Nie ma pewności czy urodził się 25 grudnia, mało prawdopodobne, że w Betlejem, a w Imperium Rzymskim nikt zapewne o nim nie słyszał. Jednak to, co nastąpiło po jego śmierci, jest zjawiskiem historycznie niezwykłym – mówi prof. Łukasz Niesiołowski-Spano.
NEWSWEEK: Urodził się naprawdę czy tylko w naszej wyobraźni?
PROF. ŁUKASZ NIESIOŁOWSKI-SPANÒ, historyk starożytności: Z pewnością żył – w tej sprawie historycy są zgodni. A skoro żył, musiał się urodzić.
Kiedy?
– Tu zaczynają się schody. W późnej starożytności mnich, który nazywał się Dionizjusz Mniejszy, próbował wyliczyć rok urodzenia. Założył, że skoro Jezus żył 33 lata, wystarczy właśnie tyle odjąć od daty śmierci, by dojść do narodzin. Ten sposób, choć może się wydawać dobry, nie mógł dać dobrej odpowiedzi choćby dlatego, że nie ma pewności, czy Jezus istotnie żył 33 lata. Nie ma na to niepodważalnych dowodów. Ani na to, kiedy się urodził. Z Ewangelii Mateusza wynika, że w czasach panowania Heroda, ale z informacji zawartych w Ewangelii Łukasza dowiadujemy się, że wtedy, gdy odbywał się spis ludności. Herod zmarł w 4 r. p.n.e., a spis miał miejsce w 6 r. n.e. To 10 lat różnicy i trudno rozstrzygnąć, czy pomylił się autor Ewangelii Mateusza, czy Łukasza. Nie można założyć, że obydwaj mają rację albo że dojdziemy do prawdy, gdy wyciągniemy średnią.
Nie znamy roku, to skąd pewność, że był to 25 grudnia?
– Nie ma żadnej pewności. Możemy tylko przypuszczać, skąd wzięła się ta data. Na wyznaczenie jej jako dnia Bożego Narodzenia wpływ mogły mieć dwa święta – jedno z tradycji żydowskiej, drugie z rzymskiej, obywa związane z przesileniem zimowym. Pierwsze to święto Chanuki, które trwa osiem dni. W tym czasie codziennie zapala się światła w świeczniku, upamiętniając cud, do którego miało dojść w Jerozolimie w II w. p.n.e., gdy toczyły się walki żydowskich powstańców Machabeuszy z armią króla syryjskiego Antiocha IV. Poza Chanuką z zapalaniem świateł jako symbolem boskiej opatrzności związane jest też wypadające 25 grudnia święto Słońca, czyli Sol Invictus. Zostało wprowadzone do rzymskiego kalendarza liturgicznego za czasów Konstantyna Wielkiego. To Chanuka i Sol Invictus mogły sprawić, że w tradycji chrześcijańskiej wybrano właśnie ten czas na obchodzenie narodzin Jezusa. Wpisano w kalendarz datę, która jest ważna dla wielu kultur.
To, że nie ma pewności co do dnia narodzin Jezusa, nie jest dla teologii chrześcijańskiej szczególnym problemem, nie przywiązuje się nadmiernej wagi do tego, kiedy dokładnie doszło do narodzin. Ważniejsze było i jest, kiedy doszło do zwiastowania, czyli poczęcia za sprawą Ducha Świętego. To, co stało się przed urodzeniem, traktuje się jako istotniejsze niż to, kiedy Jezus wyszedł z łona matki. Poczęcie – z teologicznego punktu widzenia – jest bardziej wyjątkowe, a zatem ważniejsze dla historii ludzkości.
Świętujemy Boże Narodzenie w dniu, który może wcale nie być dniem narodzin Jezusa, ale tego, że urodził się w Betlejem, możemy być pewni?
