Rosja sięgnęła po broń gazową wobec Unii Europejskiej, chcąc sparaliżować naszą gospodarkę, ale to Moskwa najdotkliwiej odczuła skutki tego posunięcia. Dane pokazują, w jak trudnej sytuacji jest Gazprom.

Unia Europejska skutecznie zmniejszyła swoją zależność od rosyjskich surowców, pojawia się jednak ryzyko powrotu do dawnych interesów, dlatego kluczowe jest utrzymanie kursu na pełną niezależność energetyczną od Moskwy. W epoce rządów Władimira Putina przyzwyczailiśmy się, że dostawy gazu traktowane były często przez Kreml jako instrument polityki zagranicznej, jednak dopiero po inwazji na Ukrainę w 2022 roku doszło do wykorzystania broni gazowej wobec państw unijnych na niespotykaną wcześniej skalę.

Jeszcze w 2021 roku Rosja zdecydowała się na wywołanie kryzysu gazowego w Unii Europejskiej, działając jednocześnie w granicach prawa. Po pierwsze, Gazprom zdecydował się sprzedawać zdecydowanie mniej gazu na rynkach spotowych, mimo rosnącego popytu w Europie. Po drugie, zmniejszył on wolumen gazu wysyłanego do europejskich magazynów gazowych. Działania Rosji przyczyniły się znacząco do wzrostu cen surowca, a finalnie cen energii elektrycznej w wielu państwach członkowskich Unii Europejskiej. Wówczas działania te interpretowano głównie jako rodzaj rosyjskiej presji na szybką certyfikację i uruchomienie gazociągu Nord Stream 2. Jego budowa została ukończona w 2021 roku, ale oddanie do komercyjnej eksploatacji było uzależnione od uzyskania certyfikacji niemieckiego regulatora i aprobaty Komisji Europejskiej na warunki eksploatacji.

Po inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku Kreml zdecydował się na pełnoskalową instrumentalizację dostaw gazu jako narzędzia polityki zagranicznej. W odpowiedzi na pierwsze unijne pakiety sankcyjne Władimir Putin 31 marca 2022 roku wydał dekret, w którym zmienił w trybie jednostronnym zasady rozliczeń za dostawy rosyjskiego gazu do odbiorców europejskich. Zgodnie z nim kupujący błękitne paliwo od Gazpromu zostali zobowiązani do założenia zarówno kont walutowych, jak i rublowych w Gazprombanku. Płatności miały odbywać się w dwóch etapach: najpierw wpłata należności w walucie obcej, a następnie jej konwersja na ruble. Zgodnie z dokumentem płatność miała być uznana za zrealizowaną dopiero w momencie zaksięgowania środków na koncie rublowym. Państwa, które nie zaakceptowały nowych warunków, zostały wiosną 2022 roku odcięte od dostaw gazu. Pierwszymi ofiarami dekretu Putina, już w kwietniu 2022 roku, padły Polska i Bułgaria. Później dostawy gazu odcięto między innymi Finlandii i Holandii.

Kolejnym krokiem było ograniczanie, a w ostateczności całkowite wstrzymanie dostaw rosyjskiego gazu rurociągami Jamał Europa i Nord Stream 1. Wyłączenie pierwszej magistrali było konsekwencją obustronnych sankcji, jakie nałożyły na siebie Polska i Rosja w maju 2022 roku. Z kolei w przypadku gazociągu Nord Stream 1 Gazprom najpierw systematycznie zmniejszał przesył surowca tą magistralą, następnie dwukrotnie poddawał ją pracom konserwacyjnym (w lipcu i w sierpniu 2022 roku), zaś na początku września 2022 roku całkowicie wstrzymał dostawy rurociągiem. Wreszcie we wrześniu doszło do aktów dywersji na obu nitkach gazociągu Nord Stream 1 i jednej z dwóch nitek Nord Stream 2, a w wyniku uszkodzeń tranzyt rosyjskiego surowca stał się fizycznie niemożliwy. Choć do dziś nie udało się oficjalnie ustalić sprawców, to wiele wskazuje na to, że stoi za nimi sama Rosja, która dysponowała technicznymi możliwościami przeprowadzenia tego typu operacji i której wówczas najbardziej zależało na pogłębieniu kryzysu energetycznego w Europie.

