Mrożące krew w żyłach doniesienia o tym, że Jarosław Kaczyński „wdeptał w ziemię” i potwornie upokorzył profesora Ryszarada Legutkę, nie dają mi spokoju od kilku dni. Choć nie powiem, żebym nadmiernie empatyzował z Legutką i cierpiał, że Legutki zabraknie w Parlamencie Europejskim.

Profesor Legutko to słynny inteligencki zaciąg PiS, obok profesora Zdzisława Krasnodębskiego, równie jak Legutko inteligenckiego i równie nieprzejednanego w walce z Unią Europejską. Obaj ci dżentelmeni to jeszcze przez chwilę posłowie do Brukseli, a wręcz prominentne postaci europarlamentu, bo Legutko to współprzewodniczący Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, a Krasnodębski to były wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego.

Teraz okazuje się, że profesor Legutko, wcześniej heroicznie walczący na belgijskiej ziemi z terrorem Unii Europejskiej, już nie będzie miał wsparcia Naczelnika w zbliżających się wyborach. W jego miejsce Kaczyński wyśle Dominika Tarczyńskiego, jednego z najbłyskotliwszych, obok Przemysława Czarnka, absolwentów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Wyobraźcie sobie, że jesteście krakowskim inteligentem, całe życie czytającym greckich filozofów, ale zostajecie wyrzuceni na śmietnik historii i zastąpieni przez faceta, który Lecha Wałęsę wyzywał na solówę, szczekał na posłankę Platformy Obywatelskiej, a także sprowadzał do Polski stygmatyczkę Myrnę Nazzour z Syrii, której osobiście objawiła się Matka Boska, a także wskrzeszającego umarłych księdza Bashoborę z Ugandy. Specjalistę od Platona i Arystotelesa zastąpi specjalista od prawa kanonicznego, wielbiciel luksusu i naturalnych futer, gość o ksywie Jenot. Znamienna to zmiana – zamiast Platona Bashobora, zamiast Sokratesa mistyczka Nazzour, która namaściła kiedyś Andrzeja Dudę, a jakby tego było mało, to także Ryszarda Czarneckiego. Spodziewajcie się, że w nieokreślonej przyszłości zajmę się duchową drogą Myrny Nazzour, bo niewykluczone, że to dzięki niej Duda został prezydentem.

Najwidoczniej Legutko nie wyznawał odpowiednio głośno kultu jedynego boga, w jakiego wolno wierzyć, mianowicie Kaczyńskiego, naszego Zeusa

Legutko przez długie lata badał myśl sokratejską, Sokratesowi poświęcił dzieło „Filozofia męża sprawiedliwego”, a teraz Legutce prezes kazał wypić cykutę, jak temu wielkiemu Grekowi kazał sąd ludowy, za to, że Sokrates wyznawał niesłusznych bogów, a także za demoralizowanie młodzieży. Jeśli idzie o demoralizowanie młodzieży, to zasługi Legutki w tej kwestii nie są mi znane, ale najwidoczniej Legutko nie wyznawał odpowiednio głośno kultu jedynego boga, w jakiego wolno wierzyć, mianowicie Kaczyńskiego, naszego Zeusa.

Legutkę wyrafinowany komentator Łukasz Warzecha nazwał „subtelnym intelektualistą”, ubolewając, że Naczelnik zamienił go na „wrzaskliwego chamusia”. Pozwolę sobie dodać, że każdy zamordyzm ma jakichś subtelnych intelektualistów na usługach i są to usługi czynione z żarliwością i dobrowolnie. Iluż to subtelnych intelektualistów zapatrzyło się bałwochwalczo w tyranów, tak jak Legutko, Kransodębski i Andrzej Nowak zapatrzyli się w Kaczyńskiego. W Kaczyńskim owi subtelni intelektualiści zobaczyli twardego przywódcę, który innych intelektualistów weźmie za twarz. A teraz szok i niedowierzanie – Legutko zdruzgotany, Nowak rozczarowany, co z Krasnodębskim, chwilowo nie wiemy.

Od kilku dni studiuję dogłębnie broszurę z tekstem Legutki „Pan i niewolnik. Czego nas uczy Arystoteles” wygłoszonym, a jakże!, na KUL. Niełatwa to lektura, mimo iż krótka, no ale zrozumiałem już, że różnica między panem a niewolnikiem jest taka, że ten pierwszy posiada logos (czyli najprościej tłumacząc „słowo”), a niewolnik logosu nie posiada. Otóż Kaczyński posiada logos, a Legutko, ile by dzieł o Grekach napisał, ilu wykładów o starożytnych myślicielach wygłosił, ile retorycznych popisów w Parlamencie Europejskim dał zdumionej publiczności – logosu nie posiada, albowiem jest niewolnikiem swego pana.

