Donald Trump wygrał wybory i będzie 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Choć nie policzono jeszcze wszystkich wyników, to republikanin zapewnił już sobie ponad 270 głosów elektorskich, wymaganych do zwycięstwa. Niewykluczone też, że Trump wygra we wszystkich siedmiu wahających się stanach. A to nie koniec dobrych wieści dla republikanów, bo zapewnili sobie także kontrolę nad Senatem.

Donald Trump przekroczył granicę 270 głosów elektorskich potrzebnych do zwycięstwa w wyborach w USA, wygrywając w Wisconsin. Tym samym zapewnił sobie poparcie 10 elektorów i zgromadził ich w sumie 277. Ale już wcześniej – dzięki wynikom w Pensylwanii – było jasne, że Trump wygra. Ten stan dawał 19 głosów elektorskich i jeszcze przed wyborami był uważany za miejsce, w którym rozstrzygnie się walka o prezydenturę. Choć nie ma jeszcze oficjalnych wyników, to po przeliczeniu 95 proc. głosów Trump wyprzedził tam Kamalę Harris o 2,1 pkt. proc.

Tekst jest aktualizowany.

Wcześniej Trumpowi przypadły też dwa inne stany wahające się – Karolina Północna i Georgia. Wybory pozostają nierozstrzygnięte w kolejnych trzech: Arizonie, Nevadzie i Michigan. Po przeliczeniu części głosów w tych stanach Donald Trump jest na prowadzeniu. Nawet gdyby Kamala Harris nadrobiła straty, to wyniki z tych stanów pozostają bez znaczenia dla ostatecznego rezultatu wyborów prezydenckich w USA.

Choć sondaże wskazywały na idealny remis, to Donald Trump zdobył wyraźną przewagę w głosach elektorskich (o tym, jak są one przyznawane, piszemy niżej). Wszystko wskazuje też na to, że zdobył najwięcej głosów w skali całego kraju. To duży sukces, bo nie udało mu się to w 2016 r., kiedy pokonał Hillary Clinton w Kolegium Elektorów, ale w głosowaniu powszechnym zdobył mniej głosów niż Demokratka. O tym, dlaczego wynik głosowania na poziomie krajowym nie ma większego znaczenia piszemy niżej.

Tak przedstawiają się wyniki po przeliczeniu części głosów. Po najechaniu na konkretny stan można zobaczyć, ile głosów elektorskich jest w nim przyznawanych.

HtmlCode

W USA odbyły się nie tylko wybory prezydenckie, ale także wiele innych głosowań. Wyborcy wybierali m.in Senatorów w wielu stanach. Republikanie odnieśli w tych wyborach znaczące sukcesy i przejmą kontrolę nad Senatem – już mają 51 mandatów w 100-osobowej izbie. To efekt zwycięstw w senackich pojedynkach w Ohio, Wirginii Zachodniej, Teksasie i Nebrasce.

Przejęcie większości w Senacie stało się pewne, gdy Republikanin Bernie Moreno pokonał w Ohio sprawującego od 18 lat mandat Sherroda Browna. Oznacza to drugi przejęty przez Republikanów mandat po tym, jak w Wirginii Zachodniej zgodnie z przewidywaniami wygrał Jim Justice, który obejmie miejsce po Joe Manchinie.

A to nie koniec, bo prawdopodobne jest również zwycięstwo Republikanina Jima Sheehy’ego z senatorem Demokratów Jonem Testerem w Montanie.

Bez kontroli nad Senatem i Izbą Reprezentantów możliwości urzędującego prezydenta są dość mocno ograniczone, bo nie może on swobodnie realizować swoich zamierzeń ustawodawczych.

Liczenie głosów w USA dopiero się rozpoczęło i może potrwać wiele dni. Ale eksperci z reguły potrafią określić, kto wygrał, na długo, zanim policzone zostaną wszystkie głosy. Opierają się przy tym na cząstkowych wynikach, danych o liczbie oddanych głosów oraz tym, gdzie i ile do zliczenia jeszcze pozostało. Zajmują się tym największe media. W naszej relacji będziemy śledzić CNN i Fox News i na podstawie ich analiz uzupełniać wyniki.