Na początku stycznia 2025 roku miało miejsce kolejne wstrzymanie tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę. Jednak nie było to wynikiem decyzji politycznej Kremla, ale stanowiskiem ukraińskich władz. W obliczu trwającej wojny Kijów konsekwentnie wystąpił przeciwko nowej umowie tranzytowej z Moskwą, dzięki której Gazprom mógłby nadal zarabiać na surowcu sprzedawanym na unijnym rynku. Według doniesień mediów branżowych roczna wartość eksportu rosyjskiego gazu przesyłanego przez Ukrainę do odbiorców europejskich wynosiła około 6,5 mld dol. rocznie. Z kolei według władz w Kijowie wpływy Ukrainy z opłat tranzytowych wnoszonych przez Gazprom wynosiły kilkaset milionów dolarów rocznie.

Choć w kalkulacji Kremla użycie broni gazowej na niespotykaną wcześniej skalę miało zaboleć unijnych partnerów finansowo, przestraszyć i doprowadzić do rewizji ich polityki wobec Ukrainy, to po blisko trzech latach wojny okazało się, że największą ofiarą decyzji rosyjskich władz stał się sam Gazprom.

Po pierwsze, największy rosyjski koncern gazowy stracił, najprawdopodobniej bezpowrotnie, budowaną mozolnie przez dekady pozycję głównego dostawcy gazu do Unii Europejskiej. Jeszcze w 2021 roku, czyli w ostatnim roku przed rosyjską inwazją na Ukrainę, udział Gazpromu w imporcie gazu do Wspólnoty wynosił około 42 proc. W 2023 roku spadł do 8 proc., a w 2024 roku wyniósł 11 proc. Większość długoletnich partnerów Gazpromu w obliczu ograniczania lub odcinania dostaw została zmuszona do znalezienia alternatywnych źródeł dostaw. Choć operacja była bardzo kosztowna, to najbardziej prominentni klienci Gazpromu, tacy jak Niemcy czy Włochy, zawarli nowe, często długoterminowe umowy na dostawy surowca z USA czy Kataru. Utrata europejskiego rynku zbytu zmusiła Gazprom do znaczącego ograniczenia wydobycia gazu. Według agencji Argus w 2023 roku wydobycie gazu przez największy rosyjski koncern gazowy wyniosło niecałe 328 miliardów metrów sześciennych, co jest najniższym wynikiem w historii putinowskiej Rosji. Dla porównania w latach 2006–2008 Gazprom wydobywał ponad 550 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie.

Po drugie, utrata pozycji na europejskim rynku oznacza wymierne straty finansowe dla rosyjskiego koncernu. W 2023 roku Gazprom odnotował stratę w wysokości prawie 7 miliardów dolarów, co było przede wszystkim konsekwencją spadku eksportu do Unii Europejskiej. Z jednej strony słabe wyniki finansowe rosyjskiego giganta gazowego nie są szczególnie krytyczne w kontekście wpływów do rosyjskiego budżetu. W ramach dochodów budżetowych z sektora naftowo-gazowego to przychody z ropy naftowej i produktów naftowych zazwyczaj stanowią ponad 80 proc. całości. Z drugiej strony drastyczne pogorszenie kondycji finansowej Gazpromu uderza w interesy członków rosyjskiej elity polityczno-biznesowej, która przez ostatnie dekady czerpała korzyści z dziesiątek miliardów dolarów, które koncern zarabiał na handlu gazem z klientami z Unii Europejskiej.

Po trzecie, reputacja Gazpromu jako dostawcy surowca jest obecnie we Wspólnocie dramatycznie niska, co utrudniać będzie próby odzyskania pozycji rynkowej sprzed 2022 roku. Jednocześnie największy rosyjski koncern gazowy ma niewielkie możliwości zrekompensowania sobie utraty europejskiego rynku zaangażowaniem w innych częściach świata. Co prawda od grudnia 2019 roku eksportuje gaz do Chin rurociągiem Siła Syberii, ale aktualny poziom dostaw (31 miliardów metrów sześciennych w 2024 roku) jest nieporównywalny z tym, który trafiał przed 2022 rokiem do Unii Europejskiej (około 140 miliardów metrów sześciennych w 2021 roku). Co więcej, sytuacja nie ulegnie zmianie ani w perspektywie krótko-, ani długoterminowej. Maksymalny poziom dostaw zakontraktowanych do dostarczenia gazociągiem Siła Syberii wynosi bowiem 38 miliardów metrów sześciennych i ma zostać osiągnięty w 2025 roku.