„Arystoteles pisał, że władza pana nad niewolnikiem jest władzą despotyczną, a więc że pan dysponuje niewolnikiem jako swoją własnością, natomiast odwrotna zależność jest niemożliwa. Niewolnik nie może dysponować panem i uczynić go swoją własnością” – wykłada nam Legutko w swym tekście. Wszystko to wiedział doskonale subtelny intelektualista, a jednak był wstrząśnięty i zdruzgotany, gdy Kaczyński, korzystając ze swojej władzy pana nad niewolnikiem, skopał Legutkę i na jego miejsce wstawił „Jenota”. Było tyle czytać Arystotelesa, skoro nic się z niego nie zrozumiało, mimo iż tak mądrze się o nim pisało? Było dobrowolnie zaciągnąć się na galery, żeby wiosłować w rytm wybijany przez Kaczyńskiego? Nie lepiej było w krakowskim zaciszu drążyć dalej starożytnych filozofów i zachować w sobie odrobinę godności?

Biedny Legutko zasiadał w Europarlamencie od piętnastu lat, piętnaście lat poświęcił na walkę o dobre imię Polski, to znaczy dobre imię Prawa i Sprawiedliwości, piętnaście lat zamiast dzień w dzień studiować Platona, sławił codziennie Prezesa. Siedział w ohydnej Brukseli i wyklinał na Unię Europejską, z obrzydzeniem pobierał pensję w znienawidzonej walucie, a tu taka niewdzięczność!

Tuż po rozjechaniu na płask Legutki przez Kaczyńskiego profesor Andrzej Nowak, sławny historyk, również z Krakowa, i nie mniej subtelny intelektualista, opublikował pełen goryczy list do Kaczyńskiego, gdzie zarzuca swojemu idolowi, że ten nie sprostał wielkiej odpowiedzialności, że nie złożył dymisji z prezesowania, a wszak „gotowość do odejścia jest miarą dojrzałości”. Czyżby Nowak sugerował Kaczyńskiemu niedojrzałość? Polityczną czy może mentalną? A może to Nowak, mimo jakże dojrzałego wieku, mimo napisania sterty książek, w tym wielotomowej historii Polski, sam jest niedojrzały emocjonalnie, skoro przez tyle lat pokładał nadzieje w Kaczyńskim? Nowak żali się, że już osiem lat temu sugerował Naczelnikowi ustąpienie, ale Naczelnik nie posłuchał. A czemu miałby pan słuchać niewolnika, że nawiążę do Arystotelesa w ujęciu Legutki? Sugerować Kaczyńskiemu, żeby oddał prezesowanie Czarnkowi, co Nowak czyni – to mógł wymyślić tylko subtelny intelektualista.

Subtelny intelektualista Legutko oddaje zatem pole Tarczyńskiemu, subtelny intelektualista Nowak domaga się abdykacji Kaczyńskiego i wstąpienia na tron Czarnka, najwyraźniej mamy koniec świata subtelnych intelektualistów, skoro ci godzą się na przywództwo Czarnków i Tarczyńskich. Mój Boże, subtelni zwolennicy dobrej zmiany i filozofowie Zjednoczonej Prawicy są rozczarowani Kaczyńskim! Dla Nowaka Kaczyński był za łagodny, dla Legutki za okrutny, nie dogodzi człowiek tym intelektualistom, szczególnie krakowskim.

Jeszcze niedawno profesorowie Bladaczkowie w uniesieniu wołali: „Dlaczego, gdy słuchamy heroicznych, spiżowych strof Kaczyńskiego, wzbiera w nas poryw? Zachwycamy się Kaczyńskim, gdyż wielkim politykiem jest! Zapamiętajcie to sobie, bo ważne! Dlaczego kochamy? Bo jest wielkim politykiem! Obdarzamy go czcią, ponieważ wieszczem jest! Kaczyński, Kaczyński, Kaczyński, mesjanizm, Chrystus Narodów, znicz, ofiara, czterdzieści i cztery, natchnienie, cierpienia, odkupienie, bohater i symbol!”. A teraz płacz, rozczarowanie, gorycz i rozpacz. Może ci subtelni intelektualiści, ci profesorowie filozofii i historii zasługują najzwyczajniej na to, żeby nimi już nie Kaczyński rządził, ale Czarnek z Tarczyńskim?

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version