Wybory prezydenckie w niedzielę w długi majowy weekend to byłby ewenement w historii III RP. Formalnie nie ma przeszkód. Marszałek Szymon Hołownia tego terminu nie wykluczył. – Ludzie się wściekną, jeśli zepsuje im ten weekend – mówi jeden ze sztabowców. Inni uważają, że grając terminem, Hołownia chce postraszyć Donalda Tuska.
Wybory prezydenckie mogą się odbyć w 4, 11, 18 lub 25 maja 2025 r. A dwa tygodnie – wszystko na to wskazuje – będzie druga ich tura. Szymon Hołownia w „Rzeczpospolitej” powtarzał niedawno te terminy jako możliwe – nie wykluczył też tego pierwszego. O 4 maja powiedział, z pewnym sceptycyzmem, zdawkowo: – Jak zaczyna się igrać z frekwencją, to można się doigrać.
Marszałek się droczy
Sugestie Szymona Hołowni – co prawda zdystansowane, ale też niewykluczające ostatecznie tego terminu – są w Platformie Obywatelskiej postrzegane jako droczenie się. – Pan marszałek bardzo dużo mówi i czasami zmienia zdanie – słyszymy w otoczeniu Rafała Trzaskowskiego. Wybory w długi weekend są uznawane jednak – nawet przy dużej zmienności marszałka – za bardzo mało prawdopodobne.
W Platformie Obywatelskiej i w otoczeniu samego Rafała Trzaskowskiego słowa Hołowni traktowane z dużym dystansem. Jeszcze w listopadzie marszałek Szymon Hołownia obiecał, że termin wyborów chciałby ogłosić jak najwcześniej – już 7 stycznia. Potem jednak okazało się, że się pospieszył i dopiero 14 stycznia – z uwagi na stan klęski żywiołowej ogłoszony w południowozachodniej części kraju po powodzi – będzie mógł wydać zarządzenie o rozpisaniu tych wyborów.
– Wybory w długi weekend majowy to nie jest pomysł, który warto brać na poważnie. Serio, nikt nie robi w takich momentach wyborów – mówi człowiek z Platformy.
Inny dodaje: – Wtedy ludzie przecież wyjeżdżają, a nie myślą o wyborach. Taki termin byłby bardzo, bardzo dziwny i po ludzku niezrozumiały dla wyborców. No bo jak wyjaśnić, że im ktoś chce utrudnić życie?
Teoretyczny zysk dla PiS
Teoretycznie wybory w majowy weekend mogłyby pomóc kandydatowi PiS Karolowi Nawrockiemu. Jego elektorat na majówki rzadziej wyjeżdża w czasie weekendu. Ponadto elektorat ten jest bardziej przywiązany do świąt.
– Każdy odbierze termin wyborów w długi weekend majowy jako lepszy dla PiS niż dla PO. Szymon Hołownia może trochę postraszyć Donalda Tuska za to, jak nim poniewierał przez ten rok – śmieje się człowiek z PiS. Ale też nie spodziewa się, że finalnie Hołownia wskazałby na pierwszy weekend maja.
– Nikt nie robił wyborów w długi weekend, bo to obniża frekwencję. Zwłaszcza ludzie z dużych miast wyjeżdżają. Ale oni zadadzą sobie trud, by pobrać zaświadczenia z urzędów i będą głosować w swoich rodzinnych stronach. Wcale nie musi to więc pomóc PiS-owi – dodaje rozmówca z tej Jarosława Kaczyńskiego.
Głosowanie za granicą byłoby o wiele trudniejsze.
Takie utrudnienie głosowania mogłoby jeszcze napędzić wyborców Rafałowi Trzaskowskiemu w II turze, bo ci, którzy nie mogli zagłosować za pierwszym razem, już na dogrywkę by się zmobilizowali. – Dla Platformy Obywatelskiej krótka kampania byłaby lepsza niż rozwleczona. Wiadomo, że Karol Nawrocki dopiero buduje swoją rozpoznawalność i goni Trzaskowskiego. Im krótsza kampania, tym mniej czasu na dogonienie go – mówi człowiek z PiS.
Obosieczny miecz Hołowni
Dla samego Szymona Hołowni – który już ogłosił swój start jako kandydat Trzeciej Drogi (PSL i Polski 2050) – tylko na pierwszy rzut oka ten termin może wydawać się sprzyjający. Elektorat marszałka i Trzeciej Drogi topnieje, więc przy mniejszej liczbie oddanych głosów mógłby dać więcej punktów procentowych. Teoretycznie.
Z drugiej strony wyborcy Trzeciej Drogi i Hołowni to nie jest elektorat silnie zmobilizowany. Spadek frekwencji mógłby więc w sporej wynikać z właśnie z absencji jego własnych wyborców. Termin wyborów w długi weekend majowy to więc broń obosieczna. I gdyby Hołownia wskazał właśnie na 4 maja to – jak stwierdził – mógłby się sam doigrać.