Nawet jeśli Gazprom zdoła dodatkowo rozpocząć dostawy do Chin z Dalekiego Wschodu (10 miliardów metrów sześciennych na bazie kontraktu zawartego w lutym 2022 roku), to nie zdoła nawet zbliżyć się do poziomów eksportu błękitnego paliwa do Europy. Co więcej, jest też mało prawdopodobne, by Chiny, prowadząc politykę dywersyfikacji źródeł dostaw, były zainteresowane zwiększaniem importu z Rosji, w tym budową gazociągu Siła Syberii 2. Ten ostatni projekt, intensywnie forsowany przez Kreml od wielu lat, zakłada budowę gazociągu z Rosji przez Mongolię do Chin, który umożliwiałby eksport surowca ze złóż zachodniosyberyjskich (czyli tych samych, które dotąd były wykorzystywane na potrzeby eksportu do Europy) do Państwa Środka. Kremlowi nie udało się także zmaterializować idei „hubu gazowego” w Turcji czy sojuszu gazowego z państwami Azji Centralnej. Ten pierwszy pomysł wymagałby rozbudowy infrastruktury przesyłowej na Morzu Czarnym, co wydaje się nierealne w warunkach zachodnich sankcji. Z kolei idea sojuszu gazowego z Kazachstanem i Uzbekistanem, której celem miałoby być przesyłanie rosyjskiego gazu tranzytem przez Azję Centralną do Chin, napotyka problemy związane z nieufnością Astany i Taszkientu oraz brakiem zainteresowania ze strony Chin.

Wreszcie po czwarte, rosyjski sektor gazowy boleśnie odczuwa skutki sankcji wprowadzonych przez państwa zachodnie. Dotyczy to w szczególności sektora gazu skroplonego (LNG). Jeszcze w 2020 roku kraj nad Wołgą deklarował ambitne cele w tym zakresie. Dążył mianowicie do osiągnięcia mocy produkcyjnych w sektorze LNG na poziomie 80–140 milionów ton rocznie do 2035 roku, co dawałoby Rosji pozycję jednego z największych graczy w skali globalnej. Tymczasem sankcje nakładane w latach 2022–2024 roku przez państwa zachodnie (głównie Unię Europejską i Stany Zjednoczone) obejmują między innymi zakaz eksportu technologii i inwestycji w rozwój rosyjskich projektów LNG. Choć rosyjskie władze oraz firmy zapowiadają rozwiązanie tych problemów przy użyciu własnych technologii, to ich efektywność jest dotąd bardzo słaba. W konsekwencji jeden z realizowanych obecnie przez firmę Novatek projektów – Arktyczny LNG 2 – napotkał poważne problemy. Nie tylko znacząco opóźniło się oddanie do użytku pierwszej linii produkcyjnej nowego zakładu, ale już po jej uruchomieniu amerykańskie sankcje skutecznie ograniczyły możliwości eksportu LNG z terminala. Według agencji Argus w 2024 roku zakład pracował jedynie na jedną czwartą swoich mocy produkcyjnych i żaden z odprawionych gazowców nie znalazł nabywców na rosyjskie LNG na rynkach zewnętrznych. Utrzymanie reżimu sankcyjnego stawia także pod znakiem zapytania realizacje w Rosji innych projektów LNG na dużą skalę, w tym inwestycji Novateku czy dużego zakładu przetwórstwa gazu budowanego przez Gazprom w obwodzie leningradzkim (ma obejmować między innymi linię produkcji LNG).

Choć trzy lata wojny doprowadziły do ograniczenia eksportu gazu z Rosji, spadku pozycji rosyjskich firm gazowych, w szczególności Gazpromu na europejskim rynku oraz sankcji uderzających w rosyjski sektor LNG, to Moskwa zachowuje pewne przyczółki na gazowym rynku w Europie, a dodatkowo zaczynają się pojawiać sygnały o możliwej poprawie stanu posiadania w ciągu najbliższych miesięcy.

