Choć Antarktyda może nam się kojarzyć z wieczną zmarzliną, to ok. 1 proc. jej powierzchni nie jest pokryta lodem. To właśnie w pobliżu takiego obszaru znajduje się Lodowiec Taylora, z którego do zamarzniętego Jeziora Bonney wypływa „krwawy wodospad”.

Rdzawy wybryk natury odkryto w 1911 r. Dokonał tego Thomas Griffith Taylor, a jego nazwiskiem nazwano nie tylko lodowiec, ale także całą dolinę na Ziemi Wiktorii na Antarktydzie Wschodniej. Jednak to właśnie ten jeden czerwonawy fragment od lat najbardziej fascynuje świat nauki (i nie tylko nauki).

Badacze nie wyprawiają się jednak na Antarktydę tylko po to, aby oglądać „krwawy” lodowiec. Odkryto już np. że w jego czole mieszka aż 17 rodzajów mikroorganizmów, głównie nicieni i innych bezkręgowców.

Są to tzw. kriofile żyjące w niskich temperaturach. Na Antarktydzie, gdzie termometry potrafią pokazywać nawet -60 stopni, inne stworzenia raczej nie mają szans na przetrwanie. Te jednak jakoś dają sobie radę. I szczególnie fascynują naukowców, bo pozwalają myśleć, że na Marsie czy Europie (księżyc Jowisza), gdzie temperatura spada poniżej -100°C, też może istnieć takie życie.

Jednak podstawowym pytaniem, które zadajemy sobie, patrząc na „krwawe wodospady” jest to, jak one w ogóle powstały. Jak to możliwe, że z natury biały lub błękitny lodowiec w tym miejscu stał się czerwony? Odpowiedź drzemie w wodzie i jej składzie.

Gdybyśmy podeszli do takiego wodospadu, moglibyśmy zdziwić się nie tylko kolorem, ale także faktem, że spod lodowca wypływa… woda. Woda – dodajmy – o temperaturze ok. -5°C. Jak to możliwe, że woda na Antarktydzie płynie, a nie zamarza, mimo ujemnej temperatury?

Sekretem jest jej bardzo wysokie zasolenie, które obniża temperaturę zamarzania. Jest też kolejnym tropem w rozwiązaniu zagadki krwawego lodowca. Pokrywa lodowa składa się bowiem z wody słodkiej, nie słonej. To oznacza, że słona woda jest ukryta pod bryłą lodu. Wypływając spod lodowca, zawarte w niej żelazo ulega utlenieniu i, jak to żelazo, rdzewieje.

Oto właśnie sekret „krwawych” wodospadów Lodowca Taylora. To nie krew, a ukryta pod lodem pradawna słona woda, która rdzewieje po wypłynięciu na powierzchnię. Stąd właśnie pomarańczowo-czerwona barwa.

Teoria o utlenianiu żelaza zawartego w podlodowcowej wodzie dominowała w świecie nauki przez lata. Jednak badacze z Johns Hopkins University w 2023 r. postanowili ją doprecyzować. Z ostatnich badań wynika, że woda z „krwawego” wodospadu nie jest taka, jak wcześniej sądzono.

Zdaniem amerykańskich badaczy sekretem koloru lodowca nie jest więc samo żelazo, ale całe nanocząstki, których pełna jest pradawna woda zamknięta pod lodowcem. Nie są to zwykłe minerały – mają inną strukturę i można je wykryć tylko dzięki specjalnemu sprzętowi. I tu wracamy do zimnolubnych organizmów, które w nim odkryto.

„Pradawne wody pod lodowcem, pełne żelaza i soli, są siedliskiem bakterii, które prawdopodobnie nie zmieniły się od wieków”. Badacze twierdzą, że to właśnie wspomniane nanocząstki, ukryte obok prehistorycznych bakterii, są prawdziwym sekretem „krwawego lodowca”.

Co równie ciekawe, według Liviego przypadek nanocząstek z Antarktydy jest powodem, dla którego nie znaleziono jeszcze życia np. na Marsie. Sprzęt, który jest wysyłany do badania kosmosu nie ma odpowiedniej aparatury i dopiero dokładne zbadanie próbek na Ziemi może dać nam pełny obraz teoretycznego życia w kosmosie.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version