Dla Rosjan nadal kluczowy jest Pokrowsk, choć od zaprzysiężenia Donalda Trumpa coraz częściej wspomina się o potencjalnym podjęciu rozmów. Amerykański prezydent nie przedstawił jednak założeń, a Kijów i Moskwa ogłosiły gotowość do dialogu, ale na swoich warunkach.

Rosjanie nie ustają w próbach otoczenia Pokrowska, Myrnohradu oraz Mykołaiwki i dotarcia do granic obwodu donieckiego. Na tym odcinku są zaledwie 5 km od wymarzonego celu. Tempo natarcia jednak wyraźnie spadło, mimo że pod Pokrowskiem odbywa ponad 50 proc. kontaktów bojowych.

Żołnierze Putina największe postępy zrobili w okolicy Wozwyżdżenki na wschód od Mykołaiwki, choć na południe i wschód od Pokrowska spowolnili w ostatnich tygodniach. Największa intensywność walk widoczna jest na zachód od Pokrowska pod Udacznym. Tam skoncentrowana jest większość rosyjskich sił.

Przyczyn zmniejszenia intensywności działań należy upatrywać w trwającej rotacji rosyjskich jednostek. Wycofano jednostki, które na froncie znajdowały się od listopada i poniosły duże straty. W ostatnim tygodniu Ukraińcy zidentyfikowali na południowym odcinku pod Pokrowskiem wracającą z odpoczynku i uzupełnienia strat 15. i 30. Brygadę Strzelców Zmotoryzowanych Gwardii.

Pierwsza stała się „sławna” po mordach, jakich jej żołnierze dokonali na jeńcach i cywilach w marcu i kwietniu 2022 r. Za udział w walkach pod Czernihowem otrzymała tytuł gwardyjskiej, choć musiała się wycofać spod miasta. Dla drugiej jest to już kolejny powrót po uzupełnieniu strat. Najpierw poniosła ogromne straty podczas walk pod Awdijiwką, a potem pod Oczeretino.

Obecnie w żadnej z nich praktycznie nie ma doświadczonych i dobrze wyszkolonych żołnierzy, a składają się z „mobików” przeszkolonych na szybko w ostatnich miesiącach. Ukraińcy twierdzą, że z każdym miesiącem widoczny jest spadek jakości żołnierzy wysyłanych przez Kreml. To też przekłada się na duże straty.

Duże straty ponoszą także żołnierze z Korei Północnej. Wedle doniesień południowokoreańskiego i ukraińskiego wywiadu Pjongjang miał stracić 4-5 tys. osób. To zabici, ranni, zaginieni i wzięci do niewoli, co stanowi ok. 40-45 proc. stanu wyjściowego. Północnokoreańska armia poniosła tak duże straty w zaledwie pięć tygodni.

Nie jest to najlepsza reklama armii Kimów. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że Korea Północna wysłała do obwodu kurskiego ok. 10 tys. żołnierzy piechoty z elitarnych jednostek, uzbrojonych i przeszkolonych przez Rosjan. Kim Dzong Un poskąpił im jednak wsparcia jednostek zmechanizowanych i artylerii. Jego armia posiada niewiele bojowych wozów piechoty.

Koreańczycy, którzy trafili do ukraińskiej niewoli, twierdzą w opublikowanych nagraniach, że w ich oddziale było zaledwie kilku żołnierzy przeszkolonych w posługiwaniu się ciężką bronią, w tym transporterami opancerzonymi. Podstawowe szkolenie przeszli dopiero po przybyciu do Rosji, a współpracę z oddziałami pancernymi i zmechanizowanymi szlifowali już na froncie.

Kiepskie wyszkolenie i brak umiejętności poruszania po nowoczesnym polu walki są najważniejszymi powodami wysokich strat Koreańczyków. Jeśli poziom tych strat się utrzyma, to północnokoreański kontyngent zostanie rozbity do końca marca. Wydaje się jednak, że nie jest to duży problem dla reżimu.

Już 23 grudnia południowokoreańskie Kolegium Połączonych Szefów Sztabów poinformowało, że Korea Północna może przygotowywać się do wysłania nieokreślonej liczby dodatkowych sił na Ukrainę. Może także dostarczyć sprzęt wojskowy do obwodu kurskiego, albo w ramach rotacji, albo uzupełnienia poniesionych strat.