Co prawda drastycznie spadł eksport gazu do Unii Europejskiej „gazpromowskimi” rurami, to jednak wzrósł wolumen eksportu rosyjskiego LNG do Europy. O ile w 2021 roku do Wspólnoty trafiało około 14–15 miliardów metrów sześciennych rosyjskiego gazu w postaci skroplonej, to w 2024 roku już prawie 22 miliardów metrów sześciennych. Jest to wynikiem tego, że część europejskich firm z Hiszpanii, Francji czy Belgii związana jest długoterminowymi kontraktami na import LNG z Rosji, zawartymi na wiele lat przed inwazją Rosji na Ukrainę. Choć większość gazociągów służących do eksportu gazu z Rosji do Europy nie jest wykorzystywana, to nadal gazpromowski gaz trafia do wybranych odbiorców europejskich jedną z dwóch nitek gazociągu TurkStream (magistrala biegnąca z Rosji przez Morze Czarne do Turcji, dzięki której surowiec płynie przez Bułgarię między innymi na Węgry i do Serbii). Choć Unia Europejska nałożyła w ramach sankcji embargo na import niektórych surowców energetycznych z Rosji (węgla, ropy surowej importowanej drogą morską i północną nitką ropociągu Drużba, a także na import niektórych produktów naftowych), to poza reżimem sankcyjnym pozostał import rosyjskiego gazu. Stąd nie ma obecnie żadnych prawnych przeszkód, by państwa Unii Europejskiej mogły importować rosyjski gaz zarówno w formie skroplonej, jak i drogą rurociągową.

Mimo że większości państw Wspólnoty udało się zdywersyfikować źródła dostaw gazu, zmniejszając wcześniejszą zależność od Gazpromu, to w niektórych stolicach pojawiają się propozycje powrotu do zakupu gazu z Rosji. W klubie orędowników utrzymania współpracy energetycznej z Moskwą obecnie prym wiodą Budapeszt i Bratysława. Wstrzymanie tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę spotkało się z ostrymi reakcjami władz Słowacji czy Węgier, wskazującymi na możliwe zagrożenia dla bezpieczeństwa energetycznego Unii Europejskiej. W rzeczywistości przywódcy obu państw postrzegają współpracę z Rosję przez pryzmat korzyści ekonomicznych, jakie oba kraje odnoszą z tytułu współpracy z Kremlem (Słowacja zarabiała nie tylko na tranzycie rosyjskiego gazu, ale także na handlu nadwyżkami z importu błękitnego paliwa z Rosji).

Poza głosami prorosyjskich liderów Słowacji i Węgier pojawiają się także bardziej niebezpieczne pomysły. Według doniesień „Financial Times” ze stycznia 2025 roku urzędnicy z niektórych państw Unii Europejskiej nie tylko postulują powrót do zwiększonych zakupów gazu z Rosji. Napływają propozycje, między innymi z Niemiec i Węgier, by połączyć kwestie zwiększenia zakupów rosyjskiego gazu z uzgodnieniami politycznymi dotyczącymi trwającej wciąż wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Nie można też wykluczyć, że w obliczu coraz bardziej asertywnej postawy USA wobec Unii Europejskiej, co związane jest z transakcyjną polityką Donalda Trumpa, niektóre państwa europejskie będą forsować postulat unikania zwiększania zależności gazowej od USA (w 2024 roku udział amerykańskiego LNG w imporcie gazu do UE wyniósł nieco ponad 18 proc. Jednocześnie rosnące ceny gazu w Europie, a co za tym idzie energii elektrycznej mogą się okazać dodatkową okolicznością sprzyjającą forsowaniu pomysłów dotyczących zwiększenia zakupów błękitnego paliwa z Rosji.

Tymczasem europejska odpowiedź na rosyjski problem gazowy powinna być zgodna z celem politycznym wyznaczonym w 2022 roku w ramach programu REPower EU. Wówczas, w reakcji na rosyjską agresję i instrumentalne traktowanie przez Kreml dostaw gazu do Unii Europejskiej, Komisja Europejska zaproponowała, by do 2027 roku Wspólnota całkowicie zrezygnowała z importu surowców energetycznych z Rosji. Jednocześnie Unia Europejska i inne państwa zachodnie wprowadziły szereg sankcji dotyczących rosyjskiego sektora energetycznego, z których część oddziaływać będzie długoterminowo. W obliczu pojawiających się na horyzoncie perspektyw zawieszenia czy zakończenia konfliktu między Rosją a Ukrainą, Unia Europejska i państwa członkowskie powinny trzymać się konsekwentnie strategicznego celu, jakim jest uniezależnienie energetyczne od Rosji. Wydaje się to uzasadnione z kilku powodów.

