Rafał był wyluzowany, uśmiechnięty, a dziś jest spięty. Czuje presję – gdyby przegrał wybory prezydenckie, byłby politykiem skończonym. Nikt by mu nie wybaczył, że przerżnął z PiS – słyszę od polityków PO.

Albo piekło, albo niebo. Nie ma innej możliwości – mówi człowiek ze sztabu Rafała Trzaskowskiego.

– Za nim jest tylko przepaść. On nie ma już żadnego wyboru. W końcu musi mu się chcieć – mówi z uśmiechem jeden z ważnych rozmówców z obozu Koalicji ­Obywatelskiej.

Trzaskowski bardzo pilnuje, żeby nie było żadnych przecieków z jego sztabu i żeby nie było takich waśni, jak w sztabie konkurencji. W sztabie PiS są regularne bitwy frakcji i festiwal przecieków.

Z naszych rozmów wynika, że sztab Trzaskowskiego jest pewny swego. – Sondaże wyglądają dobrze, ale i tak będzie blisko 50 do 50 – słyszymy.

Jednak presja jest przytłaczająca – Trzaskowski ma świadomość, że walczy o swoje polityczne życie, miejsce w historii, o los całego obozu rządzącego. Nigdy wcześniej w politycznej karierze nie czuł aż tak wielkiej odpowiedzialności. I prawda jest taka, że znosi ją z trudem. W KO panuje przekonanie, że Trzaskowski byłby lepszym prezydentem niż kandydatem na ­prezydenta.

– Rafał wygląda na wyluzowanego, ale jest w nim ogromne napięcie – przekonuje polityk PO, gorąco mu kibicujący.

Inny polityk PO, kiedyś wspierający Radosława Sikorskiego: – Widzę, że on jest inny niż wcześniej. Był wyluzowany, uśmiechnięty, a dziś jest spięty. Ma świadomość tego, jaka odpowiedzialność na nim ciąży.

Prezydent Warszawy spoważniał. Już nie jest wyluzowanym gościem chcącym pląsać przy kawałkach Jamiroquai. Zaczął się częściej golić. Poważniej się ubiera. Schudł, bo miał kłopot z wagą.

Krytyk Trzaskowskiego – oczywiście skryty, bo inaczej nie miałby życia w PO: – Teraz to nawet Radek Sikorski wypada ­swobodniej.

Widmo przegranej – choć sondaże są cały czas optymistyczne dla Trzaskowskiego – sztabowcy przepędzają, bojąc się nawet myśleć, co by było, gdyby poległ. Poseł PO spoza sztabu: – Jak Donald Tusk pojechał do Brukseli, to Platforma zaczęła się sypać. Jak Komorowski przegrał w 2015 r., to otworzył PiS drzwi do władzy. Ale jak Trzaskowski by teraz przegrał, to byłoby sto razy gorzej. I nikt by mu nie wybaczył, że przerżnął z PiS.

Trzaskowski ma swoich ludzi w partii, ale to wąskie grono. Wielu w Platformie uważa, że jako polityk jest rozpieszczony – mówiąc językiem sportowym: nigdy nie musiał gryźć trawy.

Sztabowiec go broni: – Rafał niczego nie dostał na tacy. Musiał pokonać Radka Sikorskiego w prawyborach.

W kampanii prezydenckiej został wyrwany ze sfery warszawskiego komfortu. To, czy udźwignie te wybory, jest dyżurnym pytaniem w kampanii. Wielu moich rozmówców podkreśla, że kiedy kandydował w 2020 r., zrobił to w dobrym stylu. Ale wówczas nikt nie wymagał od niego wygranej, a jedynie uratowania kampanii po nieudanej próbie z kandydaturą Małgorzaty Kidawy­‑Błońskiej.

Zwykle tak jest, że najbliżsi współpracownicy w sztabie są nie tylko od tego, by dobrze planować kampanię, ale też by dbać o mentalną formę kandydata, podtrzymywać jego wiarę w siebie. Trzaskowski ma wokół siebie grono zaprzyjaźnionych osób: Sławomira Nitrasa, Cezarego Tomczyka, Wiolettę ­Paprocką-Ślusarską, Barbarę Nowacką, Agnieszkę Pomaską, Adama Szłapkę, Łukasza Pawłowskiego. Z doskoku spotyka się też z Igorem Ostachowiczem. I regularnie rozmawia z Donaldem Tuskiem.

Jednak wiele osób w PO uważa, że kampania Trzaskowskiego jest nudna i zaczyna przypominać tę, która poprzedzała klęskę wyborczą Bronisława Komorowskiego z 2015 r., kiedy kandydat był przedstawiany jako gwarant „zgody i ­bezpieczeństwa”.

