Mariusz Błaszczak z brzydkiego kaczątka wyrósł na pierwszego po prezesie i marzy o prezydenturze. Chodzi po drogich sklepach w Warszawie i kupuje garnitury, koszule i krawaty. Kolorowe.

Partia jest jak żona, a żony się nie oddaje. Jest się z nią aż do śmierci. W razie zasłabnięcia Jarosława zaopiekuje się PiS Mariusz Błaszczak, najbardziej zaufany człowiek prezesa. A gdyby miało zabraknąć Jarosława, to jasne jest jego wskazanie na Mariusza jako swojego następcę – mówi polityk PiS.

Jest dzieckiem Prawa i Sprawiedliwości. Spoważniał i zmężniał. Wyrósł na wiceprezesa PiS. Na ministra obrony narodowej. Na wicepremiera. Na tego, który zasiada po prawicy Jarosława Kaczyńskiego. Marzy nawet o prezydenturze, ale się z tym nie wychyla. Najważniejsza jest bowiem partia. A że partia to Jarosław, dla niego zrobi wszystko.

Jest dziś w PiS pierwszym po Kaczyńskim, najnowszym modelem delfina. Wcześniej był nim Mateusz Morawiecki, dziś w partii bardzo osłabiony, zwłaszcza aferą w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, w której ścigany jest jeden z bliskich ludzi byłego premiera Michał Kuczmierowski.

– Kiedyś Mariusz może zagrać pierwsze skrzypce – twierdzi polityk PiS, dobry znajomy Błaszczaka. Do tej pory zawsze gra tak, jak mu dyrygent wskaże.

Tuż po agresji Rosji na Ukrainę MON Błaszczaka na jednej z narad ścisłych władz państwa zaproponowało, by przekazać Ukrainie 130 czołgów T-72. Czas był krytyczny. Ukraina mogła paść. Jarosław Kaczyński, wówczas wicepremier, odpowiedział, że dałby ich dwa razy więcej. I Błaszczak dał dwa razy więcej. Jest lojalny wobec prezesa w każdej kwestii – od błahostek po rzeczy fundamentalne. Ale nie zawsze odczytywał w mig myśli swego mistrza.

Jarosław ma leciwy telefon – Nokię, która wiecznie jest obiektem żartów. Pewnie bezpieczniejszą, bo tak prostą. Kaczyński zapamiętuje końcówki numerów i po tym często identyfikuje, kto do niego dzwoni. Tylko numery należące do najważniejszych ludzi, z którymi się kontaktuje bardzo często, ma wpisane do kontaktów z imieniem i nazwiskiem. Wedle naszych rozmówców Błaszczak jest w gronie docenionych.

Rozmawiają każdego dnia wielokrotnie. – No, może nie w niedziele – śmieje się nasz rozmówca z Nowogrodzkiej. – Jarosław zawsze od niego odbiera – dodaje inny.

Są na „ty” – tego zaszczytu dostąpił jeszcze przed czterdziestką, choć prezes zwykł uznawać ludzi z trójką z przodu za młokosów i co do zasady nie spoufala się, bo nie są dostatecznie poważni.

Błaszczak jest w stanie godzić frakcje w łonie Zjednoczonej Prawicy. Jego zaletą jest to, że wzbudza bardzo mało złych emocji w PiS. Gorzej, że on w ogóle wzbudza mało emocji. W samym PiS z niego żartują, że jest jak flaki z olejem. Charyzmy nie ma.

Legendą obrosło już to, jak kojąco na prezesa wpływa Błaszczak. Gdy parę lat temu szef MON prezentował ustawę o obronie ojczyzny, a to przecież arcyważna, będąca oczkiem w głowie Kaczyńskiego ustawa, prezes PiS zmrużył oczy i przysypiał.

Od wielu miesięcy stopniowo zrzuca na Błaszczaka coraz więcej spraw partyjnych. Nie strategicznych ani najważniejszych decyzji personalnych, bo te zawsze są w rękach prezesa. Ale drobniejszych już tak. – Prezes kiedyś przyjeżdżał na Nowogrodzką ok. godz. 11 i siedział do nocy. Teraz już tak późno nie wychodzi – mówi nam polityk PiS.

