ONZ zakończyło postępowanie wyjaśniające w sprawie praw reprodukcyjnych kobiet w Polsce. – Wnioski, jakie z niego płyną, stawiają Polskę w bardzo niekorzystnym świetle na arenie międzynarodowej. Rząd powinien zacząć działać – komentuje dr hab. Katarzyna Sękowska–Kozłowska.
„Newsweek”: Premier Donald Tusk podczas Campusu powiedział, że „większości w tym parlamencie dla legalnej aborcji, w całym znaczeniu tego słowa, nie będzie”. Praktycznie w tym samym czasie ukazał się raport z postępowania wyjaśniającego przeprowadzonego przez Komitet do spraw likwidacji dyskryminacji kobiet przy ONZ. Organ ten wprost wskazuje, że Polska ze swoimi restrykcyjnymi przepisami łamie prawa człowieka.
Katarzyna Sękowska–Kozłowska*: Symptomatyczne jest, że słyszymy taki komunikat, a jednocześnie rząd swoją odpowiedź na wnioski z postępowania zaczął od cytatu z exposé premiera, w którym obiecywał on dostęp do legalnej i bezpiecznej aborcji… Wspomniany raport to ważny sygnał alarmowy. A jednocześnie pewnego rodzaju „prezent” dla premiera – dodatkowy argument w dialogu z koalicjantami.
Procedura przeprowadzona przez ONZ jest wyjątkowa – uruchamia się ją tylko w przypadku podejrzenia poważnych i systemowych naruszeń praw człowieka. Od czasu, gdy wprowadzono to rozwiązanie 25 lat temu, skorzystano z niego tylko 8 razy. Między innymi w sprawie kobietobójstwa w Meksyku czy prześladowania i łamania praw Aborygenek w Kanadzie. Inne środki, które miały zmienić podejście do praw reprodukcyjnych w Polsce, już się wyczerpały.
Uważa pani, że to wystarczająco silne narzędzie nacisku, by zmienić postawę rządu?
Oczywiście ONZ nie może do niczego polskiego rządu zmusić ani nałożyć kar, jeśli nie zastosuje się do przedstawionych zaleceń, które jasno mówią, że powinny zostać podjęte systemowe działania związane m.in. z depenalizacją i legalizacją aborcji. Jednak sytuacja będzie monitorowana, a rząd będzie zobowiązany do raportowania na temat tego, co się zmieniło, jakie działania mające na celu poprawę sytuacji zostały podjęte. To na szczęście nie jest tak, że powstał raport i teraz urzędnicy otrzepią ręce i tak to zostawią.
Do tego już samo podjęcie przez ONZ tej procedury i wnioski, jakie z niej płyną, stawiają Polskę w bardzo niekorzystnym świetle na arenie międzynarodowej. Jeśli zależy nam na budowaniu dobrych sojuszy i współpracy, to politycy muszą brać prawa kobiet pod uwagę. Z drugiej strony zapadały już wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka związane z dostępem do aborcji i zostały zignorowane… Ale może, gdy tych sygnałów ze świata – że w Polsce dochodzi do poważnych naruszeń praw człowieka – uzbiera się odpowiednio dużo to i polityczna wola, by w końcu podejść do sprawy poważnie, też się pojawi. I rządzący zrozumieją, że aborcja nie może być traktowana tylko jako element gry o głosy wyborców.
Rząd w swojej odpowiedzi twierdzi, że już jakieś działania podjął – ułatwia dostęp do antykoncepcji awaryjnej czy, że ogłoszono wytyczne Prokuratora Generalnego co do zasad postępowania prokuratury w zakresie prowadzenia spraw dotyczących odmowy dokonania przerwania ciąży oraz tzw. aborcji farmakologicznej, co ma ograniczyć sprawy za pomocnictwo w aborcji. To dobry początek zmian?
Ja się z nich oczywiście cieszę, bo po latach pogarszania się sytuacji kobiet, w końcu coś się zmienia. Ale to nie jest wystarczające. Przyjdzie nowy rząd i może łatwo te regulacje cofnąć. Zmiany powinny być wprowadzane za pomocą ustaw, żeby miały trwalszy charakter.
Nie mówiąc już o tym, że w bardzo niewielkim stopniu zmienia to położenie osób w trudnej sytuacji ekonomicznej i społecznej. One tak, jak nie miały pieniędzy na antykoncepcję czy tabletki aborcyjne, tak dalej nie będą ich miały. Do tego mogą mieć problem z dotarciem do informacji, gdzie zgłosić się po pomoc, gdy potrzebują aborcji. Nie wszyscy żyją w dużych miastach, gdzie wiedza o organizacjach wspierających w tych kwestiach jest dość powszechna.
Poza tym z odpowiedzi rządu na raport wynika, że w ostatnich 8 latach blisko setka osób usłyszała wyroki skazujące za pomaganie w aborcji. Owszem, wśród nich były takie, które rozprowadzały środki aborcyjne dla korzyści majątkowej albo zmuszały do aborcji. Ale są też przypadki, w których kobieta chciała przeprowadzić aborcję i ktoś – zazwyczaj partner – po prostu ją w tym wsparł, na przykład poprzez kupienie tabletek. Wspomniane wytyczne Prokuratora Generalnego to ważny krok do zapewnienia bezpieczeństwa osobom, które pomagają innym w aborcji. Sądzę jednak, że powinien być to środek przejściowy, rodzaj „protezy” na czas, dopóki nie zostanie zmienione prawo karne.
Dla wielu kobiet, które szły do urn w październiku z nadzieją na zmianę, to jest ogromne rozczarowanie.
Wierzę, że w Koalicji są mądrzy ludzie, dzięki którym uda się jednak wypracować jakiś kompromis. Oczywiście nie mówię tu o „kompromisie” jaki obowiązywał wcześniej, bo do tego nie ma już powrotu i obywatelki i obywatele się na to nie zgodzą. Mam nadzieję, że pochylimy się także nad innymi sprawami ważnymi dla kobiet, jak i całego społeczeństwa. Lista problemów jest długa.
*dr hab. Katarzyna Sękowska–Kozłowska – kierowniczka Poznańskiego Centrum Praw Człowieka Instytutu Nauk Prawnych PAN.