Mem z dwoma jaskółkami był mocno krytykowany, bowiem dość szybko udało się ustalić, że zabity na zdjęciu ptak nie zginął z powodu uduszenia gumą do żucia. Leżał konający po kolizji, z partnerem obok.

To spowodowało, że akcja walki z wypluwanymi gumami do żucia została zaatakowana przez ludzi, którzy uważają, że problem gumowych resztek jest wyolbrzymiany. Zgodnie z powszechnie panującą teorią wypluta guma do żucia sama utylizuje się, gdyż, jako wykonana z masy gumowej, wchłonie się w asfalt albo przejeżdżające drogą opony samochodów. I po problemie.

Otóż nie jest to prawda. Z wielu powodów.

Po pierwsze – nie jest powiedziane, że jakikolwiek samochód kiedykolwiek po wyplutej gumie przejedzie, aby wchłonąć ją – zgodnie z założeniem – w swą oponę. Na chodnikach i miejscach, po których poruszają się głównie piesi, może się ona ewentualnie przykleić do podeszwy butów. W ten sposób może zostać przeniesiona w dowolne miejsce, także na trawnik, glebę, itd. Wypluta na chodnik guma nie zostaje w tym miejscu na zawsze, oczekując na łaskawość jakiejś opony. Zaczyna drugie życie, tym razem szkodliwe.

Po drugie – nawet jeśli guma do życia nie spowoduje uduszenia niedużego zwierzęcia, takiego jak ptak, to może wywołać inne, śmiertelne skutki. Teza zwolenników wypluwania gum, gdzie popadnie nie uwzględnia tego, że zawierają one ksylitol, czyli pięciowęglowy alkohol polihydroksylowy o słodkim smaku, zredukowaną pochodną ksylozy. Ksylitol jest stosowany w gumach do żucia jako słodzik, a badania weterynaryjne wskazują na jego szkodliwy wpływ chociażby na patrolujące chodniki i skwery podczas spacerów psy. U psów powoduje szybkie i znaczne obniżenie poziomu cukru we krwi, co w efekcie prowadzi do uszkodzenia wątroby oraz hipoglikemii. Jeszcze gorsze konsekwencje ma dla podatnych na rozmaite toksyny i związki chemiczne kotów. Zatruwa ich układ krwionośny.

Jakie działanie ma ksylitol na organizmy ptaków, nie wiadomo, ale – zdaniem ornitologów – wpływa on negatywnie na ptaki nektarożerne, takie jak kolibry czy nektarniki. A zatem na zapylaczy roślin.

Po trzecie wreszcie – zadławienie. Prawdą jest, że wypadki, w których człowiek zadławiłby się gumą do żucia są rzadkie. Raczej przypadkowo połknięta guma przechodzi bez problemu przez nasz układ pokarmowy. Wynika to jednak także z gabarytów naszego ciała. 

Wypluta, zwarta guma do żucia jest tymczasem odpowiedniej wielkości kawałkiem, który może połknąć ptak. Zrobi to, o ile uzna gumę za coś zdatnego do zjedzenia, np. larwę bezkręgowca. Jeżeli kawałek będzie dość duży, może ptaka zadławić. Z taką sytuację mieliśmy do czynienia chociażby na jeziorze Trzesiecko w Szczecinku, gdzie w styczniu 2018 roku media donosiły o dławiącym się łabędziu niemym. Straż miejska udzieliła mu pomocy, po której okazało się, że przełyk ptaka zatkał właśnie kawałek przeżutej gumy.

Zdarzały się także przypadki zaklejenia się dzioba czy przełyku ptaka przez zbyt miękką gumę. – Musimy pamiętać, że ciało ptaka ma znacznie wyższą temperaturę niż ciało człowieka. Guma pod wpływem ciepła zmienia konsystencję – przypomina prof. Piotr Tryjanowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.

Badania wykonane w Wielkiej Brytanii wskazały na to, że, o ile sama guma może przejść przez przewód pokarmowy zwierzęcia, o tyle sprawa się komplikuje, gdy do lepkiej substancji coś się przyklei. Kamyki, igliwie, nakrętki, wreszcie zwłaszcza szkło, mogą stanowić wtedy śmiertelne zagrożenie dla zwierzęcia, o ile połknie taką groźną pigułkę.

Amerykański kanał informacyjny CBS 21 News przygotował nawet program poświęcony wpływowi gumy do żucia na życie ptaków. Wypowiadający się tam eksperci uważali, że samo zjedzenie gumy nie zabije ptaków. Nie odnieśli się jednak do tego, jaki wpływ może mieć guma zanieczyszczona przyklejonymi kawałkami asfaltu czy szkła.

Wielka Brytania obliczyła, że na usuwanie klejących się gum z ławek, poręczy, chodników, deptaków wydaje 50 milionów funtów rocznie. Strat powodowanych przez nią wśród zwierząt nie da się nawet oszacować. Stąd pojawił się pomysł, by producentów i sprzedawców gum obciążyć podatkiem, który te koszty zrekompensuje i pozwoli zainstalować specjalne kosze na wyżute gumy. Względnie nałożyć zakazy.

Z takiego zakazu znany jest Singapur, gdzie wyplucie gumy na chodnik czy ulicę skutkuje karą do 2 tysięcy dolarów singapurskich (około 6000 zł). Wie o tym każdy, kto odwiedził to państwo-miasto. Jest niemal pozbawione wkomponowanych w asfalt czy beton resztek gum, które – mimo założeń – nadal się same nie utylizowały.

Singapur wprowadził też w 1992 roku zakaz sprzedaży gumy do żucia. Kierował się głównie kwestiami estetycznymi oraz finansowymi, by nie ponosić kosztów czyszczenia miasta z tej substancji. W swoich wspomnieniach pierwszy premier singapurski Lee Kuan Yew napisał, że propozycję wprowadzenia zakazu przedstawił mu w 1983 roku Teh Cheang Wan, ówczesny minister rozwoju narodowego. 

Guma do żucia miała nie tylko być nieestetyczna po wypluciu, ale także blokować urządzenia elektroniczne, zamki i dziurki do kluczy, nawet skrzynki na listy i przyciski wind. Pozostawiona na siedzeniach i ławkach, przyklejała się do odzieży. Lee Kuan Yew uznał pomysł zakazu za „zbyt drastyczny”. Przełomem okazało się uruchomienie szybkiej kolei MTR, budowanego od 1987 roku największego projektu publicznego w dziejach Singapuru. Okazało się wówczas, że kilka gum przyklejonych w drzwiach pociągów zakłóciło ich ruch. To przesądziło sprawę.

Zwierzęta, w tym ptaki nie były dla Singapuru argumentem kluczowym w walką z gumą do żucia, ale wydatnie na zakazie skorzystały.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version