Znany polityk PO: – Patrzę na tę kampanię Rafała i nóż mi się w kieszeni otwiera. Spotyka się z ludźmi i to dobrze. Ale nie ma myśli, przekazu. Widać, że on nie ma energii. Ludzi trzeba porwać. Jemu brakuje drive’u, a większość ludzi traktuje politykę pobieżnie i emocjonalnie.

Ale dodaje: – My już nie mamy innego wyboru – musimy go popierać.

Sztabowcy Trzaskowskiego na takie utyskiwania z własnej partii odpowiadają: keep calm.

W sztabie jest przekonanie, że wyborcy – na co wskazywać mają też rozmowy na spotkaniach w terenie – chcą zgody na najwyższych szczeblach władzy: odpowiedzialnego premiera, dobrego prezydenta i jeszcze szefa MSZ, z którego mogą być dumni. To brzmi jak hasło wyjęte z kampanii Komorowskiego – „Zgoda buduje”. W 2015 r. zgoda jednak rujnowała, bo umęczony rząd PO-PSL ciągnął w dół kandydaturę Komorowskiego, a i on sam sobie nie potrafił pomóc.

PiS przekonuje tymczasem, że Trzaskowski to „zastępca Tuska”, a więc przerzuca na niego wszelkie błędy i przewiny rządu, a jednocześnie sugeruje, że będzie mu uległy nawet w pałacu prezydenckim. Sztabowcy odbijają piłeczkę: – Rafał będzie niezależnym prezydentem. Każdy widział, jak wyglądała sytuacja, gdy Donald Tusk wrócił do krajowej polityki. Musieli się podocierać i były przy tym spięcia. A teraz mogą stworzyć najbardziej funkcjonalny układ rządzący od lat.

Publicznie nikt tego nie powie, a zaprzeczać będą głośno wszyscy z Platformy, ale prawda jest taka, że w ocenie Donalda Tuska prezydent Warszawy jest politykiem zbyt miękkim. Oczywiście publicznie premier chwali kandydata KO i oficjalnie wszyscy w PO będą twierdzić, że jest jak z żelaza.

– Tusk kiedyś powiedział, że w polityce trzeba być twardym – mówi osoba znająca ich relacje. I to się nie zmieniło. Są z innej gliny i byli też inaczej uformowani. PiS przez lata wściekle krytykowało Tuska, przedstawiając go jako zdrajcę i Niemca, atakowano też jego rodzinę. Trzaskowskiego nic aż tak dotkliwego nie spotkało.

Donald Tusk trzyma nad kampanią Trzaskowskiego parasol ochronny, ale kandydat PO pod tym parasolem raczej dostojnie kroczy, a nie ostro walczy z kontrkandydatami – Karolem Nawrockim i Sławomirem Mentzenem. Jak słyszę, taki właśnie jest pomysł na tę kampanię. Ma być spokojna, wcale nie konfrontacyjna wobec rywali.

Sztabowiec: – Nudna? Lepiej powiedzmy: kampania niezrażająca ludzi do ­Trzaskowskiego.

Zdaniem sztabowców wszystko idzie zgodnie ze strategią. A tę Trzaskowski przedstawił już w grudniu zeszłego roku. – Są trzy rzeczy, które Polki i Polacy mi za każdym razem przypominają: gospodarka, bezpieczeństwo i równość, o tym będzie ta kampania – oświadczył na konwencji w Gliwicach.

Największym fajerwerkiem w kampanii był pomysł odebrania 800+ na ukraińskie dzieci, jeśli ich rodzice nie pracują. Choć teoretycznie to rzecz prosta do przeprowadzenia, a premier już zapowiedział jej pilną realizację, nie jest to prosta operacja. Jest też trochę bez sensu, bo od 1 czerwca warunkiem wypłaty 800+ dla obywateli Ukrainy będzie uczęszczanie dziecka do polskiej szkoły.

Za kampanijny fajerwerk uznawany jest też postulat, by wydawać 5 proc. PKB na armię. Chodzi również o przekonanie wyborców, że Trzaskowski dobrze poradzi sobie w relacjach z UE, NATO i z USA w czasach prezydentury Donalda Trumpa. Wedle sztabu prezydent Warszawy wyrósł na lidera w kwestii bezpieczeństwa. – Dziś bezpieczeństwo to znaczy Trzaskowski – mówi z dumą człowiek ze sztabu.