– Nie możemy. Najprawdopodobniej urodził się w Nazarecie w Galilei. Nazywany jest przecież Galilejczykiem. A Betlejem, które jako miejsce narodzin pada zarówno w Ewangelii Mateusza, jak i Ewangelii Łukasza, jest tylko pewnym zabiegiem, można powiedzieć, ideologicznym. Próbą połączenia narodzin Jezusa i nadziei mesjanistycznych związanych z dynastią Dawida. Ponieważ Dawid miał się urodzić w Betlejem, to też właśnie tam – jak głosił prorok Micheasz – miał się narodzić przyszły Mesjasz, „syn Dawidowy”. Jezusowi z Nazaretu dopisano genealogię Dawida i „przesunięto” miejsce urodzenia.
Z ewangelii wiemy, że Józef wraz z brzemienną Marią ruszyli z Nazaretu do Betlejem, żeby wziąć udział w spisie ludności. Historyk ma co do tego wątpliwości?
– A dlaczego mieliby się spisywać w Betlejem? Wyjaśnienie, które podsuwa nam ewangelista, jest dość karkołomne: ponieważ Józef jest potomkiem Dawida, a Dawid pochodził z Betlejem, to Józef miał spisać się właśnie tam. Gdyby potraktować to serio, trzeba byłoby założyć, że wtedy, gdy zarządzono spis, czyli w 6 r. n.e., każdy miał się przemieścić tam, skąd pochodzili jego przodkowie. To absurd. Jeśli wszyscy ruszyliby w drogę, doszłoby do kompletnego chaosu, po którym prowincja długo nie mogłaby się podnieść. Rzymianie ogłosili spis nie po to, żeby wywołać zamieszanie, ale żeby ustalić, ile osób żyje na danym obszarze i ile podatków można z tego obszaru zebrać. Jeżeli Józef mieszkał w Nazarecie, powinien się spisać w Nazarecie.
Brak żony był w tamtych czasach raczej dowodem nieudacznictwa lub biedy. Kawaler, jeśli nie był ubogi, musiał wydawać się dziwakiem
Skoro Jezus nie urodził się w Betlejem, to też zapewne nie w stajence?
– W tradycji pojawia się stajenka lub jaskinia. To obraz zakorzeniony w tradycji jak choinka w święta Bożego Narodzenia, która nie ma absolutnie nic wspólnego z tym, co się wydarzyło w Palestynie w I w. n.e. Jeżeli chcemy sobie wyobrazić historycznego Jezusa, to raczej nie wyobrażajmy sobie dziecka ubogich rodziców, ale potomka całkiem dobrze sytuowanych mieszkańców Galilei, prawdopodobnie pochodzenia judejskiego, którzy w Nazarecie odgrywali dość istotną rolę.
Jezus – jak wynika z tego, co mówi tradycja ewangeliczna – był uczony w piśmie, biegły w prawie. Instruował rabinów, kapłanów, faryzeuszy. Sądzę, że pochodził z zamożnej rodziny. Ubogi cieśla nie byłby w stanie zapewnić dziecku starannej edukacji. Być może profesji Józefa – w oryginale określanej „tekton” – wcale nie należy tłumaczyć jako „cieśla”, a raczej „budowniczy”. Może był kimś na miarę dzisiejszego inżyniera i zajmował się czymś więcej niż ciesielką w rozumieniu tak bardzo wąskim, jak się powszechnie wyobraża. Oczywiście trudno mieć pewność co do pozycji społecznej Józefa, można się jednak zastanowić, czy przedstawianie Jezusa jako pochodzącego z nizin nie jest konwencją literacką zastosowaną tylko po to, by efektowniej przedstawić drogę, jaką przeszedł. Gdyby powiedzieć, że był członkiem elity jak faryzeusze, z którymi się spierał, nie powstałby obraz wielkiej przemiany, awansu z nizin na szczyt, tej niezwykłej historii, że oto biedak stał się królem.
Wciąż wyobrażamy sobie chłopca okrytego siankiem, który – jak w kolędzie „Jezus malusieńki” – „nie ma kolebeczki ani poduszeczki”.
