Mogli mieć w miarę spokojne życie. Wystarczyło odwrócić głowę. Oni nie odwrócili. Kubanka, Wietnamczyk, konsulowie Chin, Japonii, Salwadoru i egipski lekarz to najbardziej egzotyczni wśród 28 tysięcy Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata

W 1936 roku 17-letni Paul Nguyễn Công Anh opuszcza rządzony przez Francuzów ojczysty Wietnam i wyjeżdża do Nicei. Studiuje fizjoterapię. Tam poznaję przyszłą stomatolog – pochodzącą z Łodzi Jadwigę Alfabet, „Dziunię”. Z miejsca się w sobie zakochują.

Kiedy w czasie wojny Niemcy zaczynają deportację Żydów, głównie do Auschwitz, ukrywa dziewczynę u siebie. Ta – obawiając się ulicznych łapanek – przez dwa miesiące nie wychodzi z domu. Paul sporo ryzykuje – w przypadku wykrycia może nie grozi mu śmierć na miejscu, ale zsyłki do obozu koncentracyjnego raczej nie uniknie. Para bierze ślub. „Dziunia” nie zostaje jednak panią Nguyễn. Mąż załatwia jej „lewe” papiery, wedle których jest Francuzką o nazwisku Masson. Paul ukrywa też rodzinę żony, która kilka lat wcześniej wyprowadziła się z Łodzi do Francji.

Jesień 1943 r. Po Nicei i okolicach grasują ludzie Aloisa Brunnera, przybocznego Adolfa Eichmanna – architekta przemysłowego ludobójstwa Żydów. Nguyễn organizuje ucieczkę do Szwajcarii. Żeby dotrzeć do granicy, muszą pokonać kilkaset kilometrów, ale udaje im się. Zanim Nguyễn – na wniosek żony i urodzonych już po wojnie dwóch córek – w 2007 r. otrzyma tytuł Sprawiedliwego, francuskie władze przyznają mu Order Narodowy Legii Honorowej.

Po raz pierwszy medal Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata przyznano 19 marca 1963 r. Do dziś otrzymali go przedstawiciele aż 51 narodowości. To znacznie więcej niż krajów, w których Niemcy uruchomili machinę Zagłady. Po jednym Sprawiedliwym mają: Kuba, Japonia, Wietnam, Salwador, Gruzja, Turcja, Irlandia, Ekwador oraz Luksemburg, Czarnogóra i Egipt. Wojska niemieckie okupowały tylko trzy ostatnie. Co prawda Japonia należała do Państw Osi, a ówczesny dyktator Salwadoru był zapatrzony w Hitlera, ale nie przeprowadzano tam eksterminacji Żydów. Ba, trudno w ich przypadku w ogóle mówić o zagrożonym śmiercią prześladowaniu (wyjątkiem jest Czarnogóra, będąca wtedy częścią Jugosławii, w której od lata 1941 r. realizowano plan eksterminacji).

Opuściła Kubę jako dwudziestokilkulatka. W poszukiwaniu lepszego życia zamieszkała w Paryżu, gdzie szyła kapelusze. Wyszła za mąż za Żyda o bułgarskich korzeniach, który szybko zmarł. Kiedy wybuchła wojna, Ámparo nie tylko ukrywała ich syna, Charlesa. Pomogła także członkom rodziny zmarłego męża oraz niespokrewnionej z nią nastolatce. Dorywczo organizowała też pomoc innym osobom. Dzięki jej ofiarności wszystkim udało się przeżyć wojnę.

W zamożnym Luksemburgu był deputowanym w krajowym parlamencie i miejskim radnym. Do tego prowadził praktykę adwokacką. Wysportowany, wysokie czoło, kruczoczarne włosy, w jego wzroku jest spokój i zdecydowanie. Rocznik 1902. Victor Bodson mógł wieść spokojne i dostatnie życie. Wystarczyło odwrócić głowę. Wybrał ciągły strach. Przez siedem lat pomagał Żydom uciekającym z Niemiec przed coraz bardziej brutalnymi prześladowaniami.

