Ugodowcy spod znaku gen. Radosława Kujawy kontra rewolwerowcy gen. Krzysztofa Bondaryka. Kto wygra w wojnie o rozliczenia w specsłużbach?
Wypalać gorącym żelazem czy spokojnie rozliczać? W obozie władzy zderzają się dwa podejścia do porządkowania służb po PiS. To już jest klincz? Na razie mamy rozporządzenia zamiast systemowych reform, nierozliczone afery (z respiratorową włącznie) oraz armię funkcjonariuszy, którzy czekają na powrót Mariusza Kamińskiego.
Kodeks idzie do kosza
Pierwsza ofiara sporu między frakcjami generałów? Jednolity kodeks pracy operacyjnej. Choć prace nad zbiorem klarownych zasad, które miałyby chronić obywateli oraz stanowić wytyczne dla wszystkich rodzajów służb, trwały od ponad półtora roku, w grudniu 2024 r. resort postanowił zawiesić je na kołku.
– Po konsultacjach ze służbami specjalnymi uznałem, że idziemy inną drogą. Prace zostały odłożone – wyjaśniał szef MSWiA Tomasz Siemoniak. Tą inną drogą ma być uszczelnianie systemu służb specjalnych za pomocą rozporządzeń premiera oraz ściślejsza współpraca z Ministerstwem Sprawiedliwości. Minister przekonywał, że konkretne rozwiązania należy wprowadzać „w ustawach dotyczących poszczególnych służb, a nie w jednym kodeksie pracy operacyjnej”.
To kompletna zmiana koncepcji. Tym bardziej że jednym z głównych założeń projektu był pomysł, aby pracę operacyjną nadzorowały specjalne wydziały sądów okręgowych. Ewentualną zgodę na decydowanie o inwazyjnych metodach pracy operacyjnej – jaką było np. zastosowanie Pegasusa – sądy podejmowałyby na posiedzeniach, a sędziowie byliby zobligowani do pisemnego uzasadniania decyzji.
– Do tej pory łatwiej było przybić pieczątkę i nie pisać uzasadnienia. Niech to będzie kontrola realna, na posiedzeniu z udziałem prokuratora, przedstawiciela służby, która zmusza organy państwa do wysiłku, do staranności, a nie taśmowej produkcji decyzji – przekonywał na konferencji Defence24Days gen. Krzysztof Bondaryk, główny orędownik projektu.
Rozszerzenie wniosków (o rodzaj narzędzia i planowany do uzyskania zakres danych) wprowadzają rozporządzenia, o których informował minister Siemoniak, ale pomysł specjalnych wydziałów sądowych poszedł w odstawkę. Decyzja – twierdzą nasi rozmówcy – to efekt tarć w służbach specjalnych. Ugodowcy Kujawy postanowili pokazać Bondarykowi miejsce w szeregu.
– Środowisko związane z gen. Bondarykiem postanowiło schylić głowę i przeczekać, na razie frakcja gen. Kujawy jest tutaj górą. Kiedy zapytać o konkretne zmiany, można usłyszeć jedno – zaraz, poczekajmy, musi się zmienić prezydent, bez niego i tak żadnych znaczących zmian nie da się wprowadzić – mówi nasz rozmówca bliski MSWiA.
– Kodeks operacyjny nie był dokumentem idealnym, ale proszę zwrócić uwagę, że nawet na dobre nie rozpoczęła się na jego temat dyskusja. Ministerstwo, które miesiącami opowiadało o pracach nad tym projektem, w grudniu nagle postanowiło zawiesić go na kołku. Dla środowiska gen. Bondaryka miał to być czytelny sygnał, żeby znało swoje miejsce w szeregu – twierdzi inny rozmówca.
Tym bardziej że – jak słyszymy – trudno uznać generała za faworyta Donalda Tuska. Premier ma lepiej oceniać chłodnego, wyważonego Kujawę, który jest przede wszystkim analitykiem, w Bondaryku widzi charyzmatycznego, niekoniecznie sterowalnego polityka.
Dwóch polityków, dwóch generałów
Po wyborach jesienią 2023 r. Marcin Kierwiński nie gryzł się w język. Nareszcie – przekonywał – koalicja będzie mogła „wypalić gorącym żelazem tę wszechogarniającą PiS-owską korupcję i złodziejstwo”. Ledwo wszedł jako minister do gmachu MSWiA, poprosił funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa o sprawdzenie budynku na wypadek podsłuchów. Za priorytet pierwszych miesięcy urzędowania uważał oczyszczenie resortu.
Kiedy po wyborach do europarlamentu wiosną 2024 r. Tomasz Siemoniak – wcześniej będący już ministrem koordynatorem służb specjalnych – przejmował od niego urząd, próbował nadążyć za tą bojową narracją. Powtórzył, że pod jego rządami „nikt nie ucieknie przed prawem”, a przekazanie urzędu odbyło się w dniu, w którym prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie Macieja Wąsika.