– Stajenka, szczególne znaki na niebie, pasterze oddający pokłony czy trzej mędrcy w królewskich strojach, którzy przybywają do Betlejem, by rozpoznać w Jezusie Mesjasza, to konwencja literacka, dzięki której mamy zrozumieć, że Jezus nie jest zwykłym człowiekiem. To, jak można w literacki sposób dać znać, że mamy do czynienia z wyjątkowym bohaterem, pokazuje też przypadek Mojżesza. Biblia kreuje taki obraz okoliczności urodzin Mojżesza: jeden z egipskich kapłanów przepowiedział przyjście na świat Izraelity, który zagrozi potędze Egiptu. Na tę wieść faraon postanowił zabić wszystkich nowo narodzonych chłopców z izraelskich rodzin. Aby ocalić Mojżesza, rodzice włożyli go do koszyka i puścili na wody Nilu, cudownie ocalony trafił w ręce księżniczki, która go wychowała. Tak właśnie buduje się przekaz o niezwykłości bohatera. Ale to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Jezus cudem unika „rzezi niewiniątek”. Herod Wielki, dowiedziawszy się, że oto narodził się „król żydowski”, miał wydać nakaz wymordowania w całym regionie chłopców w wieku do dwóch lat i w ten sposób pozbyć się ewentualnego pretendenta do tronu. Spekuluje się, że zginęło wówczas 14 tys. chłopców, a może nawet 144 tys. Była w ogóle taka rzeź?
– Oczywiście, że nie było. Ta opowieść jest lekko przemodelowaną kopią tego, co możemy przeczytać na temat Mojżesza w Księdze Wyjścia. Miała dać wszystkim do zrozumienia, że Jezus jest bohaterem tej samej miary co Mojżesz. Nie ma żadnych historycznych danych, które by potwierdzały, że w tamtych czasach doszło do masowych zabójstw dzieci. Choć Herod miał twardą rękę, był okrutny wobec bliskich i niektórzy członkowie jego rodziny nie zmarli śmiercią naturalną, to jednak nie znaczy, że miał w zwyczaju zabijać wszystkie niemowlęta w regionie. Takie działanie – z punktu widzenia Heroda – nie miałoby żadnego sensu. Jaki władca chciałby się pozbywać przyszłych żołnierzy i podatników?
Rodzice nie musieli się więc bać o życie małego Jezusa? Czy historykom udało się ustalić coś na ich temat? Jak im się układało? Różnica wieku była ponoć ogromna. Józef – wdowiec z dziećmi, prawdopodobnie już starzec. Maria – prawdopodobnie 14-letnia.
– Wiemy tylko tyle, co z ewangelii: ojcem Jezusa był Józef, matką Maria. Zakładamy, że właśnie tak mieli na imię. Próba ustalenia czegokolwiek na temat ich wieku, pochodzenia, tego, jak wyglądali i jak żyli, jest dla historyka ryzykowna. Brak nam wiarygodnych źródeł. Józefa próbuje się wpisać w linię potomków Dawida, która jest nieweryfikowalna. Nie mamy całej genealogii od Dawida do I w. n.e., więc nie jesteśmy w stanie powiedzieć, czy Józef faktycznie się w niej mieści. Nie ma żadnych pewnych informacji na temat życia rodziny Jezusa, historykowi łatwiej jest zatem mówić o modelu typowej rodziny w jego czasach.
Mamy strzępy informacji o kontraktach ślubnych, które były wtedy zawierane. Bywało, że 25-latek brał za żonę 15-latkę, jednak nie znam przypadku, by 80-latek poślubił 14-latkę – tak wielka dysproporcja, o jakiej mówi się niekiedy w przypadku Józefa i Marii, musiała być nietypowa. Tak jak posiadanie tylko jednego dziecka. W 2002 r. świat obiegła informacja o odnalezieniu ossuarium, czyli kamiennej skrzynki, w której umieszczano kości zmarłego, które miałoby pochodzić z I w. n.e. Widniał na nim napis: „Jakub, syn Józefa, brat Jezusa”. Sugerowano, że chodzi o Jakuba, przywódcę Kościoła jerozolimskiego, krewnego Jezusa z Nazaretu. Zanim okazało się, że inskrypcja jest falsyfikatem, dyskutowano nie tylko na temat prawdziwości odkrycia, ale też tego, co by się stało, gdyby przyjąć, że Jezus miał rodzonego brata. Kwestia rodzeństwa Jezusa budzi kontrowersje natury teologicznej. Chrześcijanie, którzy wierzą, że Jezus jest Bogiem, wolą myśleć, że był jedynakiem. A przecież w tamtych czasach rodziny były z reguły wielodzietne, więc mógł mieć rodzeństwo, i to nie tylko przyrodnie.
