Być może życie całkowicie wolne od gier nie jest możliwe. Jednak praca na rzecz tego, by grać mniej, to droga w kierunku budowania dobrych, bliskich relacji, wewnętrznej spójności i szczerości oraz większej świadomości w decydowaniu o tym, co jest dla nas ważniejsze: jak ktoś inny czuje się w stosunku do mnie czy jak ja czuję się w stosunku do siebie.

Rezygnowanie z gier psychologicznych i wychodzenie z roli w trójkącie dramatycznym (ofiara, ratownik, prześladowca) to proces dojrzewania. Lepiej w nim poznajemy siebie – swoje uczucia i potrzeby, które próbujemy „załatwić” graniem – oraz przyjmujemy bardziej dorosłą pozycję w świecie. Bycie w roli ofiary, ratownika lub prześladowcy oznacza korzystanie z dziecięcych, a więc niedojrzałych strategii postępowania. Działamy wówczas według założenia, że sposób, w jaki czujemy i reagujemy, wynika całkowicie z zachowania innych. To, co robimy, myślimy i przeżywamy, jest – zgodnie z niedojrzałym widzeniem – jedynie odpowiedzią na to, jak traktują nas inni ludzie. Kiedy decydujemy się nie reagować z pozycji roli w trójkącie, utrzymujemy się przy swoich wewnętrznych standardach – zachowujemy się zgodnie ze swoimi wartościami niezależnie od tego, jak jesteśmy traktowani. Reaktywność i impulsywność ustępują wówczas miejsca dojrzałej integralności i wewnętrznej spójności.

Kluczowym warunkiem tego, by wydostać się z błędnego cyklu trójkąta dramatycznego, jest rozpoznawanie, kiedy w nim jesteśmy. Musimy się dowiedzieć, co uruchamia w nas reakcje ofiary, prześladowcy lub ratownika. Kiedy wpadamy w ten trójkąt, przestajemy widzieć sytuację taką, jaka ona jest, a raczej odbieramy ją przez pryzmat swoich minionych doświadczeń. Mieszamy teraźniejszość z przeszłością. Reagujemy na aktualną sytuację tak, jakby to, co się dzieje teraz, było kulminacją wszystkich podobnych momentów z przeszłości.

Patrycja opisuje swojego partnera Krzysztofa jako pełnego energii i radości życia lekkoducha. Podziwia go za to, jak potrafił odnajdywać i rozwijać swoje pasje. Na ogół ze spokojem przyjmuje, że zdarza mu się znikać z domu na nieco dłużej, by coś zrobić, czegoś spróbować, doświadczyć. Jednak raz na jakiś czas jego spontaniczne i beztroskie podejście dotyka ją bardziej. Gdy Krzysztof trzeci wieczór z rzędu ma spotkanie/siłownię/ciekawą dyskusję, Patrycja nie czuje spokoju, lecz zranienie i żal.

Ma dojmujące wrażenie, że nie jest ważna, że wszystko inne liczy się dla niego bardziej, a wieczór z nią spędzi chętnie tylko wtedy, gdy akurat nie ma bardziej atrakcyjnej alternatywy. Patrycja zna to uczucie bardzo dobrze. Urodziła się jako czwarta córka, która szybko musiała nauczyć się dostosowywać do etapu rozwoju swoich starszych sióstr. Rodzina nie rezygnowała z wycieczki do Włoch albo z szusowania na nartach, bo dla małej Patrycji było to zbyt wyczerpujące lub przerażające. Jeśli nie dawała rady, zostawiano ją u dziadków lub cioci. Nierzadko czuła więc, że przegrywa z ekscytującymi atrakcjami. Wtedy była realnie zostawiana przez najbliższych, a dziś czuje się pozostawiona i opuszczona, nawet gdy nie jest. Kiedy świat pochłonął Krzysztofa trzeci dzień z rzędu, Patrycja nie czuła wyłącznie złości i smutku z powodu tego, że znów go nie ma. Czuła tę bardzo wczesną ranę bycia pozostawioną i nieważną.

