Kiedy czujemy silny negatywny wpływ jakiejś naszej życiowej roli, a jednocześnie stajemy się niezależni emocjonalnie i ekonomicznie od systemu rodzinnego, który nas w tej roli osadził, możemy mieć silny przymus porzucenia jej. Nie jest to proces łatwy, zawsze niesie jakieś koszty, ale nie jest niemożliwy. Co sprzyja takiej transformacji i wyjściu z roli, której mamy dość?
Życiowe role są funkcjonalne, osadzają nas w ramach i możliwościach danej społeczności, rodziny czy grupy. Realizujemy je na dwóch poziomach: świadomym i nieświadomym. Bycie w danej roli, znalezienie się w niej zostało zdeterminowane przez wiele czynników. Przez czynniki zewnętrzne: model rodziny, jej historię, dojrzałość emocjonalną jej członków. I przez czynniki indywidualne: podatność naszego układu nerwowego, siłę witalną naszego rozwoju, zasoby. Wśród powszechnie wymiennych ról (w zależności od przyjętej klasyfikacji) znajdziemy ratownika/bohatera, zagubione dziecko, ofiarę/kozła ofiarnego, maskotkę. Role te są „przypisywane” członkom rodziny w wyniku wielu procesów mających zapewnić homeostazę i trwałość rodziny. Są wypadkową konfiguracji jej członków oraz możliwości poszczególnych osób, która jest potrzebna, aby system przetrwał. Do pewnego etapu rozwoju jesteśmy w te role „wciskani”, „osadzani” i „przytrzymywani” w nich, „delegowani” do nich. Siły synergii i wzajemnego wzmacniania się wielu czynników determinują czasowo, w jakiej roli przyjdzie nam wzrastać. Wraz z rozwojem kompetencji poznawczych i emocjonalnych nasze poczucie indywidualizmu i poczucie lojalności wobec systemu mogą zacząć się dynamicznie ścierać.
Newsweek Psychologia.
Foto: Materiały prasowe
Jak w tangu: szybkie i dynamiczne zwroty
Proces uzyskiwania psychologicznej niezależności jednostki jest zazwyczaj bardzo kosztowny na wielu poziomach. Tym kosztowniejszy, im sztywniejsza i mniej prężna (zdolna do samoregulacji) okazuje się rodzina. Indywidualne potrzeby członków mogą lokować się nisko w skali podświadomych wartości rodzinnych, a wówczas siły rodzinne oddziałują zgodnie z zasadą wspólnego dobra. Zakorzenienie i zajmowanie miejsca w jakimkolwiek systemie wymaga dopasowywania się, jak w tangu: raz do wiodącej siły systemu, a raz do manifestowanej indywidualnej potrzeby członka. Takie tango to szybkie i dynamiczne zwroty, dużo napięcia i determinacja do przejęcia dominacji. Często objawy emocjonalne (depresja, lęk, złość), somatyczne (bóle brzucha, senność, brak energii, choroby) czy widoczne w zachowaniu (opozycyjność, zależność, brak decyzyjności, nadmiarowa autorytarność, negowanie autorytetów, uzależnienia) stanowią sygnał, że jednostka jest w procesie przeciągania pomiędzy swoją niezależnością a zależnością od systemu. Zależność naszych ról od rzeczywistej charakterystyki systemu jest siłą, która kreuje przyszłość. Ponieważ w tangu króluje zmienność akcji, to jeśli poszczególny członek rodziny doświadcza pragnienia modyfikacji swojej dotychczasowej roli, jest to zmiana rozwojowa dla wszystkich.
Newsweek Psychologia.