Józef nadał mu imię Jezus. To w tamtych czasach imię szczególne?
– Tak popularne, że można powiedzieć: banalne. Jednak samo nadanie imienia było bardzo ważne. Wierzono, że ten, kto nadaje imię, staje się panem tego, kto imię otrzymał. Józef, nadając imię dziecku, symbolicznie uznał je za swoje. Dziecko dostało się pod jurysdykcję ojca.
Jak wyglądał świat, w którym dorasta Jezus?
– Po śmierci Heroda Wielkiego, który był królem wasalem Rzymu, powstały małe państwa zarządzane przez jego potomków. Próbowali utrzymać niezależność, ale stawali się coraz bardziej zależni od Rzymian. Były to czasy niepokojów i rozlewu krwi. Do wybuchu wojny w 66 r. n.e., która była wielkim żydowskim powstaniem przeciwko władzy rzymskiej, wiemy o kilkudziesięciu latach napięć i konfliktów wewnątrz Judei. Rzymianie zarządzali Jerozolimą bardzo niefrasobliwie. Ingerowali w autonomię żydowską, naruszając religijne tabu, wywołując wzburzenie, wprowadzając na teren świątyni symbole legionowe. Poza tym nakładali wysokie podatki, co jest dolegliwe, bo choć w dużych ośrodkach miejskich następuje szybki rozwój ekonomiczny, to równocześnie rośnie rozwarstwienie społeczne. Bogaci się bogacili, biedni biednieli, zadłużając się albo podejmując działania niezgodne z prawem. Wiemy o licznych bandach rozbójników, napadach na trasach komunikacyjnych. Jezus nie dorasta w czasach spokoju, ale w czasach napięcia, kradzieży, napadów, zawieruchy, buntów. To są okoliczności, w których będzie nauczał, że należy miłować bliźniego, będzie mówił o braterstwie, o tym, że trzeba sobie nawzajem pomagać.
Jeżeli wierzyć apokryficznym opowieściom, to Jezus – zanim dorośnie i zacznie nauczać – będzie lepił ptaszki z gliny i je ożywiał, przywracał ludziom wzrok, ale też będzie umiał zamienić dzieci w świnie, zabić nauczyciela za to, że go uderzył.
– Te opisy dzieciństwa, którym przecież absolutnie nie należy wierzyć, to typowe literackie zabiegi, które miały dawać do zrozumienia, że Jezus jest panem życia – potrafi je dawać i potrafi odbierać. Autorzy apokryfów tak sobie wyobrażali boską moc małego Jezusa i jego boskie kompetencje. W ich wyobrażeniach bardzo szybko przestał być człowiekiem, stał się Bogiem w ludzkim ciele. Bogiem Wszechmogącym.
A co historycy wiedzą o dorastaniu Jezusa?
– Nie mamy żadnych informacji o tym, co poprzedza jego pojawienie się u Jana Chrzciciela. Nie wiemy, jakie było jego dzieciństwo, jaki miał charakter, kolor włosów, gdzie się uczył. Wszystko, co można przeczytać o tym, jak żył i jak wyglądał Jezus, to jedynie legendy, spekulacje pozbawione fundamentu. Dzięki archeologii i zachowanym tekstom możemy odtworzyć realia życia w tamtych czasach i w tamtym regionie, ale nie życie codzienne konkretnego człowieka.
Czy możliwe, że żył podobnie jak inni i gdy dorósł, założył rodzinę? Jest cały nurt apokryficznych opowieści oparty na założeniu, że Jezus był żonaty. A jeżeli nie, to czy nie budził zdziwienia młody mężczyzna bez żony, dzieci?