W praktyce – słyszymy – ich style różnią się diametralnie. I zgodnie z nimi dobrali współpracowników. Konflikt pomiędzy nimi wpływa na tempo rozliczeń lat 2015-2023.
Największym sojusznikiem Tomasza Siemoniaka jest dziś gen. Radosław Kujawa. Karierę zaczynał w Urzędzie Ochrony Państwa, potem był w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Agencji Wywiadu. W latach 2008-2015 był szefem Służby Wywiadu Wojskowego. W listopadzie 2015 r. premier Beata Szydło odwołała go z funkcji. Jego miejsce zajął wtedy bliski współpracownik Antoniego Macierewicza, Andrzej Kowalski. Wyważony, łagodny, analityczny umysł – mówią o Kujawie koledzy. 13 grudnia 2023 r. został mianowany sekretarzem stanu, 3 stycznia 2024 r. – sekretarzem kolegium ds. służb specjalnych.
– O zaufaniu Siemoniaka niech świadczy fakt, że jedną z pierwszych decyzji ministra koordynatora było delegowanie Kujawy do Komisji Nadzoru Finansowego – mówi „Newsweekowi” osoba zaznajomiona z resortem. Nominację Kujawy – choć z dystansem – przychylnie przywitali nawet przedstawiciele prawicy. O jego powołaniu pozytywnie wypowiedział się choćby prof. Sławomir Cenckiewicz. Kujawa miał być – zdaniem historyka – „jasnym punktem na tle samego Siemoniaka i zagrożenia reseciarskiego i obciążeń spod znaku Noska-Pytla-Duszy”.
„Zwolennik kompromisu. Nie bez przyczyny to jemu powierzono zadanie likwidacji CBA. Miał być gwarantem, że samym funkcjonariuszom nic złego się nie stanie” – pisaliśmy w „Newsweeku” kilka tygodni temu, cytując osobę bliską CBA.
Osoby nieprzychylne Siemoniakowi i Kujawie przywołują argument rodzinny. Wskazują, że żony obydwu panów były przez ostatnie osiem lat związane z miejscami, w których niepodzielnie rządziło PiS – TVP oraz Ministerstwem Sprawiedliwości.
Polowanie Ziobry
Po drugiej stronie jest wiązany z Marcinem Kierwińskim gen. Krzysztof Bondaryk, szef ABW w latach 2018-2023, w grudniu 2023 r. powołany na stanowisko dyrektora biura ministra w MSWiA. Od czerwca ubiegłego roku pełnomocnik ministra ds. bezpiecznej łączności państwowej. Od Kujawy znacznie różnią go temperament oraz doświadczenia.
O ile Kujawa jest jedynym byłym szefem służb, na którego parolu nie zagięła pisowska władza, o tyle Bondaryk na własnej skórze odczuł działalność Zbigniewa Ziobry. W lipcu 2018 r. prokurator Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce Dorota Bielicka (później awansowana) postawiła mu dwa zarzuty dotyczące przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków (śledztwo było efektem audytu, który w służbach PO-PSL miał przeprowadzić Mariusz Kamiński, zawiadomienie do prokuratury złożył ówczesny szef ABW Piotr Pogonowski).
Zdaniem prokuratury Bondaryk miał przyjąć do służby pracownika, który posługiwał się sfałszowanym dyplomem uczelni wyższej. Dzięki temu dyplomowi miał zarobić w agencji ok. 2 mln zł. Potrzeba było aż pięciu lat, aby w lipcu 2023 r. gen. Bondaryk został prawomocnie uniewinniony.
– Byłem osobą, którą pisowska władza chciała zniszczyć i w bezprawny sposób inwigilować, to się działo. A także oskarżać o rzeczy, których nigdy nie popełniłem. Śledztwo było prowadzone tendencyjnie, aby dokopać byłemu szefowi ABW. Była to prywatna zemsta panów Święczkowskiego oraz Kamińskiego – mówił Bondaryk na początku lutego tego roku w TVP Info.
Zespół powołany przez ministra Adama Bodnara do przeprowadzenia audytu postępowań prokuratury z lat 2015-2023 uznał śledztwo w sprawie byłego szefa ABW za „kompromitację”.
Wielka smuta
Rozmówcy „Newsweeka” są zgodni – w czasie powyborczej jesieni w służbach panowała smuta. Przez 35 lat – twierdzą – nikt nie zdegenerował służb specjalnych tak jak PiS. Część zespołów została przetrzebiona, część doświadczonych specjalistów wysłana na emeryturę. Choć w koalicji mało kto chce to przyznać – nowej władzy doskwierała krótka ławka kadrowa.
