W czwartek wieczorem Jarosław Kaczyński uznał, że pomysł wyłonienia w prawyborach kandydata na prezydenta nadaje się do kosza. Ale jeszcze we wtorek decyzja była na „tak”. Ta wolna prezesa wywołuje w szeregach partii skrajne emocje.

Już był przyszykowany regulamin prawyborów. Już ustalano, że urny z głosami zjadą z całej Polski na Nowogrodzką i zostaną otwarte 10 listopada. I co? I nic. Jarosław Kaczyński zarządził, że prawyborów jednak nie będzie. Wszyscy zastanawiają się: dlaczego?

Lokalny działacz partii: — PiS organizacyjnie jest w rozsypce. Jarosław Kaczyński jest już trochę oderwany od rzeczywistości, ale jednak ogarnął, że prawybory są bez sensu.

Z kolei polityk bliski Nowogrodzkiej szuka pozytywów w tygodniowej burzy wokół prawyborów: — Przynajmniej media skupiły uwagę na naszych kandydatach i na PiS, więc nie jest źle.

To jednak szukanie plusów w kłopotliwej sytuacji.

Oto bowiem generalnie sprzyjający PiS-owi (a zwłaszcza jej twardemu skrzydłu) serwis Niezależna.pl podał 17 października, że niemal na pewno w PiS odbędą się prawybory prezydenckie. Struktury partyjne nic nie wiedziały, więc w szeregach zapanowała dezorientacja. Dla szeregów PiS zbliżają się bardzo ważne dla partyjnego życia wybory lokalnych władz — te mają się odbyć w dwa weekendy: 26-27 października i 9-10 listopada.

Aby mieć szansę zdążyć przed 11 listopada, gdy PiS chce już mieć nazwisko kandydata, prawybory na prezydenta musiałyby się odbyć razem z wyborami terenowymi w partii.

Jarosław Kaczyński na konferencji prasowej, która odbyła się dzień później po publikacji Niezależnej.pl, stwierdził, że decyzja o prawyborach nie zapadła.

— Media trąbiły, że będą prawybory, a działacze nic o tym nie wiedzieli. Absurd — kręci głową rozmówca z PiS. Potem Nowogrodzka rozesłała SMS-y do struktura partyjnych: nie ma żadnej decyzji i prosimy, by nie komentować sprawy. W kolejnych godzinach i dniach struktury terenowe nie otrzymywały żadnych informacji w sprawie organizowania prawyborów — nic, cisza.

— Nie robimy nic, bo nikt nam nie powiedział, żeby się przygotowywać do jakichś prawyborów. Mamy to więc w d*** — mówił zirytowany działacz PiS w terenie. Od lokalnych polityków PiS słyszeliśmy irytację, że jak najszybciej powinna być decyzja, jeśli prawybory miałyby być połączone z wyborami lokalnymi w partii, a czas płynął i decyzji nie było.

We wtorek odbyło się spotkanie nowopowstałego komitetu wykonawczego PiS złożonego z w sumie 29 polityków młodszego pokolenia, na czele z Mariuszem Błaszczakiem.

Błaszczak przyszedł i ogłosił, że jest decyzja: mają być prawybory. Otworzył dyskusję. Głosów z twardym „nie” nie było, choć członkowie komitetu podnosili, że organizowanie prawyborów na chybcika nie jest dobrym pomysłem. Po pierwsze, należałoby przygotować się do nich w szaleńczym tempie, a po drugie głos działaczy będzie się rozmijał z oczekiwaniami zwykłych wyborców. Na spotkaniu pokłócili się Radosław Fogiel (największy sceptyk wobec prawyborów) i Andrzej Śliwka (człowiek Jacka Sasina, który był promotorem prawyborów).

Fogiel finalnie i tak stwierdził, że się podporządkuje decyzji Nowogrodzkiej o prawyborach, skoro taka jest decyzja prezesa.

Błaszczak na koniec zapytał, czy ktoś zgłasza sprzeciw wobec idei prawyborów. Nikt nie zgłosił. Uznał zatem, że wszyscy akceptują prawybory i że przez aklamację — bez głosowania — przyjęty zostaje regulamin tychże prawyborów.

W regulaminie tym była mowa o tym, że wybory odbędą się razem z tymi w strukturach partii, ale dla prawyborów będą oddzielne urny. Głosowanie miałoby się odbyć w dwa weekendy 26-27 października i 9-10 listopada. Urny z głosami miały być zapieczętowane i przewiezione na Nowogrodzką, gdzie dopiero 10 listopada by je otwarto i zliczono głosy.

A potem już wielkie „bum!” — ogłoszenie, że to Przemysław Czarnek jest zwycięskim kandydatem. Na niego bowiem prezes teraz stawia.

Ale stało się dokładnie odwrotnie. — Dzięki Bogu ich nie będzie. Ten chaos jest dramatyczny — słyszymy od członka PiS.

W czwartek wieczorem zebrała się bowiem wierchuszka PiS i prezes postanowił na tym spotkaniu, że prawyborów jednak nie będzie. To grono pozostaje póki co szczelne. — Odbyło się spotkanie szefostwa. Kaczyński stwierdził, że to jednak zły pomysł. Mamy teraz wybory w strukturach partii i na nich skupiają się działacze. Dorzucanie im dyskusji i głosowania w prawyborach na kandydata na prezydenta, to już by było za dużo — słyszymy taką relację. Górę najpewniej wzięło to, że łączenie wyborów i spodziewana licha frekwencja w prawyborach będą bardzo źle wyglądać.

— Nie mieli czasu, żeby te prawybory zrobić dobrze. A dobrze to oznacza tak, żeby się nie wymknęły spod kontroli — mówi człowiek z tego obozu. Inny rozmówca z PiS dodaje: — Nie ma czasu na takie zabawy. Działacze w terenie nawet nie mają głowy do prawyborów, bo mają przecież swoje własne wybory w partii, które są dla nich ważniejsze.

Kolejny: — Gdybyśmy ogłosili prawybory, to mielibyśmy zaraz wojnę o to, kto by miał w nich startować.

Szeregowi członkowie partii — wynika z naszych rozmów — nie mieli nawet motywacji, by brać udział w organizowaniu i głosowaniu w jakichś prawyborach.

W piątek rzecznik PiS Rafał Bochenek ogłosił decyzję, że prawyborów nie będzie — także z uwagi na brak czasu. Temat umarł. Za rodziców idei prawyborów uznaje się w PiS byłego szefa MAP Jacka Sasina i byłą wicemarszałek Sejmu Elżbietę Witek.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version