Co trzeba zrobić, żeby zostać memem? Innymi, mniej skrótowymi słowy: ile wysiłku trzeba włożyć w budowanie własnego wizerunku, ażeby stał on się dla współobywatelek i współobywateli źródłem bezpretensjonalnej radości, biorącej się z tego, że najbardziej nas śmieszą żarty niezamierzone, wydarzające się przypadkiem?
Czy w ogóle to, o czym piszę, nie jest wewnętrznie sprzeczne? Jak uzyskać efekt spontaniczności i tej specyficznej vis comica, która sprawia, że każdy, najdrobniejszy nawet gest człowieka mema doprowadza szerokie masy społeczeństwa do paroksyzmów radości? Czasem bywa to śmiech przez łzy, zwłaszcza kiedy się pomyśli o tym, że ta najzabawniejsza osoba pełni na przykład kluczową polityczną rolę w naszym państwie. Że, dajmy na to, całkiem hipotetycznie, mieszka w pałacu. Albo że jest naczelnym zwierzchnikiem sił zbrojnych. Jednak to wcale nie pomaga, skoro nawet poważne słowo „prerogatywa” można podać tak, że my, naród, zaczniemy boki zrywać. I okazuje się, że chociaż podobno my, Polki, Polacy, osoby polskie, jesteśmy z natury poważni, a nawet lekko smutni, a typowy polski uśmiech wygląda tak :-|, to istnieją rzeczy, które działają na nas mocniej niż łaskotki.
Wiele osób uważa, że Jarosławowi Kaczyńskiemu powinęła się jego prometejska noga (czy w ogóle istnieje coś takiego?), kiedy postanowił ponowić manewr i po raz drugi własnoręcznie ulepić z gliny kandydata na prezydenta, a następnie tchnąć w niego ogień politycznej walki. Wciąż spotykam się z komentarzami, że mimo wszystko Karol Nawrocki nie powtórzy sukcesu Andrzeja Dudy, ponieważ brakuje mu wielu istotnych kwalifikacji. Cóż, trudno dogodzić wszystkim i spełnić nawał oczekiwań, ale chciałam nieśmiało zaznaczyć, że Karol Nawrocki posiada pewne umiejętności, którymi przewyższa aktualnie nam panującą głowę państwa. Oprócz tego, że wyciska na siłowni więcej, biega szybciej, jedną ręką potrafi unieść karton z milionem podpisów pod swoją kandydaturą, to na dodatek udało mu się osiągnąć status memiczny o wiele wcześniej i bardziej brawurowo.
Postanowiłam przyjrzeć się prostemu pytaniu: kto właściwie popiera Karola Nawrockiego? Bez obaw, nie będę się tu odwoływać do nudnych i niepewnych sondaży. Po pierwsze, Karol Nawrocki miał być „obywatelski” – ten kopernikański pomysł prezesa powinien był w zamyśle sprawić, że nie przyklei się do pretendenta nic ze smrodu unoszącego się nad partią PiS. Niestety, dość szybko okazało się, że pan Karol nie wyrabia normy i nie tylko nie zyskuje, ale wręcz traci, ponieważ jego poparcie było (i wciąż jest, przepraszam, odbiło mi się sondażem) niższe niż poparcie dla partii, z którą pozostaje w relacji z gatunku „to skomplikowane”. Żeby to uprościć, prezes Kaczyński podczas niedawnej konferencji programowej jasno powiedział, że popiera własnego kandydata i że ta „obywatelskość” to był trochę żart, zarzucił mu nałęczkę na głowę i jasno wyznał, że jego ci on.
W trakcie kampanii pan Karol podobnie jak inni kandydaci postanowił ubiegać się o poparcie różnych, niejednokrotnie egzotycznych grup społecznych, np. sołtysów albo kobiet. Nie widziałam żadnego plakatu z sołtysami, ale pojawiły się w sieci zdjęcia „kobiet popierających Nawrockiego”. Niestety dość szybko okazało się, że rzekome fotografie zostały wygenerowane przez sztuczną inteligencję (więcej m.in. na portalu demagog.pl), co dało się poznać po dość istotnych brakach lub nadmiarach w ich członkach oraz po swobodnie unoszących się nad nimi parasolkach, zawieszonych w powietrzu, jakby nie było grawitacji. Panie mają na sobie pastelowe sukienki, są ładne, szczupłe, mają długie włosy i wydają się sympatyczne, szkoda że nie istnieją. Bardzo czekam na zdjęcie sołtysów, oby byli barczyści co najmniej jak „Wielki Bu”, którego pełne poparcia zdjęcie z Karolem Nawrockim obiegło internet i choć dość szybko znikło z oficjalnych profili, to przecież z sieci się nie da niczego wykasować, a Joński ze Szczerbą mówią brzydkie rzeczy.
Dlatego najlepszym wyjściem jest gorąco poprzeć samego siebie: Karol Nawrocki pod pseudonimem Tadeusz Batyr napisał książkę o gangsterze „Nikosiu”. Sam się na siebie powołał, sam siebie zacytował, sam sobie podziękował i się wychwalił pod niebiosa. Wiadomo, że nikt cię tak nie pokocha, jak ty sam siebie, dlatego z czystym sumieniem wszystkim państwu polecam doskonałe felietony, które co tydzień do „Newsweeka” pisze dr Katarzyna Kasia, jestem pod wielkim wrażeniem odwagi i bezkompromisowości tej autorki, i oczywiście w nadchodzących wyborach ma ona mój głos.
