Ależ mam szczęście – pomyślałam po lekturze książki Marty Markiewicz „Bez alko i dragów jestem nudna” (wyd. Newhomers). Podobnie jak ona mam wrażliwy układ nerwowy, ale się nie uzależniam. Mogę palić fajki tylko w lecie. Mogę pić na imprezach i nie pić pomiędzy nimi. Mogę brać leki na sen, gdy jestem przepracowana, i nie brać, kiedy żyję na luzie. Marta nie miała szczęścia. Uzależniła się od picia, ćpania, jedzenia, pornografii. Od siedmiu lat nie pije i nie ćpa.

Kiedy ćpała, szła na całość. Pisząc o nałogach, też idzie po bandzie. Jest do bólu szczera. W przeciwieństwie do czasu, kiedy okłamywała się, że nie jest uzależniona. Zaczyna się od cierpienia. Każdy z nas je odczuwa, ale osoby z wrażliwym układem nerwowym bardziej. Cierpienie wiąże się ze wstydem. Odczuwamy go wszyscy, bo uważamy, że nie jesteśmy wystarczająco ładni, mądrzy, atrakcyjni towarzysko. Każdy może dopisać swoje.

Książka Marty to prowokacja do przyjrzenia się sobie. Wraz ze wstydem pojawia się lęk przed odrzuceniem, samotnością, byciem niekochaną. A kiedy lęk, wstyd i cierpienie nie znikają ani na chwilę, to trzeba coś z tym zrobić. I Marta robi. Upija się pierwszy raz w wieku 13 lat. Kac gigant, rzyganie, wiadomo. Ale szybko orientuje się, że po alkoholu lub dragach przestaje być nudną dziewczyną z nadwagą, staje się częścią grupy. Od innych nastolatków różni ją to, że dla nich używki to fundament dobrej zabawy, dla niej – fundament życia.

Teraz wkraczamy na pole minowe, czyli w krąg rodziny. Rodzina Marty się rozpadła. Chciała być taka jak jej mama. Silna, zaradna, blisko życia. Ale stała się taka jak ojciec, najprzystojniejszy na osiedlu, najbardziej zabawowy, król życia. Wpadał raz na ruski rok, by odwiedzić córkę. Przychodził z kolegami. Byli dowcipni, uśmiechnięci i wiecznie pijani. Marta złapała kontakt z ojcem, gdy już sama piła i ćpała. Mogli to zrobić razem. Ale to jeszcze nie jest dno. Marta kupuje szczury, którymi chce się zaopiekować. Zdychają z głodu i niedożywienia. Karuzela kręci się coraz szybciej. Imprezy, przypadkowy seks, ćpanie z nieznajomi, toksyczne związki, kompulsywne objadanie się. Miało być wspaniale, a jest coraz bardziej rozpaczliwie.

Na haju znaczy w uniesieniu, upojnie. Tymczasem w rzeczywistości to – najkrócej mówiąc – dno den, na którym nie zechcesz się nigdy znaleźć – pisze Ewa Woydyłło na okładce książki „Na haju. Szokująca historia pewnej ćpunki” Tiffany Jenkins, terapeutki uzależnień (wyd. Kompania Mediowa). Amerykanka przeszła przez wszystkie kręgi piekła: opioidy, dilerkę, więzienie. Okradała swojego chłopaka policjanta i jego rodziców. Upozorowała włamanie do własnego domu. Na 120 dni trafiła do więzienia.

Nie wiadomo, co sprawia, że jedni się uzależniają, inni nie, ale wiadomo, że impuls i wsparcie ze strony bliskich ratują życie.

A budowanie świata po odwyku jest megatrudne. Najpierw trzeba oczyścić ciało. To boli i czołga. Ale potem zostają głowa i emocje. Nałóg to choroba emocji. Żyłem życiem wyobrażonym, ale nie żyłem – mówi kolega Marty. Czym zapełnić wyrwę po haju? Po tych wszystkich alternatywnych rzeczywistościach, w których można być każdym, byle nie sobą? Dragi miały być ucieczką, stają się dla wielu śmiertelną pułapką.

Kiedy Jenkins i Markiewicz stanęły na nogi, postanowiły pomóc innym. Marta zakłada konto na TikToku, Jenkins prowadzi bloga. Piszą o spadaniu i wspinaniu się ku trzeźwości, o terapii i nudzie codzienności bez doładowania. Markiewicz historię swoich upadków przeplata tytułami filmów, książek, cytatów z popkultury zachęcających do picia lub ćpania. Te wszystkie proseczko, piweczko, winko jako nagroda po ciężkim dniu krzyczą do nas: napij się, zasłużyłaś. Po terapii tworzy listy miejsc, ludzi, sytuacji, których należy unikać, żeby wytrwać.

Z jej lekcji biorę listy wdzięczności dla samej siebie. Marta spisuje je, kiedy zwykłość i nuda zaczynają ją przytłaczać. Okazuje się, że każdego dnia udało jej się zrobić coś, co przed odwykiem było nieosiągalne. Posprzątać mieszkanie, zapłacić rachunki, zjeść zdrowo, napisać kilka stron książki, spotkać się z bliskimi. Fundamenty życia to nie lot, to okruchy codzienności. Marta organizuje w Warszawie imprezy sober rave, na które przychodzi po kilkaset osób. Jest w związku, napisała książkę. Jenkins ma męża, dom i trójkę dzieci. Jeździ do ośrodków dla uzależnionych, żeby dzielić się swoją historią. Nie ma czegoś takiego jak przegrana sprawa, nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa – powtarza.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version