Foto: Materiały prasowe
Potrzeba odrzucenia ról
Przewaga negatywnego wpływu na nas danej roli sprawia często, że podejmujemy wiele wysiłków wyswobodzenia się z niej. Jednocześnie ponosimy koszty tej transformacji. Impuls do takiego procesu, popularnie określanego wychodzeniem z roli, najczęściej możliwy jest wtedy, kiedy wzrasta w nas obiektywna niezależność emocjonalna i ekonomiczna od systemu rodzinnego. Nie oznacza to, że wcześniej nie czujemy niewygody, dyskomfortu czy nawet cierpienia, jakie płyną z osadzenia w danej roli. Odkąd jednak wzrasta w nas poczucie własnej sprawczości życiowej (od okresu nastoletniości), umożliwiające rozwijanie statusu osoby odrębnej, o własnych wartościach, a także rozgraniczanie swojego „ja” przy jednoczesnym poczuciu przynależności do systemu, mogą nasilać się w nas potrzeby odrzucenia dotychczasowych ról. Możemy mieć silny przymus porzucenia roli, zanegowania i krytykowania jej. Wysiłki często okupione są poczuciem winy czy nasileniem się negatywnych reakcji otoczenia. Możemy doświadczać spirali podwójnej niemożności: już dłużej rola nie może być przez nas nieświadomie pełniona, a świadome wysiłki jej odrzucenia oceniamy często jako niewystarczające. Dodatkowo może nam towarzyszyć rozpoznanie wchodzenia w podobną rolę w innych kontekstach społecznych (w związkach, w pracy).
Żeby tango było tangiem, nie może dojść do spowolnienia rytmu, nie może zabraknąć zwrotów czy piruetów, ale wszystkie one są odpowiedzią improwizowaną, nagłą. Ta charakterystyczna cecha tego tańca umożliwia zmianę w stale utrzymywanej ramie ze splecionych ramion. Dlatego tyle niejasności muszą budzić różne strategie wychodzenia z ról. Trudno jest o jedną i pełną odpowiedź, co sprzyja „przepoczwarzaniu się”. Można jednak oprzeć się na kilku wskazówkach, które wynikają z natury procesów, dynamiki systemów rodzinnych i pragnień jednostek.
Wychodzę: czy to może się udać
Próba nagłego odrzucania i krytycznego oceniania siebie w uciążliwej już roli zazwyczaj się nie powodzi. Wieloletnie funkcjonowanie w jakiś sposób wymaga uznania, że proces oduczania się jest związany z akceptowaniem trudnych emocji. Część z nich będzie płynąć z zapierania się przed uznaniem, że ta rola, której właśnie mamy dość, pozwoliła nam przetrwać w systemie, była wypadkową niezależnych od nas doświadczeń. Jak uznać np., że „bycie ofiarą” pomogło nam przetrwać? Brzmi jak absurd. A jednak w wielu momentach uległość, zależność czy brak ataku (reakcje zamrożenia) stawały się strategią, która obniżała generalne napięcie systemu. Nasz układ nerwowy zawsze wybiera najbezpieczniejszy wariant przetworzenia impulsów z otoczenia i zamienienia je w reakcje przetrwania.
Kolejnym wyzwaniem w procesie wychodzenia z roli wydaje się nieocenianie siebie w związku z przyjęciem tej roli. Proces ulokowania w niej zależał nie od nas, ale od sił większych i bardziej skomplikowanych. Uznanie swojej niemocy i determinizmu przyjęcia roli jest tak samo ważne, jak uznanie swojej mocy i sprawczości w wychodzeniu z niej. To taka niezwykła mieszanka pokory i odwagi. Zestaw pomocny w uznaniu naturalnych rozwojowych i następujących po sobie etapów zależności, a następnie większej niezależności. Zestaw ten będzie przez jakiś czas wymagał twojej uważności. Uważność ta zapewni nam pozycję obserwatora i próbę oszacowania czynników systemowych, które sprawiły, że dostaliśmy tę rolę. Uważność ta może poprowadzić nas do uznania i docenienia swojej historii życia w dotychczasowej roli. Docenienie jest ważne, bo ponieśliśmy wiele kosztów, często wiele cierpienia, zrobiliśmy to, co w tej rodzinie było możliwe. Kluczowa jest decyzja o niezwalczaniu siebie w dotychczasowej roli. Walka z samym sobą jest inną formą cierpienia. Możemy już przestać cierpieć. Osadzenie swojej roli w szerszym kontekście po to, aby teraz móc stopniowo zawężać ten kontekst do własnych wyborów i decyzji, jest właśnie możliwe, kiedy dorośliśmy. Cóż to musi być za przepiękna figura w tangu: otrzymać impuls, żeby obrócić go po swojemu, z własną energią, w wybraną stronę świata. Ileż czułości wymaga wówczas nasz układ nerwowy, który tyle czasu reagował w ustalony sposób: popychany odpowiadał najlepiej, jak w swej niedojrzałości umiał; a teraz namawiamy go/prosimy/zmuszamy do zrobienia czegoś nieznanego, czego nie umie, do czego potrzebuje czasu i łagodności – żeby poczuł, że mu to posłuży bardziej. Więc i my dajmy sobie czas. Proces przemiany nie jest błyskawiczny, wymaga stopniowalności, adaptacji krok po kroku. Doceniania swoich wysiłków i zmagań.
