod kątem handlu narkotykami. Specgrupa szczególnie interesuje się Telegramem, szuka głównie dilerów. – Złapanie każdego z nich wymaga pracy. Mają różne sposoby kamuflażu, ale my je znamy i potrafimy je rozpracowywać – mówił na konferencji w styczniu 2024 r. Juris Staļģevics, szef regionalnej policji w Rydze.
W odpowiedzi na nasze pytania Łotysze chwalą się, że ich stołeczna policja w 2024 r. za handel narkotykami na Telegramie zatrzymała 47 osób. Rok wcześniej – 78. Łotysze przyznają, że po aresztowaniu Durowa współpraca z Telegramem się poprawiła.
Próg wejścia grzecznych chłopców
Anna, mama Jaśka: Nie rozumiem tego, co spotkało mnie na policji. Przecież zamiast jechać do zgonu nastolatka z powodu zapaści po narkotykach mogliby rozpracować naprawdę ogromne grupy przestępcze
31-letni Damian B. wyniósł się z Kielc do Holandii, gdzie zarabiał grosze na legalnych zleceniach w internecie. Na nielegalnych, przez strony pasjonat.cc, rcmonster.shop, rcmonster.io i bostlab.fun, rozkręcił siatkę dilerską w Polsce. Jak ujęła to prokuratura: rozprowadzał „szkodliwe dla życia i zdrowia osób substancje zwane dopalaczami”. W sumie prokuratura zgromadziła dowody, że rozprowadził co najmniej ponad 100 kilo chemii. Żeby zgubić tropy, pieniądze zamieniał w kryptowaluty.
Chemicy Damiana B. szybko obrośli drogimi autami (prokuratura znalazła u nich m.in. astona martina i kilka mercedesów). W domowych skrytkach trzymali po kilka milionów w gotówce, na nadgarstkach – zegarki o wartości samochodu. Czuli się jak młode wilki – jeden z nich już za kratami próbował przekupić funkcjonariusza służby więziennej, żeby za tysiąc złotych przyniósł mu flaszkę.
Centrum logistyczne grupa urządziła w mieszkaniu w kieleckim bloku. Gdy jednego z członków gangu odwiedzi narzeczona, zapamięta, że mężczyzna waży woreczki z białym proszkiem. Innym razem pokój zawalony jest paczkami z etykietami InPostu — czytamy w aktach sprawy.
Grupa obsługiwała też 32 legalne konta bankowe, założone na „słupy”. Damian B. osobiście nadzorował i zlecał obsługę paczkomatów InPostu, w którego skrytkach lądowało codziennie kilkadziesiąt paczek z narkotykami (żeby zmylić tropy, pod paczkomaty jeździł samochodem z wypożyczalni). Nadawcami paczek były fikcyjne osoby. Prokuratura wyliczy, że przez InPost dostarczył przesyłki co najmniej kilkuset odbiorcom. Ale to właśnie dokumentacja od InPost-u pozwoliła na przechwycenie 101 przesyłek nadanych przez grupę.
Gang wpadł przez przypadek. Pewnego czerwcowego dnia 2018 r. w oddziale InPostu w Tarnobrzegu doszło do uszkodzenia przesyłki. Ze środka wysypała się dziwna substancja. Podobnych paczek z tego samego konta nadano wcześniej niemal 300.
Prokurator zauważy: gang mógł działać, bo w InPoście można nadać przesyłkę bez konieczności rejestracji w aplikacji „menadżer paczek”, wystarczy numer telefonu i e-mail.
W sumie prokuratura oskarżyła cztery osoby z siatki Damiana B. (wiadomo, że zaangażowanych było ponad 20). Prokuratura ustaliła, że ta działalność wiązała się ze zgonem dwóch osób, klientów Damiana B. Ten odpowiadał jednak jedynie za handel narkotykami.
– W erze Telegrama i innych komunikatorów rynek narkotyków stał się mniej brutalny – mówi Grzegorz Wodowski, kierownik krakowskiej poradni Monaru. – Brzmi dobrze, prawda? Tylko to oznacza, że dzisiaj każdy „grzeczny chłopak” może wejść na internetowy kanał i kupić narkotyki. Ryzykuje co najwyżej własnymi pieniędzmi, a nie tym, że ktoś w ciemnej ulicy wykręci mu ręce i pobije. Powiem więcej: teraz na rynku narkotykowym nastolatek sprawnie poruszający się w sieci ma nawet przewagę nad mięśniakiem, który rządzi ulicą. Może i jest bezpieczniej, ale też łatwiej w te narkotyki wejść, kiedy kupujesz je w sieci płacąc kryptowalutą, a nie od kibola w bramie.
Śledztwo powstało w ramach HUB-u Dziennikarstwa Śledczego Fundacji Reporterów
Koordynacja i redakcja: Wojciech Cieśla, FRONTSTORY.PL
Research OSINT i analiza danych: Alicja Pawłowska, Radosław Łukasik, FRONTSTORY.PL
Ilustracje: Mariusz Kula