Dziś czasy Merkel wydają się oddalone o lata świetlne, ale czytając jej wspomnienia, przypominamy sobie ze zdziwieniem, że ledwie ponad dziesięć lat temu inny świat i szukająca kompromisu polityka były możliwe.

Długo oczekiwane wspomnienia Angeli Merkel, wydane jednocześnie w 30 językach, pozornie nie mogły ukazać się w lepszej chwili. Rząd Scholza upadł. Od dwóch lat panuje recesja. Nawet przemysł samochodowy – wizytówka kraju – jest w zapaści. Blisko dwie trzecie ankietowanych Niemców uważa, że za jej rządów sytuacja była znacznie lepsza.

Ale zmieniło się jeszcze jedno. Po pierwszym zwycięstwie Trumpa była uznawana za nieformalnego przywódcę wolnego świata. Dziś bardzo długie, 16-letnie rządy Merkel są postrzegane jako czas, w którym kraj nieuchronnie zmierzał ku dzisiejszej katastrofie. Jej partia CDU widzi tylko jeden sposób na naprawę Niemiec po niemal pewnym zwycięstwie w zbliżających się wyborach: całkowity odwrót od linii Merkel.

Będąc u władzy, rzadko mówiła o wschodnioniemieckiej ­tożsamości. W wywiadzie dla telewizji w zeszłym roku wyjaśniała, że nie miała odwagi mówić o tym otwarcie, by nie doprowadzać rodaków do pewnego rodzaju piętnowania: „A teraz znowu jedzie ze swoimi wschodnimi Niemcami”.

W książce podkreśla, jak bardzo bolały ją ciągłe podejrzenia. W Niemczech Zachodnich jej życie w NRD było postrzegane jako coś obciążającego. W dawnej NRD wielu postrzegało ją jako zdrajczynię, która wyparła się swoich korzeni.

Urodziła się w Hamburgu, ale tuż po jej narodzinach w 1954 r. rodzina przeniosła się do NRD. Bycie córką pastora w komunistycznej dyktaturze wzbudzało podejrzenia. Od dzieciństwa uczyła się ostrożności. Wiedziała, że należy bardzo uważać na słowa, bo życie balansowało nieustannie na krawędzi. „Mogłeś obudzić się rano beztroski, ale jeśli przekroczyłeś polityczną granicę, wszystko mogło się zmienić w ciągu kilku sekund, narażając całą twoją egzystencję” – wspomina w książce. Ojciec nauczył ją, jak radzić sobie z tajną policją. Gdy Stasi próbowała zwerbować ją, by donosiła na kolegów ze studiów, powiedziała: „Jestem osobą komunikatywną i zawsze muszę mówić innym, co mi leży na sercu”. Natychmiast dali jej spokój.

Co ukształtowało ją bardziej – fakt, że była kobietą w polityce stanowiącej wtedy niemal wyłącznie męski klub, czy raczej to, że wychowała się w NRD? „Życie w NRD nieustannie wymagało odwagi, by być autentycznym. Odwaga bojowników opozycji była znacznie większa niż moja. W moim wypadku chodziło o przetrwanie bez zgorzknienia. Później często patrzyłam na zachodnich Niemców, moich kolegów z Bundestagu, i zastanawiałam się: co by zrobili, gdyby Stasi próbowała ich zwerbować? Czy byliby tak odważni, jak się im teraz wydaje?” – wspominała niedawno.

Nie była dysydentem, ale miała krytyczne spojrzenie na system. Podróże do Czechosłowacji i Polski ten krytycyzm wzmocniły. Merkel cytuje czeskiego naukowca, który mówił: „Oboje wiemy, że jesteśmy częścią wielkiego eksperymentu, który z pewnością się nie powiedzie. Tylko inni jeszcze o tym nie wiedzą”. Podkreśla podziw dla Solidarności i odwagi Polaków oraz to, że Polska była znacznie bardziej politycznie dojrzała niż NRD, choć w jej kraju traktowano Polaków z pogardą: „Mówiło się, że kiedy przyszli do sklepu, wykupywali od obywateli NRD miotły i inne rzeczy”.

