W ukraińskiej armii rośnie niezadowolenie żołnierzy z powodu słabego poziomu wyszkolenie dowódców. Oliwy do ognia dolał ppłk Bohdan Krotewycz, który napisał otwarty list do Państwowego Biura Śledczego. Uważa, że jeden z generałów „zabił więcej ukraińskiego personelu wojskowego niż jakikolwiek rosyjski generał”.

Afera, jaka wybuchła na Ukrainie, może i rozeszłaby się po kościach, gdyby nie postać ppłk. Kotyrewycza. To jeden z najbardziej doświadczonych i szanowanych żołnierzy liniowych ukraińskiej armii. Służbę zaczynał jako dowódca plutonu na froncie w Donbasie w 2014 r. Walczył m.in. pod Szyrokyno, Świtłodarskiem i Awdijiwką, za co wielokrotnie został odznaczony, w tym Orderem Danyła Halickiego.

W 2022 r. dowodził kwaterą główną obrony Mariupola jako pierwszy zastępca szefa sztabu pułku Azow. To on nawoływał do utworzenia korytarza humanitarnego w Mariupolu w celu ratowania ludności cywilnej. Po upadku zakładów Azowstal trafił do niewoli, z której wrócił we wrześniu 2022 r. w ramach wymiany za rosyjskich jeńców. Za dowodzenie obroną Mariupola został osobiście odznaczony przez prezydenta Zełeńskiego jednym z najwyższych odznaczeń ukraińskiej armii — Orderem Bohdana Chmielnickiego III stopnia. Obecnie jest szefem sztabu Brygady Azow, która obecnie walczy pod Serebriańskiem.

Oskarżeń od tak znanego, odznaczonego i doświadczonego oficera nie można było zamieść pod dywan. Nie ruszył on na razie lawiny, ale zmotywował żołnierzy do krytyki sposobu prowadzenia działań wojennych. Na razie jeszcze nie otwarcie i pod nazwiskiem, ale zarówno w mediach społecznościowych, jak i w prywatnych rozmowach, żołnierze zaczęli wyrażać swoje zdanie.

Zdaniem wojskowego warunki, w jakich obecnie walczą ukraińskie brygady, to „nierealne bohaterstwo, przede wszystkim żołnierzy, dowódców plutonów, kompanii, batalionów i brygad”. Krotewicz wyjaśnił, że to bohaterstwo polega na tym, że „powstrzymują wroga nie dzięki, ale pomimo”.

„Nie obchodzi mnie, czy rozpoczną przeciwko mnie śledztwo i nie obchodzi mnie, czy wsadzą mnie do więzienia. Nie obchodzi mnie, że osądzają dowódców batalionów i dowódców brygad za utratę punktu obserwacyjnego, ale nie osądzają generała za utratę obwodów i dziesiątek miast oraz utratę tysięcy żołnierzy” — napisał gorzko Kotyrewicz.

Krotewicz zarzucił generałowi przekroczenie uprawnień służbowych i nieumiejętne dowodzenie wojskami, co doprowadziło do utraty dużej części terytorium Ukrainy. Prosił służby o sprawdzenie faktu współpracy z wrogiem.

Dziennik „Ukraińska Prawda”, powołując się na swoje źródła, poinformowała, że chodzi o gen. por. Jurija Sodoła, który jeszcze niedawno dowodził Piechotą Morską SZU. Równocześnie w 2023 r. był dowódcą grupy operacyjno-taktycznej „Donieck”, walczącej na kierunku Wugledaru. Po zmianach na szczytach władz wojskowych, 11 lutego 2024 r. został mianowany Dowódcą Połączonych Sił Zbrojnych Ukrainy – drugim żołnierzem w kraju.

Zarzuty okazały się na tyle poważne, że następnego dnia po opublikowaniu listu, prezydent Zełeński zdymisjonował Sodoła. W mediach rozpętała się burza.

— Sodoł nie cenił personelu. Ani oficerów, ani żołnierzy – mówił portalowi liga.net żołnierz brygady piechoty morskiej, który brał udział w szturmach pod Krynkami. Żołnierz wspomina, że „piechotę morską wysyłano do ataku tam, gdzie było to fizycznie niemożliwe”.

— Trudno jednoznacznie ocenić tę sytuację — mówi dr Dariusz Materniak, specjalista ds. spraw wschodnich. — Zapewne wiele decyzji dowódców, zwłaszcza tych na najwyższych szczeblach dowodzenia może być kontrowersyjna, mogą też zdarzać się — i zdarzają się — decyzje błędne lub na skutek takiego, a nie innego obrotu spraw i bieżącej sytuacji operacyjnej lub taktycznej, przynoszące negatywne konsekwencje, w postaci strat lub utraty pozycji. Wynika to z samego charakteru wojny, jej dynamiki i starcia dwóch stron, z których każda dąży do zwycięstwa, wykorzystując przy tym wszelkie dostępne środki.

— Nie byłem na wuhłedarskim, ale słyszałem, co się tam działo — mówi Sierhiej z 47. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej, który jeszcze niedawno walczył pod Awdijiwką. — Pchał piechotę bez osłony, ale nie on jedyny. Takich posowieckich dowódców jest wielu.

