Niektóre wielkanocne zwyczaje mogą szokować, inne z kolei zaskakują spontanicznością i… hałasem. Jakie są najdziwniejsze tradycje świąteczne z różnych części Starego Kontynentu?

Pochód barana – tak oficjalnie nazywa się barwna procesja, która od blisko 400 lat odbywa się w każdą pierwszą sobotę po Wielkanocy we wschodniej części austriackiego Tyrolu. W przemarszu na około dwukilometrowej, naszpikowanej wspaniałymi górskimi widokami trasie biorą udział setki mieszkańców okolicznych miejscowości oraz turyści. Pochód zaczyna się w miasteczku Virgen i prowadzi do sanktuarium Matki Boskiej Śnieżnej w pobliskim Obermauern. Na jego czele idzie… przystrojony kwiatami i kolorowymi opaskami baran! Zwierzę już w świątyni przeprowadzane jest trzykrotnie dookoła ołtarza, a następnie odbywa się tu uroczysta msza, a po niej następuje tradycyjna loteria, z której dochód przekazywany jest na działalność sanktuarium. Posiadacz szczęśliwego losu może zabrać wielkanocnego baranka do domu. Tradycja ta wywodzi się jeszcze z czasów wojny trzydziestoletniej (1618-1648 r.), kiedy okolicę nawiedziła epidemia dżumy. Dziękczynieniem za jej zduszenie był ofiarowany właśnie baranek.

Tym, którzy nie są amatorami baraniny, na pewno bardziej spodoba się wielkanocna tradycja, jaką kultywuje się we Francji, a dokładniej w położonym niemal w połowie drogi między Tuluzą a Montabaum miasteczku Bessières. To właśnie na tamtejszym rynku w każdy wielkanocny poniedziałek powstaje… gigantyczny omlet. Do jego smażenia wykorzystuje się ogromną patelnię o średnicy czterech metrów, na której ląduje – jak wyliczyli skrupulatnie organizatorzy – ponad 15 tys. jajek. Efekt? Blisko sześć tysięcy porcji świątecznego omletu dla wszystkich widzów tego niecodziennego wydarzenia. Tradycja rzekomo nawiązuje do czasów wojen napoleońskich, kiedy w Bessières miał pojawić się osobiście sam cesarz Francuzów ze swoim wojskiem. Mieszkańcy, chcąc uczcić ten wyjątkowy dzień, mieli przygotować tak duży omlet, żeby poczęstować nim wszystkich żołnierzy. Trudno powiedzieć, ile w tej historii prawdy, ale faktem jest, że opierając się na tej legendzie w oksytańskim miasteczku w latach 70. XX wieku powstało… Światowe Bractwo Rycerzy Wielkiego Omleta. Jego członkowie w 1973 roku po raz pierwszy przygotowali dla mieszkańców Bessières placek składający się z „zaledwie” kilku tysięcy jaj. Wydarzenie momentalnie stało się miejscową tradycją, którą udało się wypromować także w innych częściach francuskojęzycznego świata. Dzięki temu monumentalne omlety zaczęły powstawać również w amerykańskiej Luizjanie, kanadyjskim Quebecu, belgijskim miasteczku Malmedy, a nawet na terenie Nowej Kaledonii!

W Italii, jak to w Italii, świętowanie zmartwychwstania pańskiego odbywa się bardzo hucznie. Widać to zwłaszcza we Florencji, w której od niemal pięciu wieków w każdą Niedzielę Wielkanocną obchodzi się Scoppio del Carro, czyli – dosłownie – eksplozję wozu. Nafaszerowany fajerwerkami, prowadzony przez woły pojazd pokonuje trasę spod romańskiego kościoła Świętych Apostołów aż do słynnej florenckiej katedry – bazyliki Santa Maria del Fiore. Towarzyszy mu oczywiście tłumny pochód turystów i mieszkańców przebranych w stylizowane na XV wiek stroje. Po zakończonej mszy pod gmachem świątyni następuje punkt kulminacyjny – pirotechnika zostaje odpalona przez biskupa, a całe zabytkowe centrum Florencji wypełniają odgłosy petard i fajerwerków. Tradycja ta trwa z powodzeniem od końca średniowiecza, a upamiętnia wydarzenia, które miały miejsce kolejne 500 lat wcześniej – nawiązuje ona bowiem do pierwszej krucjaty. To w 1097 roku wywodzący się z cenionego miejscowego rodu rycerz Pazzino de Pazzi jako pierwszy wspiął się na mury obleganej przez chrześcijańskie wojska Jerozolimy i za to został nagrodzony krzemieniami z Bazyliki Grobu Pańskiego. Kamienie trafiły właśnie do kościoła Świętych Apostołów w stolicy Toskanii, a z ich pomocą w każdą Wielkanoc początkowo odpalano „święty ogień”, który następnie, dzięki pochodniom, roznoszony był po florenckich domostwach.