Gdy zaczynała w polityce, młodą kobietę z byłego NRD traktowano protekcjonalnie. Naśmiewano się z jej ubrań i fryzury (popularny dowcip: „Z czego żyje fryzjer Angeli Merkel?”). „Bliska współpracowniczka powiedziała mi: »Spójrz na pogardę wobec niektórych ministrów. I nie zapominaj o Helmucie Kohlu, którego nazywano Gruszką«. Polityka nie jest właściwą karierą dla tych, którzy się użalają”.

Ktoś zauważył kiedyś, że niemiecka polityka jest „usiana trupami ambitnych samców, którzy uważali się za lepszych od Angeli Merkel”. Prześcignęła wszystkich mężczyzn, którzy byli przekonani, że to im pisana jest władza, i nawet nie zwracali na nią uwagi. Timothy Garton Ash cytował doradcę Kohla, że jego szef, słusznie uważany za bezwzględnego, nawet w połowie nie był tak bezwzględny jak Merkel.

Życie w NRD ukształtowało Merkel jako polityka. Na pewno nauczyło ją ostrożności – czasownik „merkeln” oznacza dziś tych, którzy, jak pani kanclerz, wiecznie zwlekają z podjęciem decyzji. Ale uczyniło ją kimś bardziej nieubłaganym, pewnym siebie – wielu życie w dyktaturze złamało, natomiast ci, którzy podołali próbie, stali się jeszcze twardsi.

Ale jest coś jeszcze, o czym pisze się bardzo rzadko. Kilka miesięcy po wybuchu wojny w Ukrainie, gdy Merkel zaczynała pisać „Wolność”, spotkała się z dziennikarzami. Na pytanie, jak interpretuje upadek NRD, odpowiedziała, że już jesienią 1989 r. widziała, że kluczowe były przyczyny gospodarcze, a nie brak demokracji. „Elita intelektualna kieruje się wartościami, ale nie ma ona szans, jeśli nie jest wspierana przez szeroką większość. Sukces Zachodu polega na tym, że ludziom dobrze się powodzi. Że każdy coś z tego ma, niezależnie od tego, czy kocha wolność, czy nie”. I odnosząc się do rosnących z powodu wojny cen ogrzewania, powiedziała: „Nie każdy Niemiec jest gotów marznąć dla Ukrainy”.

Być może ta lekcja, którą wyciągnęła z 35 lat życia w NRD, zdecydowała o podpisaniu umów gazowych z Rosją, które mocno uzależniły Niemcy od Kremla.

Wycofała się z życia publicznego. Czy nie brakuje jej polityki? „Oczywiście myślę, co ja bym zrobiła w takiej sytuacji. Ale czuję ulgę, że nie mam już tej władzy i odpowiedzialności, więc mogę po prostu cieszyć się wolną sobotą”.

Utrzymuje prywatny kontakt z Obamą i Macronem, czasami rozmawia przez telefon z Jeanem-Claude’em Junckerem, byłym przewodniczącym Komisji Europejskiej. Ale większość jej przyjaciół to ludzie kultury. Czas byłej kanclerz pochłaniają teatr, opera i literatura.

Początkowo chciała napisać książkę o roku uchodźców – 2015, który uważa za czas swej chwały. Ale nadeszła pandemia, potem wojna w Ukrainie. Niemcy zaczęły się odwracać od ery Merkel, CDU znalazła się w rękach jej partyjnego arcywroga Friedricha Merza. Dlatego postanowiła opowiedzieć swoją polityczną karierę, jako swego rodzaju credo i zarazem obronę własnych decyzji, które coraz częściej są kwestionowane.

Kai Diekmann, wieloletni naczelny „Bilda”, powiedział kiedyś, że wraz z nadejściem Merkel w niemieckiej polityce zaczęła się nowa era – pani kanclerz wzniosła żelazny mur, który oddzielał ją od mediów. Wcześniej czołowi politycy spoufalali się z dziennikarzami, również po to, aby ich rozgrywać. Merkel nawet nie przyszłoby do głowy, aby wpuścić choć jednego do prywatnego mieszkania.

