Rząd PiS traktował polski przemysł po macoszemu, wolał robić zakupy za granicą. Teraz okazało się, że rząd Mateusza Morawieckiego niemal całkowicie pozbawił szans na rozwój z pieniędzy Unii Europejskiej.
Po najeździe Rosji na Ukrainę Bruksela postanowiła pobudzić rozwój europejskiego przemysłu obronnego. Na kilkadziesiąt projektów zostało przeznaczonych w sumie niemal 2 mld euro. Najwięcej przeznaczono na rozwój technologii i innowacji obronnych – 1,1 mld euro, w tym 225 mln na rozwój start–upów, które pracują nad nowymi systemami uzbrojenia.
Aktualnie najważniejszy jest jednak program ASAP, czyli wsparcie dla produkcji amunicji, której zużycie na Ukrainie pokazało, że państwa zachodu produkują jej zbyt mało. Dzięki dofinansowaniu państwa Unii Europejskiej i Norwegia mają do końca 2025 r. produkować 2 mln pocisków artyleryjskich rocznie.
„Akt o wspieraniu produkcji amunicji (ASAP) wchodzi w życie! Inwestujemy 500 mln euro w 31 projektów (z dziedziny) przemysłu zbrojeniowego, aby zwiększyć produkcję amunicji. Po raz pierwszy wykorzystujemy budżet UE do wspierania zdolności produkcyjnych (tego) przemysłu. Sygnał, który wysyłamy, jest jasny: Europa jest gotowa produkować więcej, szybciej i razem” – podkreślił w wypowiedzi dla Polskiej Agencji Prasowej Thierry Breton, komisarz ds. rynku wewnętrznego.
Polskie zaniedbania
„Skandalem jest stan polskiego przemysłu obronnego po ośmiu latach rządów PiS oraz fakt, że część firm w ogóle nie złożyła wniosków o dofinansowanie. Całość procesu odbyła się za czasów ministra aktywów państwowych Jacka Sasina ministra obrony Mariusza Błaszczaka” – napisał wiceminister Cezary Tomczyk we wpisie w serwisie X.
Po audycie prowadzonym w resorcie obrony okazało się, że pośród 31 projektów jest tylko jeden polski. Wnioski złożyły zaledwie trzy firmy z grupy PGZ S.A. – Mesko S.A, Zakłady Chemiczne Nitro–Chem S.A., ZM Dezamet S.A. na łączną kwotę ponad 11,5 mln euro. Ostatecznie grant otrzymał jedynie Dezamet S.A., który otrzyma 2,1 mln euro z puli 513 mln (13 mln do puli dorzuciła Norwegia).
Były minister obrony Mariusz Błaszczak w rządzie Prawa i Sprawiedliwości uderzył w rząd koalicji, pytając, dlaczego z całej puli do Polski trafi zaledwie ok. 2,1 mln euro. „Donald 'Król Europy’ Tusk załatwił dla Polski całe 0,42 proc. z unijnego programu produkcji amunicji” – napisał Błaszczak na X.
Zapomniał jednak, że wnioski należało składać, kiedy to on był ministrem obrony. Odpowiedział mu wiceminister Tomczyk, pisząc, że „publikacja propozycji konkursowych (calls for proposals) odbyła się 18 października 2023 r., a zakończenie zbierania propozycji od firm nastąpiło 13 grudnia ub.r. Wnioski można było składać jedynie na udokumentowane projekty inwestycyjne, dające realną szansę na realizację. Firmy przesyłały wnioski o przyznanie grantów bezpośrednio do KE”.
W tamtym okresie w Polsce rządził rząd tymczasowy Mateusza Morawieckiego. „Błaszczak jest niestety człowiekiem, który dziś jest wzorem dla ruskich trolli, siejąc dezinformacje” – podsumował Tomczyk.