– Brak żony był w tamtych czasach raczej dowodem nieudacznictwa lub biedy. Jeżeli ktoś nie miał żony, to znaczyło, że go na żonę nie stać. Kawaler, jeśli nie był ubogi, musiał wydawać się dziwakiem. Stary Testament bardzo wyraźnie mówi, że posiadanie potomstwa jest znakiem błogosławieństwa od Boga, czyli: trzeba mieć potomstwo, a więc i małżonkę, żeby móc zrealizować to błogosławieństwo. Jeżeli spróbujemy wyobrazić sobie, jak mogło wyglądać życie Jezusa, to znając ówczesne realia i statystyki demograficzne, należy założyć, że mężczyzna taki jak Jezus mógł mieć żonę. Bezżenność nie była wtedy żadnym atutem. Mężczyzna miał być głową rodziny, mieć potomstwo. To, że ewangelie nie mówią o tym, jak wyglądały relacje rodzinne Jezusa, nie znaczy, że żadnych relacji nie było. W ewangeliach widzimy Jezusa, który wychodzi do ludzi, ale przecież nie można wykluczyć, że gdy on wychodził i nauczał, w domu czekała na niego żona.
Wielu wierzących zaraz się oburzy: jak to żona?
– To, że nie mówi się o żonie, może wynikać z próby nałożenia na czasy, w których żył Jezus, zwyczajów i norm wprowadzonych przez Kościół w późniejszych wiekach. Pozytywne waloryzowanie dziewictwa kobiet i celibat mężczyzn to elementy, które nie są w tradycji Kościoła odwieczne, staną się dla Kościoła istotne dużo później.
Czy Jezus sam siebie uważał za Mesjasza? Czy mesjanizm został mu przypisany?
– Trudno rozstrzygnąć. Mamy tylko teksty autorów ewangelii, którzy w sposób inteligentny budują opowieść o Jezusie – Bogu. Na pytanie: „Czy jesteś królem żydowskim?”, Jezus odpowiada: „Ty rzekłeś”. Nie powiedział: „Tak, jestem”. W naszym języku to by znaczyło: nie zaprzeczam i nie potwierdzam. Ale to, jak już mówiłem, kreacja literacka, a nie przekaz historyczny.
Był popularny w swoich czasach czy bohaterem stanie się dopiero po śmierci?
– Nie był w swoich czasach postacią na tyle ważną i tak znaną, żeby ktoś – poza uczniami – odnotował jego istnienie. Gdyby był znany i popularny, zapewne zachowałyby się o nim jakieś informacje w źródłach rzymskich, żydowskich czy może syryjskich. Czegoś moglibyśmy się o nim dowiedzieć. Tymczasem wszystkie wzmianki o Jezusie historycznym pochodzą wyłącznie z kręgów, które uznały w nim Boga – od chrześcijan. W Imperium Rzymskim nikt zapewne nie słyszał o Jezusie, nawet w Palestynie początkowo był ważny tylko dla wąskiego grona swoich uczniów. Jednak to, co nastąpiło po jego śmierci, jest zjawiskiem historycznie niezwykłym. Z nauczania jednego, choćby nawet genialnego, ale przecież jednego dysydenta żydowskiego mamy bardzo szybki rozwój chrześcijaństwa, i to już w I w. n.e., a w ciągu 200 lat chrześcijańskie gminy są już niemal w całym starożytnym świecie. W czasach napięć i niebezpieczeństw wielu wydały się atrakcyjne słowa Jezusa, który uczonym w piśmie i zwykłym ludziom mówił, jak żyć, obiecywał świat, w którym wszyscy będą sobie braćmi. Niestety, nie możemy mieć pewności, czy to, co bierzemy za słowa Jezusa, to naprawdę jego słowa. Być może zostały mu przypisane później, przez autorów ewangelii. Wszystko, co wiemy o Jezusie z Nazaretu, pochodzi ze środowiska, które widziało w nim Mesjasza i Boga oraz wierzyło, że za sprawą swojego życia i śmierci zbawił ludzkość.
Dr hab. Łukasz Niesiołowski-Spanò jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, historykiem starożytności, zajmuje się historią i religią starożytnej Palestyny oraz historiografią biblijną