Aby wyjść z trójkąta dramatycznego, musimy nauczyć się rozpoznawać, co z naszej reakcji jest adekwatną odpowiedzią na aktualną sytuację, a co jest przeżyciem pochodzącym z „tam i wtedy”. Czy zranienie (przeżycie ofiary) jest proporcjonalne do tego, co się wydarzyło? Czy wściekłość (reakcja prześladowcy), którą czuję, gdy ktoś nie zgadza się z moimi poglądami, to naturalna reakcja, bo robi to w mało elegancki sposób, czy może widzę w tym próbę poniżenia, której tu w rzeczywistości nie ma? Czy zatroskanie (ratownik) to odpowiedź na realny stan osoby czy na mój własny lęk, że mnie odrzuci, jeśli nie będę opiekować się jej niewypowiedzianymi potrzebami? Przesiewanie naszych przeżyć i oddzielanie tego, co pochodzi z przeszłości, od reakcji na teraźniejszość, wymaga nieco wprawy. Czasami potrzebujemy, by towarzyszył nam w tym specjalista, niekiedy wystarczy rozmowa z zaufaną osobą. Najważniejsze jest życzliwe przyglądanie się sobie, oglądanie swoich reakcji i ich intensywności.

Może partner Patrycji ma dobry powód, by spędzić kolejny wieczór z rzędu poza domem. Może nawet przeprosił, bo nie chciał sprawić jej przykrości. Jednak to nie sprawia, że uczucie opuszczenia mija. Nawet szczera skrucha Krzysztofa nie ukoi zranienia, które zostało wyrządzone lata wcześniej przez kogoś innego. Jakie zatem jest wyjście?

Jedną z dostępnych nam opcji jest przerwanie rozmowy i odłożenie jej na później. Jeśli – po chwili zastanowienia i przyjrzenia się sobie – okaże się, że nasza reakcja nie pochodzi w rzeczywistości z roli ofiary, prześladowcy lub ratownika, a jest raczej adekwatną odpowiedzią na to, co się stało, to kolejnego dnia będzie równie stosowna. Jeśli jednak rozpoznamy, że czujemy więcej i bardziej, niż wyjaśniałaby sama sytuacja, to przerwa pozwoli opaść napięciu i uspokoić się naszym uczuciom. Pomoże zrozumieć, co się dzieje i skąd w nas tak intensywne reakcje. Po chwili oddechu łatwiej oddzielić, które z naszych odczuć są skierowane do osób z teraźniejszości, a które z nich nie pochodzą z „tu i teraz”. Łatwiej dojrzeć, że nasze myśli o sobie i drugiej stronie („nie liczy się ze mną”, „jestem nieważny/a” itp.), do których jeszcze przed chwilą byliśmy głęboko przekonani, były jedynie generalizacjami podyktowanymi przez silne emocje. Kluczowe jest zatrzymanie się w momencie, w którym czyjeś zachowanie wyzwala w nas te stare, dobrze znane uczucia. Bolesną interakcję możemy zresztą przerwać w każdym momencie. Ważne, by słowa „przerwijmy, dajmy sobie czas” nie wybrzmiały odwetowo, a w duchu zadbania o obie strony.

W drugiej możliwości możemy przyznać się naszemu rozmówcy, że to, co przeżywamy, nie jest związane tylko z tym, co aktualnie dzieje się w relacji. Możemy go wprost poinformować, że sami nie do końca rozumiemy nasze silne reakcje: „Mam wrażenie, że ta sytuacja za bardzo mnie uruchomiła”, „Widzę, że jestem bardzo defensywna, nie jestem w stanie teraz przyjąć, co do mnie mówisz”. Lub bardziej bezpośrednio – że najpewniej pochodzą z wcześniejszych doświadczeń. Kiedy odsłaniamy się z tym, że nasz odbiór sytuacji nie jest w pełni racjonalny, dajemy wyraz dużego zaufania. Ten sposób na przerwanie gry psychologicznej jest zatem zarezerwowany dla tych relacji, w których możemy bezpiecznie pokazać te części siebie. Decydując się na taką szczerość, dajemy sobie szansę na przejście z raniącej wymiany na otwartą i intymną rozmowę, jednak tylko wtedy, gdy druga strona również jest gotowa na rezygnację z gry.