Jednak najbardziej dumni są w sztabie ze „zdrowego rozsądku”. Bo Trzaskowski rzucił to hasło, jeszcze zanim Trump zaczął nim szafować w kampanii w USA. – Ten zdrowy rozsądek to ­Rafał wymyślił. I to przed Trumpem – mówi człowiek bliski sztabowi.

W czasie spotkania z wyborcami w Krakowie Trzaskowski zrobił małą sondę wśród zgromadzonych. Zapytał, kto uważa, że USA zapewnią nam bezpieczeństwo, a kto, że trzeba bardziej stawiać na Europę. W ocenie sztabowców zaskakująco dużo osób było za Europą. Ale najwięcej było za tym, co zaproponował sam Trzaskowski: by budować silne relacje z Ameryką i zarazem budować siłę Europy.

Sztabowiec: – To jest spokojna kampania w niepewnych czasach, gdy wszystko jest rozedrgane. Chodzi o pokazywanie racjonalności, gdy niczego nie można być pewnym.

Badania – mówią w sztabie – pokazują spadek zaufania Polaków do USA i tąpnięcie zaufania do samego Trumpa. Zdrowy rozsądek nakazuje więc iść za emocją społeczną.

Skoro nie wiadomo, co zrobi Trump – są przekonani w sztabie – to Trzaskowski ma być odpowiedzią na takie zwariowane czasy. – Dlatego Rafał wciąż mówi o zdrowym rozsądku. Nie potrzeba błyskotliwych wypowiedzi i silenia się na jak największą oryginalność – słyszymy.

Inny rozmówca z jądra PO: – Polacy są chłopskim narodem. Nasza chata z kraja. Zdrowy chłopski rozum się liczy.

Skręt Trzaskowskiego ku centrum, czasami nawet w prawo, to zwrot ku temu chłopskiemu rozumowi. Dlatego – o czym Trzaskowski mówi twardo – nie ma mowy o wysłaniu polskich żołnierzy na terytorium Ukrainy. Nawet jeśli prezydent Francji Emmanuel Macron, z którym Trzaskowski się zresztą dobrze zna, namawia do tego.

W sztabie Trzaskowskiego są przekonani, że kampania na serio jeszcze nawet nie ruszyła. Na razie nie interesuje ludzi. I woleliby, aby nie stała się rollercoasterem. W kampanii – sądzą w otoczeniu prezydenta Warszawy – nie będzie spektakularnych zwrotów, które zmienią wszystko. To pojedyncze punkty procentowe mają wpływać na wynik gry. Debat nie ma być za wiele. Takie stonowane podejście jest – wedle sztabu – najlepsze, by dowieźć wygraną.

Ale w szeregach PO są i czarnowidze. Polityk PO: – Rafał ściska rączki, robi focie na spotkaniach. Na tym etapie kampanii to dobrze, bo temperatura wciąż jest niska. Do wrzenia bardzo daleko. To ostatnie trzy tygodnie będą gorące i zdecydują.

Sztabowiec: – Rafał już się nabłyszczał. Teraz ciągle jeździ po Polsce.

Niektórzy w PO uważają, że Donald Tusk powinien dać przykład Trzaskowskiemu, jak się walczy w wyborach. Ale sztab kandydata nie bardzo chce, by premier angażował się w kampanię. Przypominają, że w wyborach parlamentarnych i w sondażach KO ma ponad 30 proc. poparcia, ale odwoływanie się tylko do tej bazy wyborców to za mało. Sztabowcy uważają, że dowodem na to, że kampania idzie dobrze, są wyniki Trzaskowskiego w sondażach. Co prawda stracił nieco, gdy do gry wszedł Nawrocki, jednak ma poparcie wyższe niż Koalicja Obywatelska, a w drugiej turze przegrywał tylko w jednym badaniu.

Nie powstanie żaden wielki dokument programowy kandydata – zdaniem sztabowców nie ma to sensu. Podkreślają, że prezydent Warszawy odłożył na bok osobiste przekonania, zwłaszcza w kwestiach obyczajowych. – Trzaskowski jako prezydent Warszawy realizuje agendę oczekiwaną przez warszawiaków. Gdyby był prezydentem Rzeszowa, toby działał tak, jak chcą rzeszowiacy – tłumaczy polityk PO.

W Rzeszowie Trzaskowski odkurzył ideę Centralnego Okręgu Przemysłowego. Na Podkarpaciu sentyment do przedwojennego COP jest ogromny – to miały pokazać badania zamawiane przez sztab. – To dla wielu ludzi mit założycielski tamtejszych miasteczek – ­słyszymy.

– Idziemy do tych ludzi na Podkarpaciu nie z pierdzieleniem i sprawami obyczajowymi, ale z konkretnymi pieniędzmi, inwestycjami w przemysł. Mamy przy tym wsparcie od rządu – mówi człowiek bliski sztabowi. Przez portfel do głowy.

