Donald Tusk jest spokojny i nie boi się o przyszłość koalicji 15 października. Jeszcze zanim wystąpił ze swoim expose wiedział, że uzyskanie wotum zaufania to tylko formalność. Na czwartek zwołał już kolejne posiedzenie swojego rządu.
Czy to oznacza, że w koalicji nastapił spokój? Oczywiście, że nie. Donald Tusk zapewnił sobie przynajmniej tyle, że przez jakiś czas opowiadanie w kuluarach o zmianie premiera nie będzie miało większego sensu.
Dlatego zdecydował się na to rozwiązanie, bo gdyby na przykład PiS zdążyło wcześniej złożyć wniosek o konstruktywne wotum nieufności, to jego koalicyjni partnerzy mieliby więcej narzędzi do szantażu. A tak premier wyjdzie z tego wygrany.
— Dostaje wotum i ma dwa lata spokoju. Oczywiście musi się poukładać wewnątrz koalicji, bo dogadać się w cztery partie jest bardzo ciężko, ale przynajmniej będzie jasność, że ten rząd ma większość w Sejmie. Tyle wystarczy — mówi nam jeden z ministrów.
Wotum zaufania dla rządu Tuska
Po spotkaniu liderów koalicji premier ma już pewność, że nic złego się nie stanie. Nawet poszczególne głosy nawołujące do zmiany premiera nie są przecież głosami za dymisją rządu. W tej chwili koalicja ma sześć głosów przewagi, bo Partia Razem zagłosuje przeciwko rządowi, i tyle powinno wystarczyć, żeby utrzymać rząd.
Ale oczywiście koalicjanci musieli publicznie postawić swoje warunki. Każdy z nich mówi o ustawach, które rząd ma przyjąć i które są dla niego priorytetem, kompletnie ignorując fakt, że jak się nie udało przyjąć ich w zgodzie do tej pory, to się nie uda i przez kolejne dwa lata.
Lewica chce związków partnerskich i ustawy regulującej rynek mieszkaniowy. Do tego dołożyła jeszcze ustawę, która wliczałaby do stażu pracy działalność na JDG czy umowy zlecenia. Tu taki mały haczyk, bo ta ustawa już jest i ma akcept rządu. Ustawa ma nawet datę wejścia w życie i ma zacząć obowiązywać od 1 stycznia. To taka dość typowa technika, żeby pokazac swoją polityczną sprawczość. O proszę, chcieliśmy i jest. Gorzej ze związkami partnerskimi, które cały czas nie mają akceptacji koalicjanta, czyli PSL-u, a w kampanii wyborczej nowy prezydent wyraźnie zadeklarował, że jest zwolennikiem ustawy o statusie osoby najbliższej a nie związku partnerskiego.
Warunki Polski 2050
Polska 2050 też ma listę żądań, a na niej pięć ustaw. Ustawa medialna, antykuwetowa (chodzi o odpartyjnienie spółek Skarbu Państwa), ustawa o asystencji osób niepełnospawnych, zwiększenie nakładów na budowę mieszkań na tani wynajem oraz prawo zakazujące smarfonów w szkołach.
I ponownie — ustawa o asystencji jest w rządowym centrum legislacji i termin przyjęcia przez rząd ma na II kwartał, czyli do końca czerwca, a zatem sukces będzie natychmiastowy. Jeśli chodzi o smartfony w szkołach to projekt jest w Sejmie i przepisy miałyby wejść od 1 września — drugi sukces. Ustawa medialna właśnie wychodzi z resortu kultury. I pyk — kolejny sukces jest. Problemem jest ustawa antykuwetowa, która dotyczy Spółek Skarbu Państwa i mówiąc nieładnie wyczyszczenia ich z polityków i ich pociotków. Aż chciałoby się zapytać, czy dotyczy to także funduszy jak Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska w całości obsadzony przez ludzi ze środowiska Polski 2050. Na razie tutaj rzeczywiście są problemy, bo partie z dłuższą historią i większą liczbą członków nie garną się do przyznania, że upychają swoich w SSP.
Co zrobi PSL?
Polskie Stronnictwo Ludowe jest najbardziej chyba wstrzemięźliwe w ogłaszaniu konkretnych warunków poparcia dla własnego rządu, bo po pierwsze są partią najbardziej doświadczoną w koalicjach różnej barwy i zwyczajnie wiedzą, że to nie ma sensu. Albo są w koalicji albo nie. Do działaczy dotarła ankieta, wynika z niej, że większość nie chce budować w Sejmie nowej większości i po sprawie.
– Jeśli chodzi o stabilność, bezpieczeństwo tego głosowania, nie mam tutaj obaw, jestem spokojny – mówił u Konrada Piaseckiego wicepremier, prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.
Nawet jeśli pojedynczy posłowie nie wezmą udziału w głosowaniu, to i tak niewiele w tej sytuacji zmieni.
Od kilku dni PiS organizowało konferencje prasowe przed resortami, mówiąc o zaniedbaniach Donalda Tuska i jego rządu, ale właściwie nie wiadomo po co, bo nie zmienia to sejmowej większości.
W social mediach pojawiły się także apele do Tuska o dymisję, ale to się w tej chwili nie wydarzy. Donald Tusk ma po prostu najsilniejszy mandat do bycia szefem tego gabinetu i jeśli odejdzie to wtedy, kiedy sam o tym zdecyduje, a nie wtedy kiedy PiS wyprodukuje kilka grafik na platformie X.