I jest konsekwentna. Każdy, kto liczył na to, że dowie się z „Wolności” czegokolwiek o życiu osobistym Merkel, będzie bardzo rozczarowany. Dlaczego rozstała się z pierwszym mężem? Z autobiografii wynika, że po trzech latach po prostu spakowała walizki. Jak zauważyła autorka świetnej historii NRD Katja Hoyer, Angela Merkel nie może być inną osobą. Jest tylko Merkel polityk.

Gdy pojawiły się krytyczne głosy, że jej autobiografia nie zawiera zbyt wiele nowego, była oburzona. „Gdybym teraz opublikowała jakieś sensacyjne historie, co ludzie by o mnie pomyśleli! Mówiliby: okłamywała nas przez cały czas, trzymała prawdziwe rzeczy w tajemnicy” – mówiła na wieczorze autorskim w Berlinie. Jest przekonana, że ten, kto potrafi czytać między wierszami, dowie się pewnych rzeczy.

Za jej rządów doszło do niejednego wstrząsu: globalny kryzys finansowy, kryzys w strefie euro, kryzys migracyjny, aneksja Krymu przez Putina, covid, brexit. Najciekawszy w książce jest opis dzieciństwa w NRD, ale sporą część tych 700 stron czyta się jak sprawozdanie w stylu czysto urzędowym. „Od II wojny światowej, kiedy Niemcy z pewnym opóźnieniem zdali sobie sprawę z tego, co retoryka nazistów zrobiła z ich krajem, podstawowym wymogiem polityków jest to, że powinni być nudni. Angela Merkel była na tyle sprytna, by w pełni się do tego stosować” – ironizował Richard J. Evans, jeden z najwybitniejszych historyków Niemiec.

Kiedy Kohla, jej mentora, zapytano, co go motywuje, odpowiedział: „Władza, władza, władza”. Merkel pytana, czym jest dla niej władza, tłumaczyła: „To możliwość wpływania na rzeczy, tworzenia rzeczy, przekształcania moich pomysłów w prawo. Oczywiście chciałam tej władzy. Nie zostałabym w polityce przez 35 lat, gdybym cały czas była w opozycji. Wtedy zbyt wiele tych pomysłów wyląduje w koszu, a ja naprawdę chciałam mieć na coś wpływ”.

Główne przesłanie Merkel w „Wolności” brzmi: używałam tej władzy dobrze. Jest pewna, że w każdym wypadku, w którym jej dziedzictwo jest dziś podważane: zablokowanie Ukrainie i Gruzji drogi do NATO w 2008 r., zatwierdzenie gazociągu Nord Stream 2 i uzależnienie Niemiec od rosyjskiego gazu, zezwolenie na wjazd do Niemiec miliona osób ubiegających się o azyl w 2015 r. (od tego czasu zaczynają się wyborcze sukcesy AfD, obecnie partii numer 2 w kraju), zrobiła właśnie to, co należało zrobić. Nie ma sobie nic do zarzucenia. Niczego nie żałuje. Każde inne rozwiązanie było znacznie gorsze.

Kariera Merkel zawiera co najmniej dwa wielkie paradoksy. Mimo że 35 lat żyła w NRD, to właśnie za jej rządów widać było coraz wyraźniej, że dawne wschodnie i zachodnie Niemcy stanowią obce ciała. Oraz drugi: wydawało się, że dzięki doświadczeniu komunistycznej dyktatury, znajomości tej mentalności, podróży do ZSRR w młodości, biegłej znajomości rosyjskiego, jak nikt inny powinna rozumieć, kim jest Putin. Dziś zarzuca się jej, że zawiodła tu na całej linii. Pada wręcz zarzut, że ma krew Ukraińców na rękach. Gdy wiosną 2022 r. pojechała do Toskanii, ukraiński ambasador w Niemczech Andrij Melnyk pisał: powinna odwiedzać masowe groby w Buczy, a nie włoskie zabytki, aby zobaczyć, do czego doprowadziła.