Już latem 2023 r. podniosły się głosy, że wielu dowódców nie radzi sobie w polu. Kadra dowódcza ma bardzo duże naleciałości z poprzedniego systemu, zarówno jeśli chodzi o taktykę, jak i podejście do sprzętu. Zachodni szkoleniowcy wciąż narzekają, że dowódcy do poziomu batalionu, którzy są obecnie szkoleni, mają nawyki, które ciężko wyplenić. Dotyczy to zwłaszcza sposobu prowadzenia uderzeń, które narażają ludzi.

Tak, jak to miało miejsce pod Małą Tokmaczką podczas zeszłorocznej kontrofensywy. Dowódca pułku posyłał do boju kolejne pojazdy zmechanizowane i stracono kompanię zmechanizowaną. Podobnie działo się pod Awdijiwką, gdzie żołnierze 110. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej z Korpusu Rezerwowego sami podkreślają, że są zbyt słabo wyszkoleni i wyposażeni przez co, choć powstrzymują Rosjan, to ponoszą znaczne straty.

— Dowódca batalionu kazał nam atakować frontalnie tylarierą rosyjskie okopy na skraju lasu przez otwarte pole. Szef kompanii się postawił i zażądał rozkazu na piśmie. Ataku nie było – mówi Igor z 128. Zakarpackiej Samodzielnej Brygady Piechoty.

Przykład Awdijiwki i Oczeretyne, jako najświeższy, wielokrotnie przewija się w rozmowach z Igorem i Sierhejem. Pod Oczeretyne żołnierze 115. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej z Korpusu Rezerwowego mieli porzucić stanowiska i wycofać się pozostawiając miasto bez osłony. Na brygadę spadły kalumie. Okazało się jednak, że od dłuższego czasu proszono o wzmocnienia, bo linie brygady są rozciągnięte do granic możliwości i odcinka, który powinien bronić batalion, broniła zaledwie kompania. Gdyby żołnierze się nie wycofali, niechybnie by zginęli. Obaj rozmówcy podkreślają, że winny był dowódca odcinka, który lekceważył dowódców polowych.

— Wojna na Ukrainie trwa już blisko 2,5 roku, a faktycznie ponad 10. A to powoduje między innymi rotację kadr, także dowódczych, również ze względu na straty — zauważa dr Materniak. — Nie zawsze na stanowiska dowódcze trafiają osoby posiadające odpowiednie kompetencje.

— Braki kadrowe dają się we znaki armii ukraińskiej nawet pomimo zmian w systemie dowodzenia, jakie zostały wprowadzone w 2014 r., a które miały dostosować SZU do standardów zachodnich. Pod wieloma względami się to udało, choć nie wszędzie i nie zawsze. Tu wiele zależy od dowódców różnych szczebli, a nie wszyscy mają za sobą kursy w krajach zachodnich i byli skłonni przyjąć nową, odmienną od radzieckiej, filozofię dowodzenia – dodaje dr Materniak.

Mimo wielu błędów i potknięć widać, że Ukraina wyciąga wnioski z dotychczasowych problemów z wyszkoleniem rezerw i wprowadza zmiany w systemie. Obecnie większość żołnierzy na froncie stanowią rezerwiści, którzy byli szkoleni jeszcze starymi metodami.

— Wraz z biegiem wojny na front coraz częściej trafiają rezerwiści i poborowi, których poziom wyszkolenia jest bardzo różny. Najczęściej znacznie niższy niż żołnierzy zawodowych. Dużym problemem dla zawodowych żołnierzy są oficerowie rezerwy, którzy byli szkoleni jeszcze przed reformą i mają wiele złych nawyków, które odziedziczyli po armii sowieckiego wzoru — mówi dr Materniak.

Owszem, w Wielkiej Brytanii, w Holandii, w Niemczech wciąż szkoleni są żołnierze. Jednak nadal są to żołnierze, którzy pierwsze nawyki nabierali 15 lat temu, kiedy atak tylarierą poprzedzony nawałą artyleryjską był podstawową taktyką piechoty. Często wspominają o tym nie tylko zachodni szkoleniowcy, ale i ukraińscy żołnierze z młodszego pokolenia.

Pojawiły się głosy, że w ukraińskiej armii pojawił się bunt. Jest to raczej protest, podobny do słynnego Buntu na Morotai, kiedy najznamienitsi australijscy piloci zagrozili rezygnacją ze służby, jeśli dowództwo nie zmieni taktyki działań, która doprowadzała do dużych strat osobowych.

„Nasza wspólna motywacja opierała się na tym, że znaliśmy się bardzo dobrze, mieliśmy wzajemne zaufanie i wspólne doświadczenie, które naszym zdaniem dostatecznie pokazało nam, że dowództwo RAAF nie wykonuje swojej pracy tak, jak powinno” – pisał płk pil. Clive Caldwell. Wówczas buntowników nie postawiono przed sądem wojennym. Śledztwo udowodniło, że mieli rację i trzech generałów straciło stanowiska. Czy w tym przypadku będzie podobnie?

— W tym konkretnym przypadku w sprawie powinno zostać przeprowadzone śledztwo, Powinien pojawić się odpowiedni komentarz ze strony kierownictwa SZU, bo rzucone oskarżenia są poważne — uważa dr Materniak.

— Z jednej strony jednostki ukraińskiej piechoty morskiej, którymi dowodził wcześniej wspomniany generał, są uznawane za jedne z lepszych i lepiej dowodzonych w SZ Ukrainy. Z drugiej, o wielu sprawach opinia publiczna może po prostu nie wiedzieć. Tak czy inaczej, wyjaśnienie tego typu wątpliwości jest w interesie samych SZ Ukrainy – kończy ekspert.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version