Trzaskowski próbuje w ten sposób nawiązać kontakt z wyborcami w tym wybitnie konserwatywnym bastionie PiS. – Jedyne billboardy Trzaskowskiego, które pojawiły się wtedy na ulicach, to były właśnie te w sprawie COP na Podkarpaciu – mówi człowiek bliski sztabowi. Siłą Trzaskowskiego ma być jego sprawczość. To, co powie, ma się stawać faktem jeszcze w czasie kampanii. Tak jest z zamówieniami na broń – za 14 mld zł Huta Stalowa Wola (miasto jest bastionem PiS) ma np. produkować armatohaubice Krab.

Sztabowcy przekonują, że jeśli w tym regionie z zasady popierającym PiS odzyskają choćby z 5 pkt proc., to warto. – Chcieli nas zepchnąć na światopoglądowo skrajnie lewicowe pozycje, a Trzaskowski przyjeżdża tam z pieniędzmi – słyszymy.

Sondaże publikowane w mediach i te zamawiane przez sztab KO pokazują, że kandydat Konfederacji Sławomir Mentzen rośnie i zmniejsza stratę do Nawrockiego. Jego wyniki w badaniach są znacznie lepsze, niż ktokolwiek się spodziewał. Mówi człowiek ze sztabu: – Mentzen jest groźniejszym kontrkandydatem niż Karol Nawrocki. Kandydat PiS ciągle się kompromituje, a Mentzen idzie w górę.

Nasi rozmówcy przekonują, że sztab KO jest gotowy na walkę w drugiej turze z Nawrockim, ale też z Mentzenem. Jednak z naszych informacji wynika, że elektorat Mentzena jest dużo gorzej rozpoznany i wcale nie ma gotowego planu na wypadek, gdyby lider Konfederacji prześlizgnął się do drugiej tury wyborów.

Sztab Trzaskowskiego dopiero szykuje program gospodarczo­‑podatkowy. To ma być sposób na dotarcie do wyborców Mentzena. I odpowiedź na propozycje Nawrockiego, który największą część swoich 21 postulatów poświęcił podatkom i gospodarce. – Nawrocki nie jest w tym wiarygodny. A Trzaskowski jest, bo zarządza stolicą – mówi człowiek z otoczenia ­sztabu.

W sztabie kalkulują, patrząc na własne sondaże, że elektorat Mentzena jest najbardziej niestabilny. A w drugiej turze może on się podzielić tak, że aż połowa nie pójdzie zagłosować, a druga połówka podzieli się w 60 proc. na Nawrockiego i 40 proc. na Trzaskowskiego.

Sztab spodziewa się wyjątkowo wysokiej frekwencji – nawet wyższej niż w wyborach parlamentarnych w 2023 r., kiedy wyniosła prawie 75 proc.

Na razie jest kłopot z mobilizacją kobiecego elektoratu, a także młodych wyborców. Sztab rusza z akcją „Młodzi naprzód” – mają się pojawić „mobilne punkty” promujące kandydata KO wśród młodych i filmiki na TikToku.

Sztabowcy są dumni z akcji z samorządowcami – na stronie SamorządyNaPrzód zarejestrowało się ich bowiem ok. 15 tys. i mają robić kampanię Trzaskowskiemu.

Z kolei w ramach akcji „Kobiety na wybory” parlamentarzystki KO – na czele z Moniką Rosą i Dorotą Łobodą – objeżdżają kraj. Swój osobny program w kampanii ma też Małgorzata Trzaskowska, żona prezydenta stolicy. – Przyszła pierwsza dama jest w regularnej trasie – mówi jedna z osób zaangażowanych w kampanię. I budzi duże zainteresowanie. Spotkała się z kobietami po mastektomii z okazji Dnia Kobiet i wprost opowiedziała o własnej chorobie: walczyła z rakiem piersi. – Rafał i Małgośka konsultowali to, że powie o swojej chorobie. Ja wiedziałem, że chorowała na raka piersi. Pamiętam, że Rafał chodził wtedy po ścianach – opowiada osoba z otoczenia prezydenta stolicy. Małgorzata Trzaskowska zwierzała się też, że dwukrotnie straciła ciążę i gdyby w tamtym czasie obowiązywały obecne przepisy w sprawie aborcji, nie zdecydowałaby się na kolejną próbę.

– A jak odwiedziła rolnika na Żuławach, to wsiadła na ciągnik i zaczęła nim jeździć – śmieje się sztabowiec. Kampania na chwilę nabrała barw.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version