Na razie zaciężny kontyngent niezbyt pomógł Rosjanom w odzyskaniu zajętych przez Ukraińców ziem. W ostatnim tygodniu nie udało się im odzyskać żadnej miejscowości. Dowództwo nie wypełniło rozkazu Władimira Putina, aby odzyskać utracone ziemie przed zaprzysiężeniem Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Na razie jednak Kreml zyskał trochę czasu, ponieważ Trump zweryfikował swoje zapowiedzi o zakończeniu wojny w ciągu 24 godzin i dał swojej administracji aż sto dni.

Podejście Trumpa do kwestii wojny w Ukrainie jest dość płynne. Biały Dom od miesięcy nie ma żadnego skonkretyzowanego planu działania wobec Kijowa i Moskwy. Raz rzuca groźby, by za chwilę proponować marchewkę. Dotychczas jedynym działaniem jest powierzenie misji zakończenia wojny emerytowanemu generałowi porucznikowi Keithowi Kelloggowi. W pierwszej administracji Trumpa pełnił on stanowisko szefa sztabu Rady Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych i jest uważany za zaufanego człowieka prezydenta.

Generał ma jednak inne zdanie w kwestii pomocy przekazywanej Ukrainie. Uważa, że należy dostarczać tyle sprzętu, ile tylko Kijów potrzebuje, aby raz na zawsze zniszczyć rosyjski imperializm. Kellogg ma już 80 lat, służył w Wietnamie, walczył podczas inwazji na Panamę i w Pustynnej Burzy. Od lat jego stanowisko wobec Kremla jest jednoznaczne.

Obie strony konfliktu zapewniają, że są gotowe do rozmów, ale na swoich warunkach. Putin stwierdził, że Kreml jest gotowy do negocjacji ze Stanami Zjednoczonymi, ale pod warunkiem całkowitej kapitulacji Ukrainy. Zastrzegł, że każde porozumienie pokojowe powinno „eliminować podstawowe przyczyny” wojny.

Siergiej Ławrow, minister spraw zagranicznych Rosji, zdefiniował te przyczyny już dawno. Przed miesiącem je przypomniał. Chodzi o rzekome naruszenie przez NATO zobowiązań do nierozszerzania się na wschód oraz dyskryminację etnicznych Rosjan, języka rosyjskiego, mediów i kultury rosyjskiej przez rząd ukraiński. Kreml nadal domaga się „wiecznej neutralności”, ograniczenia liczebności ukraińskiej armii i odwołania obecnych władz Ukrainy.

Ukraiński rząd jest gotów usiąść do rozmów pod warunkiem wycofania się Rosjan do granic sprzed 2022 r. Wywołało to spore oburzenie w armii i opinii publicznej, która wciąż popiera twardy kurs wobec Kremla i domaga się odzyskania Krymu oraz całości Donbasu.

Trump zachowuje się tak, jakby nie miał świadomości, że stanowiska obu stron są od dawna sztywne, a przedstawiony w zeszłym roku przez Kellogga plan został wyśmiany na Kremlu. Czy usztywnienie stanowiska Putina może przeważyć na decyzji Trumpa, który podkreśla, że Putin jest jego dobrym kolegą i obaj się znakomicie rozumieją?

To całkiem prawdopodobne, ponieważ Trump nie lubi, kiedy podważa się jego męskość i siłę. Obaj politycy mają wielkie ego. Właśnie ono może stanowić klucz do rozważań nad przyszłością wojny. Jeśli wygra ego Trumpa i jego biznesowe zacięcie, to na Ukrainę mogą popłynąć kolejne fale pomocy militarnej.

Wiele będzie zależało od stanowiska Kremla, a także umiejętności negocjacji ze strony Kijowa i Unii Europejskiej. Dużą rolę może odegrać Polska, która z początkiem roku objęła przewodnictwo w UE. Z punktu widzenia międzynarodowego bezpieczeństwa i przyszłości Europy najbliższe miesiące mogą być niezwykle istotne. Sto dni to naprawdę mało czasu.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version