Działaczy, z którymi dotychczas się użerał osobiście, odsyła z mniej ważnymi sprawami do Błaszczaka. Nie ma czasu, energii ani cierpliwości, by zajmować się drobnostkami.

Ale Błaszczak nie jest niezawodny. Parę miesięcy temu, gdy w Sejmie ważyły się losy wicemarszałka Krzysztofa Bosaka, Błaszczak miał na polecenie Kaczyńskiego poinformować cały klub PiS, że posłowie mają głosować za odwołaniem konfederaty. Ale pisowcy zaczęli się buntować, i to głośno – przewodził im Przemysław Czarnek (obecnie w aliansie z Błaszczakiem). – Musiał pojechać na Nowogrodzką i przekazać Jarosławowi, że nie dał rady. Widać było, jak bardzo go to bolało, bo nie wypełnił zadania – wspomina nasz rozmówca.

Teraz w PiS przekonują, że Błaszczak łasi się do parlamentarzystów, chce budować dobre relacje. Rozmawia nie z wysokości, ale jak równy z równymi. – Trochę za późno zaczął – dodaje inny rozmówca z PiS.

Całą karierę oparł na relacji z Kaczyńskim. – Ciągle młody, a już stary druh prezesa. Jarosław nie ma żadnych wątpliwości co do jego lojalności – mówi poseł PiS. Inny dodaje: – Na koniec dnia dobrze wie, kto jest przy nim.

55-letni Błaszczak wszystko w polityce zawdzięcza Kaczyńskiemu. Bez niego pewnie by pozostał historykiem pracującym w urzędzie miejskim Legionowa albo w warszawskim samorządzie. Gdy ćwierć wieku temu był rzecznikiem Legionowa, lokalne media ochrzciły go „stalowymi ustami”. W latach 20021-2004 był zastępcą burmistrza warszawskiej Woli, a potem burmistrzem Śródmieścia. Chciał być w 2002 r. prezydentem rodzinnego Legionowa, miał poparcie PiS, ale nie wyszło – zgarnął zaledwie 11 proc.

Aż Kaczyński umieścił go – za namową nieodżałowanego w PiS, zmarłego w katastrofie smoleńskiej Przemysława Gosiewskiego – w fotelu szefa kancelarii premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Tak wystrzeliła jego kariera.

– Został mi narzucony przez Kaczyńskiego – wspomina Marcinkiewicz. – Niczym specjalnym się nie wyróżniał, ale nie był niesprawny w tym, co miał do zrobienia. A oprócz tego oczywiście śledził i mnie pilnował. Do tego stopnia, że mój asystent był przez niego i jego ludzi nieustannie przesłuchiwany. Musiałem przenieść tego asystenta na inne stanowisko, żeby mu dali spokój.

Błaszczak był też w kancelarii Jarosława Kaczyńskiego w 2007 r. Spędzali wtedy całe dnie od rana do nocy. Do Sejmu wszedł w 2007 r. i od tego czasu trwa na Wiejskiej, obecnie jako szef klubu parlamentarnego PiS. Był szefem MSWiA, MON i wicepremierem. „Usta prezesa” – tak się o nim powszechnie mówi także na Nowogrodzkiej.

Marcinkiewicz: – Nie myśli sobą, on myśli Kaczyńskim. Jest najmłodszym zakonnikiem Porozumienia Centrum [poprzedniej partii prezesa – red.]. Nie dziwię się, że dziś jest najbliższym człowiekiem prezesa. Kaczyński też musiał to dostrzec i jest to w jego oczach wielką zaletą.

Jarosław Kaczyński ma święte przekonanie, że Błaszczak, owszem, coś może i spartoli, ale nie nakradnie, bo osobiście jest jednak uczciwy. Co innego jego najbliższa współpracownica Agnieszka Glapiak, obecnie członkini KRRiT – usłyszała zarzut przekroczenia uprawnień przy kupnie przez MON zegarka za ok. 6 tys. zł. Zegarek znaleziono w jej mieszkaniu, a miał być prezentem dla delegacji z Korei Południowej.

