Wyniki I tury wyborów we Francji nie mogły być bardziej przygnębiające. Rassemblement National stał się partią numer 1. Macroniści ponieśli absolutną klęskę. Blok lewicy zawierający partie skrajne wysuwa się na drugie miejsce. Zapowiadały to wszystkie sondaże, ale do ostatniej chwili trudno było w to uwierzyć.

Francuzi szli do głosowania przepełnieni strachem i zdezorientowani. Wiedzieli, że to są historyczne wybory — stawka od dziesięcioleci nie była tak wielka: dojście radykalnej prawicy do władzy. Po raz pierwszy od II wojny skrajna prawica może rządzić Francją.

Ale przeczuwali coś jeszcze— że nie ma żadnego dobrego rozwiązania. Ich kraj znalazł się na krawędzi. Wchodzi w kryzys, który potrwa długie lata. Tak jak w Wielkiej Brytanii po brexicie czy pierwszym zwycięstwie Trumpa. Nikt nie jest w stanie tego zmienić.

— Cały kraj w niedzielę wieczorem dopadnie potworny kac— zapowiadał przywódca socjalistów Raphael Glucksmann Francja stała się krajem bezpowrotnie podzielonym na wrogie wyspy, które ze sobą nie komunikują. Dla wyborców lewicy zwycięstwo partii Marine Le Pen oznaczało – jak to ujął jeden z jej wyborców— „że wszystko, w co wierzyliśmy, wszystko, co było dla nas ważne i to czym jesteśmy, zostanie zniszczone”. Wyborcy Le Pen bali się lewicy do tego stopnia, że w kierownictwie Rassemblement National szydzono, że radykalna lewica jest „naszym najlepszym agentem wyborczym”. Ci, którzy głosowali na partię Macrona, robili to zazwyczaj dlatego, że radykalna prawica i radykalne lewica były dla nich równie odpychające. A nie dlatego, że wierzyli w Macrona, który swoją decyzją o rozwiązaniu parlamentu i przyspieszonych wyborach wepchnął kraj w totalny chaos.

Tego wszystkiego nie da już się naprawić. Bez względu na to, jaki będzie rezultat II tury. Wzajemna niechęć będzie tylko narastać. Ponieważ wyborcy wszystkich bloków uważają wszystko, co proponują politycy innych bloków nie tylko za niedobre dla kraju, ale wręcz za nielegalne. Każde działanie wywoła wrogą kontrreakcję. Bez względu na jego sens lub bezsens będzie traktowane jak wypowiedzenie wojny. Co doskonale znamy z Polski. Jeden z francuskich przyjaciół powiedział mi wręcz,: „Rezultat tych wyborów w ogóle mnie nie interesuje. Bez względu na to, jaki będzie, nie jest definitywny. Wchodzimy w czas „wielkiej smuty”, zupełnej destabilizacji. I w gruncie rzeczy wszystko stało się możliwe”. Trudno to uznać za pocieszenie.

Na razie najbardziej prawdopodobne są dwa scenariusze. W II turze nikt nie uzyska bezwzględnej większości. Bezwład, z którego chciał wyjść Macron, ogłaszając przyspieszone wybory, zostanie zastąpiony przez jeszcze większy bezwład. A prezydent Republiki stanie się jeszcze bardziej znienawidzony — już dziś jego notowania są katastrofalne, a w najbliższym otoczeniu panuje atmosfera „ratuj się kto może”. Macronizm jest martwy i pogrzebany.

Jest też gorsza możliwość — partia Le Pen uzyska większość bezwzględną w parlamencie, a jej kandydat — Jordan Bardella — zostanie premierem. Zaczną się uliczne zamieszki. Być może — takie są pogłoski — Macron w pierwszym możliwym terminie rozwiąże parlament. Z kolei Le Pen będzie próbowała wywrócić do góry nogami francuski system polityczny. Odbierając Macronowi tak dużo władzy, jak się tylko da — choćby zwyczajową kontrolę prezydenta nad polityką zagraniczną. Między rządem z prezydentem zacznie się wojna podjazdowa. W rezultacie główne instytucje władzy we Francji zostaną trwale osłabione i ośmieszone. Nieodwracalnie.

To nie wszystko. Potencjalne zwycięstwo partii Le Pen będzie miało oczywiste konsekwencje dla Europy. Francja już ma bardzo duże kłopoty gospodarcze — teraz stanie się „chorym człowiekiem UE” w samym sercu strefy euro. Za Macrona Francja prowadziła bardzo aktywną politykę europejską, w kwestii Ukrainy z gołębia zmieniła się w jastrzębia. To przestanie obowiązywać — Francja zacznie się wycofywać z Europy (której już nikt nie będzie prowadził). A jej linia ukraińska się zmieni („Le Pen stanowi cichą nadzieję Putina”— jak pisała jedna z gazet). A potem do Le Pen we Francji dołączy Trump w Ameryce i nadejdą jeszcze gorsze czasy.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version