Widoki na lepszą przyszłość
Jest jeszcze ważny aspekt czasu teraźniejszego. Kiedyś odpowiedzialni za nasze miejsce w rodzinie byli inni dorośli. Jak się z tego zadania wywiązali? Dzisiaj, kiedy i my dorośliśmy, możemy już przejąć odpowiedzialność za siebie i kierować swoim życiem. To przynosi ulgę, większe poczucie wolności i widoki na lepszą przyszłość. Jeśli zdecydowanie nie pasuje nam dotychczasowa rola w tym systemie lub stała się dla nas jeszcze bardziej szkodliwa, przyjęcie odpowiedzialności za siebie jest najważniejszym krokiem. Może to oznaczać szukanie lepszej pracy, odkładanie funduszy na nauczenie się czegoś nowego lub przywiezienie nowej potrawy na świąteczny stół, by zainicjować poszerzenie tradycji. To my wybieramy, z czym się zmierzymy, a co chcemy przyjąć na dalszą drogę od swojego systemu. Jedno jest pewne – życie na własnych zasadach wymaga określenia się w pozytywnych kategoriach, tzn. jaką rolę chcemy mieć i jak ją będziemy realizować. Nie wystarczy negować, odrzucać. Trzeba wypełnić to miejsce sobą, wypracowywać inne miejsce. Zaproponować systemowi coś własnego. Żeby miał co asymilować. Bo pustki po naszym odrzuceniu roli system nie zniesie.
Przelęknie się utraty ciągłości i nasili działania wciągające, a my znowu nasilimy odrzucanie. Błędne koło, w poczuciu którego czasem trafiają pacjenci na psychoterapię.
Uciec od korzeni się nie da, ale możemy ukierunkować i utorować im drogę ku lepszej glebie i minerałom odżywczym. Rola, z której chcemy wyjść, też nas ukształtowała, więc bądźmy gotowi wziąć z niej na przyszłe życie to, co uczyniło nas sobą. Resztę możemy po prostu zostawić: „Dziękuję, już nie biorę”. Najwyraźniej jest już w systemie gotowość na zmianę synergii i kolejny etap rozwoju dla wszystkich. Zadbajmy więc o swój.
Inga Nowak-Dusza — psychoterapeutka, psycholożka, nauczycielka psychoterapii Polskiego Instytutu Ericksonowskiego. Ukończyła Advanced Intensive Training in Ericksonian Approaches to Hypnosis w The Milton H. Erickson Foundation, Phoenix, USA. Posiada międzynarodowy certyfikat psychoterapeuty stanów ego (EST). Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Psychologicznego oraz The International Society of Hypnosis. Prowadzi w Warszawie gabinet Psychoterapia z Duszą, gdzie pracuje indywidualnie, z parami i rodzinami. Specjalizuje się w pracy z zaburzeniami lękowymi i leczeniu traumy