Yad Vshem przestrzega przed wartościowaniem Sprawiedliwych

Żeby przekroczyć granicę między III Rzeszą a Luksemburgiem, wystarczyło pokonać rzeczkę Sûre o szerokości co najwyżej 50 metrów i odnaleźć dom Bodsona w przygranicznym Steinheim. Brzmi banalnie. Problem w tym, że niemal każdy mógł donieść władzom o wyjętych spod prawa uciekinierach.

Żydzi, którzy trafili do Victora Bodsona, zawsze mogli liczyć na jedzenie i suchą odzież. Potem rozwoził uciekinierów do wcześniej zorganizowanych kryjówek, np. starych chałup stojących pośrodku gęstego lasu. Specjalnie w tym celu przerobił samochód w taki sposób, że mógł nim ukryć grupę osób.

Od 1933 r. uratował co najmniej stu Żydów. To ogromna liczba, szczególnie biorąc pod uwagę, że w czasie kilkuletniej okupacji Luksemburga naziści zamordowali ich tam około 2 tys.

W czasie Zagłady w wielu przypadkach jedyną szansą ucieczki przed komorą gazową było opuszczenie rodzinnego kraju. Zanim następowało ekstremalnie ryzykowne przekroczenie granicy, potrzebny był nie mniejszy trud – zorganizowanie dokumentu poświadczającego obywatelstwo państwa, do którego Niemcy pozwalali wyjechać (np. ze względu na jego neutralny status) oraz wiz (nierzadko kilku). Wtedy nieodzowni stawali się dyplomaci państw trzecich. Narażając się Niemcom i władzom własnego kraju, ryzykując kariery i własne życie, zaczęli na masową skalę wystawiać dokumenty umożliwiające Żydom ucieczkę.

Chiune-Sempo Sugihara – konsul Japonii na Litwie – wydał 2,1-3,5 tys. wiz wbrew instrukcjom własnego rządu. By poszerzyć pomoc, wtajemniczył w proceder grupkę zaufanych, która jednak nie znała języka japońskiego. Część dokumentów zawierała więc sporo błędów, ale pogranicznicy poza Japonią nie mieli o tym pojęcia i przepuszczali Żydów przez kolejne granice.

Rekordzistą w pomocy „dyplomatycznej” był José Arturo Castellanos z Salwadoru. Przedstawiciel jednego z najmniejszych krajów świata przeprowadził jedną z największych akcji ratunkowych w dziejach II wojny światowej.

Prześladowania Żydów obserwował jeszcze przed wojną, będąc konsulem w Hamburgu. Od końca 1941 r. pełnił tę samą funkcję w Genewie. Wtedy – mimo wyraźnego zakazu swojego MSZ oraz faktu, że policja od początku deptała mu po piętach (kilka razy była o krok od zatrzymania Castellanosa) – uruchomił pomoc na jak najszerszą skalę. Wystawianie salwadorskich paszportów nie wchodziło w grę. Niemcy mogli łatwo odkryć ich nie do końca legalne pochodzenie. Do tego działanie wbrew własnemu rządowi niechybnie skończyłoby się utratą statusu dyplomaty i zakończyło akcję ratunkową. Zdecydowano się na masową produkcję dokumentów poświadczających obywatelstwo (także bez zgody salwadorskiego rządu) – znacznie trudniejszych do weryfikacji. Wraz z grupą współpracowników Castellanos przekazał Żydom z Węgier, Rumunii, Francji, Austrii i Polski aż 25-30 tys. dokumentów.

Od kilku lat w polskich mediach przewija się nieprawda, jakoby José Arturo Castellanos był szeregowym członkiem tzw. Grupy Berneńskiej, której liderem był Aleksander Ładoś. Ten najwyższy rangą polski dyplomata w Szwajcarii koordynował akcję produkcji paszportów krajów Ameryki Łacińskiej, które rozdawano europejskim Żydom. Dzięki nim gros z nich nie trafiło do komory gazowej, ale do obozu dla internowanych. Grupa Berneńska przekazała potrzebującym około 4 tys. dokumentów, z czego 3 tys. otrzymała od konsula Salwadoru. José Arturo Castellanos działał więc na znacznie większą skalę.