Ale Merkel nie zamierza przepraszać. Jest pewna, że gdyby była bardziej stanowcza, Putin i tak zaatakowałby Ukrainę, tyle że znacznie szybciej. A Ukraina byłaby znacznie gorzej przygotowana. „Znałam bardzo dobrze intencje Putina. Wiedziałam, iż mamy do czynienia z wrogiem Europy. Moją odpowiedzią nie było zerwanie relacji z Putinem, ale dążenie do tego, by poprzez rozmowy nie dopuścić do inwazji na Ukrainę. Czasem także bardzo polemiczne rozmowy” – tłumaczyła. Przez długi czas to podejście działało, potem przestało działać. Ale to jeszcze nie znaczy, że nie należało próbować. Co ciekawe, Viktor Orbán, który nie żywi większej sympatii do Merkel, za to ma dobre stosunki z Putinem, jest przekonany, że gdyby nadal sprawowała władzę, Rosja nie zdecydowałaby się na pełną inwazję na Ukrainę.

Kilka miesięcy po wybuchu wojny w Ukrainie Merkel spędziła sporo czasu z dziennikarzami „Spiegla”. Mówiła o Szekspirze, Elżbiecie II (była zafascynowana stoickim spokojem królowej w obliczu niezliczonych kryzysów, co stanowiło również jej własny ideał), dawała do zrozumienia, że w przeciwieństwie do Obamy nie do końca odnalazła spokój ducha po oddaniu władzy. I podkreślała, jak duże wrażenie zrobiło na niej „Monachium” – ekranizacja powieści Roberta Harrisa, w której ukazał on premiera Neville’a Chamberlaina w zupełnie innym świetle: nie jako polityka, który swoimi ustępstwami otworzył Hitlerowi drogę do wojny, ale jako męża stanu, który doskonale wiedział, kim jest Hitler, i chciał kupić czas, by jego kraj przygotował się do wojny.

Merkel postrzega samą siebie jako współczesnego Chamberlaina w reinterpretacji Harrisa. Problem polega na tym, że kimś takim nie była. Gdy Obama chciał dostarczyć Ukrainie broń defensywną, zdecydowanie się sprzeciwiała z obawy, że wojownicy w ukraińskim rządzie zechcą wykorzystać ją w niewłaściwy sposób. Jej rządy sprawiły też, że Niemcy były całkowicie niegotowe na największy konflikt w Europie od czasów II wojny. Dziś Merkel podkreśla, że Trump ma rację, zmuszając członków NATO do wydawania minimum 2 proc. PKB na armię. Ale za jej rządów w 2014 r. Niemcy wydawały 1,14 proc.

Dramatycznie zwiększyła też zależność od rosyjskiego gazu. Dziś tłumaczy, że Nord Stream 2 miał również sens polityczny. „Jak w nowym pozimno­wojennym porządku możliwe było utrzymywanie więzi z Putinem, którego niektórzy historycy klasyfikują jako rewizjonistę? Poprzez próbę podzielenia się z nim dobrobytem”. Merkel nie rozumiała tego, o czym w znakomitej biografii Putina pisała Fiona Hill – prezydent Rosji postrzegał więzi handlowe jako broń ekonomiczną. Liczył na to, że Zachód będzie szedł na ustępstwa, bo zerwanie z Rosją byłoby zbyt kosztowne.

Anders Åslund, niegdyś doradca rosyjskiego rządu, twierdzi, że publikując „Wolność”, Merkel „na zawsze zniszczy swą reputację”. Przesadza. Z pewnością Niemka się myliła, ale nie tylko ona. Nie chcemy już pamiętać – o czym wspomina była pani kanclerz – że Polska także ochoczo kupowała rosyjski gaz, a ­Ukraina lubiła pieniądze za to, że rosyjski rurociąg biegnie przez jej terytorium.

Wyraźną cezurę stanowią też w dzisiejszej polityce wojna w Ukrainie i wzrost populizmu. Dawne recepty już nie obowiązują – czasy Merkel wydają się oddalone o lata świetlne. Dziś polityk, który, choć wspomniałby o otwarciu granic dla uchodźców, zostałby uznany za samobójcę. I wszyscy jesteśmy zdania, że świat jest w opłakanym stanie. Czytając Merkel, przypominamy sobie ze zdziwieniem, że inny świat i inna polityka – pełna umiaru, szukająca kompromisu – były kiedyś możliwe.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version