Analitycy CNN i Fox News będą analizować już policzone głosy w każdym ze stanów i na tej podstawie określą, kto może być zwycięzcą wyborów w danym stanie. To kluczowe, bo w amerykańskim systemie wyborczym o ostatecznym zwycięstwie decyduje liczba głosów elektorskich oddanych na kandydata. A te są przyznawane w każdym stanie osobno. Trzeba ich zdobyć 270. O tym, jak działa ten system, piszemy niżej.

W wyborach 2024 r. głosować mogło ok. 244 mln Amerykanów. Jeszcze przed dniem wyborów zagłosowało ok. 80 mln ludzi. Nie wiadomo, jak duża będzie ostatecznie frekwencja. Tyle że to większego bez znaczenia, bo liczba głosów w całym kraju nie decyduje o wyniku wyborów. Prawdziwe wybory rozgrywają się na innym poziomie.

Formalnie nie głosuje się bowiem bezpośrednio na kandydata, a na elektorów. Dopiero oni decydują o tym, kto zostanie prezydentem. W sumie elektorów jest 538. Dlaczego tylu? Ich liczba wynika z liczby senatorów (100) i członków Izby Reprezentantów (435), a do tego dołożyć trzeba jeszcze trzech reprezentujących stołeczny Dystrykt Kolumbii. Wyścig o Biały Dom wygrywa ten kandydat, który zgromadzi 270 elektorów (a możliwy jest remis 269 do 269, w historii wydarzył się raz).

To sendo problemu z amerykańskimi wyborami prezydenckimi. Tak naprawdę nie jest to jedno głosowanie, a 50. W każdym stanie osobno. Drogę do zwycięstwa można porównać do układanki. Elementów jest 50 – każdy stan to jeden. Ale nie każdy ma tę samą wartość (patrz mapa). Wielka i ludna (39 mln mieszkańców) Kalifornia to 55 elektorów. A Wyoming, w którym mieszka mniej ludzi niż w Łodzi – ledwie trzech. Kto zdobędzie więcej głosów w stanie (choćby tylko o jeden), zgarnia wszystkich stanowych elektorów. Trochę inaczej jest tylko w Nebrasce (5 elektorów) i Maine (4 elektorów). Tam część głosów zdobywa ten, kto osiągnie najlepszy wynik w stanie (2), a reszta jest przydzielana na podstawie wyników kandydatów w okręgach wyborczych do kongresu (trzy w Nebrasce i dwa w Maine).

Kandydat bądź kandydatka musi pozbierać takie stany, które dadzą mu w sumie 270 głosów elektorów.

Co to oznacza w praktyce? Kamala Harris na pewno wygra głosowanie w Kalifornii. Ba, zapewne zdobędzie tam kilka milionów więcej głosów niż Donald Trump. Wszystkie one trafią do Harris. Z kolei Trump niemal na pewno wygra w Teksasie (może zdobyć kilkaset tysięcy głosów więcej niż demokratka) i dzięki temu na jego konto zapisze się 40 głosów elektorów. Ale w Pensylwanii, gdzie zagłosuje ok. 7 mln ludzi, sondaże wskazują na remis. A o oznacza, że o tym do kogo trafi 19 elektorów, może zdecydować różnica ledwie kilkuset głosów. I to tych kilkuset wyborców z Pensylwanii zdecyduje, czy do Białego Domu wróci Donald Trump, czy zostanie tam Kamala Harris.

Miejsc takich jak Pensylwania, w których wynik waży się na ostrzu noża, jest jeszcze sześć. To Arizona, Georgia, Karolina Północna, Michigan, Newada i Wisconsin. W sumie rozdziela się w nich 93 głosy elektorów. I to one zdecydują o wyniku wyborów. I choć w tych siedmiu stanach przeprowadzono w sumie setki sondaży, to tuż przed wyborami różnice między Trumpem i Harris mieszczą się w granicy błędu statystycznego. A to oznacza, że wyniki mogą bardzo zaskoczyć.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version