W efekcie nowymi szefami – tutaj większość naszych rozmówców jest zgodna – zostali nie ci, którzy powinni. Pierwszy przykład z brzegu – szefem ABW został płk Rafał Syrysko, który w ABW przetrwał wszystkie czystki naprzemiennych rządów PO i PiS. Zmiany kadrowe, które potem przeprowadził, były kosmetyczne (do końcówki 2024 r. na stanowisku wiceszefa będzie tolerował pracującego od 2017 r. Bernarda Bogusławskiego). Na kierownictwie zresztą zmiany się skończyły – od ABW po SKW. Funkcjonariuszom średniego szczebla praktycznie włos z głowy nie spadł.
– Proszę mi wierzyć – mówi „Newsweekowi” jeden z funkcjonariuszy – że co drugi tutaj miał już w szufladzie decyzję o odejściu ze służby. Kiedy zobaczyli, że ostrych rozliczeń nie będzie, najpierw zabrali raporty do domu, a potem wrzucili do kosza. Przyszło uspokojenie. Dzisiaj część z nich z utęsknieniem wygląda powrotu Mariusza Kamińskiego – opowiada.
Poza tym pozwolono na to, aby koledzy audytowali kolegów, nie zadbano o specjalistów z zewnątrz. W efekcie – jak informował latem zeszłego roku Robert Zieliński z TVN24 – po audycie funkcjonowania służb specjalnych przez osiem lat rządów PiS skierowano do prokuratury kilkanaście zawiadomień o popełnieniu przestępstwa. Ale żadne z nich nie dotyczyło ABW, największej służby specjalnej. Większość dotyczyła Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Dlaczego? Zdaniem naszych rozmówców to dlatego, że tylko w SKW zdecydowano się na powierzenie obowiązków osobie z zewnątrz, gen. Jarosławowi Stróżykowi. Tylko jemu miało zależeć na faktycznych rozliczeniach.
Kardynalny błąd zaniechania
Na razie w starciu dwóch frakcji specsłużb górą są ludzie gen. Radosława Kujawy. Jak jednak słyszymy, na korytarzach rządowych coraz głośniej padają pytania, czy z rozliczeniami – tak wyczekiwanymi przez wyborców koalicji – lepiej nie poradziłby sobie Bondaryk.
Dotychczasowy bilans rozliczeń jest więcej niż marny. Kontrowersyjne władze CBA od dłuższego czasu blokowały wyjaśnianie afery Pegasusa. Audyty – od ABW po CBA – przeprowadzane były wewnętrznie, w efekcie złożono zaledwie 30 zawiadomień do prokuratury (brak było tak ważnych jak choćby dotyczących afery respiratorowej). Winnych zaniechań funkcjonariuszy dalej nie pociągnięto do odpowiedzialności, a w służbach zmieniono właściwie tylko kierownictwo. Pomysły kompleksowych zmian na razie odłożono.
– To po prostu gorszące. Jeżeli nikt nie weźmie się do zrobienia porządków tu i teraz, to tych ludzi już nikt nie rozliczy. Zmarnowano pierwsze miesiące, kiedy winni byli przestraszeni, a odważni – zmotywowani do działania. Boję się, że nastroju z jesieni 2023 r. już nie da się odtworzyć. Jedne dokumenty zostały zniszczone bezpowrotnie, inne zostały napisane – krytykuje w rozmowie z „Newsweekiem” płk Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu. Uważa, że jeszcze w końcówce roku 2023 powinny się zająć tym trzy zespoły. Jeden, który na bieżąco zarządzałby służbami, drugi, który by je audytował, oraz trzeci, który zająłby się strukturalną reformą służb.
Z pytaniami o klincz w służbach zwracamy się do wysokiego urzędnika MSWiA. Prosząc o anonimowość, przekonuje, że sporu frakcji Kujawy i Bondaryka właściwie nie ma. Ma chodzić nie o personalia, ale o sposób podejścia do rozliczeń.
– Sprawa jest prosta, jeżeli doszło do łamania prawa, nie ma zmiłuj, będzie lanie kijem. Ale nie możemy wprowadzać odpowiedzialności zbiorowej. Konkretni ludzie mają odpowiadać za konkretne zaniedbania – wyjaśnia nasz rozmówca. I dodaje, że część mundurowych sama postanowiła odejść ze służby, wiedząc, co ma na sumieniu (liczba odchodzących na początku zeszłego roku była rekordowa).
Nie wszystkich taka filozofia przekonuje. Tym bardziej że – według części naszych rozmówców – MSWiA oraz minister koordynator za bardzo skupiają się na policji, a za mało na służbach specjalnych. W pewnej mierze wynika to z samej specyfiki połączonych urzędów ministra spraw wewnętrznych i ministra koordynatora służb specjalnych. Kiedy ma się na głowie straż pożarną (ostatnio przetrzebioną aferą Collegium Humanum) czy policję (zajętą wyłapywaniem gruzińskich bandytów), trudno jeszcze skupić uwagę na działaniu ABW, AW, SW, SKW oraz CBA. Ale o rozdzieleniu obu tych funkcji nie ma na razie mowy.