Po pierwsze, państwa członkowskie Wspólnoty powinny być zachęcone do kontynuacji tego kursu dotychczasowymi sukcesami. Udział rosyjskiego gazu (łącznie gazociągi i LNG) spadł z prawie 45 proc. w 2021 roku do niewiele ponad 18 procent w 2023 roku, a wolumen dostaw ze 155 miliardów metrów sześciennych do niecałych 52 miliardów metrów sześciennych. Co więcej, Unia Europejska nie uzależniła się od żadnego innego dostawcy w stopniu porównywalnym do zależności od Rosji w 2021 roku. Portfel dostaw do Unii Europejskiej jest dużo bardziej zróżnicowany, w szczególności jeśli chodzi o import LNG (import z USA, ale także Kataru czy państw afrykańskich). Ważną rolę odgrywają dostawy rurociągami z Norwegii, Algierii czy Azerbejdżanu. Sukcesem Wspólnoty jest osiągnięcie w relatywnie krótkim czasie celu dywersyfikacji źródeł dostaw gazu, który wcześniej przez dekady pojawiał się w wielu unijnych dokumentach prawnych i politycznych dotyczących polityki energetycznej.

Po drugie, utrzymanie dotychczasowego reżimu politycznego w Rosji oznacza status quo w odniesieniu do celów i instrumentów polityki zagranicznej Moskwy. W konsekwencji jakikolwiek ewentualny reset energetyczny UE w relacjach z Rosją i doraźne korzyści oferowane przez Kreml partnerom europejskim miałyby charakter tymczasowy i przynoszący dywidendy wyłącznie rosyjskim władzom. Oferta wznowienia współpracy energetycznej ze strony Kremla obliczona byłaby bowiem przede wszystkim na generowanie wewnątrzunijnych podziałów, szczególnie w kontekście kształtowania europejskiej polityki wobec Rosji. Jednocześnie zwiększanie zależności energetycznej państw Unii Europejskiej od Rosji tworzyłoby w horyzoncie długoterminowym ryzyka ponownego użycia przez Moskwę broni gazowej, co z kolei generowałoby stare/nowe zagrożenia dla bezpieczeństwa energetycznego Unii Europejskiej.

Wreszcie po trzecie, wracając – nawet w ograniczonej formie – do energetycznego business as usual z Rosją stracilibyśmy jako Unia Europejska naszą wiarygodność wobec wschodnich sąsiadów, takich jak Ukraina czy Mołdawia. Tymczasem państwa członkowskie Wspólnoty powinny kontynuować działania wspierające partnerów na wschodzie w wysiłkach na rzecz wzmacniania bezpieczeństwa energetycznego w oparciu o dwa filary: niezależność od Rosji i ściślejszą integrację z rynkiem energetycznym Unii Europejskiej.

***

Choć każda wojna, w tym Rosji z Ukrainą, przynosi przede wszystkim cierpienie i ogrom zniszczeń, to jej nieoczekiwanym pozytywnym skutkiem ubocznym dla Unii Europejskiej jest spektakularne zmniejszenie zależności energetycznej, w tym gazowej, od Rosji. I choć sukces ten w pierwszej kolejności wynikał z działań Kremla i wiązał się z dużymi kosztami po stronie Wspólnoty, to długoterminowo jest nie do przecenienia w kontekście wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego Europy. Nie wolno tego zmarnować, szczególnie gdy Moskwa znów zacznie kusić Europę powrotem do energetycznego business as usual.

Dr Szymon Kardaś — jest analitykiem w European Council on Foreign Relations oraz adiunktem na Uniwersytecie Warszawskim. Specjalizuje się m.in. w tematyce energetycznej.

Artykuł pochodzi z kwartalnika „Nowa Europa Wschodnia”. Tytuł i lead od redakcji „Newsweeka”.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version