Z równie dużym rozmachem pomagał Portugalczyk Aristides de Sousa Mendes. Przez zaledwie pół roku służby konsularnej we francuskim Bordeaux mógł wydać nawet 30 tys. wiz tranzytowych, zwiększając szansę na przeżycie Holocaustu Żydom z krajów Beneluksu i Europy Środkowej (dostali je m.in. Julian Tuwim czy Antoni Słonimski). W ojczyźnie Mendesa rządziła wtedy nacjonalistyczna i autorytarna dyktatura. Kiedy jego niesubordynacja wyszła na jaw, wyrzucono go z pracy i pozbawiono emerytury. Zmarł w nędzy i zapomnieniu. Tytuł Sprawiedliwego przyznano mu dekadę po śmierci.

Podobne mechanizmy – ale na znacznie mniejszą skalę – wykorzystywali m.in.: konsul Chin w Wiedniu Feng-Shan Ho, ekwadorski dyplomata stacjonujący w Sztokholmie Manuel Antonio Munoz Borrero, reprezentujący Hiszpanię Eduardo Propper de Callejon (we Francji) i Sebastián de Romero (w Grecji), szwedzcy konsulowie we Włoszech (Elow Kihlgren) i na Węgrzech (Raoul Wallenberg) czy Selahattin Ülkümen, który na greckiej wyspie Rodos pełnił funkcję konsula Turcji i do dziś jest jedynym reprezentantem swojego kraju w gronie Sprawiedliwych.

Doktor medycyny, urolog, jedyny Arab wśród Sprawiedliwych i jedyny w tym gronie przedstawiciel Afryki. Tuż po I wojnie światowej pochodzący z Egiptu Helmy kształcił się w Berlinie, gdzie zamieszkał i pracował również po studiach. Był świadkiem zwolnienia ze szpitala (wówczas im. Roberta Kocha, obecnie Moabit) wszystkich żydowskich lekarzy. Jego wyrzucono z pracy z „dopiero” 1938 r. Pozostał w Niemczech, poddając się – jako nie-aryjczyk – różnym szykanom (co najmniej dwukrotnie był aresztowany). Kiedy naziści zaczęli deportować Żydów ze stolicy Niemiec, Egipcjanin organizował im pomoc. Część ukrywał u siebie, dla innych znajdował kryjówki u przyjaciół bądź wyłudzał zaświadczenia o ich rzekomym islamskim wyznaniu. Decyzja o przyznaniu doktorowi medalu Sprawiedliwych zapadła w 2013 r. Pracownicy Yad Vashem skontaktowali się z rodziną Egipcjanina mieszkającą w Kairze, ale ci stanowczo odmówili odebrania wyróżnienia. Dopiero kolejna krewna Helmy’ego zdecydowała się go przyjąć.

Podobne sytuacje zdarzają się regularnie. Z powodu skromności ratujących („każdy na moim miejscu zrobiłby to samo”), przez wewnątrzrodzinne spory, po przyczyny ideologiczne (np. antysemityzm potomków ratujących).

Przez 61 lat wyróżnienia otrzymało 28,2 tys. osób. Najwięcej Polaków (7,2 tys.) i Holendrów(6 tys.). A propos statystyk… Pracownicy Yad Vashem co rusz przestrzegają przed uproszczeniami, do których może doprowadzić porównywanie samych liczb. Bo jak ocenić, kto narażał się bardziej? Samotna warszawianka Jadwiga Piotrowska, która we własnym domu przechowała około 15 żydowskich dzieci w otoczeniu nieprzychylnych sąsiadów, czujnego dozorcy, grasujących po okolicy szpicli i niemieckich patroli. Czy może Alicja Battenberg – prawnuczka królowej Wiktorii, księżna Grecji i Danii – ukrywająca troje członków rodziny byłego greckiego parlamentarzysty w czasie, kiedy w Atenach trwało gorączkowe polowanie na Żydów. A Hedwiga Porschütz – prostytutka z Berlina, chowająca „tylko” bliźniaków Bernstein w swoim mieszkaniu na Alexanderplatz, a więc w samym centrum nazistowskiej stolicy? A może jednak holenderscy robotnicy, którzy organizowali masowe strajki, zatrzymując pracę fabryk, kiedy SS-mani chcieli aresztować ich żydowskich współpracowników?

