Jak doniósł Onet, odwołanie gen. dyw. Artura Kępczyńskiego, Szefa Inspektoratu Wsparcia, miało związek z tuszowaniem zagubienia wagonu min przeciwpancernych. Nie jest to jednak odosobniony przypadek — podobne historie rozgrywają się na całym świecie. Zazwyczaj są zamiatane pod dywan i nie docierają do opinii publicznej.
Zagubienie wagonu z minami przeciwpancernymi jest spektakularne i generał zapłacił za nie utratą stanowiska Szefa Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych. Jednostka odpowiada za wsparcie logistyczne polskich żołnierzy w kraju i za granicą, m.in. za magazyny broni, stan zapasów, zarządzanie obroną terytorialną czy planowanie i realizację mobilizacji.
Incydent z wagonem spowodował ogromne poruszenie i lawinę zasadnych pytań. Dlaczego transport nie był zabezpieczany przez Żandarmerię Wojskową albo logistyków? Jakim cudem przez dwa tygodnie wojsko nie potrafiło go znaleźć? I przede wszystkim: dlaczego w papierach wszystko miało się zgadzać, a w rzeczywistości ponad 2 tony materiałów wybuchowych jeździły sobie bezkarnie po Polsce?
Papier ponad wszystko
Pierwszym pytaniem zajmie się zapewne prokuratura wojskowa. Na ostatnie można odpowiedzieć bardzo łatwo: ponieważ jest to zwyczaj prawie każdej armii na świecie, przekazywany z pokolenia na pokolenie żołnierzy i kultywowany niczym tradycje pułkowe. Wpisywanie wszystkiego „na sztukę” i tuszowanie niedociągnięć przed wyższym dowództwem jest bardzo powszechne.
Szef kompanii, czy zastępca dowódcy batalionu, coś wiedział, ale nie chciał robić w jednostce afery, która mogłaby być gdzieś zapamiętana i np. opóźnić awans na wyższy stopień lub wyznaczenie na nowe stanowisko służbowe. Dlatego właśnie w papierach często znajduje się fikcja, która nie ma pokrycia w rzeczywistości.
Jednym z przykładów tego zjawiska jest nagminne używanie terminu „sprawny w ograniczonym zakresie”. Każdy dowódca pododdziału czy związku taktycznego jest zobowiązany raportować przełożonemu faktyczny stan posiadania jednostki, którą dowodzi. Żeby w papierach stan przygotowania sprzętu wyglądał lepiej, często stosuje się zapis „sprawny w ograniczonym zakresie”.
Wedle wojskowej logiki taki sprzęt jest sprawny, ponieważ może wykonywać część zadań. Ale de facto wygląda to np. tak, że jeden kołowy transporter opancerzony może jeździć, ale ma problemy z systemami celowniczymi, przez co nie może strzelać. Drugi strzela, ale ma w naprawie układ kierowniczy. Trzeci jeździ i strzela, ale ma zepsutą radiostację. Wszystkie one są „sprawne w ograniczonym zakresie”.
W pewnej jednostce logistycznej na Śląsku przed laty pojawiał się zapis o mobilnych i stacjonarnych spychach. Stacjonarnymi nazwano zmagazynowane lemiesze spycharek. Dzięki temu stan jednostki w papierach był większy niż w rzeczywistości, jednak zgadzał się ze stanem etatowym. Dowództwo brygady, dowództwo Okręgu Wojskowego i szef Sekcji S4 w Sztabie Generalnym byli szczęśliwi. A o to najbardziej chodziło.
Powszechna praktyka
Tuszowanie zagubienia sprzętu nie jest niczym dziwnym. Zwykle żołnierze starają się rozwiązać problem na poziomie pododdziału – plutonu lub kompanii. Najczęściej udaje się to zrobić, zanim o wszystkim dowie się przełożony i rozpocznie się postępowanie.
Tak stało się w przypadku zagubienia karabinu snajperskiego TOR przez żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej czy w przypadku zagubienia pojemnika ze spadochronem hamującym przez myśliwiec MiG-29 z 22. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Malborku. Kilkukrotne zagubienie bezzałogowców i broni na poligonie przeszło bez echa, ponieważ sprzęt szybko został znaleziony.
Jednak czego oczekiwać od szeregowego żołnierza, jeśli były szef Ministerstwa Obrony Narodowej i szef tzw. Podkomisji Smoleńskiej zgubił 18 części Tupolewa Tu-152M, który rozbił się pod Smoleńskiem? Tych dowodów nie odzyskano do dziś.
Sytuacja w polskiej armii wcale nie jest wyjątkowa w skali świata. W 2021 r. Associated Press przeprowadziło dochodzenie, które wykazało, że w latach 2010-19 armia Stanów Zjednoczonych zgubiła ponad 1900 sztuk broni. A to tylko informacje, które Pentagon przekazał oficjalnie po długiej batalii prawnej.
Według ustaleń AP w latach 2010-2019 zaginęło 1179 karabinków automatycznych M4, 694 pistolety, 74 karabiny maszynowe Browning M2 kal. 12,7 mm różnych odmian i 11 strzelb. Na liście znajduje się również 36 granatników automatycznych Mk. 19, 34 wyrzutnie kierowanych pocisków przeciwpancernych i przeciwlotniczych i 25 moździerzy. Skradziono też materiały wybuchowe, w tym miny przeciwpancerne. Kilka z nich znaleziono później na podwórku domku jednorodzinnego w Atlancie. Zniknęły także trzy samochody terenowe Humvee.
Jak do tego doszło? Wszystkie rodzaje sił zbrojnych unikały odpowiedzi. Późniejsze śledztwo przeprowadzone przez Departament Obrony wykazało, że zagubienie broni tuszowały nie tylko pododdziały, ale także związki taktycznie – pułki i brygady. Do dziś nie doliczono się wszystkich zaginionych sprzętów.
Ukrywanie tego typu sytuacji i próby rozwiązania ich własnym sumptem nie są zatem tylko polską przypadłością. Dzieje się to we wszystkich armiach świata od czasów, kiedy została wprowadzona papierologia i obsesja posiadania kwitów na każdą, najdrobniejszą nawet rzecz. Póki w wojsku najważniejszy będzie papier, będą pojawiały się próby tuszowania błędów. Bo papier jest najważniejszy.