Błaszczak też zapewne dostanie zarzuty, ale za zupełnie inną sprawę. Ba, sam był gotów dla dobra partii się narazić. Otóż w kampanii wyborczej przed wyborami parlamentarnymi 15 października 2023 r. odtajnił fragmenty planu użycia sił zbrojnych w akcji „Warta” dotyczącej obrony Polski w przypadku hipotetycznej agresji Rosji i Białorusi. W lipcu szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego złożył w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przez Błaszczaka przestępstwa. Dzięki tym wyimkom z planów wojskowych PiS oskarżało Donalda Tuska, że chciał oddać Putinowi część Polski na wschód od linii Wisły, którą Błaszczak ochrzcił „linią Tuska”, a dzisiejszego premiera oskarżano wręcz o zdradę. Kwestią czasu jest to, że prokuratura postawi Błaszczakowi zarzuty. Na Nowogrodzkiej to jednak powód do dumy, a nie strachu.

Co innego sprawa rosyjskiej rakiety, która 16 grudnia 2022 r. spadła obok Bydgoszczy. Potencjalnie mogła mieć nawet głowicę atomową. Według ustaleń Najwyższej Izby Kontroli Błaszczak od co najmniej 2 stycznia 2023 r. wiedział o tym incydencie, ale nie poinformował prezydenta Andrzeja Dudy ani premiera Mateusza Morawieckiego. Szczątki odnalazła po kilku miesiącach kobieta jadąca konno przez las – dopiero wtedy Błaszczak zabrał głos i oskarżył dwóch najważniejszych dowódców armii o ukrycie incydentu z rosyjską rakietą. Zażądał też ich dymisji.

Generałów wybronił Andrzej Duda i uznał Błaszczaka za kłamcę, który ukrył przed nim incydent z rakietą. Od tego czasu w pałacu prezydenckim jest znienawidzony. Sam Duda milczy, ale szef jego gabinetu Marcin Mastalerek publicznie szydzi z Błaszczaka.

A generałów Rajmunda Andrzejczaka i Tomasza Piotrowskiego szef MON tak rozwścieczył, że na parę dni przed wyborami 15 października wbili PiS nóż w plecy, składając dymisje. Rosyjska rakieta boleśnie trafiła więc Błaszczaka i PiS. Ale go nie zatopiła.

– Mariusz ładny jest i taki amerykański. Nawet po angielsku coś powie – śmieje się nasz rozmówca z PiS.

W partii dostrzegają jego starania, aby być kandydatem na prezydenta. – Zabiega, ale przy tym nie fauluje. Przyjmie nominację, jeśli taka będzie decyzja Kaczyńskiego – słyszymy.

Sam prezes zagadnięty na konferencji prasowej o to, czy Błaszczak mógłby być kandydatem na prezydenta, chwalił go co prawda, ale dodał z uśmiechem: – Skromność mojego kolegi – mogę chyba powiedzieć: przyjaciela – jest taka, że ręce opadają. Każdy inny by powiedział od razu, jakie mam świetne sondaże.

W elektoracie PiS jest popularny, ale ma marne szanse na wyjście poza jego rogatki. Wśród ankietowanych (w sondażu United Surveys dla WP), którzy deklarują poparcie dla PiS, najwięcej osób (29 proc.) wskazało na Błaszczaka – to właśnie były szef MON jest najbliższy modelowi opisanemu przez Kaczyńskiego w Radiu Maryja: „Wysoki, okazały, przystojny, znający języki i obyty międzynarodowo”.

Morawiecki zajął drugie miejsce (21 proc.), a 11 proc. stawiało na Przemysława Czarnka. – Pierwszą rzeczą, o jaką zapytam po konferencji, będzie właśnie pytanie o ten sondaż. I jeżeli to jest tak, że różne badania wskażą w tym kierunku, to będę ogromnie rad – dodawał Kaczyński.