Choć równie spektakularnie, ale zdecydowanie w innym klimacie Wielkanoc świętuje się w hiszpańskim Verges. To położone w północno-wschodniej części Katalonii, zaledwie około 30 kilometrów od Girony, miasteczko słynie z osobliwej świątecznej tradycji – tańca śmierci (po katalońsku: dansa de la mort). „Impreza” odbywa się w noc z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek i trwa prawie trzy godziny. Biorący w pokazie tancerze przywdziewają na tę okazję specjalne, czarne, przypominające te halloweenowe kostiumy kościotrupów, a na twarze zakładają równie straszne maski. Całość stylizacji dopełniają odpowiednio dobrane rekwizyty – kosa, taca z popiołem lub pozbawiony wskazówek zegar. Ta upiorna parada wyrusza dokładnie o północy, kierując się wąskimi uliczkami tutejszej starówki w kierunku miejscowego kościoła. Przy świetle pochodni i odgłosach bębnów odbywa się mroczny spektakl, który alegorycznie ma uzmysłowić przybyłym ulotność ludzkiego życia. Pierwsze wzmianki o odbywającym się w Verges tańcu śmierci pochodzą z 1666 roku, jednak katalońscy historycy twierdzą, że tradycja jest o wiele starsza, ma bowiem upamiętniać ofiary epidemii dżumy, jaka przetoczyła się przez Europę w XIV wieku.

W Grecji, podobnie jak we Włoszech, świętowanie Wielkanocy kojarzy się z hałasem – tym razem mowa jednak nie o fajerwerkach, ale odgłosie… tłuczonych doniczek. Ten zwyczaj kultywowany jest na Korfu. To właśnie w miasteczkach tej jońskiej wyspy w Wielką Sobotę, dokładnie o 11.00, zaczynają bić kościelne dzwony, a z parapetów i balkonów spadają wypełnione wodą doniczki. Wbrew pozorom resztki z rozbitych naczyń nie zalegają długo na chodnikach – niemal od razu zabierane są przez dzieci i odwiedzających Korfu turystów, ponieważ przyjęło się, że zatrzymanie pamiątkowego kawałka gliny przynosi szczęście i pomyślność. Według różnych źródeł sam ten zwyczaj ma oznaczać pozbycie się starych rzeczy, aby zrobić miejsce na nowe. Symbolicznie jednak odczytuje się to jako pożegnanie z problemami i troskami. Tradycja ta rzekomo ma swoje korzenie jeszcze w czasach panowania na wyspie Republiki Weneckiej, lecz kilka wieków temu tłuczenie garnków i donic odbywało się w ostatnim dniu grudnia i miało uświetnić przyjście nowego roku.

Jeszcze starszą historię mają niektóre zwyczaje wielkanocne, które do dzisiaj kultywowane są w Niemczech. Jednym z najbardziej spektakularnych jest rozpalanie ogromnych ognisk przy okazji Wielkiego Piątku lub Niedzieli Wielkanocnej. Tradycja ta, mająca swoje korzenie jeszcze w czasach przedchrześcijańskich, kiedy w ten sposób świętowano nadejście wiosny, utrzymuje się w całych Niemczech. Chyba to najbardziej znane ognisko rozpalane jest co roku nad samym brzegiem Łaby w prestiżowej dzielnicy Hamburga – Blankenese. Z kolei w znajdującej się tuż przy polskiej granicy Saksonii, a dokładnie na terenie Górnych Łużyc, kultywowany jest zwyczaj wielkanocnych przejazdów konnych. Jeźdźcy ubrani w granatowe garnitury, kapelusze i białe rękawiczki dosiadają elegancko przystrojonych koni i podczas przejazdu przez katolickie wioski ogłaszają zmartwychwstanie Chrystusa!

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version