Indolencja PiS–u
Terminy składania wniosków były znane od dłuższego czasu, podobnie jak wymagania, dotyczące warunków, jakie muszą spełnić podmioty. Firmy kierowane przez nominatów PiS całkowicie zignorowały wymagania, a przede wszystkim odpuściły projekty, które były wręcz dla nich stworzone. Jak w przypadku Nitro–Chemu, który produkuje m.in. materiały wybuchowe.
„Zakłady Chemiczne Nitro–Chem nie złożyły wniosku w kategorii explosives, gdzie każda ubiegająca się firma otrzymała grant. Co jest bardzo istotne projekt o dofinansowanie z KE, Dezamet składał w warunkach braku umowy z MON na dostawy dużych ilości amunicji. Umowę wykonawczą PGZ – Amunicja i Agencja Uzbrojenia na dostawę 300 tys. sztuk amunicji podpisały dopiero 22 grudnia 2023 r. Konkurs został zamknięty 13 grudnia” – napisał Tomczyk.
W dodatku projekty są finansowane w 50 proc. Jeśli więc polskie firmy wystąpiły o 11 mln, drugie tyle powinny wyłożyć ze swoich środków. Nie wiadomo, czy spółki należące do państwowego PGZ posiadały takie pieniądze, albo przynajmniej rządowe gwarancje na dofinansowanie projektów.
Uderzanie w polski przemysł
Niszczenie przez PiS polskiego przemysłu obronnego zaczęło się w 2016 r., kiedy Antoni Macierewicz zerwał rozmowy w sprawie zakupu śmigłowców wielozadaniowych. W ramach umowy miała w Łodzi powstać fabryka śmigłowcowa, centrum szkoleniowe i badawcze. Ostatecznie nie powstało, a śmigłowce kupowane są w firmach amerykańskich i brytyjsko–włoskich. Co więcej: śmigłowce, które przegrały w przetargu i nie spełniają wymagań Sił Zbrojnych.
Po wybuchu wojny w Ukrainie Błaszczak zorientował się, że zmarnował poprzednie lata urzędowania i zaniedbał polski przemysł. Ruszył więc na pilne zakupy z tzw. półki. Latem 2022 r. została podpisana umowa ramowa na 672 samobieżne haubice K9. W pierwszej umowie wykonawczej ograniczono liczbę pojazdów do 212, czyli dwukrotnie więcej niż zamówiono polskich odpowiedników, czyli Krabów, które są niezwykle chwalone za granicą.
Polski resort obrony nawet w swoich materiałach promocyjnych wykorzystuje koreański produkt, zaniedbując Kraba. Tymczasem Ukraińcy publikują zdjęcia polskiego produktu, niezwykle go chwaląc.
Polski przemysł od dawna nie może liczyć na wsparcie rządu. Tak było w choćby w przypadku postępowania Rumunów na zakup haubic samobieżnych. Koreański rząd dał Hanwhwie Aerospace duże wsparcie polityczne. Przedstawiciele władz odwiedzali się wzajemnie. W tym czasie polscy politycy prowadzili kampanię wyborczą. List o współpracy militarnej Bukareszt podpisał z Koreańczykami.
Z kolei Koreańczycy nadal nie doczekali się z polskiej strony rozmów na temat wymagań dla czołgów K2PL, które miałyby być produkowane w Polsce, choć Mariusz Błaszczak zapewniał jeszcze niedawno, że produkcja w Polsce zacznie się w 2026 r. Trudno będzie to osiągnąć, jeśli nie ma nawet prototypu tej wersji pojazdu. Z kolei koreańska wersja nie spełnia oczekiwań armii m.in. przez zbyt słabe opancerzenie.
Tak naprawdę w ostatnich latach najbardziej zyskała Stocznia Wojenna, która, dzięki współpracy z brytyjskim Babckokiem ma szansę na niezwykły rozwój technologiczny. W innych obszarach PiS, jeśli nie przeszkadzał w rozwoju, to już było bardzo dobrze.