Pierwszym odznaczonym przez Yad Vashem był… Niemiec. Stuprocentowy aryjczyk urodzony w Monachium. Z zawodu stolarz.

Już w 1933 r., niedługo po dojściu Hitlera do władzy i otwarciu pierwszych obozów koncentracyjnych, Ludwig Wörl rozdawał ulotki informujące o dramatycznie złych warunkach, w jakich przetrzymywano tam więźniów. W zamian za to naziści skazali go na odsiadkę w Dachau (pierwsze dziewięć miesięcy spędził w ciemnej celi). Stamtąd trafił do KL Auschwitz, gdzie nadano mu numer 132929 i wysłano do pracy w ambulatorium. Mimo nacisków SS-manów fałszował dokumentację medyczną, by uchronić Żydów od komór gazowych; nielegalnie podawał im leki oraz organizował narzędzia do przeprowadzania zabiegów. Kiedy zorientowano się, że Wörl sabotuje „akcję Reinhardt”, umieszczono go w izolatce, później karnie oddelegowano do podobozu Günthergrube. Tam – jako kapo – starał się chować chorych więźniów, by inni strażnicy nie zagonili ich do wyniszczającej pracy w kopalni węgla. Pilnował też, by podlegli mu Żydzi otrzymywali odpowiednie racje żywnościowe. Uchronił przed śmiercią kilkaset osób.

Pierwszymi Polakami, którzy otrzymali medal Sprawiedliwych (jak Wörl w 1963 r.), było małżeństwo Tadeusza i Antoniny Czeżowskich oraz ich córka Teresa. Kiedy w czerwcu 1941 r. Niemcy zajęli Wilno, zaczęli działać na rzecz ciemiężonych Żydów. Najpierw szmuglowali do getta żywność. Później ukryli w swoim domu ośmioro jego mieszkańców. Zdecydowali się na ten krok mimo zagrożenia ze strony antysemicko nastawionych sąsiadów. Z czasem dla swoich podopiecznych uzyskali fałszywe kenkarty, dzięki czemu przenieśli się na mniej niebezpieczną wieś. Wtedy Czeżowscy w swoim domu zaczęli ukrywać kolejnych Żydów. Uratowali łącznie kilkanaście osób i dotrwali do końca wojny.

Działające od 1953 r. Yad Vashem to izraelski instytut państwowy, w skład którego wchodzą m.in. mauzoleum pamięci 6 mln ofiar Holokaustu, centra badawcze i edukacyjne, archiwum, biblioteka i muzea. Ma upamiętniać, dokumentować oraz badać i uczyć na temat Zagłady.

Dziesięć lat po powstaniu YV ustanowiło medal Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Powołano komisję, która do dziś ma wyłączne prawo decydowania, kto z nie-Żydów spełnił kryteria (czyli np. ratował Żydów wyłącznie z pobudek humanitarnych, nie dla zysku). Na jej czele stoi sędzia izraelskiego Sądu Najwyższego, a reszta członków – by nie musieli bać się nacisków czy autocenzury – pozostaje anonimowa.

Każdy wyróżniony otrzymuje medal i dyplom. Początkowo w ogrodzie instytutu sadzono mu też drzewko. Dziś – ze względu na brak miejsca – nazwiska kolejnych Sprawiedliwych dopisuje się na tablicy ustawionej w ogrodzie.

Maciej Cnota jest doktorantem Centrum Badań nad Zagładą Żydów Polskiej Akademii Nauk, bada działalność konspiracyjnych organizacji pomagającym Żydom w czasie II wojny światowej

Przy tworzeniu artykułu korzystałem z: M. Grynberg „Księga Sprawiedliwych”; D. Kranzler „The Man Who Stopped the Trains to Auschwitz”, R. Hilberg „Zagłada Żydów europejskich”; czasopismo „Zagłada Żydów. Studia i materiały”; archiwum Yad Vashem

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version