Błaszczak ma w PiS podwójną rolę. Jest w partyjnym zespole, który szuka kandydatów na prezydenta i rozmawia z nimi, by przedstawić rekomendacje dla Kaczyńskiego. Ale jest też jednym z kandydatów na kandydata PiS.

– Ma ochotę, ale nie ma predyspozycji – mówi polityk Zjednoczonej Prawicy. – Jeśli jednak będzie bezrybie i nie znajdzie się żaden młodszy człowiek z drugiego szeregu, to Błaszczak jest opcją dość bezpieczną dla partii.

Człowiek z PiS: – Błaszczak wciąż jest brany pod uwagę, nawet jeśli nie ma szans wygrać w tych wyborach. Jak nie znajdziemy nikogo dobrego, to start Mariusza może minimalizować straty nieudanej operacji szukania nowego Dudy.

Inny dodaje: – Jarosław ma dość ludzi takich jak Andrzej Duda. Takich, którzy wykorzystali PiS, a potem stali się niewdzięczni i nieposłuszni. Prezes chce lojalnych.

Błaszczak w partii rośnie w siłę. Stanąć ma na czele nowego ciała w PiS – komitetu wykonawczego złożonego z młodych polityków PiS, czyli rodzaju nowego zarządu, który ma być na pierwszej linii frontu walki politycznej.

Kaczyński namaszcza go na przyszłego następcę w fotelu lidera PiS. Kiedy kilka miesięcy temu mówił w gronie współpracowników, że myśli o rezygnacji z fotela szefa partii, Mateusz Morawiecki od razu wyrywał się z deklaracją. Błaszczak pokornie milczał. Dziś Morawiecki jest marginalizowany w partii, a Błaszczakowi prezes de facto wytycza ścieżkę do przejęcia władzy. Nie od razu, ale ten proces zainicjował.

Błaszczak na czele, bez Kaczyńskiego za sobą, to jednak za mało, by PiS przetrwało w jednym kawałku. Człowiek z PiS: – Jeśli zabraknie prezesa i Mariusz zostanie sam, to partia się rozleci.

Takie wizje nie przeszkadzają prezesowi opiewać go w Radiu Maryja: – Jest u nas od politycznego dzieciństwa, od młodzieżówki, przez całe ponad 30 lat dziejów naszej partii. W polityce samorządowej pełnił różne funkcje, był w rządzie jako wicepremier i minister obrony. Ma doświadczenie partyjne – był szefem klubu parlamentarnego. To prawda, ja proponuję takie rozwiązanie [by był szefem nowego komitetu wykonawczego PiS – red.]. Bardzo bym się cieszył, gdyby to był Mariusz Błaszczak, ponieważ cenię go i lubię. To nie jest jednak swoista dyrektywa seniora partii, żeby akurat jego wybrać jako następcę. Uważam, że byłaby to najrozsądniejsza decyzja, jaką kongres partii może podjąć, ale to już jest w gestii kongresu.

Kongres wyborczy PiS w Przysusze miał się odbyć w ostatnią sobotę września. Ale odwołano go na parę dni przed. Impreza partyjna w czasie, gdy południowo-zachodnią Polskę zalała powódź, to chybiony pomysł. A ponadto trudno było dopiąć, jak ma wyglądać zmiana systemu władzy w partii i zwłaszcza idące jak krew z nosa rozmowy o połączeniu z Suwerenną Polską.

Błaszczak jako lider PiS, i to z błogosławieństwem Kaczyńskiego, to koszmar dla Mateusza Morawieckiego. Były premier ma bowiem ambicję bycia szefem PiS bądź partii, w którą przepoczwarzyć może się w przyszłości – to cel nr 1 byłego premiera. Człowiek z PiS: – Podskórnie ta walka już się między nimi toczy.

W PiS już dostrzegają, że Błaszczak nie tyle się zbroi, ile stroi. Bardziej dba o wygląd, bo to też cecha prezydencka. – Chodzi po drogich sklepach w Warszawie i kupuje garnitury, koszule i krawaty – mówi parlamentarzysta PiS. Kolorowe.

To od Kaczyńskiego na pewno go odróżnia. Prezes od katastrofy smoleńskiej nosi tylko czarne.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version