Intymność, czyli komunikacja, która jest wolna od ukrytych motywów, a nastawiona na otwartość i bezpośredniość, to przeciwieństwo gry psychologicznej. Aby tak rozmawiać, musimy rozpoznać swoje autentyczne uczucia, które są realną odpowiedzią na „tu i teraz”, oraz potrzeby, które – grając – próbujemy zaspokoić nie wprost. Rozpoznanie potrzeby nie oznacza jednak automatycznie, że druga osoba ma obowiązek na nią odpowiedzieć. Pewną sztuką jest – ponownie – rozróżnienie, czego realnie możemy oczekiwać od bliskich w naszym dorosłym życiu, a czym musimy zaopiekować się sami (lub w psychoterapii). Czy Krzysztof ma już nie wychodzić z domu, żeby Patrycja nigdy nie poczuła się samotna? Nie. Czy ma korzystać z nadarzających się okazji, nie zważając na to, co jest możliwe do zaakceptowania dla jego partnerki? Również nie. Nie ma prostej odpowiedzi, gdzie konkretnie leży balans między konfliktowymi oczekiwaniami związanych ze sobą ludzi. Pewne jest natomiast, że dorosły partner nie jest w stanie zaspokoić naszych dziecięcych potrzeb. Zranione w odległej przeszłości pragnienie miłości czy ważności musimy w sobie uznać i opłakać. Pogodzić się z tym, że nic już nie cofnie czasu i nie możemy dostać od rodziców ani innych ważnych ludzi z przeszłości więcej, niż było nam dane. Musimy również uznać to, co otrzymaliśmy. To czasami długa i bolesna ścieżka, ale w jej trakcie rozwijamy w sobie ważną umiejętność – życzliwego kojenia swoich dawnych, niezaspokojonych potrzeb. To otwiera możliwość budowania dojrzałej współzależności w naszych dorosłych relacjach. Takiej, w której ani nie jesteśmy samowystarczalni (bo nie jesteśmy i nie mamy być), ani nie całkowicie zależni.

Każdy ma prawo stosować gry psychologiczne, jeśli tak właśnie chce układać swoje relacje lub gdy nie wie, jak można inaczej. Niełatwo jednak na to przystać. Szczególnie jeśli dotyczy to ludzi, których kochamy i chcemy, by byli w naszym życiu. Możemy wtedy odczuwać silny impuls, by ich „naprawiać”, wyjaśniać, co powinni robić inaczej. To prosta droga do trójkąta dramatycznego. Jak zatem nie dać się wciągnąć? Często pozostaje nam stawianie granic. Przerwanie rozmowy, zmiana tematu, decyzja, które bitwy możemy przegrać, żeby nie wejść w kolejną wojnę. Osoby, które grają z pozycji prześladowcy, będą wkładać słowa w nasze usta, zmieniać znaczenie tego, co mówimy, i oskarżać nas o rzeczy, których nie zrobiliśmy. Osoby w roli ofiary będą wzbudzać w nas poczucie winy lub odpowiedzialności za ich stan, za realne lub wyobrażone krzywdy. Osoby, które często ustawiają się w roli ratownika, będą konstruować sytuacje w taki sposób, żebyśmy czuli się zależni od ich pomocy. Od nas zależy, czy złapiemy haczyk, czy pogodzimy się z tym, że nie przekonamy ich do naszej perspektywy. To moment decyzji, co jest dla nas ważniejsze: jak ktoś inny czuje się w stosunku do mnie, czy jak ja czuję się w stosunku do siebie. Relacja z tą osobą czy relacja ze sobą? Trwanie w trójkącie dramatycznym nie odbywa się bez kosztów. Tracimy w nim nie tylko czas, energię i spokój, ale i szacunek do samych siebie. Dlatego równie ważna jak zdolność budowania dobrych relacji jest umiejętność kończenia tych, które nam nie służą.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version