Donald Trump zrozumiał ducha czasu. I płynie na fali. Widzę to w miasteczku niedaleko Nowego Jorku, w którym mieszkam. Ludzie nie chcą, by się cokolwiek zmieniało. Trump na tym zyskał. Ale to mógł być ktokolwiek inny. Byle ucieleśniał „wieczną Amerykę” – mówi słynny politolog Guy Sorman.

Guy Sorman: Ameryka jest bardzo prawicowa. I ostatnio staje się coraz bardziej prawicowa i coraz bardziej konserwatywna.

Amerykanie są bardzo wrogo nastawieni do wszystkiego, co przypomina socjaldemokrację. Są też bardzo wrogo nastawieni do imigracji. W czasach Ronalda Reagana doszło do czegoś, co nazwałem wtedy „konserwatywną rewolucją”. Dziś widzimy kolejną konserwatywną rewolucję, mająca na celu zachowanie „wiecznej Ameryki” – białej, patriarchalnej, chrześcijańskiej. I z jak najmniejszą interwencją państwa. Partia Demokratyczna jest utożsamiana z interwencją państwa we wszystkich dziedzinach życia, również w życiu prywatnym. Jest to więc rodzaj reakcji.

Trump zrozumiał ducha czasu. I płynie na fali. Widzę to w miasteczku niedaleko Nowego Jorku, w którym mieszkam. Ludzie są nie tyle republikanami, ile mają konserwatywne poglądy. I głosują zgodnie z tym: tradycjonalistycznie, po chrześcijańsku. Nie chcą, by się cokolwiek zmieniało. Tęsknią za dawną Ameryką. Trump na tym zyskał. Ale to mógł być ktokolwiek inny. Byle ucieleśniał tę „wieczną Amerykę”. Nie dostrzegliśmy tego w Europie, ale wielu ludzi w Ameryce też nie dostrzegło. To nie jest tylko zwycięstwo Trumpa, to jest rezultat przesunięcia Ameryki na prawo, które zaczęło się dość dawno temu.

– Moim zdaniem zrobi niewiele. A może nawet nic!

– Z dwóch powodów. Pierwszy to jego temperament. To pan, który nie znosi pracować, a najważniejsze jest dla niego bycie prezydentem. Tak naprawdę nie ma żadnych projektów albo jego projekty są bardzo teoretyczne. Tak więc nie sądzę, żeby cokolwiek zrobił, bo taki ma temperament. No i jest znacznie starszy, niż był w 2016. Możemy więc spodziewać się raczej pasywnej prezydentury. Bardziej pasywnej niż pierwsza.

Druga rzecz: zapominamy o czymś bardzo ważnym – prezydent Stanów Zjednoczonych jest tylko prezydentem. Jego uprawnienia są w rzeczywistości bardzo ograniczone – z wyjątkiem polityki zagranicznej. Natomiast w polityce wewnętrznej jego uprawnienia są znikome. A w sferze gospodarczej nie ma żadnych – dolarem zarządza Fed, bank federalny. Poza tym USA to kraj przedsiębiorców, a nie gospodarki państwowej. Jest to dość paradoksalne, gdy słyszy się, jak jego zwolennicy mówią, że dzięki Trumpowi gospodarka się poprawi. Amerykańska gospodarka w ogóle nie zależy od prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jego władza to w ogromnym stopniu władza słowa, to co nazywamy „władzą mównicy”. Może przemawiać, ale nie może działać. W czasie pierwszej kadencji miał zamiar poprosić armię o interwencję w sprawy wewnętrzne i sugerował, że znowu to zrobi. Armia zawsze odmówi. Amerykańska armia jest bardzo legalistyczna.

– Dla Izraela to oczywiście bardzo dobra wiadomość. Trump da Izraelowi jeszcze więcej broni i więcej swobody działania. Ukraina jest złożoną sprawą. Wiemy, że Trump nienawidzi Ukraińców z bardzo skomplikowanych powodów. Został oskarżony o korupcję po rozmowie z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim etc. Z pewnością będzie wywierał presję na Ukraińców, aby zaakceptowali warunki, które w rzeczywistości będzie rosyjskimi warunkami, np. aneksję Donbasu. Czy Europejczycy będą w stanie zastąpić Stany Zjednoczone we wspieraniu Ukrainy? Jestem co do tego bardzo sceptyczny, ponieważ Europejczycy nie zgadzają się między sobą w tej kwestii. Nie mają też wystarczającej ilości sprzętu wojskowego, aby zająć miejsce Stanów Zjednoczonych. Tak więc jest to bardzo dobra wiadomość dla Izraela i bardzo zła wiadomość dla Ukrainy. Jeśli chodzi o resztę świata? Trump nawet nie wie, gdzie leży reszta świata. Nawet jego przemówienia o Chinach to tylko przemówienia. Trump nie ma prawdziwej strategii wobec Chin. To narcystyczna gadka: „My jesteśmy pierwsi i ważni, a Chińczycy nie”. Trudno to nazwać strategią gospodarczą czy wojskową.

– W oczach Trumpa Europa nie istnieje, ale tak było już za Obamy. Powiedziałem to już za jego pierwszej kadencji (podobnie jak wielu innych ) – istnieje wyraźna ciągłość między polityką zagraniczną Obamy a polityką Trumpa. Obama interesował się tylko Azją, a Trump interesuje się tylko Azją i Izraelem. Ale Europa w ogóle dla niego nie istnieje. Tak więc stosunki będą trudne, np. w kwestii ceł. A przede wszystkim w kwestii, która została podniesiona podczas jego pierwszej kadencji i do której powróci – zwiększenia wydatków wojskowych przez kraje europejskie. Ani przez chwilę nie wierzę w groźbę wycofania się z NATO, bo w grę wchodzą interesy amerykańskie. Amerykańscy wojskowi uważają NATO za bardzo ważny element ochrony Stanów Zjednoczonych i amerykańskich wpływów. I nigdy tego nie zaakceptują. A kompleks militarno-przemysłowy – przed którym już Eisenhower ostrzegał – ma w USA nadal ogromne wpływy. Tak więc Trump będzie wygłaszał przemówienia o zwiększeniu wydatków wojskowych, co już zrobili Polacy i kraje bałtyckie, a także Francuzi i wielu innych. Ale nie widzę powodu, dla którego miałoby nastąpić wycofanie się z NATO.

– Cóż, znamy historię. Wszyscy widzieli, że Biden się nie nadaje.

– Zachowanie Bidena było samobójstwem dla jego partii. Powinien był ogłosić wycofanie się rok temu. A potem zastąpiono go kobietą i to czarnoskórą kobietą. Z powodów, o których już mówiłem, taka kandydatka była dla wielu wyborców nie do zaakceptowania. Ale niezależnie od tych cech Kamali Harris postawienie na nią to był bardzo kiepski wybór. Jeszcze raz wrócę do tego, jakie są nastroje w USA: Partia Demokratyczna jest identyfikowana przez wielu Amerykanów jako partia socjalistyczna. Jako partia, która daje sędziom zbyt dużą władzę. Która jest zbyt przychylna imigrantom, zbyt przychylna mniejszościom. I która odwraca się plecami do białej, „wiecznej Ameryki”. Harris za bardzo kojarzyła się z takim wizerunkiem. Dlatego Trump wygrał. I dlatego Partia Demokratyczna musi się całkowicie przedefiniować.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version